ďťż
Indeks Rzyg kulturalnyŻniwo Dusz - Epizod 1 [komiks] Mojego autorstwaWielka ProśbaProrokProblem Z Uruchomieniem Gry Pomocy!Nokia 6270 Problemy ZSmocza ZbrojaSlumsowy Zabawniś [poprawione] Uliczka Siedmiu GrzechĂłwWielki KrĂłl SzczurPomoc Z Kodami nie wiem jak się robi by kody działały i jak je wpisywaćStarzy Przyjaciele kto kogo znalazł ;p
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swittle.opx.pl
  •  

    Rzyg kulturalny

    Nie wiem czy CD tego będzie, czy też nie, w każdym razie sam ów epizod bardzo dobrze jest całością.

    "She had so many friends,
    Gliding through many hands."

    Soad - Bounce

    Epizod I

    Na farmie zagrzmiał gromki śmiech. Aulus aż otarł łzę, którą wywołała ta szczera radość.
    -To było naprawdę świetne – powiedział nabierając tchu.
    Mówił to do dziewczyny, zwykłej wieśniaczki o jakże przeciętnej urodzie. Nie była nawet ładna. Brzydka co prawda też, ale znał i widywał wiele i wiedział, że na większości mężczyzn nie zrobiłaby wrażenia.
    Na te słowa dziewczyna uśmiechnęła się, a Aulus doszedł do wniosku, że bardzo to do niej pasuje. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale nagle przerwał im gromki głos.
    -Do roboty nieroby, a ty – przez usta nadbiegającego nadzorcy przeszło wiele obelżywych słów w stronę dziewczyny – spróbuj raz jeszcze się lenić a popamiętasz.
    Stanął i zamilkł. Splunął na ziemię, a jego twarz pojaśniała na widok mężczyzny.
    -Kogo moje oczęta widzą! – wrzasnął niespodziewanie i unosząc ręce podszedł do przybysza – Aulus! Kopę lat! Daj pyska chłopie.
    Uścisnął go mocno i serdecznie po czym zawołał:
    -Zapraszam do siebie!
    Już zaczął iść, kiedy spostrzegł, że dawny przyjaciel miast iść za nim mówi coś do wieśniaczki.
    -Bywaj. Może jak będę wracał jeszcze pogadamy.
    -Nie pozwoli mi – głos dziewczyny był niepewny. Spoglądała kontem oka na dozorcę i nerwowo mięła w dłoniach źdźbło trawy.
    -A tam – głos Aulusa był pozornie beztroski, ale i pełny współczucia – to mój stary druh. Pogadam z nim. Wbrew pozorom nie jest taki zły...
    Dziewczyna uśmiechnęła się ładnie:
    -Aż się nie chce wierzyć, że należysz do... nich. A on jest taki jak widziałeś przed chwilą. Przynajmniej dla, w jego pojęciu, gorszych od niego.
    Aulus milczał jeszcze chwilę i pożegnał się, po czym poszedł za dawnym przyjacielem.
    ***
    Dom Lysanisa był mały, ale urządzony z przepychem, tzn. z przepychem jak na właściciela średniej wielkości gospodarstwa. Z zewnątrz był gęsto obrośnięty jakimś pnącym zielskiem, którego Aulus nie znał. Przed domem biegało stadko kur, a nad nimi stał inna dziewczyna. Po tej od razu było widać, że żyje lepiej. Miała zadbane włosy, czystą i porządną, jak na wieśniaczkę, sukienkę. Odgarnęła jasne włosy z czoła i uśmiechnęła się w stronę Lysanisa, ale był to zupełnie inny uśmiech. Nie było w nim nic z szczerości i nie dodawał jej urody, bo w sumie miała jej tyle ile mogła mieć robotnica w gospodarstwie średnich rozmiarów.
    Kiedy ją mijali Lysanis klepnął ją lekko po tyłku, a Aulus minął nawet na nią nie patrząc.
    Weszli do niewielkiego pomieszczenia z dwoma zdobionymi fotelami i stolikiem. Usiedli, a właściciel wyjął butelkę.
    -Wino z mojej winnicy. Nie ma może dobrego rocznika, bo winnica zaczęła dawać wystarczającą ilość owoców dopiero... hmmm... jeśli dobrze pamiętam to osiem lat temu. Równo pięć po twoim odejściu.
    -Ano – odpowiedział Aulus patrząc obojętnie na głowę cieniostwora zwisającą ze ściany.
    Lysanis nalał wina do dwóch czarek i opróżnił swoją. Aulus chwycił swoją i powoli przyłożył do ust.
    -Tfu... toż to wino! – zawołał.
    -Przecież ci mówiłem!
    -Argh... Nic się nie zmieniło od dawnych czasów. Trwam w postanowieniu. Nie pije. Ale widocznie moja wina, nie dosłyszałem.
    Nadzorca zarechotał i przyniósł gliniany dzbanek. W powietrzu uniósł się zapach jabłek. Aulus uśmiechnął się lekko.
    -Masz dobrą pamięć – powiedział wciągając przesycone zapachem powietrze – jak za starych dobrych czasów. Kompot jabłkowy wedle wskazań babuni! Nalewaj, nalewaj... To jest lepsze od najlepszych trunków które nawet król pije.
    Siedzieli chwilę w ciszy. Nie wiedzieli co powiedzieć. Nie widzieli się tyle czasu, tyle rzeczy uległo zmianie, świat tak bardzo się w ich oczach zmienił. Rozmowę podjął Lysanis.
    -Czemu rozmawiałeś z tą wieśniarą, zamiast od razu pójść do mnie?
    Aulus westchnął. Jego twarz zmieniła wyraz. Oczy zdawały być się obojętne i zimne, a na ustach pojawił się mały, ironiczny uśmieszek.
    -To powiedz mi czemu poklepałeś tę od kur?
    Lysanis zarechotał, ale spostrzegł, ze celem tych słów nie było wywołanie śmiechu. To nie był żart. To było prawdziwe pytanie. Wyraz twarzy także mu się zmienił, na taki którego określić się nie da.
    -Przecież to zdrowa reakcja, czyż nie? Kobitka ma swoje... khy, khy... wdzięki. A żebyś wiedział, co ona umie...
    -Nie jestem ciekaw.
    -A więc? Co z moim pytaniem? Będzie odpowiedź?
    -Zacytuje cię: „ma swoje wdzięki”.
    Lysonis ponownie wybuchnął śmiechem i znów zrozumiał pomyłkę.
    -Jakie dźwięki? Przecież takich jak ona są setki, tysiące! Nie ma w niej nic...
    -A takich jak ta twoja? Ma wielu „przyjaciół”, przechodziła już przez wiele rąk. Teraz jest w twoich.
    -Mam to gdzieś. Żonę mam, dla posagu i dla zwyczaju. A ona... jest po prostu cudowna...
    Aulos chwycił dzbanek i prosto z niego napił się kompotu.
    -Niemalże jak babuni...
    Odstawił go i wrócił do rozmowy.
    -Co ona ma? Wygląd? Też mi coś!
    Twarz Lysonisa skurczyła się dziwnie. Nagle wybuchnął:
    -Zawsze to samo! Zawsze bredzisz, bo masz te swoje ideały! To powiedz, co tamta poczwara ma?
    -Rozum. I honor.
    Lysonis wybuchnął śmiechem pogardy.
    -Kobiety nie są do filozofowania tylko do uszczęśliwiania nas. A jak nie ma możliwości niech w polu robi.
    Aulus wstał.
    -Mam nadzieję, że mój pokój wciąż jest wolny.
    -Oczywiście... Mimo tych wielu lat wiedzieliśmy, że wrócisz kiedyś. Przecież zawsze lubiłeś wyprawy. Może nie tak długie jak teraz...
    Nagle Lysanis zauważył, że jest sam w pokoju. Zaklął szpetnie i wypił całe wino.
    Nagle usłyszał skrzypnięcie podłogi i odwrócił się. W progu stała dziewka od kur. Uśmiechnął się do ciebie, bo wiedział, że kolejna noc nie będzie, przynajmniej dla niego, zmarnowana. W końcu żona jest w mieście, bo przez tydzień festyn i interesu dobić będzie można dobrego.
    ***
    Aulus nie mógł spać. Zastanawiał się, czemu musi być tak jak jest. Czemu zapomniano, że liczy się przede wszystkim umysł, że nie jesteśmy zwierzętami, a właśnie tak się zachowujemy mimo, ze przeczymy.
    Nagle usłyszał jęki rozkoszy z sąsiedniego pokoju.
    Wstał, chwycił swoją torbę i wyszedł z domu.
    Noc była chłodna i pobudzała go. Zamyślił się chwile. Obiecał jej przecież, że się pożegna.
    -Trudno – powiedział do siebie – tego świata nie zmienię. Wybacz...
    ***
    Wieśniaczka nie mogła spać. Wpatrywała się w gwiazdy i księżyc. Nagle w ich świetle dostrzegła odchodzącą postać. Poczuła dziwne ukłucie, gdzieś w środku siebie. Ale wiedziała, że tego świata nie zmieni.

    Koniec Epizdou I


    Ach, romantyczne, żartowałem, no nawet dobre, choć pod koniec błąd:

    Epizod II

    -Dziękuje za hojność. Niech Innos będzie z tobą. Niech spocznie na tobie błogosławieństwo Innosa.
    Zatłoczonym targowiskiem szedł, wspierając się laską, sędziwy, sądząc z wyglądu, mag ognia. Szatę miał jak każdy mag, piękna, schludną... ale żebrał tak jak pierwszy lepszy dziad siedzący pod murem. Nikt nie odmawiał mu wsparcia. Ci którzy nie mieli złota dawali mięso, zioła... co kto miał, a on rozdawał błogosławieństwo. W końcu podszedł do wylegiwującego się w cieniu jedynego drzewa na placu mężczyzny.
    -Niech Innos będzie z tobą dobry człowieku – powiedział mag i nadstawił sakwę czekając na datek.
    -I niech z tobą będzie wielebny – odparł Aulus i znów pogrążył się w drzemce nie rzuciwszy uprzednio ani jednej złotej monety, ani niczego innego.
    Mag chrząknął chcąc zwrócić na siebie jego uwagę i potrząsnął sakwą.
    -Tak, wielebny? – zapytał sennym głosem mężczyzna.
    Nazwany wielebnym znów potrząsnął sakwą. Leżący pod drzewem nie zareagował.
    Sytuację podpatrzyło już wielu ludzi i obserwowali ukradkiem sytuację. Niektórzy chichotali, inni byli oburzeni, a dla innych byłą to okazja do zakładów co stanie się dalej.
    -A więc, czego życzysz sobie wielebny od zwykłego, wiernego wyznawcy?
    Mag poczerwieniał na całej twarzy i zacisnął mocniej dłoń na lasce. Wydawało się, że zaraz wybuchnie krzykiem, ale opanował się i odszedł. Chwilę później rozszedł się także tłum. Co niektórzy rzucili niemiłe słowo w kierunku mężczyzny inni uśmiechali się tylko. Uśmiechał się także sam „bohater” sytuacji. Wyciągnął się ponownie pod drzewem i zapadł w drzemkę.

    ***
    -Wstawaj śmieciu! – krzyknął ktoś, a Aulus został obudzony silnym kopniakiem pod żebra.
    Po chwili ktoś inny szarpnął go stawiając na nogi.
    -Ruszaj się – warknął.
    Aulus przyjrzał się im. Byli to strażnicy miejscy. Westchnął ciężko, ale ruszył z nimi.
    Zaczęło się już ściemniać i ludzi było niewielu na ulicach miasta. A ci co jeszcze byli to przede wszystkim pijaczkowie, złodzieje i „panie lekkich obyczajów”, mówiąc poprawnym politycznie językiem, i ich klienci.
    Mijając kolejnych ludzi zauważył w oddali, siedzącego na ławce owego maga któremu odmówił datku. Siedział razem z dwoma nowicjuszami. Wskazywali go palcami i nabijali się z niego.
    Westchnął ponownie.
    To nie była pierwsza taka sytuacja w jego życiu.
    Wprowadzono go po schodach do, sądząc po zapachu, a raczej smrodzie, potu i paskudnej żołnierskiej strawy, koszar straży miejskiej. Zaklął niesłyszalnie dla oprawców.
    Zazwyczaj gdy prowadzono go do koszar sytuacja wyglądała niezbyt różowo. Kiedy przyprowadzano go do burmistrza, czy kogoś w tym stylu, zazwyczaj miał szansę coś powiedzieć na obronę, bo byli to ludzie, jak na miastowych, całkiem normalni. Kiedy dostawał się do paladynów mających pilnować porządku, zazwyczaj bywał zrugany i zamknięty na tydzień lub dwa. Gdy trafiał prosto do koszar zazwyczaj dostawał po prostu łomot. Sam się czasem zastanawiał czemu ciągle prowokuje innych, ale jakoś tak było i się przyzwyczaił.
    Weszli na plac który zapewne służył ćwiczeniom we władaniu mieczem straży miejskiej. Oprawcy rzucili nim o ziemię, wprost pod nogi innego strażnika, zapewne wyższego rangą i na ruch jego ręki odeszli.
    Kiedy znikli we wnętrzu sypialni koszar ów strażnik, do którego go przyprowadził ,i podał mężczyźnie rękę i pomógł wstać.
    -Witaj nieznajomy – zaczął strażnik – wybacz, że cię trochę poturbowali, ale tak tutaj, psia mać, praca jest. A żyć trzeba.
    Dopiero co przyprowadzonego zbiło z nóg. Spodziewał się łomotu, a tu takie przyjęcie.
    -Widzisz, chłopie, niepotrzebnie się narażałeś. Żałowałeś jednej monety. Przecież za tyle, się nawet nie da upić – mówiąc to strażnik roześmiał się. Widocznie ciągła musztra skrzywiła mu poczucie humoru – A więc skoro podpadłeś nie mam wyjścia. Muszę cię tu przetrzymać przynajmniej do jutra. Zresztą chyba nie masz nic lepszego do roboty, co? – zapytał po czym znowu się roześmiał – a więc zapraszam do siebie.
    Weszli do niewielkiego pokoju z łóżkiem, biurkiem zawalonym zapisanymi pergaminami, dwoma krzesłami i niewielkim, solidnym regalikiem. Podszedł do niego i otworzył małym kluczykiem. Wyjął z niego pochodnie, zapalił ją i zatknął w przeznaczonym na to miejscu. Z regaliku wyjął także całkiem dużą butelkę i dwa kubki. Szybkim ruchem zwalił wszystko z biurka i wkopał pergaminy pod łóżko, po czym położył kubki na biurku i nalał do nich trochę czegoś z butelki.
    -Siadaj... albo czekaj. Najpierw zamknę drzwi i okno... hehe... lepiej niech nikt tego nie widzi. Wychleją mi wszystko.
    Kiedy drzwi i okno były już zamknięte usiedli przy biurku.
    -A więc jak już mówiłem – strażnik przerwał i wychylił całą zawartość kubka – niepotrzebnie się narażasz. Co?
    Mężczyzna był trochę zmieszany wciąż węsząc w tym podstęp. W końcu postanowił podjąć rozmowę.
    -Nie lubię rozdawać złota. Co moje, to moje. – spróbował tego co nalał mu strażnik – Ooooo... Co to za cholerstwo?!
    Strażnik zarechotał.
    -Oficjalnie to my tym czyścimy nasz oręż... hehe... żaden z przełożonych nie wpadł na pomysł, że to da się pić... Aaa... co się tyczy przełożonych: masz szczęście, że nasz wspaniały, bez skazy ni zmazy Lord Cieladupa... o przepraszam Lord Chea’dup... tak na marginesie nie wiem skąd on jest, że ma tak poryte imię... – wychylił kolejny kubek – o czym to... IK!... to ja mówiłem?
    -O tym, że mam szczęście.
    -A noooooo tak. Szczęście masz ty... Cieladupa wyjechał polować na coś... czy coś tam... No i teraz władam tu ja! O ja nie lubię tych paladynów, magów i mam w dupie kogo oni nie lubią a kogo lubią... A jak oni cię nie lubią, to ja cię lubię... Bracie!
    Mężczyzna dojrzał, że butelka jest już praktycznie pusta. Za oknem dało się słyszeć śpiewy i śmiechy innych strażników, którzy najwyraźniej też cieszyli się, że „Cieladupa” wyjechał.
    Strażnik wyciągnął z kieszeni jakieś zawiniątko.
    -Palisz?
    -Tytoń jabłkowy? Nie, dzięki...
    -Ty se chyba jaja robisz – strażnik znowu zarechotał – to najprzedniejsze bagienne... nawet nie wiesz ile tego skonfiskowałem... Oficjalnie wszystko jest spalone... No i prawie to prawda jest, bo może nie „spalone”, a „wypalone”... hehe... Oczywiście Cieladupa i inne świętoszki nic o ty nie wiedzą. A jak któryś kabluje, to się mu wkłada paczuszkę do kieszeni i hyc! Idzie do paki po czym siedzi już cicho... hehe... nie ma jak dyscyplina.
    Strażnik zapalił dwa na raz i zaciągnął się mocno. „Aresztowany” podziękował najuprzejmiej jak umiał. Przez chwilę milczeli, a „dowódca” zaciągał się raz po raz.
    -Nie ma jak wojsko... – mruknął cicho strażnik, po czym usunął się na podłogę. „Więzień” uśmiechnął się. Poszukał w regaliku czegoś jadalnego po czym poczekał jeszcze chwilę, aż się uciszy i wyszedł. Korzystając z mroku nocy wybiegł niespostrzeżony przez straże.

    Epizod II koniec.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzydziestkaa.pev.pl
  •