Rzyg kulturalny
Do nieznajomej
Siedzê i piszê pe³en wahania,
Wci±¿ o tym samym my¶l±c.
I nadal zadajê sobie pytania,
Jak tamtej w g³owie zab³ysn±æ?
Czy mo¿e rzucaæ pod domy kwiaty…
I pisaæ listy mi³osne?
Klêczeæ pod oknem jej co soboty,
Zawodz±c pie¶ni ¿a³osne?
A mo¿e w szaleñstwie, jak dziki
Wyprawiê siê do Afryki.
I tam zabiwszy bestiê piekieln±,
Zyskam mi³o¶æ jej wieczn±.
A mo¿e poprosiæ o pomoc Boga?
P³akaæ i b³agaæ szczer± modlitw±.
Wci±¿ my¶leæ: lada dzieñ mi j± odda…
I poskromi duszê m± nieczyst±.
A mo¿e postrzeliæ siê w nogê,
I kiedy na ³o¿u ¶mierci bêdê…
Wy¶piewam jej smêtn± odê,
A nu¿ s³odk± mi³o¶æ zdobêdê.
A mo¿e od razu w ³eb sobie strzeliæ?
Koñcz±c w ten sposób swój ¿ywot marny.
Wygodnie pos³anie w s³ynnym piekle skleciæ,
I umrzeæ, jak nieszczê¶nik powa¿ny.
A mo¿e utopiæ w kieliszku srebrnym,
Kolejn± falê tych my¶li zbêdnych.
To nic, ¿e bêdê ponury i zwiêd³y
Ale zalejê nadmiar uczuæ smêtnych.
Przed po³udniem
Ró¿ lekki majaczy na wschodzie,
I czarn± g³êbiê odpycha.
Rozrasta siê wci±¿ we swobodzie,
W nikn±cym blasku ksiê¿yca.
Brzask ju¿ wstaje, ju¿ oddycha,
¦wiat³o¶æ sunie po b³êkitach.
Wschód ju¿ tonie w ró¿u, z³ocie
Zachód b³±dzi w ciemnym locie.
Zwiewny ob³ok mglisty…
B³±dzi jeszcze po wzgórkach.
Zostawiaj±c ¶lad perlisty…
W postaci kropel na ³±kach.
S³oñce wstaje, skoro ¶wita,
Blask srebrzysty ¶wiat przywita.
Ju¿ przejrzyste pasmo z³ote,
Perli wody w swej prostocie.
Srebrne ¼ród³o sunie szumnie,
B³yszczy jako diament dumnie.
Krystalicznym swym powiewem,
Ch³odzi bory ¶wie¿ym tchnieniem.
Bia³a rzeka mknie na wschód
P³ucze kamieñ, kruszy lód.
O z³ocistym, rannym blasku
Pluszcze g³o¶no w ma³ym lasku.
Na zielonych ³±kach obok,
¦wiat³o b³yska srebrnym blaskiem.
Rosa ¶wie¿a l¶ni weso³o,
Budzi ¿ycie razem z brzaskiem.
Zmienno¶æ
Szczê¶cie moje mnie przywita
Blaskiem s³oñca srebrzy drogi.
Mogê szukaæ ¶wiat³a ¿ycia
Kroczyæ z lud¼mi w ¶wiat ubogi.
Wiatr za¶ niesie z³ote my¶li
Frun± one po bezdro¿ach
Mi³o¶æ moja wszystko zi¶ci
Choæby ¿y³a w ciemnych stronach
Lecz ju¿ bez³ad widzê wszêdzie
Czarna otch³añ wsi±ka rado¶æ.
Piecze gorycz, ¿a³o¶æ nêdznie
T³umi s³oñce i m± ¶wiat³o¶æ.
Wicher burzy s³odki spokój
My¶li sun± z bezradno¶ci.
Wielka pustka mnie ogarnia
A czas stoi jak w nico¶ci.
Gniew za¶ chwyta ju¿ uczucie
Szarpie my¶l±, rzuca p³omieñ.
S³yszê w sobie w¶ciek³e wycie
To m± duszê trawi ogieñ.
Z nieba lec± b³yskawice
Grzmoc± w³a¶nie tê nienawi¶æ
Z³o¶æ wype³nia me oblicze,
A w spojrzenie wszczepia zawi¶æ.
Ciemny b³êkit nu¿y oczy
¯al ju¿ ¿ycie me przyæmiewa.
Pustka smutna mnie przyt³oczy
Niczym wicher s³abe drzewa.
Blask z³ocisty nie istnieje
Zgin±³ nêdznie w szarych mrokach.
Jego ¶wiat³o¶æ ju¿ odesz³a
S³otna rozpacz ³zawi w oczach.
naprawdê jest spoko sam to napisa³e¶? bo jak tak to masz ch³opie talent^^ ja osobi¶cie nic nie pisze ale lubie czytaæ takie rzeczy:P