Rzyg kulturalny
Farmer Jan siedział właśnie na ławce przed domem i doglądał owiec, gdy usłyszał wrzaski dochodzące z pobliskiego sadu.
- Co tam się do cholery dzieje? – wrzasnął, wziął swą tępą motykę, chociaż nie tak tępą jak on, i pobiegł w stronę sadu. Na miejscu zobaczył trzech strażników miejskich walczących z tajemniczym człowiekiem w płaszczu i z kapturem zakrywającym twarz. Człowiek skakał do tyłu, odbijał się od drzew i mordował strażników lśniącym na niebiesko mieczem. Strażnicy byli mniej zgrabni i gdy próbowali się bronić, kaleczyli drzewa. Te piękne jabłonie!
Jan się wkurzył i to niemało. Żyły mu wyskoczyły i wrzasnął:
- Żaden skur***** nie będzie rozpie****** moich drzew! – po czym rzucił się z motyką na strażnika. Wbił mu ją w głowę. Strażnik opadł na ziemię. Zakapturzona to wykorzystała. Zrobiła salto nad pozostałymi dwoma, w locie rozpłatał jednemu głowę, a gdy opadła, odcięła drugiemu głowę. Krew oblała przepiękna jabłka, czyniąc je jeszcze piękniejszymi.
- A coś ty za jedna? – spytał Jan.
- Jestem Sydney Blackstorm. – odrzekła postać zrzucając kaptur. Oczom Jana ukazała się smukła dziewczyna, na oko 19 lat, czarne włosy i wspaniałe krwistoczerwone oczy. Ubrana była w lekką kolczugę polakierowaną na srebrno, buty ze skóry czarnego trolla i takie same rękawice. Pod kolczugą była tylko cienka tunika ze skóry wilka. Na plecach wisiała kusza zdobiona rubinami, a miecz był wykonany z najczystszych szafirów osadzonych na stalowej klindze. Janowi szczęka opadła.
- A ty kim jesteś? - spytała
- Kompletnie nikim – odrzekł Jan.
- A chcesz być kimś? – spytała – To znaczy, chcesz iść ze mną?
- Jesteś bandytką? – spytał Jan, który zawsze chciałnim być.
- A na kogo wyglądam? Uzdrowicielkę? – roześmiała się.
- Nie... weź mnie ze sobą! – odrzekł Jan.
- Dobra, ale trzeba zmienić twe imię. Ja na początku byłam Małgorzatą Kloksley. Po drugie, musisz skombinować jakąś broń. Po trzecie, musisz być silniejszy, szybszy i wytrenowany. Gdy to zrobisz, przyjdź pod ten adres. – odrzekła i odeszła.
Jan wziął się do roboty. Pierwsze, co zrobił, to wziął całą kasę z farmy i poszedł do miasta. Kupił u kowala Andrewa ostry jak brzytwa miecz półtoraręczny. Następnie poszedł do płatnerza Halorva i kupił ćwiekowaną zbroję ze skóry warga. Zostało mu pięć dych.
- I co ja kupię za taką forsę? Muszę coś skombinować. – rzekł i poszedł na plac targowy. U kupca Cathnara był duży ruch. Przechodząc zwinął mu sakiewkę i poszedł do koszar.
- Czego chcesz, młodziku? – spytał kapitan Jules Zezar.
- Możesz mnie trenować? – spytał jan.
- A czego? Walki motyką? – roześmiał się Zezar. Jana to wkurzyło. Wyciągnął miecz i wbił go mu w klatę, po czym przeskoczył mur i spadł na dach domu. Nagle ktoś go ogłuszył...
... gdy się obudził, leżał związany w małym pomieszczeniu, a nad jego głową stał człowiek z niezbyt miłym wyrazem twarzy.
- To było niezłe. Okradłeś kupca i zabiłeś kapitana. Kim jesteś i czego tu szukasz? – spytał.
- Jestem... Rik Darkskull, bandyta. A ty? – zapytał w odpowiedzi.
- A ja jestem Aaron Krwawooki, kolega po fachu. Potzebujesz czegoś? -
- Tak, ostatnio miałem spadek formy. Możesz mi pomóc? – spytał.
- Nigdy nie odmawiam pomocy. Masz jakąś broń oprócz najgorszego miecza półtoraręcznego, jaki widziałem? – zapytał.
- Nie. – odrzekł „Rik”.
- To weź mojego Rozpruwacza. Mam takich całą stertę. – odrzekł dając mu świeżo wykuty miecz półtoraręczny. Rik go wziął i powiedział:
- Cholera, ale ciężki... – po czym miecz mu upadł. Aaron natychmiast zaczął trening siłowy z Rikiem. Po minucie Rik leżał na pryczy z podbitym okiem i mnóstwem siniaków. Następnego dnia o godzinie 3: 00 Aaron obudził go.
- Czego mnie budzisz, jest środek nocy. – krzyknął Rik.
- Trening siłowy! A potem poćwiczymy walkę mieczem! – obwieścił Aaron, po czym poszli na siłownię. Rik przez pięć godzin ćwiczył ze sztangą 40 kilo. W końcu mu się udawało ją podnieść. Następnie Aaron ćwiczył z nim. Rik tylko blokował. Ledwo się trzymał. Walnął w kimono. Kolejny dzień minął. Przez cały tydzień Rik ćwiczył ze sztangami. Po dwóch nieźle walczył Rozpruwaczem.
- Dobra. A teraz zobaczymy, jak radzisz sobie z kuszą. – rzekł Aaron dając mu potężną kuszę orkowej konstrukcji. Na szczęście Rik był dobrym kusznikiem. Strzelał po mistrzowsku.
Następnego dnia Aaron rzekł:
- Teraz trening praktyczny! Chodź za mną! – po czym poszli. Doszli na główny trakt. Szedł nim 6-cio osobowy patrol. Zaatakowali go. Aaron wypadł z dwoma Rozpruwaczami w rękach i zaczął ich szatkować. Rik zastrzelił jednego z kuszy, po czym wypadł z Rozpruwaczem w łapie.Aaron walczył w defensywie, blokując ciosy czterech strażników naraz. Rik wziął piątego. Najpierw zablokował jego cios i ciął z boku. Strażnik zablokował i wyprowadził kontratak. Rik lekko zblokował, obrócił się na ruchu jego miecza i chlasnął z półobrotu. Rozciął go wpół, poczym rzucił się prawym bokiem na innego strażnika przewaracając go.
W czasie lotu odciął głowę innego. Aaron jednym ruchem rozchlastał dwóch, a nogą zgniótł szyję leżącego. Nagle zza zakrętu wyjechało pięciu kawalerzystów, a za nimi powóz, w którym siedział paladyn. Za Rikiem i Aaronem słychać było kopyta. Rik wyjął kuszę i zaczął strzelać do jeźdzców. Aaron zobaczył kogo z tyłu licho niesie.
Była to Sydney Blackstorm. Jechała i w czasie jazdy strzelała z kuszy do paladyna na poiwozie. Aaron rzucił się na jeźdzców. Rik odrzucił kuszę i pobiegł za przyjacielem. Sydney wyskoczyła z konia, zrobiła potrójne salto i wskoczyła na powóz. Zaczęła obijać mieczem mordę paladyna. Aaron i Rik zabili jeźdzców, po czym rzucili się na pomoc Sydney. Ona spadła z powozu zepchnięta przez paladyna. Rik chwycił zapasową kuszę i zastrzelił go. Wzięli Sydney na powóz, zebrali wszystkie wartościowe rzeczy i pojechali do kryjówki. Sydney przeżyła ten upadek. Gdy Rik pomagał jej wrócić do zdrowia, Aaron oglądał jej miecz.
- To niesamowite! – zakrzyknął. – To jest miecz wykuty na szczątku Uriziela z szafirów!
- Co to ten Uriziel? – spytał Rik.
- Uriziel to njpotężniejsza broń tego świata. To właśnie z niego pomocą Bezimienny pokonał Śniącego. Ona musiała wyciągnąć go ze świątyni i mieć skumplowanego potężnego maga i całą bandę mistrzów kowalstwa!
- Bo miałam. Mag nazywał się Corristo i jest duchem. Kowale pochodzili z Nordmaru. Znam ich technikę.
- W takim razie my też możemy mieć lepsze miecze! Musimy tylko znaleźć Corristo. Pomożesz nam? -
- Jasne, że tak! W końcu ocaliliście mi życie. Corristo włóczy się po miejscach, w których był za życia. Górniczej Dolinie Khorinis!
- Cholernie daleko... ale trudno! Jutro wyruszamy! – rzekł Rik.
C.D.N.
Jak to oceniacie?
Opowiadanko niczego sobie, ale znawcą to ja nie jestem.
Ja też nie nadaję się na krytyka. Za miękki jestem
Mi sie bardzo podoba i prosze o napisanie CD!!!!!!