Rzyg kulturalny
Oto kawałek tego opowiadania ( resztę napiszę za dwa tygodnie gdy wrócę z nad morza ):
ZAKON NADZIEI
WSTĘP
Była późna noc. Lało. Ktoś zapukał do drzwi tym samym wytrącił strażnika ze snu. Markocąc pod nosem powlókł się do nich. Był w fioletowej szacie, twarz zasłaniał mu kaptur. Otworzył okienko w drzwiach i zapytał:
- Hasło.
- Innos.
- Możesz wejść – otworzył przybyłemu drzwi – jesteś pewien, że nikt cię nie śledził. Ostatnim razem ledwo udało nam się pozbyć szpiega. Wiesz jakie to ważne dla naszej misji !!! – wybuchnął.
- Tak wiem. Jestem pewien że, nikt mnie nie widział.
- Dobrze. Niedługo będziemy musieli zmienić kryjówkę. To ciągłe skakanie do wody w porcie może wzbudzić podejrzenia, o ile już ich nie wzbudziło.
Szli ciemnym korytarzem, był bardzo brudny i cuchnący, łatwo się było domyślić iż idą kanałem. Doszli do całkiem ładnego, jak na kanały, pomieszczenia umeblowanego na wzór bogatych mieszkańców z miasta Khorinis. Było kiedyś siedzibą złodziei. W środku znajdowało się jeszcze kilka osób.
- Bracia – powiedział ich przywódca – zdejmijcie kaptury.
Każdy kolejno zdjął kaptury. Strażnikiem był dawny arcymag Magów Ognia – Pyrokar. Niezdarą okazał się młody człowiek z włosami blond i wielkimi niebieskimi oczami. Miał na imię Ronald. Ukazała się jeszcze twarz łowcy Cavalorna, lorda Hagena i kapitana Garonda. Wszystkich łączylo to, że ledwo umknęli armii Beliara i ukrywają się od dwudziestu lat. Był tam jeszcze jeden człowiek, jako ostatni zdjął kaptur. Wszystkim obecnym ukazała się trupio blada twarz nekromanty Xardasa. Mimo, że został zabity przez Bezimiennego został wskrzeszony przez Beliara. Lecz bóg nie był litościwy, każdą porażkę karał śmiercią i zniszczeniem duszy tak by ponowne ożywienie nie było możliwe. Z takiej oto przegranej wyprawy powrócił Xardas. Sam, ciężko ranny powlókł się do boga mając nadzieję, że bóg mu przebaczy. Ten jednak popadł we wściekłość. Nekromanta wiedząc co się z nim stanie resztkami sił przeteleportował się na Khorinis. Znalazł go i wyleczył Cavalorn. Ten z wdzięczności opowiedział mu swoją historię i przy tym zarzekał się, że już nie służy bogu ciemności i, że chce pomóc przywrócić dawne porządki. Dlatego postanowił założyć tajne stowarzyszenie nazwane przez niego Zakonem nadziei. Szukał po całej wyspie ludzi gotowych do walki ze złem, ci którzy są w kanałach należą do rady zakonu w rzeczywistości jest ich o wiele więcej. Xardas na nowo powrócił do Magów Ognia lecz w zakonie służy tylko radą dowódcą jest lord Hagen. Zakon ma na celu ożywienie bogów i przywrócenie dawnego porządku.
- Bracia – ponownie odezwał się Hagen – przygotowania zakończone. Teraz pozostało tylko wykonać zadania. Ty Pyrokarze wraz z Xardasem i paroma paladynami udacie się po wodę życia. Garmondzie udasz się z Cavalornem po szczątki Wybrańca. Potem razem wyruszymy po Gniew Niebios…
Z góry dobiegł ich odgłos burzonej ściany.
- Szybko – krzyknął Hagen – odkryli naszą kryjówkę.
- Wiem gdzie możemy się ukryć – powiedział Xardas – podejdźcie do mnie przeteleportuję was tam.
Zbliżyli się do maga. Ogarnął ich niebieski pierścień i zniknęli. Chwilę potem dostali się tam strażnicy w czarnych zbrojach wraz.
- Przeszukajcie kanały – odezwał się jeden z nich – muszą gdzieś tu być.
„Bracia zakonni” znaleźli się na plaży niedaleko od kanałów.
- To tyś nas wydał – krzyknął w stronę Xardasa Pyrokar. Jego ręka zajaśniała płomieniem.
- Nie, to nie ja – odpowiedział mu były nekromanta – przejrzyj moje myśli zobaczysz, że to nie ja.
Mag istotnie sprawdził jego myśli. Xardas mówił prawdę
- Musieli nas wyśledzić – powiedział – na szczęście mam tutaj kryjówkę w niej będziemy się spotykać.
Podszedł do skały i przyłożył do niej dłoń. Ta zniknęła. Ukazało się spore pomieszczenie ze stołem, kominkiem, i kilkoma łóżkami
- Możecie się tu zatrzymać – powiedział - jutro czeka nas ciężki dzień.
Towarzysze zgodzili się i poszli spać.
Przy okazji, se.ba nie wiem czy ja mam takie predyspozycje do pisania. Z wypracowań z polskiego dostaję tróje
Opowiadanie mi się bardzo podobało. Ciekawa fabuła i starzy bohaterowie (chociaż za Hagenem i Garondem nie przepadam ). Akcja też dobra i opowiadanie potrafi wciągnać. Tylko szkoda, że takie krótkie. Moja ocena 9+/10.
Pozdrawiam.
Opowiadanie stanowczo za krótkie. Nie opisałeś dokładnie co się stało, wić nie wiem dlaczego zakon nadziei ma ratować świat (chyba, że pisałeś o tym w jakiś poprzednich opowiadaniach). Mogłeś napisać co się stało z bezimiennym i innymi postaciami. Opisy są dosyć dobre, ale jest ich bardzo mało. Dialogi są średnie, niekiedy takie jakieś sztuczne. Czasami zdarzają ci się błędy np.
opowiadanie całkiem fajne, jest tajemnicze i mroczne. Fabuła mimo swojej krótkości jest wciągająca. Podoba mi się że występują tutaj bohaterowie z Gothica. Myśle, że dalsza część będzie lepsza bo w tym momencie można to opowiadanie bardzo ładnie rozwinąć. Było kilka błędów i wymieniać ich chyba nie muszę. generalnie opowiadanie dobre mimo że niesamowicie krótkie ale to dopiero początek. moja ocena to -9/10
POZDRO ALL
bardzo fajny wstęp do opowiadania , czekam na więcej ...
plusy :
- jest łądnie napisane pod względem polonistyki ale ja tego do oceny ne wliczam
- ciekawie zapowiadająca się foabóła ...
- chciało mi się czytać dalej
minusy :
- krótkie ale to zapewne będzie dłuższe wiec narzie tego ci neizalicze ... no chyba ze dalsze zceście terz nie będą długie to wteyd ci to policz
-
Nonono bardzo dobre opowiadanie. Żałuje że dopiero teraz je przeczytałem.
Bardzo intrygująca fabuła, starzy znajomi, noi ma w sobie to coś. Mimo iz było kilka błędów to opowiadanie bardzo mi sie podoba. Osobiście czekam na CD z wielką niecierpliwością. mam andzieje że to będzie naprawde coś
Ocena 9/10
pzdr
Bardzo dobre opowiadanie, a raczej kontynuacja tamtego o Robharze 3 prawda (może raczej nie kontynuacja, a dalsze losy myrthany). Mało błędów, bardzo dobre opo.
Za wstęp nie daję ocy, ale może potem tak .
Pzodro all
Opowiadanie jest jak dobry serial Jak rozpoczyna sie najwarzniejszy moment...reklama, ale teraz bez żartow opowiadanie bardzo mi sie podobało lecz czekam z utęsknieniem na ciąg dalszy bo nawet nie wiem co oni zamierzają robic.
Oto dalsza część
ROZDZIAŁ I – HISTORIA ZAKONU
Dwa lata wcześniej…
Xardas szedł korytarzem świątyni Beliara który prowadził do Wrót Światów. Był powarznie ranny. Podczas wyprawy przeciwko buntującym się elfom zostali przez nich zaatakowani. Z ekspedycji liczącej blisko 2000 demonów tylko on się uratował choć także został poraniony. Resztkami sil teleportował się do świątyni. Wiedział, że bóg niszczy każdego kto zawiedzie. Widział egzekucje wielu generałów, lecz miał nadzieję, że on zostanie oszczędzony choćby dlatego iż pomógł dostać się swemu panu do tego świata.
- Panie, zawiodłem – zaczął żałobnym tonem – przebacz mi.
- Jak śmiesz – rozgniewał się bóg – ty gnido, jak śmiesz informować mnie o porażce i prosić o wybaczenie.
- Ależ panie ja… pomogłem ci… dzięki mnie jesteś tu.
- Sam bym sobie poradził, a poza tym dla mnie liczy się to co jest teraz i nie zwracam uwagi na to co było.
Oczy Beliara ściemniały i poczęły świecić mrocznym fioletowym blaskiem. Był to znak, że bóg zamierza użyć zaklęcia Czarnego Płomienia, które tylko on znał. Niszczyło ono ciało i duszę człowieka uniemożliwiając jego wskrzeszenie. Beliar właśnie nim niszczył tych którzy go zawiedli.
- Panie… błagam – jęknął Nekromanta, lecz było za późno, bóg już wystrzelił w niego zaklęcie. Stało się to w ułamku sekundy: Xardas przejął część mocy zaklęcia i wykorzystał ją by prze teleportować się jak najdalej stamtąd. Pojawił się w okolicy swojej dawnej wierzy w pobliżu miasta Khorinis. Z wycieńczenia padł i usnął. Obudził się po paru godzinach i powlókł się w stronę miasta. Jego wieża była niemalże całkiem zniszczona. Moc jego pana sprawiła, że wszystkie rośliny wymarły a ziemia stała się jałowa. Idąc tak poprzysiągł zemstę Beliarowi, był w końcu w posiadaniu cennych informacji które mogą pokrzyżować plany boga. Doszedł ledwie do „dziury w skale” w której miał obóz łowca Cavalorn. Ten go zauważył. Xardas wiedział, że wszyscy go znają i paplają do niego nienawiścią więc wydusil z siebie słowa:
- Wiem… jak pokonać… Beliara – zrobiło mu się ciemno przed oczyma ostatnią rzeczą którą zobaczył był Cavalorn który do niego podchodził.
Ocknął się kilka dni później w chacie łowcy. Poczuł na sobie bandaże. Czół się o wiele lepiej. Siły mu powróciły.
- Widzę żeś się już obudził – powiedział z niechęcią Cavalorn – musisz wiedzieć, że cię ocaliłem tylko dlatego, że wymamrotałeś coś o tym, że wiesz jak pokonać boga ciemności, lecz jeśli to okaże się kłamstwem zabiję cię bez wahania.
- Nie to prawda, wiem jak to zrobić – szybko zaczął mówić Nekromanta – za lata wiernej posługi chciał mnie zabić więc poprzysiągłem mu zemstę. Dzięki temu, że byłem jego wybrańcem o wszystkim co mogłoby pokrzyżować jego plany.
- Więc jak tylko się wykurujesz wcielimy w życie twój plan. Opisz mi go.
- Na początek będziemy musieli znaleźć sprzymierzeńców. We dwójkę nic nie zdziałamy. Znajdziemy kryjówkę i odpowiednio się przygotujemy. By pokonać Beliara będziemy potrzebowali pomocy Bezimiennego, Innosa i Adanosa…
- Jak to zamierzasz zrobić – przerwał mu myśliwy – przecież zmarli.
- Tak, ale wiem jak ich ożywić. W tym celu będziemy musieli zdobyć wodę z fontanny życia która znajduje się w świątyni Adanosa a ta leży na wyspie wyłaniającej się z morza raz na tysiąc lat. Chronią ją demony Beliara. Wyłoni się za dwa lata. Moc tej wody potrafi dać życie lecz tylko w połączeniu z Gniewem Niebios. Ów miecz jest zbyt ogromny by go mógł przenieść człowiek dlatego potrzebny będzie nam Wybraniec. Odnajdziemy jego szczątki i przeniesiemy je do miecza. Tylko on i bogowie mogą go używać. Następnie wskrzesimy bogów. Dalej już chyba wiesz co będzie.
- Hmmm… tak… to może się udać… ale nadal będę cię obserwował.
Xardas wyzdrowiał dopiero po dwóch miesiącach po czym od razu ruszył z Cavalornem by szukać sprzymierzeńców.
- Gdzie idziemy – spytał łowca.
- Do klasztoru – odpowiedział Nekromanta – wyczuwam tam obecność magów.
- Musimy uważać, w tej okolicy roi się od Poszukiwaczy.
Szli ścieżką prowadzącą do jeziora po środku którego znajdował się klasztor. Roślinności było mało, otaczały ich szare skały i wyjałowiona gleba nigdzie nie było zwierząt – skutek działania boga ciemności. Przechodzili właśnie obok starej, walącej się Martwej Harpii gdy ujrzeli człowieka uciekającego przed czymś co przypominało Poszukiwacza tyle, że ten unosił się nad ziemią, był wyższy, miał za długą szatę oraz ręce jak u trupa – z samych kości.
- To porucznik Poszukiwaczy – powiedział Xardas i rzucił na niego Tchnienie Śmierci. Padł martwy.
- Dzięki wam… dzięki – wydusił z siebie zziajany młodzieniec uciekający przed Poszukiwaczem – gonił mnie aż od Górniczej Doliny… jestem Ronald.
- Witam Rolandzie jestem Xardas.
Chłopak odskoczył przerażony.
- To ty… to ty skazałeś nas na niewolę – strach szybko przerodził się w gniew. Ronald wyjął swą lagę i rzucił się na Nekromantę.
Xardas machnięciem ręki zmienił ją w źdźbło trawy.
- Uspokój się chłopcze jestem po waszej stronie – rzekł – zamierzam rozprawić się z Beliarem i wiem jak to zrobić. Cavalornie wytłumacz mu.
- I ty m ufasz – chłopak zwrócił się do myśliwego.
- Wcale nie ufam. Zabiję go jeśli tylko spróbuje wywinąć jakiś numer.
Ruszyli w dalszą drogę. Gdy doszli do mostu okazało się, że jest zniszczony. Xardas postanowił ich prze teleportować. Nie bardzo mu wierzyli lecz po chwili znaleźli się na drugim końcu mostu. Rozpoczęli poszukiwania. Klasztor był ograbiony i zniszczony. Okna były wybite wisiały nad nimi resztki zasłon, drewno spróchniało, drzwi do biblioteki wyrwane z zawiasów leżały niedaleko wejścia. Natomiast sama biblioteka była ograbiona z książek. Sala arcymagów również była okradziona ze wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość. Na placu przed kościołem walały się kościotrupy magów i nowicjuszy poległych podczas ataku na klasztor. Zeszli do piwnicy. Tam zastali ten sam widok w Sali alchemicznej składniki były porozwalane w nieładzie, probówki i inne naczynia porozbijane. W Sali przed którą stał Talamon nie było nic. Jedynie półka z książkami stała dumnie na końcu Sali.
- Nikogo tu niema – powiedział Cavalorn – tylko ci się wydawało Xardasie.
- Natomiast tobie Cavalornie tylko się wydawało, że widziałeś już wszystko – rzekł Nekromanta i podszedł do lampy obok regału i pociągnął ją w dół. Po chwili ukazało im się przejście prowadzące jeszcze niżej. Łowca oniemiał.
- S-s-skąd o tym wiedziałeś – zapytał.
- Tylko ja wiedziałem że są jeszcze jakieś podziemia – odpowiedział mu Xardas – to jak, schodzimy ?
Zaraz potem schodzili po schodach prowadzących do podziemi. Tam krętymi korytarzami prowadził ich Xardas. Doszli do małego pomieszczenia z drzwiami przed którymi stał nowicjusz.
- Stać, coście za jedni – krzyknął – to ty – spojrzał na Xardasa – ALARM !!!.
Zza drzwi wypadło trzech magów ognia oraz kilku nowicjuszy.
- Co się stało ? – zapytał najstarszy z magów. Miał długie siwe włosy i brodę. Był to Pyrokar. Lata w podziemiach dały mu się we znaki. Wychudł i pobladł. Jednak pożywienie musiał zdobywać w jakiś sposób – Aaa, więc przybyłeś osobiście by się nas pozbyć – spojrzał na Nekromantę i cisnął w niego ognistą kulą. Xardas jak to lubił robić przejął całą moc zaklęcia.
- Pyrokarze, spokojnie – rzekł – jestem po waszej stronie. Zamierzam się pozbyć Beliara. Mam plan jak to zrobić. Cavalornie wytłumacz mu go.
Cavalorn markocąc pod nosem różne przekleństwa podszedł do maga i objaśnił mu plan Nekromanty. Twarz maga nieco rozjaśniła się.
- Tak… to może się udać… słyszałem o fontannie życia… ale nie myśl, że ci ufam – zwrócił się do Xardasa.
- Mnie to już denerwuje – odparł Nekromanta – żadnego zaufania.
- Mamy powody – jednocześnie powiedzieli wszyscy zgromadzeni.
Parę dni później „ekspedycja” złożona z Xardasa, Cavalorna i Pyrokara ruszyła do Górniczej Doliny. Jak powiedział Nekromanta czul tam obecność paru rycerzy. Szli ścieżką prowadzącą od Khorinis do koloni. Jak wszystko na wyspie tak i Dolina była naznaczona obecnością Beliara: żadnych roślin, szaro i smutno. Na dodatek było widać ślady wojny.
- To miejsce roi się od Orków – powiedział myśliwy – chyba nie chcesz by nas dopadli ? – rzekł z wściekłością do Xardasa.
- Cavalornie – odparł Czarny Mag – orkowie dawno się stąd wyprowadzili. Gdy przybył Beliar oni powrócili do siebie. Teraz to jest pustkowie.
- Dobrze więc, gdzie idziemy ? – spytał Pyrokar.
- Do zamku – powiedział Xardas.
Chwilę potem ukazał im się Stary Obóz, a raczej to co z niego zostało. Zewnętrznego pierścienia nie było, a wewnętrzny ledwie stał. Zamek był zrujnowany. Prawie samo gruzowisko pozostały jednak pewne jego pomieszczenia. Gdy ich kroki obiły się echem po zamku nadbiegł jeden ze strażników.
- Uff… to tylko ludzie – rzekł – ejże czy to nie Xardas. Tak to on… ty sukinsynu – i żucił się na niego z mieczem.
- To się staje nudne – powiedział atakowany i zmienił miecz w kawałek pergaminu – posłuchaj mnie – zwrócił się ze złością do strażnika – jestem po waszej stronie, chcę się pozbyć Beliara i wiem jak to zrobić. A teraz przyprowadź mi tu Lorda Hagena.
Oniemiały strażnik poszedł w głąb zamku i po chwili pojawił się ze swoim przełożonym.
- Czego chcesz ? – spytał Hagen, wyglądał na pijanego – załatwić nas.
- Raczej załatwić Beliara.
- Może być – powiedział dowódca i zasnął.
W tej chwili przybiegł Garond.
- Jest taki od chwili gdy dowiedział się, że przegraliśmy. Zdołowany, smutki chce utopić w piwie – powiedział – to wszystko przez ciebie - wskazał na Xardasa.
- Tak to prawda, ale szukam teraz towarzyszy którzy mi pomogą pokonać Pana Ciemności. Wy się przydacie.
- I tak lepiej umrzeć niż siedzieć i nic nie robić. Więc zgoda wyruszymy jak tylko Lord Hagen wytrzeźwieje.
- Nie będę czekał sam go wytrzeźwię – rzekł Xardas i czarem postawił Hagena na nogi.
- Co… jak – spytał zdziwiony dowódca – a, to ty… zaraz połamię ci kości.
I gdyby Garond nie przytrzymał go to Nekromanta już by nie żył.
- Hagenie uspokój się jestem po waszej stronie – powiedział spokojnie Xardas – zdradziłem Beliara.
- Po tym wszystkim cos zrobił mam ci uwierzyć. Widziałem, to ty dowodziłeś atakiem na Khorinis, śmiałeś się gdy niedobitki uciekały a teraz przychodzisz i prosisz o wybaczenie bo niby zdradziłeś Beliara. A może szukasz niedobitków by raz na zawsze się ich pozbyć.
- Wież mi gdybym szukał niedobitków zrobiłbym to z całym oddziałem Poszukiwaczy.
To jak spróbujesz mi zaufać. Jeśli cię to przekona ty obejmiesz dowodzenie nad moim zgromadzeniem. Ja będę służył tylko radą.
- Może być, ale będę miał cię na oku.
- Zgoda.
I podali sobie ręce. Wyglądało to jak symbol, mag z żołnierzem łączą swe siły przeciw złu.
- Cóż - rzekł Xardas – jest nas odpowiednio dużo ale będziemy potrzebowali transportu na wyspy. Sądzę, że znajdziemy jeszcze piratów. Wy wracajcie do klasztoru a ja się do nich prze teleportuje.
W tym momencie Cavalorn przyłożył Nekromancie miecz do gardła.
- Już nas opuszczasz, chcesz zameldować Beliarowi, że znalazłeś buntowników.
- N-nie – powiedział wystraszony Xardas – nigdy w życiu.
- A bo to trochę dziwne, że chcesz się teleportować, tak sam a nas odsyłasz do klasztoru.
- Dobrze, już dobrze zabiorę ze sobą Hagena.
W tym momencie Cavalorn schował swój miecz.
- No, i pamiętaj nigdy nie próbuj nigdzie iść sam. – powiedział. – Więc jak, idziesz z nim – zwrócił się do dowódcy.
- Tak przypilnuję go.
- No więc ruszamy.
Po chwili Xardasa i Hagena objął niebieski pierścień. Sceneria zmieniła się zupełnie. Wokół było pełno roślin. Otaczała ich wspaniała, dzika zieleń. Najwyraźniej moc świątyni Adanosa chroniła tę część wyspy przed mocą Beliara. W ich pobliżu znajdował się mężczyzna, był w średnim wieku, o czarnym kolorze skóry i ciemnych włosach. Gdy ich ujrzał podskoczył jak poparzony.
- O cholera, nigdy tego nie róbcie nie znoszę gdy ktoś się teleportuje. – powiedział przerażony – a tak w ogóle to kim jesteście.
- Mam na imię Xardas, a on to Lord Hagen.
- Ciebie to znam – mężczyzna wskazał na Hagena – ale ciebie to nie kojarzę.
- Chwila – zdziwił się Nekromanta – jakieś osiemnaście lat temu nikt was nie zaatakował.
- A owszem byli tu jacyś rycerze w czarnych zbrojach, ale długo tu miejsca nie zagrzali. Wzięli do niewoli bandytów, lecz nas jakoś nie mieli siły. Coś w tej wyspie siedzi coś co ich wypędziło. A tak w ogóle to mam na imię Jack Aligator i jestem piratem.
- Dobrze Jack – odezwał się Hagen – zaprowadzisz nas do Grega.
- Ty znasz szefa ? – zdziwił się pirat.
- Oczywiście. Gdy wstąpiłem do wojska przydzielono mnie do marynarki i tam go poznałem. Nie podobało mu się bycie majtkiem. Mówił iż ucieknie ze statku i zostanie piratem. I rzeczywiście zwiał. Więcej go nie widziałem. Tylko czasami słyszałem pogłoski, że pirat o imieniu Greg napada i łupi statki a cumuje gdzieś na Khorinis. Widać to prawda – powiedział z uśmieszkiem.
- Więc chodźcie.
Jack poprowadził ich w stronę obozu piratów. Przed bramą zatrzymał ich strażnik.
- Jack a co ty za szumowiny tu prowadzisz.
- Jeden to Lord Hagen – powiedział z udawana wyniosłością – a drugi to jakiś mag. Chcą widzieć Grega.
- A to niech idą.
Przeszli przez obóz piratów wdrapali się po kładce prowadzącej do domu herszta korsarzy. Siedział na ławce i polerował swoją piracką szablę.
- Kopę lat – rzekł nie podnosząc oczu, najwyraźniej zobaczył ich odbicia w szabli. – jak tam, przestałeś być gubernatorem Khorinis.
- Tak, siły ciemności zrzuciły mnie ze stołka. A tak poważnie przyszliśmy prosić cię o pomoc. Xardas, dawna prawa ręka Beliara zdradził go i chce pokrzyżować mu plany. Szukal towarzyszy, teraz będzie potrzebny mu transport morski do pewnych miejsc.
- Tak zrobi się ale nie za darmo.
- Więc przedstaw warunki – odezwał się Xardas.
- Po pierwsze sypniecie trochę zlotem, po drugie jeśli twój plan wypali to nie będziecie nas ścigać.
- Da się zrobić – mruknął niechętnie Hagen – macie moje słowo – i podał rękę piratowi.
- Umowa stoi – powiedział Greg i uścisnął mu dłoń – kiedy pierwszy transport ?
- Sądzę, że dopiero za dwa lata –odpowiedział Xardas.
- Dobra za dwa lata – odparł herszt.
Nekromantę i Hagena znów objął błękitny pierścień i po chwili znaleźli się w podziemiach klasztoru. Czekali już tam na nich Cavalorn z Pyrokarem i grupką paladynów oraz strażników.
- Transport już mamy – odrzekł Xardas – a teraz chcę wykonać parę czynności które bardziej utwierdzą was w przekonaniu, że jestem po waszej stronie. Po pierwsze: Pyrokaże przyjąłbyś mnie z powrotem do Magów Ognia ?
- Jeszcze nie, nadal nie mam do ciebie zaufania.
- Szkoda – powiedział lekko zasmucony Nekromanta – po drugie: trzeba nas jakoś zorganizować. Lord Hagen będzie naszym dowódcą. Ja, Cavalorn, Garond, Ronald i Pyrokar będziemy stanowić radę zakonu. Bo myślę, że nasza organizacja będzie w charakterze zakonu. Po trzecie, będzie potrzebna nam szata zakonna. W kolorze fioletowym będzie najbardziej odpowiednia gdyż z Beliarem ustaliłem, że tylko ktoś w tym kolorze będzie tolerowany – tu przemienił stroje wszystkich obecnych w fioletowe szaty o długich kapturach. Po czwarte siedziba posiedzeń rady będą kanały pod miastem gdyż wszyscy myślą, że są zamknięte, a ja jednak posiadam do nich klucz – z rękawa wyjął mały zardzewiały kluczyk – a reszta zakonu będzie przebywać tutaj. Po piąte myślę, że będziemy się nazywać Zakonem Nadziei. Czy wam to pasuje ?
Wszyscy zgodzili się z pomysłem Xardasa.
Przez następne miesiące rada spotykała się w kanałach. Rzeczywiście nikt o nich nie wiedział. Lecz niestety zdarzali się szpiedzy. Na szczęście udawało się ich szybko wykryć i byli likwidowani zanim zdążyli coś donieść. Zakon był specjalnie szkolony do zadań jakie go czekały. Tak minęły dwa lata…
Napisałem ten rożdział specjalnie dla Seby. Poddałeś mi pomysł z tą historią. A tak w ogóle cd. może powoli dochodzić, mam blokadę twórczą
Oto dalsza część
ROZDZIAŁ I – HISTORIA ZAKONU
Dwa lata wcześniej…
Xardas szedł korytarzem świątyni Beliara który prowadził do Wrót Światów. Był powarznie ranny. Podczas wyprawy przeciwko buntującym się elfom zostali przez nich zaatakowani. Z ekspedycji liczącej blisko 2000 demonów tylko on się uratował choć także został poraniony. Resztkami sil teleportował się do świątyni. Wiedział, że bóg niszczy każdego kto zawiedzie. Widział egzekucje wielu generałów, lecz miał nadzieję, że on zostanie oszczędzony choćby dlatego iż pomógł dostać się swemu panu do tego świata.
- Panie, zawiodłem – zaczął żałobnym tonem – przebacz mi.
- Jak śmiesz – rozgniewał się bóg – ty gnido, jak śmiesz informować mnie o porażce i prosić o wybaczenie.
- Ależ panie ja… pomogłem ci… dzięki mnie jesteś tu.
- Sam bym sobie poradził, a poza tym dla mnie liczy się to co jest teraz i nie zwracam uwagi na to co było.
Oczy Beliara ściemniały i poczęły świecić mrocznym fioletowym blaskiem. Był to znak, że bóg zamierza użyć zaklęcia Czarnego Płomienia, które tylko on znał. Niszczyło ono ciało i duszę człowieka uniemożliwiając jego wskrzeszenie. Beliar właśnie nim niszczył tych którzy go zawiedli.
- Panie… błagam – jęknął Nekromanta, lecz było za późno, bóg już wystrzelił w niego zaklęcie. Stało się to w ułamku sekundy: Xardas przejął część mocy zaklęcia i wykorzystał ją by prze teleportować się jak najdalej stamtąd. Pojawił się w okolicy swojej dawnej wierzy w pobliżu miasta Khorinis. Z wycieńczenia padł i usnął. Obudził się po paru godzinach i powlókł się w stronę miasta. Jego wieża była niemalże całkiem zniszczona. Moc jego pana sprawiła, że wszystkie rośliny wymarły a ziemia stała się jałowa. Idąc tak poprzysiągł zemstę Beliarowi, był w końcu w posiadaniu cennych informacji które mogą pokrzyżować plany boga. Doszedł ledwie do „dziury w skale” w której miał obóz łowca Cavalorn. Ten go zauważył. Xardas wiedział, że wszyscy go znają i paplają do niego nienawiścią więc wydusil z siebie słowa:
- Wiem… jak pokonać… Beliara – zrobiło mu się ciemno przed oczyma ostatnią rzeczą którą zobaczył był Cavalorn który do niego podchodził.
Ocknął się kilka dni później w chacie łowcy. Poczuł na sobie bandaże. Czół się o wiele lepiej. Siły mu powróciły.
- Widzę żeś się już obudził – powiedział z niechęcią Cavalorn – musisz wiedzieć, że cię ocaliłem tylko dlatego, że wymamrotałeś coś o tym, że wiesz jak pokonać boga ciemności, lecz jeśli to okaże się kłamstwem zabiję cię bez wahania.
- Nie to prawda, wiem jak to zrobić – szybko zaczął mówić Nekromanta – za lata wiernej posługi chciał mnie zabić więc poprzysiągłem mu zemstę. Dzięki temu, że byłem jego wybrańcem o wszystkim co mogłoby pokrzyżować jego plany.
- Więc jak tylko się wykurujesz wcielimy w życie twój plan. Opisz mi go.
- Na początek będziemy musieli znaleźć sprzymierzeńców. We dwójkę nic nie zdziałamy. Znajdziemy kryjówkę i odpowiednio się przygotujemy. By pokonać Beliara będziemy potrzebowali pomocy Bezimiennego, Innosa i Adanosa…
- Jak to zamierzasz zrobić – przerwał mu myśliwy – przecież zmarli.
- Tak, ale wiem jak ich ożywić. W tym celu będziemy musieli zdobyć wodę z fontanny życia która znajduje się w świątyni Adanosa a ta leży na wyspie wyłaniającej się z morza raz na tysiąc lat. Chronią ją demony Beliara. Wyłoni się za dwa lata. Moc tej wody potrafi dać życie lecz tylko w połączeniu z Gniewem Niebios. Ów miecz jest zbyt ogromny by go mógł przenieść człowiek dlatego potrzebny będzie nam Wybraniec. Odnajdziemy jego szczątki i przeniesiemy je do miecza. Tylko on i bogowie mogą go używać. Następnie wskrzesimy bogów. Dalej już chyba wiesz co będzie.
- Hmmm… tak… to może się udać… ale nadal będę cię obserwował.
Xardas wyzdrowiał dopiero po dwóch miesiącach po czym od razu ruszył z Cavalornem by szukać sprzymierzeńców.
- Gdzie idziemy – spytał łowca.
- Do klasztoru – odpowiedział Nekromanta – wyczuwam tam obecność magów.
- Musimy uważać, w tej okolicy roi się od Poszukiwaczy.
Szli ścieżką prowadzącą do jeziora po środku którego znajdował się klasztor. Roślinności było mało, otaczały ich szare skały i wyjałowiona gleba nigdzie nie było zwierząt – skutek działania boga ciemności. Przechodzili właśnie obok starej, walącej się Martwej Harpii gdy ujrzeli człowieka uciekającego przed czymś co przypominało Poszukiwacza tyle, że ten unosił się nad ziemią, był wyższy, miał za długą szatę oraz ręce jak u trupa – z samych kości.
- To porucznik Poszukiwaczy – powiedział Xardas i rzucił na niego Tchnienie Śmierci. Padł martwy.
- Dzięki wam… dzięki – wydusił z siebie zziajany młodzieniec uciekający przed Poszukiwaczem – gonił mnie aż od Górniczej Doliny… jestem Ronald.
- Witam Rolandzie jestem Xardas.
Chłopak odskoczył przerażony.
- To ty… to ty skazałeś nas na niewolę – strach szybko przerodził się w gniew. Ronald wyjął swą lagę i rzucił się na Nekromantę.
Xardas machnięciem ręki zmienił ją w źdźbło trawy.
- Uspokój się chłopcze jestem po waszej stronie – rzekł – zamierzam rozprawić się z Beliarem i wiem jak to zrobić. Cavalornie wytłumacz mu.
- I ty m ufasz – chłopak zwrócił się do myśliwego.
- Wcale nie ufam. Zabiję go jeśli tylko spróbuje wywinąć jakiś numer.
Ruszyli w dalszą drogę. Gdy doszli do mostu okazało się, że jest zniszczony. Xardas postanowił ich prze teleportować. Nie bardzo mu wierzyli lecz po chwili znaleźli się na drugim końcu mostu. Rozpoczęli poszukiwania. Klasztor był ograbiony i zniszczony. Okna były wybite wisiały nad nimi resztki zasłon, drewno spróchniało, drzwi do biblioteki wyrwane z zawiasów leżały niedaleko wejścia. Natomiast sama biblioteka była ograbiona z książek. Sala arcymagów również była okradziona ze wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość. Na placu przed kościołem walały się kościotrupy magów i nowicjuszy poległych podczas ataku na klasztor. Zeszli do piwnicy. Tam zastali ten sam widok w Sali alchemicznej składniki były porozwalane w nieładzie, probówki i inne naczynia porozbijane. W Sali przed którą stał Talamon nie było nic. Jedynie półka z książkami stała dumnie na końcu Sali.
- Nikogo tu niema – powiedział Cavalorn – tylko ci się wydawało Xardasie.
- Natomiast tobie Cavalornie tylko się wydawało, że widziałeś już wszystko – rzekł Nekromanta i podszedł do lampy obok regału i pociągnął ją w dół. Po chwili ukazało im się przejście prowadzące jeszcze niżej. Łowca oniemiał.
- S-s-skąd o tym wiedziałeś – zapytał.
- Tylko ja wiedziałem że są jeszcze jakieś podziemia – odpowiedział mu Xardas – to jak, schodzimy ?
Zaraz potem schodzili po schodach prowadzących do podziemi. Tam krętymi korytarzami prowadził ich Xardas. Doszli do małego pomieszczenia z drzwiami przed którymi stał nowicjusz.
- Stać, coście za jedni – krzyknął – to ty – spojrzał na Xardasa – ALARM !!!.
Zza drzwi wypadło trzech magów ognia oraz kilku nowicjuszy.
- Co się stało ? – zapytał najstarszy z magów. Miał długie siwe włosy i brodę. Był to Pyrokar. Lata w podziemiach dały mu się we znaki. Wychudł i pobladł. Jednak pożywienie musiał zdobywać w jakiś sposób – Aaa, więc przybyłeś osobiście by się nas pozbyć – spojrzał na Nekromantę i cisnął w niego ognistą kulą. Xardas jak to lubił robić przejął całą moc zaklęcia.
- Pyrokarze, spokojnie – rzekł – jestem po waszej stronie. Zamierzam się pozbyć Beliara. Mam plan jak to zrobić. Cavalornie wytłumacz mu go.
Cavalorn markocąc pod nosem różne przekleństwa podszedł do maga i objaśnił mu plan Nekromanty. Twarz maga nieco rozjaśniła się.
- Tak… to może się udać… słyszałem o fontannie życia… ale nie myśl, że ci ufam – zwrócił się do Xardasa.
- Mnie to już denerwuje – odparł Nekromanta – żadnego zaufania.
- Mamy powody – jednocześnie powiedzieli wszyscy zgromadzeni.
Parę dni później „ekspedycja” złożona z Xardasa, Cavalorna i Pyrokara ruszyła do Górniczej Doliny. Jak powiedział Nekromanta czul tam obecność paru rycerzy. Szli ścieżką prowadzącą od Khorinis do koloni. Jak wszystko na wyspie tak i Dolina była naznaczona obecnością Beliara: żadnych roślin, szaro i smutno. Na dodatek było widać ślady wojny.
- To miejsce roi się od Orków – powiedział myśliwy – chyba nie chcesz by nas dopadli ? – rzekł z wściekłością do Xardasa.
- Cavalornie – odparł Czarny Mag – orkowie dawno się stąd wyprowadzili. Gdy przybył Beliar oni powrócili do siebie. Teraz to jest pustkowie.
- Dobrze więc, gdzie idziemy ? – spytał Pyrokar.
- Do zamku – powiedział Xardas.
Chwilę potem ukazał im się Stary Obóz, a raczej to co z niego zostało. Zewnętrznego pierścienia nie było, a wewnętrzny ledwie stał. Zamek był zrujnowany. Prawie samo gruzowisko pozostały jednak pewne jego pomieszczenia. Gdy ich kroki obiły się echem po zamku nadbiegł jeden ze strażników.
- Uff… to tylko ludzie – rzekł – ejże czy to nie Xardas. Tak to on… ty sukinsynu – i żucił się na niego z mieczem.
- To się staje nudne – powiedział atakowany i zmienił miecz w kawałek pergaminu – posłuchaj mnie – zwrócił się ze złością do strażnika – jestem po waszej stronie, chcę się pozbyć Beliara i wiem jak to zrobić. A teraz przyprowadź mi tu Lorda Hagena.
Oniemiały strażnik poszedł w głąb zamku i po chwili pojawił się ze swoim przełożonym.
- Czego chcesz ? – spytał Hagen, wyglądał na pijanego – załatwić nas.
- Raczej załatwić Beliara.
- Może być – powiedział dowódca i zasnął.
W tej chwili przybiegł Garond.
- Jest taki od chwili gdy dowiedział się, że przegraliśmy. Zdołowany, smutki chce utopić w piwie – powiedział – to wszystko przez ciebie - wskazał na Xardasa.
- Tak to prawda, ale szukam teraz towarzyszy którzy mi pomogą pokonać Pana Ciemności. Wy się przydacie.
- I tak lepiej umrzeć niż siedzieć i nic nie robić. Więc zgoda wyruszymy jak tylko Lord Hagen wytrzeźwieje.
- Nie będę czekał sam go wytrzeźwię – rzekł Xardas i czarem postawił Hagena na nogi.
- Co… jak – spytał zdziwiony dowódca – a, to ty… zaraz połamię ci kości.
I gdyby Garond nie przytrzymał go to Nekromanta już by nie żył.
- Hagenie uspokój się jestem po waszej stronie – powiedział spokojnie Xardas – zdradziłem Beliara.
- Po tym wszystkim cos zrobił mam ci uwierzyć. Widziałem, to ty dowodziłeś atakiem na Khorinis, śmiałeś się gdy niedobitki uciekały a teraz przychodzisz i prosisz o wybaczenie bo niby zdradziłeś Beliara. A może szukasz niedobitków by raz na zawsze się ich pozbyć.
- Wież mi gdybym szukał niedobitków zrobiłbym to z całym oddziałem Poszukiwaczy.
To jak spróbujesz mi zaufać. Jeśli cię to przekona ty obejmiesz dowodzenie nad moim zgromadzeniem. Ja będę służył tylko radą.
- Może być, ale będę miał cię na oku.
- Zgoda.
I podali sobie ręce. Wyglądało to jak symbol, mag z żołnierzem łączą swe siły przeciw złu.
- Cóż - rzekł Xardas – jest nas odpowiednio dużo ale będziemy potrzebowali transportu na wyspy. Sądzę, że znajdziemy jeszcze piratów. Wy wracajcie do klasztoru a ja się do nich prze teleportuje.
W tym momencie Cavalorn przyłożył Nekromancie miecz do gardła.
- Już nas opuszczasz, chcesz zameldować Beliarowi, że znalazłeś buntowników.
- N-nie – powiedział wystraszony Xardas – nigdy w życiu.
- A bo to trochę dziwne, że chcesz się teleportować, tak sam a nas odsyłasz do klasztoru.
- Dobrze, już dobrze zabiorę ze sobą Hagena.
W tym momencie Cavalorn schował swój miecz.
- No, i pamiętaj nigdy nie próbuj nigdzie iść sam. – powiedział. – Więc jak, idziesz z nim – zwrócił się do dowódcy.
- Tak przypilnuję go.
- No więc ruszamy.
Po chwili Xardasa i Hagena objął niebieski pierścień. Sceneria zmieniła się zupełnie. Wokół było pełno roślin. Otaczała ich wspaniała, dzika zieleń. Najwyraźniej moc świątyni Adanosa chroniła tę część wyspy przed mocą Beliara. W ich pobliżu znajdował się mężczyzna, był w średnim wieku, o czarnym kolorze skóry i ciemnych włosach. Gdy ich ujrzał podskoczył jak poparzony.
- O cholera, nigdy tego nie róbcie nie znoszę gdy ktoś się teleportuje. – powiedział przerażony – a tak w ogóle to kim jesteście.
- Mam na imię Xardas, a on to Lord Hagen.
- Ciebie to znam – mężczyzna wskazał na Hagena – ale ciebie to nie kojarzę.
- Chwila – zdziwił się Nekromanta – jakieś osiemnaście lat temu nikt was nie zaatakował.
- A owszem byli tu jacyś rycerze w czarnych zbrojach, ale długo tu miejsca nie zagrzali. Wzięli do niewoli bandytów, lecz nas jakoś nie mieli siły. Coś w tej wyspie siedzi coś co ich wypędziło. A tak w ogóle to mam na imię Jack Aligator i jestem piratem.
- Dobrze Jack – odezwał się Hagen – zaprowadzisz nas do Grega.
- Ty znasz szefa ? – zdziwił się pirat.
- Oczywiście. Gdy wstąpiłem do wojska przydzielono mnie do marynarki i tam go poznałem. Nie podobało mu się bycie majtkiem. Mówił iż ucieknie ze statku i zostanie piratem. I rzeczywiście zwiał. Więcej go nie widziałem. Tylko czasami słyszałem pogłoski, że pirat o imieniu Greg napada i łupi statki a cumuje gdzieś na Khorinis. Widać to prawda – powiedział z uśmieszkiem.
- Więc chodźcie.
Jack poprowadził ich w stronę obozu piratów. Przed bramą zatrzymał ich strażnik.
- Jack a co ty za szumowiny tu prowadzisz.
- Jeden to Lord Hagen – powiedział z udawana wyniosłością – a drugi to jakiś mag. Chcą widzieć Grega.
- A to niech idą.
Przeszli przez obóz piratów wdrapali się po kładce prowadzącej do domu herszta korsarzy. Siedział na ławce i polerował swoją piracką szablę.
- Kopę lat – rzekł nie podnosząc oczu, najwyraźniej zobaczył ich odbicia w szabli. – jak tam, przestałeś być gubernatorem Khorinis.
- Tak, siły ciemności zrzuciły mnie ze stołka. A tak poważnie przyszliśmy prosić cię o pomoc. Xardas, dawna prawa ręka Beliara zdradził go i chce pokrzyżować mu plany. Szukal towarzyszy, teraz będzie potrzebny mu transport morski do pewnych miejsc.
- Tak zrobi się ale nie za darmo.
- Więc przedstaw warunki – odezwał się Xardas.
- Po pierwsze sypniecie trochę zlotem, po drugie jeśli twój plan wypali to nie będziecie nas ścigać.
- Da się zrobić – mruknął niechętnie Hagen – macie moje słowo – i podał rękę piratowi.
- Umowa stoi – powiedział Greg i uścisnął mu dłoń – kiedy pierwszy transport ?
- Sądzę, że dopiero za dwa lata –odpowiedział Xardas.
- Dobra za dwa lata – odparł herszt.
Nekromantę i Hagena znów objął błękitny pierścień i po chwili znaleźli się w podziemiach klasztoru. Czekali już tam na nich Cavalorn z Pyrokarem i grupką paladynów oraz strażników.
- Transport już mamy – odrzekł Xardas – a teraz chcę wykonać parę czynności które bardziej utwierdzą was w przekonaniu, że jestem po waszej stronie. Po pierwsze: Pyrokaże przyjąłbyś mnie z powrotem do Magów Ognia ?
- Jeszcze nie, nadal nie mam do ciebie zaufania.
- Szkoda – powiedział lekko zasmucony Nekromanta – po drugie: trzeba nas jakoś zorganizować. Lord Hagen będzie naszym dowódcą. Ja, Cavalorn, Garond, Ronald i Pyrokar będziemy stanowić radę zakonu. Bo myślę, że nasza organizacja będzie w charakterze zakonu. Po trzecie, będzie potrzebna nam szata zakonna. W kolorze fioletowym będzie najbardziej odpowiednia gdyż z Beliarem ustaliłem, że tylko ktoś w tym kolorze będzie tolerowany – tu przemienił stroje wszystkich obecnych w fioletowe szaty o długich kapturach. Po czwarte siedziba posiedzeń rady będą kanały pod miastem gdyż wszyscy myślą, że są zamknięte, a ja jednak posiadam do nich klucz – z rękawa wyjął mały zardzewiały kluczyk – a reszta zakonu będzie przebywać tutaj. Po piąte myślę, że będziemy się nazywać Zakonem Nadziei. Czy wam to pasuje ?
Wszyscy zgodzili się z pomysłem Xardasa.
Przez następne miesiące rada spotykała się w kanałach. Rzeczywiście nikt o nich nie wiedział. Lecz niestety zdarzali się szpiedzy. Na szczęście udawało się ich szybko wykryć i byli likwidowani zanim zdążyli coś donieść. Zakon był specjalnie szkolony do zadań jakie go czekały. Tak minęły dwa lata…
Napisałem ten rożdział specjalnie dla Seby. Poddałeś mi pomysł z tą historią. A tak w ogóle cd. może powoli dochodzić, mam blokadę twórczą
Oto dalsza część
ROZDZIAŁ I – HISTORIA ZAKONU
Dwa lata wcześniej…
Xardas szedł korytarzem świątyni Beliara który prowadził do Wrót Światów. Był powarznie ranny. Podczas wyprawy przeciwko buntującym się elfom zostali przez nich zaatakowani. Z ekspedycji liczącej blisko 2000 demonów tylko on się uratował choć także został poraniony. Resztkami sil teleportował się do świątyni. Wiedział, że bóg niszczy każdego kto zawiedzie. Widział egzekucje wielu generałów, lecz miał nadzieję, że on zostanie oszczędzony choćby dlatego iż pomógł dostać się swemu panu do tego świata.
- Panie, zawiodłem – zaczął żałobnym tonem – przebacz mi.
- Jak śmiesz – rozgniewał się bóg – ty gnido, jak śmiesz informować mnie o porażce i prosić o wybaczenie.
- Ależ panie ja… pomogłem ci… dzięki mnie jesteś tu.
- Sam bym sobie poradził, a poza tym dla mnie liczy się to co jest teraz i nie zwracam uwagi na to co było.
Oczy Beliara ściemniały i poczęły świecić mrocznym fioletowym blaskiem. Był to znak, że bóg zamierza użyć zaklęcia Czarnego Płomienia, które tylko on znał. Niszczyło ono ciało i duszę człowieka uniemożliwiając jego wskrzeszenie. Beliar właśnie nim niszczył tych którzy go zawiedli.
- Panie… błagam – jęknął Nekromanta, lecz było za późno, bóg już wystrzelił w niego zaklęcie. Stało się to w ułamku sekundy: Xardas przejął część mocy zaklęcia i wykorzystał ją by prze teleportować się jak najdalej stamtąd. Pojawił się w okolicy swojej dawnej wierzy w pobliżu miasta Khorinis. Z wycieńczenia padł i usnął. Obudził się po paru godzinach i powlókł się w stronę miasta. Jego wieża była niemalże całkiem zniszczona. Moc jego pana sprawiła, że wszystkie rośliny wymarły a ziemia stała się jałowa. Idąc tak poprzysiągł zemstę Beliarowi, był w końcu w posiadaniu cennych informacji które mogą pokrzyżować plany boga. Doszedł ledwie do „dziury w skale” w której miał obóz łowca Cavalorn. Ten go zauważył. Xardas wiedział, że wszyscy go znają i paplają do niego nienawiścią więc wydusil z siebie słowa:
- Wiem… jak pokonać… Beliara – zrobiło mu się ciemno przed oczyma ostatnią rzeczą którą zobaczył był Cavalorn który do niego podchodził.
Ocknął się kilka dni później w chacie łowcy. Poczuł na sobie bandaże. Czół się o wiele lepiej. Siły mu powróciły.
- Widzę żeś się już obudził – powiedział z niechęcią Cavalorn – musisz wiedzieć, że cię ocaliłem tylko dlatego, że wymamrotałeś coś o tym, że wiesz jak pokonać boga ciemności, lecz jeśli to okaże się kłamstwem zabiję cię bez wahania.
- Nie to prawda, wiem jak to zrobić – szybko zaczął mówić Nekromanta – za lata wiernej posługi chciał mnie zabić więc poprzysiągłem mu zemstę. Dzięki temu, że byłem jego wybrańcem o wszystkim co mogłoby pokrzyżować jego plany.
- Więc jak tylko się wykurujesz wcielimy w życie twój plan. Opisz mi go.
- Na początek będziemy musieli znaleźć sprzymierzeńców. We dwójkę nic nie zdziałamy. Znajdziemy kryjówkę i odpowiednio się przygotujemy. By pokonać Beliara będziemy potrzebowali pomocy Bezimiennego, Innosa i Adanosa…
- Jak to zamierzasz zrobić – przerwał mu myśliwy – przecież zmarli.
- Tak, ale wiem jak ich ożywić. W tym celu będziemy musieli zdobyć wodę z fontanny życia która znajduje się w świątyni Adanosa a ta leży na wyspie wyłaniającej się z morza raz na tysiąc lat. Chronią ją demony Beliara. Wyłoni się za dwa lata. Moc tej wody potrafi dać życie lecz tylko w połączeniu z Gniewem Niebios. Ów miecz jest zbyt ogromny by go mógł przenieść człowiek dlatego potrzebny będzie nam Wybraniec. Odnajdziemy jego szczątki i przeniesiemy je do miecza. Tylko on i bogowie mogą go używać. Następnie wskrzesimy bogów. Dalej już chyba wiesz co będzie.
- Hmmm… tak… to może się udać… ale nadal będę cię obserwował.
Xardas wyzdrowiał dopiero po dwóch miesiącach po czym od razu ruszył z Cavalornem by szukać sprzymierzeńców.
- Gdzie idziemy – spytał łowca.
- Do klasztoru – odpowiedział Nekromanta – wyczuwam tam obecność magów.
- Musimy uważać, w tej okolicy roi się od Poszukiwaczy.
Szli ścieżką prowadzącą do jeziora po środku którego znajdował się klasztor. Roślinności było mało, otaczały ich szare skały i wyjałowiona gleba nigdzie nie było zwierząt – skutek działania boga ciemności. Przechodzili właśnie obok starej, walącej się Martwej Harpii gdy ujrzeli człowieka uciekającego przed czymś co przypominało Poszukiwacza tyle, że ten unosił się nad ziemią, był wyższy, miał za długą szatę oraz ręce jak u trupa – z samych kości.
- To porucznik Poszukiwaczy – powiedział Xardas i rzucił na niego Tchnienie Śmierci. Padł martwy.
- Dzięki wam… dzięki – wydusił z siebie zziajany młodzieniec uciekający przed Poszukiwaczem – gonił mnie aż od Górniczej Doliny… jestem Ronald.
- Witam Rolandzie jestem Xardas.
Chłopak odskoczył przerażony.
- To ty… to ty skazałeś nas na niewolę – strach szybko przerodził się w gniew. Ronald wyjął swą lagę i rzucił się na Nekromantę.
Xardas machnięciem ręki zmienił ją w źdźbło trawy.
- Uspokój się chłopcze jestem po waszej stronie – rzekł – zamierzam rozprawić się z Beliarem i wiem jak to zrobić. Cavalornie wytłumacz mu.
- I ty m ufasz – chłopak zwrócił się do myśliwego.
- Wcale nie ufam. Zabiję go jeśli tylko spróbuje wywinąć jakiś numer.
Ruszyli w dalszą drogę. Gdy doszli do mostu okazało się, że jest zniszczony. Xardas postanowił ich prze teleportować. Nie bardzo mu wierzyli lecz po chwili znaleźli się na drugim końcu mostu. Rozpoczęli poszukiwania. Klasztor był ograbiony i zniszczony. Okna były wybite wisiały nad nimi resztki zasłon, drewno spróchniało, drzwi do biblioteki wyrwane z zawiasów leżały niedaleko wejścia. Natomiast sama biblioteka była ograbiona z książek. Sala arcymagów również była okradziona ze wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość. Na placu przed kościołem walały się kościotrupy magów i nowicjuszy poległych podczas ataku na klasztor. Zeszli do piwnicy. Tam zastali ten sam widok w Sali alchemicznej składniki były porozwalane w nieładzie, probówki i inne naczynia porozbijane. W Sali przed którą stał Talamon nie było nic. Jedynie półka z książkami stała dumnie na końcu Sali.
- Nikogo tu niema – powiedział Cavalorn – tylko ci się wydawało Xardasie.
- Natomiast tobie Cavalornie tylko się wydawało, że widziałeś już wszystko – rzekł Nekromanta i podszedł do lampy obok regału i pociągnął ją w dół. Po chwili ukazało im się przejście prowadzące jeszcze niżej. Łowca oniemiał.
- S-s-skąd o tym wiedziałeś – zapytał.
- Tylko ja wiedziałem że są jeszcze jakieś podziemia – odpowiedział mu Xardas – to jak, schodzimy ?
Zaraz potem schodzili po schodach prowadzących do podziemi. Tam krętymi korytarzami prowadził ich Xardas. Doszli do małego pomieszczenia z drzwiami przed którymi stał nowicjusz.
- Stać, coście za jedni – krzyknął – to ty – spojrzał na Xardasa – ALARM !!!.
Zza drzwi wypadło trzech magów ognia oraz kilku nowicjuszy.
- Co się stało ? – zapytał najstarszy z magów. Miał długie siwe włosy i brodę. Był to Pyrokar. Lata w podziemiach dały mu się we znaki. Wychudł i pobladł. Jednak pożywienie musiał zdobywać w jakiś sposób – Aaa, więc przybyłeś osobiście by się nas pozbyć – spojrzał na Nekromantę i cisnął w niego ognistą kulą. Xardas jak to lubił robić przejął całą moc zaklęcia.
- Pyrokarze, spokojnie – rzekł – jestem po waszej stronie. Zamierzam się pozbyć Beliara. Mam plan jak to zrobić. Cavalornie wytłumacz mu go.
Cavalorn markocąc pod nosem różne przekleństwa podszedł do maga i objaśnił mu plan Nekromanty. Twarz maga nieco rozjaśniła się.
- Tak… to może się udać… słyszałem o fontannie życia… ale nie myśl, że ci ufam – zwrócił się do Xardasa.
- Mnie to już denerwuje – odparł Nekromanta – żadnego zaufania.
- Mamy powody – jednocześnie powiedzieli wszyscy zgromadzeni.
Parę dni później „ekspedycja” złożona z Xardasa, Cavalorna i Pyrokara ruszyła do Górniczej Doliny. Jak powiedział Nekromanta czul tam obecność paru rycerzy. Szli ścieżką prowadzącą od Khorinis do koloni. Jak wszystko na wyspie tak i Dolina była naznaczona obecnością Beliara: żadnych roślin, szaro i smutno. Na dodatek było widać ślady wojny.
- To miejsce roi się od Orków – powiedział myśliwy – chyba nie chcesz by nas dopadli ? – rzekł z wściekłością do Xardasa.
- Cavalornie – odparł Czarny Mag – orkowie dawno się stąd wyprowadzili. Gdy przybył Beliar oni powrócili do siebie. Teraz to jest pustkowie.
- Dobrze więc, gdzie idziemy ? – spytał Pyrokar.
- Do zamku – powiedział Xardas.
Chwilę potem ukazał im się Stary Obóz, a raczej to co z niego zostało. Zewnętrznego pierścienia nie było, a wewnętrzny ledwie stał. Zamek był zrujnowany. Prawie samo gruzowisko pozostały jednak pewne jego pomieszczenia. Gdy ich kroki obiły się echem po zamku nadbiegł jeden ze strażników.
- Uff… to tylko ludzie – rzekł – ejże czy to nie Xardas. Tak to on… ty sukinsynu – i żucił się na niego z mieczem.
- To się staje nudne – powiedział atakowany i zmienił miecz w kawałek pergaminu – posłuchaj mnie – zwrócił się ze złością do strażnika – jestem po waszej stronie, chcę się pozbyć Beliara i wiem jak to zrobić. A teraz przyprowadź mi tu Lorda Hagena.
Oniemiały strażnik poszedł w głąb zamku i po chwili pojawił się ze swoim przełożonym.
- Czego chcesz ? – spytał Hagen, wyglądał na pijanego – załatwić nas.
- Raczej załatwić Beliara.
- Może być – powiedział dowódca i zasnął.
W tej chwili przybiegł Garond.
- Jest taki od chwili gdy dowiedział się, że przegraliśmy. Zdołowany, smutki chce utopić w piwie – powiedział – to wszystko przez ciebie - wskazał na Xardasa.
- Tak to prawda, ale szukam teraz towarzyszy którzy mi pomogą pokonać Pana Ciemności. Wy się przydacie.
- I tak lepiej umrzeć niż siedzieć i nic nie robić. Więc zgoda wyruszymy jak tylko Lord Hagen wytrzeźwieje.
- Nie będę czekał sam go wytrzeźwię – rzekł Xardas i czarem postawił Hagena na nogi.
- Co… jak – spytał zdziwiony dowódca – a, to ty… zaraz połamię ci kości.
I gdyby Garond nie przytrzymał go to Nekromanta już by nie żył.
- Hagenie uspokój się jestem po waszej stronie – powiedział spokojnie Xardas – zdradziłem Beliara.
- Po tym wszystkim cos zrobił mam ci uwierzyć. Widziałem, to ty dowodziłeś atakiem na Khorinis, śmiałeś się gdy niedobitki uciekały a teraz przychodzisz i prosisz o wybaczenie bo niby zdradziłeś Beliara. A może szukasz niedobitków by raz na zawsze się ich pozbyć.
- Wież mi gdybym szukał niedobitków zrobiłbym to z całym oddziałem Poszukiwaczy.
To jak spróbujesz mi zaufać. Jeśli cię to przekona ty obejmiesz dowodzenie nad moim zgromadzeniem. Ja będę służył tylko radą.
- Może być, ale będę miał cię na oku.
- Zgoda.
I podali sobie ręce. Wyglądało to jak symbol, mag z żołnierzem łączą swe siły przeciw złu.
- Cóż - rzekł Xardas – jest nas odpowiednio dużo ale będziemy potrzebowali transportu na wyspy. Sądzę, że znajdziemy jeszcze piratów. Wy wracajcie do klasztoru a ja się do nich prze teleportuje.
W tym momencie Cavalorn przyłożył Nekromancie miecz do gardła.
- Już nas opuszczasz, chcesz zameldować Beliarowi, że znalazłeś buntowników.
- N-nie – powiedział wystraszony Xardas – nigdy w życiu.
- A bo to trochę dziwne, że chcesz się teleportować, tak sam a nas odsyłasz do klasztoru.
- Dobrze, już dobrze zabiorę ze sobą Hagena.
W tym momencie Cavalorn schował swój miecz.
- No, i pamiętaj nigdy nie próbuj nigdzie iść sam. – powiedział. – Więc jak, idziesz z nim – zwrócił się do dowódcy.
- Tak przypilnuję go.
- No więc ruszamy.
Po chwili Xardasa i Hagena objął niebieski pierścień. Sceneria zmieniła się zupełnie. Wokół było pełno roślin. Otaczała ich wspaniała, dzika zieleń. Najwyraźniej moc świątyni Adanosa chroniła tę część wyspy przed mocą Beliara. W ich pobliżu znajdował się mężczyzna, był w średnim wieku, o czarnym kolorze skóry i ciemnych włosach. Gdy ich ujrzał podskoczył jak poparzony.
- O cholera, nigdy tego nie róbcie nie znoszę gdy ktoś się teleportuje. – powiedział przerażony – a tak w ogóle to kim jesteście.
- Mam na imię Xardas, a on to Lord Hagen.
- Ciebie to znam – mężczyzna wskazał na Hagena – ale ciebie to nie kojarzę.
- Chwila – zdziwił się Nekromanta – jakieś osiemnaście lat temu nikt was nie zaatakował.
- A owszem byli tu jacyś rycerze w czarnych zbrojach, ale długo tu miejsca nie zagrzali. Wzięli do niewoli bandytów, lecz nas jakoś nie mieli siły. Coś w tej wyspie siedzi coś co ich wypędziło. A tak w ogóle to mam na imię Jack Aligator i jestem piratem.
- Dobrze Jack – odezwał się Hagen – zaprowadzisz nas do Grega.
- Ty znasz szefa ? – zdziwił się pirat.
- Oczywiście. Gdy wstąpiłem do wojska przydzielono mnie do marynarki i tam go poznałem. Nie podobało mu się bycie majtkiem. Mówił iż ucieknie ze statku i zostanie piratem. I rzeczywiście zwiał. Więcej go nie widziałem. Tylko czasami słyszałem pogłoski, że pirat o imieniu Greg napada i łupi statki a cumuje gdzieś na Khorinis. Widać to prawda – powiedział z uśmieszkiem.
- Więc chodźcie.
Jack poprowadził ich w stronę obozu piratów. Przed bramą zatrzymał ich strażnik.
- Jack a co ty za szumowiny tu prowadzisz.
- Jeden to Lord Hagen – powiedział z udawana wyniosłością – a drugi to jakiś mag. Chcą widzieć Grega.
- A to niech idą.
Przeszli przez obóz piratów wdrapali się po kładce prowadzącej do domu herszta korsarzy. Siedział na ławce i polerował swoją piracką szablę.
- Kopę lat – rzekł nie podnosząc oczu, najwyraźniej zobaczył ich odbicia w szabli. – jak tam, przestałeś być gubernatorem Khorinis.
- Tak, siły ciemności zrzuciły mnie ze stołka. A tak poważnie przyszliśmy prosić cię o pomoc. Xardas, dawna prawa ręka Beliara zdradził go i chce pokrzyżować mu plany. Szukal towarzyszy, teraz będzie potrzebny mu transport morski do pewnych miejsc.
- Tak zrobi się ale nie za darmo.
- Więc przedstaw warunki – odezwał się Xardas.
- Po pierwsze sypniecie trochę zlotem, po drugie jeśli twój plan wypali to nie będziecie nas ścigać.
- Da się zrobić – mruknął niechętnie Hagen – macie moje słowo – i podał rękę piratowi.
- Umowa stoi – powiedział Greg i uścisnął mu dłoń – kiedy pierwszy transport ?
- Sądzę, że dopiero za dwa lata –odpowiedział Xardas.
- Dobra za dwa lata – odparł herszt.
Nekromantę i Hagena znów objął błękitny pierścień i po chwili znaleźli się w podziemiach klasztoru. Czekali już tam na nich Cavalorn z Pyrokarem i grupką paladynów oraz strażników.
- Transport już mamy – odrzekł Xardas – a teraz chcę wykonać parę czynności które bardziej utwierdzą was w przekonaniu, że jestem po waszej stronie. Po pierwsze: Pyrokaże przyjąłbyś mnie z powrotem do Magów Ognia ?
- Jeszcze nie, nadal nie mam do ciebie zaufania.
- Szkoda – powiedział lekko zasmucony Nekromanta – po drugie: trzeba nas jakoś zorganizować. Lord Hagen będzie naszym dowódcą. Ja, Cavalorn, Garond, Ronald i Pyrokar będziemy stanowić radę zakonu. Bo myślę, że nasza organizacja będzie w charakterze zakonu. Po trzecie, będzie potrzebna nam szata zakonna. W kolorze fioletowym będzie najbardziej odpowiednia gdyż z Beliarem ustaliłem, że tylko ktoś w tym kolorze będzie tolerowany – tu przemienił stroje wszystkich obecnych w fioletowe szaty o długich kapturach. Po czwarte siedziba posiedzeń rady będą kanały pod miastem gdyż wszyscy myślą, że są zamknięte, a ja jednak posiadam do nich klucz – z rękawa wyjął mały zardzewiały kluczyk – a reszta zakonu będzie przebywać tutaj. Po piąte myślę, że będziemy się nazywać Zakonem Nadziei. Czy wam to pasuje ?
Wszyscy zgodzili się z pomysłem Xardasa.
Przez następne miesiące rada spotykała się w kanałach. Rzeczywiście nikt o nich nie wiedział. Lecz niestety zdarzali się szpiedzy. Na szczęście udawało się ich szybko wykryć i byli likwidowani zanim zdążyli coś donieść. Zakon był specjalnie szkolony do zadań jakie go czekały. Tak minęły dwa lata…
Napisałem ten rożdział specjalnie dla Seby. Poddałeś mi pomysł z tą historią. A tak w ogóle cd. może powoli dochodzić, mam blokadę twórczą
Oto dalsza część
ROZDZIAŁ I – HISTORIA ZAKONU
Dwa lata wcześniej…
Xardas szedł korytarzem świątyni Beliara który prowadził do Wrót Światów. Był powarznie ranny. Podczas wyprawy przeciwko buntującym się elfom zostali przez nich zaatakowani. Z ekspedycji liczącej blisko 2000 demonów tylko on się uratował choć także został poraniony. Resztkami sil teleportował się do świątyni. Wiedział, że bóg niszczy każdego kto zawiedzie. Widział egzekucje wielu generałów, lecz miał nadzieję, że on zostanie oszczędzony choćby dlatego iż pomógł dostać się swemu panu do tego świata.
- Panie, zawiodłem – zaczął żałobnym tonem – przebacz mi.
- Jak śmiesz – rozgniewał się bóg – ty gnido, jak śmiesz informować mnie o porażce i prosić o wybaczenie.
- Ależ panie ja… pomogłem ci… dzięki mnie jesteś tu.
- Sam bym sobie poradził, a poza tym dla mnie liczy się to co jest teraz i nie zwracam uwagi na to co było.
Oczy Beliara ściemniały i poczęły świecić mrocznym fioletowym blaskiem. Był to znak, że bóg zamierza użyć zaklęcia Czarnego Płomienia, które tylko on znał. Niszczyło ono ciało i duszę człowieka uniemożliwiając jego wskrzeszenie. Beliar właśnie nim niszczył tych którzy go zawiedli.
- Panie… błagam – jęknął Nekromanta, lecz było za późno, bóg już wystrzelił w niego zaklęcie. Stało się to w ułamku sekundy: Xardas przejął część mocy zaklęcia i wykorzystał ją by prze teleportować się jak najdalej stamtąd. Pojawił się w okolicy swojej dawnej wierzy w pobliżu miasta Khorinis. Z wycieńczenia padł i usnął. Obudził się po paru godzinach i powlókł się w stronę miasta. Jego wieża była niemalże całkiem zniszczona. Moc jego pana sprawiła, że wszystkie rośliny wymarły a ziemia stała się jałowa. Idąc tak poprzysiągł zemstę Beliarowi, był w końcu w posiadaniu cennych informacji które mogą pokrzyżować plany boga. Doszedł ledwie do „dziury w skale” w której miał obóz łowca Cavalorn. Ten go zauważył. Xardas wiedział, że wszyscy go znają i paplają do niego nienawiścią więc wydusil z siebie słowa:
- Wiem… jak pokonać… Beliara – zrobiło mu się ciemno przed oczyma ostatnią rzeczą którą zobaczył był Cavalorn który do niego podchodził.
Ocknął się kilka dni później w chacie łowcy. Poczuł na sobie bandaże. Czół się o wiele lepiej. Siły mu powróciły.
- Widzę żeś się już obudził – powiedział z niechęcią Cavalorn – musisz wiedzieć, że cię ocaliłem tylko dlatego, że wymamrotałeś coś o tym, że wiesz jak pokonać boga ciemności, lecz jeśli to okaże się kłamstwem zabiję cię bez wahania.
- Nie to prawda, wiem jak to zrobić – szybko zaczął mówić Nekromanta – za lata wiernej posługi chciał mnie zabić więc poprzysiągłem mu zemstę. Dzięki temu, że byłem jego wybrańcem o wszystkim co mogłoby pokrzyżować jego plany.
- Więc jak tylko się wykurujesz wcielimy w życie twój plan. Opisz mi go.
- Na początek będziemy musieli znaleźć sprzymierzeńców. We dwójkę nic nie zdziałamy. Znajdziemy kryjówkę i odpowiednio się przygotujemy. By pokonać Beliara będziemy potrzebowali pomocy Bezimiennego, Innosa i Adanosa…
- Jak to zamierzasz zrobić – przerwał mu myśliwy – przecież zmarli.
- Tak, ale wiem jak ich ożywić. W tym celu będziemy musieli zdobyć wodę z fontanny życia która znajduje się w świątyni Adanosa a ta leży na wyspie wyłaniającej się z morza raz na tysiąc lat. Chronią ją demony Beliara. Wyłoni się za dwa lata. Moc tej wody potrafi dać życie lecz tylko w połączeniu z Gniewem Niebios. Ów miecz jest zbyt ogromny by go mógł przenieść człowiek dlatego potrzebny będzie nam Wybraniec. Odnajdziemy jego szczątki i przeniesiemy je do miecza. Tylko on i bogowie mogą go używać. Następnie wskrzesimy bogów. Dalej już chyba wiesz co będzie.
- Hmmm… tak… to może się udać… ale nadal będę cię obserwował.
Xardas wyzdrowiał dopiero po dwóch miesiącach po czym od razu ruszył z Cavalornem by szukać sprzymierzeńców.
- Gdzie idziemy – spytał łowca.
- Do klasztoru – odpowiedział Nekromanta – wyczuwam tam obecność magów.
- Musimy uważać, w tej okolicy roi się od Poszukiwaczy.
Szli ścieżką prowadzącą do jeziora po środku którego znajdował się klasztor. Roślinności było mało, otaczały ich szare skały i wyjałowiona gleba nigdzie nie było zwierząt – skutek działania boga ciemności. Przechodzili właśnie obok starej, walącej się Martwej Harpii gdy ujrzeli człowieka uciekającego przed czymś co przypominało Poszukiwacza tyle, że ten unosił się nad ziemią, był wyższy, miał za długą szatę oraz ręce jak u trupa – z samych kości.
- To porucznik Poszukiwaczy – powiedział Xardas i rzucił na niego Tchnienie Śmierci. Padł martwy.
- Dzięki wam… dzięki – wydusił z siebie zziajany młodzieniec uciekający przed Poszukiwaczem – gonił mnie aż od Górniczej Doliny… jestem Ronald.
- Witam Rolandzie jestem Xardas.
Chłopak odskoczył przerażony.
- To ty… to ty skazałeś nas na niewolę – strach szybko przerodził się w gniew. Ronald wyjął swą lagę i rzucił się na Nekromantę.
Xardas machnięciem ręki zmienił ją w źdźbło trawy.
- Uspokój się chłopcze jestem po waszej stronie – rzekł – zamierzam rozprawić się z Beliarem i wiem jak to zrobić. Cavalornie wytłumacz mu.
- I ty m ufasz – chłopak zwrócił się do myśliwego.
- Wcale nie ufam. Zabiję go jeśli tylko spróbuje wywinąć jakiś numer.
Ruszyli w dalszą drogę. Gdy doszli do mostu okazało się, że jest zniszczony. Xardas postanowił ich prze teleportować. Nie bardzo mu wierzyli lecz po chwili znaleźli się na drugim końcu mostu. Rozpoczęli poszukiwania. Klasztor był ograbiony i zniszczony. Okna były wybite wisiały nad nimi resztki zasłon, drewno spróchniało, drzwi do biblioteki wyrwane z zawiasów leżały niedaleko wejścia. Natomiast sama biblioteka była ograbiona z książek. Sala arcymagów również była okradziona ze wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość. Na placu przed kościołem walały się kościotrupy magów i nowicjuszy poległych podczas ataku na klasztor. Zeszli do piwnicy. Tam zastali ten sam widok w Sali alchemicznej składniki były porozwalane w nieładzie, probówki i inne naczynia porozbijane. W Sali przed którą stał Talamon nie było nic. Jedynie półka z książkami stała dumnie na końcu Sali.
- Nikogo tu niema – powiedział Cavalorn – tylko ci się wydawało Xardasie.
- Natomiast tobie Cavalornie tylko się wydawało, że widziałeś już wszystko – rzekł Nekromanta i podszedł do lampy obok regału i pociągnął ją w dół. Po chwili ukazało im się przejście prowadzące jeszcze niżej. Łowca oniemiał.
- S-s-skąd o tym wiedziałeś – zapytał.
- Tylko ja wiedziałem że są jeszcze jakieś podziemia – odpowiedział mu Xardas – to jak, schodzimy ?
Zaraz potem schodzili po schodach prowadzących do podziemi. Tam krętymi korytarzami prowadził ich Xardas. Doszli do małego pomieszczenia z drzwiami przed którymi stał nowicjusz.
- Stać, coście za jedni – krzyknął – to ty – spojrzał na Xardasa – ALARM !!!.
Zza drzwi wypadło trzech magów ognia oraz kilku nowicjuszy.
- Co się stało ? – zapytał najstarszy z magów. Miał długie siwe włosy i brodę. Był to Pyrokar. Lata w podziemiach dały mu się we znaki. Wychudł i pobladł. Jednak pożywienie musiał zdobywać w jakiś sposób – Aaa, więc przybyłeś osobiście by się nas pozbyć – spojrzał na Nekromantę i cisnął w niego ognistą kulą. Xardas jak to lubił robić przejął całą moc zaklęcia.
- Pyrokarze, spokojnie – rzekł – jestem po waszej stronie. Zamierzam się pozbyć Beliara. Mam plan jak to zrobić. Cavalornie wytłumacz mu go.
Cavalorn markocąc pod nosem różne przekleństwa podszedł do maga i objaśnił mu plan Nekromanty. Twarz maga nieco rozjaśniła się.
- Tak… to może się udać… słyszałem o fontannie życia… ale nie myśl, że ci ufam – zwrócił się do Xardasa.
- Mnie to już denerwuje – odparł Nekromanta – żadnego zaufania.
- Mamy powody – jednocześnie powiedzieli wszyscy zgromadzeni.
Parę dni później „ekspedycja” złożona z Xardasa, Cavalorna i Pyrokara ruszyła do Górniczej Doliny. Jak powiedział Nekromanta czul tam obecność paru rycerzy. Szli ścieżką prowadzącą od Khorinis do koloni. Jak wszystko na wyspie tak i Dolina była naznaczona obecnością Beliara: żadnych roślin, szaro i smutno. Na dodatek było widać ślady wojny.
- To miejsce roi się od Orków – powiedział myśliwy – chyba nie chcesz by nas dopadli ? – rzekł z wściekłością do Xardasa.
- Cavalornie – odparł Czarny Mag – orkowie dawno się stąd wyprowadzili. Gdy przybył Beliar oni powrócili do siebie. Teraz to jest pustkowie.
- Dobrze więc, gdzie idziemy ? – spytał Pyrokar.
- Do zamku – powiedział Xardas.
Chwilę potem ukazał im się Stary Obóz, a raczej to co z niego zostało. Zewnętrznego pierścienia nie było, a wewnętrzny ledwie stał. Zamek był zrujnowany. Prawie samo gruzowisko pozostały jednak pewne jego pomieszczenia. Gdy ich kroki obiły się echem po zamku nadbiegł jeden ze strażników.
- Uff… to tylko ludzie – rzekł – ejże czy to nie Xardas. Tak to on… ty sukinsynu – i żucił się na niego z mieczem.
- To się staje nudne – powiedział atakowany i zmienił miecz w kawałek pergaminu – posłuchaj mnie – zwrócił się ze złością do strażnika – jestem po waszej stronie, chcę się pozbyć Beliara i wiem jak to zrobić. A teraz przyprowadź mi tu Lorda Hagena.
Oniemiały strażnik poszedł w głąb zamku i po chwili pojawił się ze swoim przełożonym.
- Czego chcesz ? – spytał Hagen, wyglądał na pijanego – załatwić nas.
- Raczej załatwić Beliara.
- Może być – powiedział dowódca i zasnął.
W tej chwili przybiegł Garond.
- Jest taki od chwili gdy dowiedział się, że przegraliśmy. Zdołowany, smutki chce utopić w piwie – powiedział – to wszystko przez ciebie - wskazał na Xardasa.
- Tak to prawda, ale szukam teraz towarzyszy którzy mi pomogą pokonać Pana Ciemności. Wy się przydacie.
- I tak lepiej umrzeć niż siedzieć i nic nie robić. Więc zgoda wyruszymy jak tylko Lord Hagen wytrzeźwieje.
- Nie będę czekał sam go wytrzeźwię – rzekł Xardas i czarem postawił Hagena na nogi.
- Co… jak – spytał zdziwiony dowódca – a, to ty… zaraz połamię ci kości.
I gdyby Garond nie przytrzymał go to Nekromanta już by nie żył.
- Hagenie uspokój się jestem po waszej stronie – powiedział spokojnie Xardas – zdradziłem Beliara.
- Po tym wszystkim cos zrobił mam ci uwierzyć. Widziałem, to ty dowodziłeś atakiem na Khorinis, śmiałeś się gdy niedobitki uciekały a teraz przychodzisz i prosisz o wybaczenie bo niby zdradziłeś Beliara. A może szukasz niedobitków by raz na zawsze się ich pozbyć.
- Wież mi gdybym szukał niedobitków zrobiłbym to z całym oddziałem Poszukiwaczy.
To jak spróbujesz mi zaufać. Jeśli cię to przekona ty obejmiesz dowodzenie nad moim zgromadzeniem. Ja będę służył tylko radą.
- Może być, ale będę miał cię na oku.
- Zgoda.
I podali sobie ręce. Wyglądało to jak symbol, mag z żołnierzem łączą swe siły przeciw złu.
- Cóż - rzekł Xardas – jest nas odpowiednio dużo ale będziemy potrzebowali transportu na wyspy. Sądzę, że znajdziemy jeszcze piratów. Wy wracajcie do klasztoru a ja się do nich prze teleportuje.
W tym momencie Cavalorn przyłożył Nekromancie miecz do gardła.
- Już nas opuszczasz, chcesz zameldować Beliarowi, że znalazłeś buntowników.
- N-nie – powiedział wystraszony Xardas – nigdy w życiu.
- A bo to trochę dziwne, że chcesz się teleportować, tak sam a nas odsyłasz do klasztoru.
- Dobrze, już dobrze zabiorę ze sobą Hagena.
W tym momencie Cavalorn schował swój miecz.
- No, i pamiętaj nigdy nie próbuj nigdzie iść sam. – powiedział. – Więc jak, idziesz z nim – zwrócił się do dowódcy.
- Tak przypilnuję go.
- No więc ruszamy.
Po chwili Xardasa i Hagena objął niebieski pierścień. Sceneria zmieniła się zupełnie. Wokół było pełno roślin. Otaczała ich wspaniała, dzika zieleń. Najwyraźniej moc świątyni Adanosa chroniła tę część wyspy przed mocą Beliara. W ich pobliżu znajdował się mężczyzna, był w średnim wieku, o czarnym kolorze skóry i ciemnych włosach. Gdy ich ujrzał podskoczył jak poparzony.
- O cholera, nigdy tego nie róbcie nie znoszę gdy ktoś się teleportuje. – powiedział przerażony – a tak w ogóle to kim jesteście.
- Mam na imię Xardas, a on to Lord Hagen.
- Ciebie to znam – mężczyzna wskazał na Hagena – ale ciebie to nie kojarzę.
- Chwila – zdziwił się Nekromanta – jakieś osiemnaście lat temu nikt was nie zaatakował.
- A owszem byli tu jacyś rycerze w czarnych zbrojach, ale długo tu miejsca nie zagrzali. Wzięli do niewoli bandytów, lecz nas jakoś nie mieli siły. Coś w tej wyspie siedzi coś co ich wypędziło. A tak w ogóle to mam na imię Jack Aligator i jestem piratem.
- Dobrze Jack – odezwał się Hagen – zaprowadzisz nas do Grega.
- Ty znasz szefa ? – zdziwił się pirat.
- Oczywiście. Gdy wstąpiłem do wojska przydzielono mnie do marynarki i tam go poznałem. Nie podobało mu się bycie majtkiem. Mówił iż ucieknie ze statku i zostanie piratem. I rzeczywiście zwiał. Więcej go nie widziałem. Tylko czasami słyszałem pogłoski, że pirat o imieniu Greg napada i łupi statki a cumuje gdzieś na Khorinis. Widać to prawda – powiedział z uśmieszkiem.
- Więc chodźcie.
Jack poprowadził ich w stronę obozu piratów. Przed bramą zatrzymał ich strażnik.
- Jack a co ty za szumowiny tu prowadzisz.
- Jeden to Lord Hagen – powiedział z udawana wyniosłością – a drugi to jakiś mag. Chcą widzieć Grega.
- A to niech idą.
Przeszli przez obóz piratów wdrapali się po kładce prowadzącej do domu herszta korsarzy. Siedział na ławce i polerował swoją piracką szablę.
- Kopę lat – rzekł nie podnosząc oczu, najwyraźniej zobaczył ich odbicia w szabli. – jak tam, przestałeś być gubernatorem Khorinis.
- Tak, siły ciemności zrzuciły mnie ze stołka. A tak poważnie przyszliśmy prosić cię o pomoc. Xardas, dawna prawa ręka Beliara zdradził go i chce pokrzyżować mu plany. Szukal towarzyszy, teraz będzie potrzebny mu transport morski do pewnych miejsc.
- Tak zrobi się ale nie za darmo.
- Więc przedstaw warunki – odezwał się Xardas.
- Po pierwsze sypniecie trochę zlotem, po drugie jeśli twój plan wypali to nie będziecie nas ścigać.
- Da się zrobić – mruknął niechętnie Hagen – macie moje słowo – i podał rękę piratowi.
- Umowa stoi – powiedział Greg i uścisnął mu dłoń – kiedy pierwszy transport ?
- Sądzę, że dopiero za dwa lata –odpowiedział Xardas.
- Dobra za dwa lata – odparł herszt.
Nekromantę i Hagena znów objął błękitny pierścień i po chwili znaleźli się w podziemiach klasztoru. Czekali już tam na nich Cavalorn z Pyrokarem i grupką paladynów oraz strażników.
- Transport już mamy – odrzekł Xardas – a teraz chcę wykonać parę czynności które bardziej utwierdzą was w przekonaniu, że jestem po waszej stronie. Po pierwsze: Pyrokaże przyjąłbyś mnie z powrotem do Magów Ognia ?
- Jeszcze nie, nadal nie mam do ciebie zaufania.
- Szkoda – powiedział lekko zasmucony Nekromanta – po drugie: trzeba nas jakoś zorganizować. Lord Hagen będzie naszym dowódcą. Ja, Cavalorn, Garond, Ronald i Pyrokar będziemy stanowić radę zakonu. Bo myślę, że nasza organizacja będzie w charakterze zakonu. Po trzecie, będzie potrzebna nam szata zakonna. W kolorze fioletowym będzie najbardziej odpowiednia gdyż z Beliarem ustaliłem, że tylko ktoś w tym kolorze będzie tolerowany – tu przemienił stroje wszystkich obecnych w fioletowe szaty o długich kapturach. Po czwarte siedziba posiedzeń rady będą kanały pod miastem gdyż wszyscy myślą, że są zamknięte, a ja jednak posiadam do nich klucz – z rękawa wyjął mały zardzewiały kluczyk – a reszta zakonu będzie przebywać tutaj. Po piąte myślę, że będziemy się nazywać Zakonem Nadziei. Czy wam to pasuje ?
Wszyscy zgodzili się z pomysłem Xardasa.
Przez następne miesiące rada spotykała się w kanałach. Rzeczywiście nikt o nich nie wiedział. Lecz niestety zdarzali się szpiedzy. Na szczęście udawało się ich szybko wykryć i byli likwidowani zanim zdążyli coś donieść. Zakon był specjalnie szkolony do zadań jakie go czekały. Tak minęły dwa lata…
Napisałem ten rożdział specjalnie dla Seby. Poddałeś mi pomysł z tą historią. A tak w ogóle cd. może powoli dochodzić, mam blokadę twórczą
Oto dalsza część
ROZDZIAŁ I – HISTORIA ZAKONU
Dwa lata wcześniej…
Xardas szedł korytarzem świątyni Beliara który prowadził do Wrót Światów. Był powarznie ranny. Podczas wyprawy przeciwko buntującym się elfom zostali przez nich zaatakowani. Z ekspedycji liczącej blisko 2000 demonów tylko on się uratował choć także został poraniony. Resztkami sil teleportował się do świątyni. Wiedział, że bóg niszczy każdego kto zawiedzie. Widział egzekucje wielu generałów, lecz miał nadzieję, że on zostanie oszczędzony choćby dlatego iż pomógł dostać się swemu panu do tego świata.
- Panie, zawiodłem – zaczął żałobnym tonem – przebacz mi.
- Jak śmiesz – rozgniewał się bóg – ty gnido, jak śmiesz informować mnie o porażce i prosić o wybaczenie.
- Ależ panie ja… pomogłem ci… dzięki mnie jesteś tu.
- Sam bym sobie poradził, a poza tym dla mnie liczy się to co jest teraz i nie zwracam uwagi na to co było.
Oczy Beliara ściemniały i poczęły świecić mrocznym fioletowym blaskiem. Był to znak, że bóg zamierza użyć zaklęcia Czarnego Płomienia, które tylko on znał. Niszczyło ono ciało i duszę człowieka uniemożliwiając jego wskrzeszenie. Beliar właśnie nim niszczył tych którzy go zawiedli.
- Panie… błagam – jęknął Nekromanta, lecz było za późno, bóg już wystrzelił w niego zaklęcie. Stało się to w ułamku sekundy: Xardas przejął część mocy zaklęcia i wykorzystał ją by prze teleportować się jak najdalej stamtąd. Pojawił się w okolicy swojej dawnej wierzy w pobliżu miasta Khorinis. Z wycieńczenia padł i usnął. Obudził się po paru godzinach i powlókł się w stronę miasta. Jego wieża była niemalże całkiem zniszczona. Moc jego pana sprawiła, że wszystkie rośliny wymarły a ziemia stała się jałowa. Idąc tak poprzysiągł zemstę Beliarowi, był w końcu w posiadaniu cennych informacji które mogą pokrzyżować plany boga. Doszedł ledwie do „dziury w skale” w której miał obóz łowca Cavalorn. Ten go zauważył. Xardas wiedział, że wszyscy go znają i paplają do niego nienawiścią więc wydusil z siebie słowa:
- Wiem… jak pokonać… Beliara – zrobiło mu się ciemno przed oczyma ostatnią rzeczą którą zobaczył był Cavalorn który do niego podchodził.
Ocknął się kilka dni później w chacie łowcy. Poczuł na sobie bandaże. Czół się o wiele lepiej. Siły mu powróciły.
- Widzę żeś się już obudził – powiedział z niechęcią Cavalorn – musisz wiedzieć, że cię ocaliłem tylko dlatego, że wymamrotałeś coś o tym, że wiesz jak pokonać boga ciemności, lecz jeśli to okaże się kłamstwem zabiję cię bez wahania.
- Nie to prawda, wiem jak to zrobić – szybko zaczął mówić Nekromanta – za lata wiernej posługi chciał mnie zabić więc poprzysiągłem mu zemstę. Dzięki temu, że byłem jego wybrańcem o wszystkim co mogłoby pokrzyżować jego plany.
- Więc jak tylko się wykurujesz wcielimy w życie twój plan. Opisz mi go.
- Na początek będziemy musieli znaleźć sprzymierzeńców. We dwójkę nic nie zdziałamy. Znajdziemy kryjówkę i odpowiednio się przygotujemy. By pokonać Beliara będziemy potrzebowali pomocy Bezimiennego, Innosa i Adanosa…
- Jak to zamierzasz zrobić – przerwał mu myśliwy – przecież zmarli.
- Tak, ale wiem jak ich ożywić. W tym celu będziemy musieli zdobyć wodę z fontanny życia która znajduje się w świątyni Adanosa a ta leży na wyspie wyłaniającej się z morza raz na tysiąc lat. Chronią ją demony Beliara. Wyłoni się za dwa lata. Moc tej wody potrafi dać życie lecz tylko w połączeniu z Gniewem Niebios. Ów miecz jest zbyt ogromny by go mógł przenieść człowiek dlatego potrzebny będzie nam Wybraniec. Odnajdziemy jego szczątki i przeniesiemy je do miecza. Tylko on i bogowie mogą go używać. Następnie wskrzesimy bogów. Dalej już chyba wiesz co będzie.
- Hmmm… tak… to może się udać… ale nadal będę cię obserwował.
Xardas wyzdrowiał dopiero po dwóch miesiącach po czym od razu ruszył z Cavalornem by szukać sprzymierzeńców.
- Gdzie idziemy – spytał łowca.
- Do klasztoru – odpowiedział Nekromanta – wyczuwam tam obecność magów.
- Musimy uważać, w tej okolicy roi się od Poszukiwaczy.
Szli ścieżką prowadzącą do jeziora po środku którego znajdował się klasztor. Roślinności było mało, otaczały ich szare skały i wyjałowiona gleba nigdzie nie było zwierząt – skutek działania boga ciemności. Przechodzili właśnie obok starej, walącej się Martwej Harpii gdy ujrzeli człowieka uciekającego przed czymś co przypominało Poszukiwacza tyle, że ten unosił się nad ziemią, był wyższy, miał za długą szatę oraz ręce jak u trupa – z samych kości.
- To porucznik Poszukiwaczy – powiedział Xardas i rzucił na niego Tchnienie Śmierci. Padł martwy.
- Dzięki wam… dzięki – wydusił z siebie zziajany młodzieniec uciekający przed Poszukiwaczem – gonił mnie aż od Górniczej Doliny… jestem Ronald.
- Witam Rolandzie jestem Xardas.
Chłopak odskoczył przerażony.
- To ty… to ty skazałeś nas na niewolę – strach szybko przerodził się w gniew. Ronald wyjął swą lagę i rzucił się na Nekromantę.
Xardas machnięciem ręki zmienił ją w źdźbło trawy.
- Uspokój się chłopcze jestem po waszej stronie – rzekł – zamierzam rozprawić się z Beliarem i wiem jak to zrobić. Cavalornie wytłumacz mu.
- I ty m ufasz – chłopak zwrócił się do myśliwego.
- Wcale nie ufam. Zabiję go jeśli tylko spróbuje wywinąć jakiś numer.
Ruszyli w dalszą drogę. Gdy doszli do mostu okazało się, że jest zniszczony. Xardas postanowił ich prze teleportować. Nie bardzo mu wierzyli lecz po chwili znaleźli się na drugim końcu mostu. Rozpoczęli poszukiwania. Klasztor był ograbiony i zniszczony. Okna były wybite wisiały nad nimi resztki zasłon, drewno spróchniało, drzwi do biblioteki wyrwane z zawiasów leżały niedaleko wejścia. Natomiast sama biblioteka była ograbiona z książek. Sala arcymagów również była okradziona ze wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość. Na placu przed kościołem walały się kościotrupy magów i nowicjuszy poległych podczas ataku na klasztor. Zeszli do piwnicy. Tam zastali ten sam widok w Sali alchemicznej składniki były porozwalane w nieładzie, probówki i inne naczynia porozbijane. W Sali przed którą stał Talamon nie było nic. Jedynie półka z książkami stała dumnie na końcu Sali.
- Nikogo tu niema – powiedział Cavalorn – tylko ci się wydawało Xardasie.
- Natomiast tobie Cavalornie tylko się wydawało, że widziałeś już wszystko – rzekł Nekromanta i podszedł do lampy obok regału i pociągnął ją w dół. Po chwili ukazało im się przejście prowadzące jeszcze niżej. Łowca oniemiał.
- S-s-skąd o tym wiedziałeś – zapytał.
- Tylko ja wiedziałem że są jeszcze jakieś podziemia – odpowiedział mu Xardas – to jak, schodzimy ?
Zaraz potem schodzili po schodach prowadzących do podziemi. Tam krętymi korytarzami prowadził ich Xardas. Doszli do małego pomieszczenia z drzwiami przed którymi stał nowicjusz.
- Stać, coście za jedni – krzyknął – to ty – spojrzał na Xardasa – ALARM !!!.
Zza drzwi wypadło trzech magów ognia oraz kilku nowicjuszy.
- Co się stało ? – zapytał najstarszy z magów. Miał długie siwe włosy i brodę. Był to Pyrokar. Lata w podziemiach dały mu się we znaki. Wychudł i pobladł. Jednak pożywienie musiał zdobywać w jakiś sposób – Aaa, więc przybyłeś osobiście by się nas pozbyć – spojrzał na Nekromantę i cisnął w niego ognistą kulą. Xardas jak to lubił robić przejął całą moc zaklęcia.
- Pyrokarze, spokojnie – rzekł – jestem po waszej stronie. Zamierzam się pozbyć Beliara. Mam plan jak to zrobić. Cavalornie wytłumacz mu go.
Cavalorn markocąc pod nosem różne przekleństwa podszedł do maga i objaśnił mu plan Nekromanty. Twarz maga nieco rozjaśniła się.
- Tak… to może się udać… słyszałem o fontannie życia… ale nie myśl, że ci ufam – zwrócił się do Xardasa.
- Mnie to już denerwuje – odparł Nekromanta – żadnego zaufania.
- Mamy powody – jednocześnie powiedzieli wszyscy zgromadzeni.
Parę dni później „ekspedycja” złożona z Xardasa, Cavalorna i Pyrokara ruszyła do Górniczej Doliny. Jak powiedział Nekromanta czul tam obecność paru rycerzy. Szli ścieżką prowadzącą od Khorinis do koloni. Jak wszystko na wyspie tak i Dolina była naznaczona obecnością Beliara: żadnych roślin, szaro i smutno. Na dodatek było widać ślady wojny.
- To miejsce roi się od Orków – powiedział myśliwy – chyba nie chcesz by nas dopadli ? – rzekł z wściekłością do Xardasa.
- Cavalornie – odparł Czarny Mag – orkowie dawno się stąd wyprowadzili. Gdy przybył Beliar oni powrócili do siebie. Teraz to jest pustkowie.
- Dobrze więc, gdzie idziemy ? – spytał Pyrokar.
- Do zamku – powiedział Xardas.
Chwilę potem ukazał im się Stary Obóz, a raczej to co z niego zostało. Zewnętrznego pierścienia nie było, a wewnętrzny ledwie stał. Zamek był zrujnowany. Prawie samo gruzowisko pozostały jednak pewne jego pomieszczenia. Gdy ich kroki obiły się echem po zamku nadbiegł jeden ze strażników.
- Uff… to tylko ludzie – rzekł – ejże czy to nie Xardas. Tak to on… ty sukinsynu – i żucił się na niego z mieczem.
- To się staje nudne – powiedział atakowany i zmienił miecz w kawałek pergaminu – posłuchaj mnie – zwrócił się ze złością do strażnika – jestem po waszej stronie, chcę się pozbyć Beliara i wiem jak to zrobić. A teraz przyprowadź mi tu Lorda Hagena.
Oniemiały strażnik poszedł w głąb zamku i po chwili pojawił się ze swoim przełożonym.
- Czego chcesz ? – spytał Hagen, wyglądał na pijanego – załatwić nas.
- Raczej załatwić Beliara.
- Może być – powiedział dowódca i zasnął.
W tej chwili przybiegł Garond.
- Jest taki od chwili gdy dowiedział się, że przegraliśmy. Zdołowany, smutki chce utopić w piwie – powiedział – to wszystko przez ciebie - wskazał na Xardasa.
- Tak to prawda, ale szukam teraz towarzyszy którzy mi pomogą pokonać Pana Ciemności. Wy się przydacie.
- I tak lepiej umrzeć niż siedzieć i nic nie robić. Więc zgoda wyruszymy jak tylko Lord Hagen wytrzeźwieje.
- Nie będę czekał sam go wytrzeźwię – rzekł Xardas i czarem postawił Hagena na nogi.
- Co… jak – spytał zdziwiony dowódca – a, to ty… zaraz połamię ci kości.
I gdyby Garond nie przytrzymał go to Nekromanta już by nie żył.
- Hagenie uspokój się jestem po waszej stronie – powiedział spokojnie Xardas – zdradziłem Beliara.
- Po tym wszystkim cos zrobił mam ci uwierzyć. Widziałem, to ty dowodziłeś atakiem na Khorinis, śmiałeś się gdy niedobitki uciekały a teraz przychodzisz i prosisz o wybaczenie bo niby zdradziłeś Beliara. A może szukasz niedobitków by raz na zawsze się ich pozbyć.
- Wież mi gdybym szukał niedobitków zrobiłbym to z całym oddziałem Poszukiwaczy.
To jak spróbujesz mi zaufać. Jeśli cię to przekona ty obejmiesz dowodzenie nad moim zgromadzeniem. Ja będę służył tylko radą.
- Może być, ale będę miał cię na oku.
- Zgoda.
I podali sobie ręce. Wyglądało to jak symbol, mag z żołnierzem łączą swe siły przeciw złu.
- Cóż - rzekł Xardas – jest nas odpowiednio dużo ale będziemy potrzebowali transportu na wyspy. Sądzę, że znajdziemy jeszcze piratów. Wy wracajcie do klasztoru a ja się do nich prze teleportuje.
W tym momencie Cavalorn przyłożył Nekromancie miecz do gardła.
- Już nas opuszczasz, chcesz zameldować Beliarowi, że znalazłeś buntowników.
- N-nie – powiedział wystraszony Xardas – nigdy w życiu.
- A bo to trochę dziwne, że chcesz się teleportować, tak sam a nas odsyłasz do klasztoru.
- Dobrze, już dobrze zabiorę ze sobą Hagena.
W tym momencie Cavalorn schował swój miecz.
- No, i pamiętaj nigdy nie próbuj nigdzie iść sam. – powiedział. – Więc jak, idziesz z nim – zwrócił się do dowódcy.
- Tak przypilnuję go.
- No więc ruszamy.
Po chwili Xardasa i Hagena objął niebieski pierścień. Sceneria zmieniła się zupełnie. Wokół było pełno roślin. Otaczała ich wspaniała, dzika zieleń. Najwyraźniej moc świątyni Adanosa chroniła tę część wyspy przed mocą Beliara. W ich pobliżu znajdował się mężczyzna, był w średnim wieku, o czarnym kolorze skóry i ciemnych włosach. Gdy ich ujrzał podskoczył jak poparzony.
- O cholera, nigdy tego nie róbcie nie znoszę gdy ktoś się teleportuje. – powiedział przerażony – a tak w ogóle to kim jesteście.
- Mam na imię Xardas, a on to Lord Hagen.
- Ciebie to znam – mężczyzna wskazał na Hagena – ale ciebie to nie kojarzę.
- Chwila – zdziwił się Nekromanta – jakieś osiemnaście lat temu nikt was nie zaatakował.
- A owszem byli tu jacyś rycerze w czarnych zbrojach, ale długo tu miejsca nie zagrzali. Wzięli do niewoli bandytów, lecz nas jakoś nie mieli siły. Coś w tej wyspie siedzi coś co ich wypędziło. A tak w ogóle to mam na imię Jack Aligator i jestem piratem.
- Dobrze Jack – odezwał się Hagen – zaprowadzisz nas do Grega.
- Ty znasz szefa ? – zdziwił się pirat.
- Oczywiście. Gdy wstąpiłem do wojska przydzielono mnie do marynarki i tam go poznałem. Nie podobało mu się bycie majtkiem. Mówił iż ucieknie ze statku i zostanie piratem. I rzeczywiście zwiał. Więcej go nie widziałem. Tylko czasami słyszałem pogłoski, że pirat o imieniu Greg napada i łupi statki a cumuje gdzieś na Khorinis. Widać to prawda – powiedział z uśmieszkiem.
- Więc chodźcie.
Jack poprowadził ich w stronę obozu piratów. Przed bramą zatrzymał ich strażnik.
- Jack a co ty za szumowiny tu prowadzisz.
- Jeden to Lord Hagen – powiedział z udawana wyniosłością – a drugi to jakiś mag. Chcą widzieć Grega.
- A to niech idą.
Przeszli przez obóz piratów wdrapali się po kładce prowadzącej do domu herszta korsarzy. Siedział na ławce i polerował swoją piracką szablę.
- Kopę lat – rzekł nie podnosząc oczu, najwyraźniej zobaczył ich odbicia w szabli. – jak tam, przestałeś być gubernatorem Khorinis.
- Tak, siły ciemności zrzuciły mnie ze stołka. A tak poważnie przyszliśmy prosić cię o pomoc. Xardas, dawna prawa ręka Beliara zdradził go i chce pokrzyżować mu plany. Szukal towarzyszy, teraz będzie potrzebny mu transport morski do pewnych miejsc.
- Tak zrobi się ale nie za darmo.
- Więc przedstaw warunki – odezwał się Xardas.
- Po pierwsze sypniecie trochę zlotem, po drugie jeśli twój plan wypali to nie będziecie nas ścigać.
- Da się zrobić – mruknął niechętnie Hagen – macie moje słowo – i podał rękę piratowi.
- Umowa stoi – powiedział Greg i uścisnął mu dłoń – kiedy pierwszy transport ?
- Sądzę, że dopiero za dwa lata –odpowiedział Xardas.
- Dobra za dwa lata – odparł herszt.
Nekromantę i Hagena znów objął błękitny pierścień i po chwili znaleźli się w podziemiach klasztoru. Czekali już tam na nich Cavalorn z Pyrokarem i grupką paladynów oraz strażników.
- Transport już mamy – odrzekł Xardas – a teraz chcę wykonać parę czynności które bardziej utwierdzą was w przekonaniu, że jestem po waszej stronie. Po pierwsze: Pyrokaże przyjąłbyś mnie z powrotem do Magów Ognia ?
- Jeszcze nie, nadal nie mam do ciebie zaufania.
- Szkoda – powiedział lekko zasmucony Nekromanta – po drugie: trzeba nas jakoś zorganizować. Lord Hagen będzie naszym dowódcą. Ja, Cavalorn, Garond, Ronald i Pyrokar będziemy stanowić radę zakonu. Bo myślę, że nasza organizacja będzie w charakterze zakonu. Po trzecie, będzie potrzebna nam szata zakonna. W kolorze fioletowym będzie najbardziej odpowiednia gdyż z Beliarem ustaliłem, że tylko ktoś w tym kolorze będzie tolerowany – tu przemienił stroje wszystkich obecnych w fioletowe szaty o długich kapturach. Po czwarte siedziba posiedzeń rady będą kanały pod miastem gdyż wszyscy myślą, że są zamknięte, a ja jednak posiadam do nich klucz – z rękawa wyjął mały zardzewiały kluczyk – a reszta zakonu będzie przebywać tutaj. Po piąte myślę, że będziemy się nazywać Zakonem Nadziei. Czy wam to pasuje ?
Wszyscy zgodzili się z pomysłem Xardasa.
Przez następne miesiące rada spotykała się w kanałach. Rzeczywiście nikt o nich nie wiedział. Lecz niestety zdarzali się szpiedzy. Na szczęście udawało się ich szybko wykryć i byli likwidowani zanim zdążyli coś donieść. Zakon był specjalnie szkolony do zadań jakie go czekały. Tak minęły dwa lata…
Napisałem ten rożdział specjalnie dla Seby. Poddałeś mi pomysł z tą historią. A tak w ogóle cd. może powoli dochodzić, mam blokadę twórczą
Oto dalsza część
ROZDZIAŁ I – HISTORIA ZAKONU
Dwa lata wcześniej…
Xardas szedł korytarzem świątyni Beliara który prowadził do Wrót Światów. Był powarznie ranny. Podczas wyprawy przeciwko buntującym się elfom zostali przez nich zaatakowani. Z ekspedycji liczącej blisko 2000 demonów tylko on się uratował choć także został poraniony. Resztkami sil teleportował się do świątyni. Wiedział, że bóg niszczy każdego kto zawiedzie. Widział egzekucje wielu generałów, lecz miał nadzieję, że on zostanie oszczędzony choćby dlatego iż pomógł dostać się swemu panu do tego świata.
- Panie, zawiodłem – zaczął żałobnym tonem – przebacz mi.
- Jak śmiesz – rozgniewał się bóg – ty gnido, jak śmiesz informować mnie o porażce i prosić o wybaczenie.
- Ależ panie ja… pomogłem ci… dzięki mnie jesteś tu.
- Sam bym sobie poradził, a poza tym dla mnie liczy się to co jest teraz i nie zwracam uwagi na to co było.
Oczy Beliara ściemniały i poczęły świecić mrocznym fioletowym blaskiem. Był to znak, że bóg zamierza użyć zaklęcia Czarnego Płomienia, które tylko on znał. Niszczyło ono ciało i duszę człowieka uniemożliwiając jego wskrzeszenie. Beliar właśnie nim niszczył tych którzy go zawiedli.
- Panie… błagam – jęknął Nekromanta, lecz było za późno, bóg już wystrzelił w niego zaklęcie. Stało się to w ułamku sekundy: Xardas przejął część mocy zaklęcia i wykorzystał ją by prze teleportować się jak najdalej stamtąd. Pojawił się w okolicy swojej dawnej wierzy w pobliżu miasta Khorinis. Z wycieńczenia padł i usnął. Obudził się po paru godzinach i powlókł się w stronę miasta. Jego wieża była niemalże całkiem zniszczona. Moc jego pana sprawiła, że wszystkie rośliny wymarły a ziemia stała się jałowa. Idąc tak poprzysiągł zemstę Beliarowi, był w końcu w posiadaniu cennych informacji które mogą pokrzyżować plany boga. Doszedł ledwie do „dziury w skale” w której miał obóz łowca Cavalorn. Ten go zauważył. Xardas wiedział, że wszyscy go znają i paplają do niego nienawiścią więc wydusil z siebie słowa:
- Wiem… jak pokonać… Beliara – zrobiło mu się ciemno przed oczyma ostatnią rzeczą którą zobaczył był Cavalorn który do niego podchodził.
Ocknął się kilka dni później w chacie łowcy. Poczuł na sobie bandaże. Czół się o wiele lepiej. Siły mu powróciły.
- Widzę żeś się już obudził – powiedział z niechęcią Cavalorn – musisz wiedzieć, że cię ocaliłem tylko dlatego, że wymamrotałeś coś o tym, że wiesz jak pokonać boga ciemności, lecz jeśli to okaże się kłamstwem zabiję cię bez wahania.
- Nie to prawda, wiem jak to zrobić – szybko zaczął mówić Nekromanta – za lata wiernej posługi chciał mnie zabić więc poprzysiągłem mu zemstę. Dzięki temu, że byłem jego wybrańcem o wszystkim co mogłoby pokrzyżować jego plany.
- Więc jak tylko się wykurujesz wcielimy w życie twój plan. Opisz mi go.
- Na początek będziemy musieli znaleźć sprzymierzeńców. We dwójkę nic nie zdziałamy. Znajdziemy kryjówkę i odpowiednio się przygotujemy. By pokonać Beliara będziemy potrzebowali pomocy Bezimiennego, Innosa i Adanosa…
- Jak to zamierzasz zrobić – przerwał mu myśliwy – przecież zmarli.
- Tak, ale wiem jak ich ożywić. W tym celu będziemy musieli zdobyć wodę z fontanny życia która znajduje się w świątyni Adanosa a ta leży na wyspie wyłaniającej się z morza raz na tysiąc lat. Chronią ją demony Beliara. Wyłoni się za dwa lata. Moc tej wody potrafi dać życie lecz tylko w połączeniu z Gniewem Niebios. Ów miecz jest zbyt ogromny by go mógł przenieść człowiek dlatego potrzebny będzie nam Wybraniec. Odnajdziemy jego szczątki i przeniesiemy je do miecza. Tylko on i bogowie mogą go używać. Następnie wskrzesimy bogów. Dalej już chyba wiesz co będzie.
- Hmmm… tak… to może się udać… ale nadal będę cię obserwował.
Xardas wyzdrowiał dopiero po dwóch miesiącach po czym od razu ruszył z Cavalornem by szukać sprzymierzeńców.
- Gdzie idziemy – spytał łowca.
- Do klasztoru – odpowiedział Nekromanta – wyczuwam tam obecność magów.
- Musimy uważać, w tej okolicy roi się od Poszukiwaczy.
Szli ścieżką prowadzącą do jeziora po środku którego znajdował się klasztor. Roślinności było mało, otaczały ich szare skały i wyjałowiona gleba nigdzie nie było zwierząt – skutek działania boga ciemności. Przechodzili właśnie obok starej, walącej się Martwej Harpii gdy ujrzeli człowieka uciekającego przed czymś co przypominało Poszukiwacza tyle, że ten unosił się nad ziemią, był wyższy, miał za długą szatę oraz ręce jak u trupa – z samych kości.
- To porucznik Poszukiwaczy – powiedział Xardas i rzucił na niego Tchnienie Śmierci. Padł martwy.
- Dzięki wam… dzięki – wydusił z siebie zziajany młodzieniec uciekający przed Poszukiwaczem – gonił mnie aż od Górniczej Doliny… jestem Ronald.
- Witam Rolandzie jestem Xardas.
Chłopak odskoczył przerażony.
- To ty… to ty skazałeś nas na niewolę – strach szybko przerodził się w gniew. Ronald wyjął swą lagę i rzucił się na Nekromantę.
Xardas machnięciem ręki zmienił ją w źdźbło trawy.
- Uspokój się chłopcze jestem po waszej stronie – rzekł – zamierzam rozprawić się z Beliarem i wiem jak to zrobić. Cavalornie wytłumacz mu.
- I ty m ufasz – chłopak zwrócił się do myśliwego.
- Wcale nie ufam. Zabiję go jeśli tylko spróbuje wywinąć jakiś numer.
Ruszyli w dalszą drogę. Gdy doszli do mostu okazało się, że jest zniszczony. Xardas postanowił ich prze teleportować. Nie bardzo mu wierzyli lecz po chwili znaleźli się na drugim końcu mostu. Rozpoczęli poszukiwania. Klasztor był ograbiony i zniszczony. Okna były wybite wisiały nad nimi resztki zasłon, drewno spróchniało, drzwi do biblioteki wyrwane z zawiasów leżały niedaleko wejścia. Natomiast sama biblioteka była ograbiona z książek. Sala arcymagów również była okradziona ze wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość. Na placu przed kościołem walały się kościotrupy magów i nowicjuszy poległych podczas ataku na klasztor. Zeszli do piwnicy. Tam zastali ten sam widok w Sali alchemicznej składniki były porozwalane w nieładzie, probówki i inne naczynia porozbijane. W Sali przed którą stał Talamon nie było nic. Jedynie półka z książkami stała dumnie na końcu Sali.
- Nikogo tu niema – powiedział Cavalorn – tylko ci się wydawało Xardasie.
- Natomiast tobie Cavalornie tylko się wydawało, że widziałeś już wszystko – rzekł Nekromanta i podszedł do lampy obok regału i pociągnął ją w dół. Po chwili ukazało im się przejście prowadzące jeszcze niżej. Łowca oniemiał.
- S-s-skąd o tym wiedziałeś – zapytał.
- Tylko ja wiedziałem że są jeszcze jakieś podziemia – odpowiedział mu Xardas – to jak, schodzimy ?
Zaraz potem schodzili po schodach prowadzących do podziemi. Tam krętymi korytarzami prowadził ich Xardas. Doszli do małego pomieszczenia z drzwiami przed którymi stał nowicjusz.
- Stać, coście za jedni – krzyknął – to ty – spojrzał na Xardasa – ALARM !!!.
Zza drzwi wypadło trzech magów ognia oraz kilku nowicjuszy.
- Co się stało ? – zapytał najstarszy z magów. Miał długie siwe włosy i brodę. Był to Pyrokar. Lata w podziemiach dały mu się we znaki. Wychudł i pobladł. Jednak pożywienie musiał zdobywać w jakiś sposób – Aaa, więc przybyłeś osobiście by się nas pozbyć – spojrzał na Nekromantę i cisnął w niego ognistą kulą. Xardas jak to lubił robić przejął całą moc zaklęcia.
- Pyrokarze, spokojnie – rzekł – jestem po waszej stronie. Zamierzam się pozbyć Beliara. Mam plan jak to zrobić. Cavalornie wytłumacz mu go.
Cavalorn markocąc pod nosem różne przekleństwa podszedł do maga i objaśnił mu plan Nekromanty. Twarz maga nieco rozjaśniła się.
- Tak… to może się udać… słyszałem o fontannie życia… ale nie myśl, że ci ufam – zwrócił się do Xardasa.
- Mnie to już denerwuje – odparł Nekromanta – żadnego zaufania.
- Mamy powody – jednocześnie powiedzieli wszyscy zgromadzeni.
Parę dni później „ekspedycja” złożona z Xardasa, Cavalorna i Pyrokara ruszyła do Górniczej Doliny. Jak powiedział Nekromanta czul tam obecność paru rycerzy. Szli ścieżką prowadzącą od Khorinis do koloni. Jak wszystko na wyspie tak i Dolina była naznaczona obecnością Beliara: żadnych roślin, szaro i smutno. Na dodatek było widać ślady wojny.
- To miejsce roi się od Orków – powiedział myśliwy – chyba nie chcesz by nas dopadli ? – rzekł z wściekłością do Xardasa.
- Cavalornie – odparł Czarny Mag – orkowie dawno się stąd wyprowadzili. Gdy przybył Beliar oni powrócili do siebie. Teraz to jest pustkowie.
- Dobrze więc, gdzie idziemy ? – spytał Pyrokar.
- Do zamku – powiedział Xardas.
Chwilę potem ukazał im się Stary Obóz, a raczej to co z niego zostało. Zewnętrznego pierścienia nie było, a wewnętrzny ledwie stał. Zamek był zrujnowany. Prawie samo gruzowisko pozostały jednak pewne jego pomieszczenia. Gdy ich kroki obiły się echem po zamku nadbiegł jeden ze strażników.
- Uff… to tylko ludzie – rzekł – ejże czy to nie Xardas. Tak to on… ty sukinsynu – i żucił się na niego z mieczem.
- To się staje nudne – powiedział atakowany i zmienił miecz w kawałek pergaminu – posłuchaj mnie – zwrócił się ze złością do strażnika – jestem po waszej stronie, chcę się pozbyć Beliara i wiem jak to zrobić. A teraz przyprowadź mi tu Lorda Hagena.
Oniemiały strażnik poszedł w głąb zamku i po chwili pojawił się ze swoim przełożonym.
- Czego chcesz ? – spytał Hagen, wyglądał na pijanego – załatwić nas.
- Raczej załatwić Beliara.
- Może być – powiedział dowódca i zasnął.
W tej chwili przybiegł Garond.
- Jest taki od chwili gdy dowiedział się, że przegraliśmy. Zdołowany, smutki chce utopić w piwie – powiedział – to wszystko przez ciebie - wskazał na Xardasa.
- Tak to prawda, ale szukam teraz towarzyszy którzy mi pomogą pokonać Pana Ciemności. Wy się przydacie.
- I tak lepiej umrzeć niż siedzieć i nic nie robić. Więc zgoda wyruszymy jak tylko Lord Hagen wytrzeźwieje.
- Nie będę czekał sam go wytrzeźwię – rzekł Xardas i czarem postawił Hagena na nogi.
- Co… jak – spytał zdziwiony dowódca – a, to ty… zaraz połamię ci kości.
I gdyby Garond nie przytrzymał go to Nekromanta już by nie żył.
- Hagenie uspokój się jestem po waszej stronie – powiedział spokojnie Xardas – zdradziłem Beliara.
- Po tym wszystkim cos zrobił mam ci uwierzyć. Widziałem, to ty dowodziłeś atakiem na Khorinis, śmiałeś się gdy niedobitki uciekały a teraz przychodzisz i prosisz o wybaczenie bo niby zdradziłeś Beliara. A może szukasz niedobitków by raz na zawsze się ich pozbyć.
- Wież mi gdybym szukał niedobitków zrobiłbym to z całym oddziałem Poszukiwaczy.
To jak spróbujesz mi zaufać. Jeśli cię to przekona ty obejmiesz dowodzenie nad moim zgromadzeniem. Ja będę służył tylko radą.
- Może być, ale będę miał cię na oku.
- Zgoda.
I podali sobie ręce. Wyglądało to jak symbol, mag z żołnierzem łączą swe siły przeciw złu.
- Cóż - rzekł Xardas – jest nas odpowiednio dużo ale będziemy potrzebowali transportu na wyspy. Sądzę, że znajdziemy jeszcze piratów. Wy wracajcie do klasztoru a ja się do nich prze teleportuje.
W tym momencie Cavalorn przyłożył Nekromancie miecz do gardła.
- Już nas opuszczasz, chcesz zameldować Beliarowi, że znalazłeś buntowników.
- N-nie – powiedział wystraszony Xardas – nigdy w życiu.
- A bo to trochę dziwne, że chcesz się teleportować, tak sam a nas odsyłasz do klasztoru.
- Dobrze, już dobrze zabiorę ze sobą Hagena.
W tym momencie Cavalorn schował swój miecz.
- No, i pamiętaj nigdy nie próbuj nigdzie iść sam. – powiedział. – Więc jak, idziesz z nim – zwrócił się do dowódcy.
- Tak przypilnuję go.
- No więc ruszamy.
Po chwili Xardasa i Hagena objął niebieski pierścień. Sceneria zmieniła się zupełnie. Wokół było pełno roślin. Otaczała ich wspaniała, dzika zieleń. Najwyraźniej moc świątyni Adanosa chroniła tę część wyspy przed mocą Beliara. W ich pobliżu znajdował się mężczyzna, był w średnim wieku, o czarnym kolorze skóry i ciemnych włosach. Gdy ich ujrzał podskoczył jak poparzony.
- O cholera, nigdy tego nie róbcie nie znoszę gdy ktoś się teleportuje. – powiedział przerażony – a tak w ogóle to kim jesteście.
- Mam na imię Xardas, a on to Lord Hagen.
- Ciebie to znam – mężczyzna wskazał na Hagena – ale ciebie to nie kojarzę.
- Chwila – zdziwił się Nekromanta – jakieś osiemnaście lat temu nikt was nie zaatakował.
- A owszem byli tu jacyś rycerze w czarnych zbrojach, ale długo tu miejsca nie zagrzali. Wzięli do niewoli bandytów, lecz nas jakoś nie mieli siły. Coś w tej wyspie siedzi coś co ich wypędziło. A tak w ogóle to mam na imię Jack Aligator i jestem piratem.
- Dobrze Jack – odezwał się Hagen – zaprowadzisz nas do Grega.
- Ty znasz szefa ? – zdziwił się pirat.
- Oczywiście. Gdy wstąpiłem do wojska przydzielono mnie do marynarki i tam go poznałem. Nie podobało mu się bycie majtkiem. Mówił iż ucieknie ze statku i zostanie piratem. I rzeczywiście zwiał. Więcej go nie widziałem. Tylko czasami słyszałem pogłoski, że pirat o imieniu Greg napada i łupi statki a cumuje gdzieś na Khorinis. Widać to prawda – powiedział z uśmieszkiem.
- Więc chodźcie.
Jack poprowadził ich w stronę obozu piratów. Przed bramą zatrzymał ich strażnik.
- Jack a co ty za szumowiny tu prowadzisz.
- Jeden to Lord Hagen – powiedział z udawana wyniosłością – a drugi to jakiś mag. Chcą widzieć Grega.
- A to niech idą.
Przeszli przez obóz piratów wdrapali się po kładce prowadzącej do domu herszta korsarzy. Siedział na ławce i polerował swoją piracką szablę.
- Kopę lat – rzekł nie podnosząc oczu, najwyraźniej zobaczył ich odbicia w szabli. – jak tam, przestałeś być gubernatorem Khorinis.
- Tak, siły ciemności zrzuciły mnie ze stołka. A tak poważnie przyszliśmy prosić cię o pomoc. Xardas, dawna prawa ręka Beliara zdradził go i chce pokrzyżować mu plany. Szukal towarzyszy, teraz będzie potrzebny mu transport morski do pewnych miejsc.
- Tak zrobi się ale nie za darmo.
- Więc przedstaw warunki – odezwał się Xardas.
- Po pierwsze sypniecie trochę zlotem, po drugie jeśli twój plan wypali to nie będziecie nas ścigać.
- Da się zrobić – mruknął niechętnie Hagen – macie moje słowo – i podał rękę piratowi.
- Umowa stoi – powiedział Greg i uścisnął mu dłoń – kiedy pierwszy transport ?
- Sądzę, że dopiero za dwa lata –odpowiedział Xardas.
- Dobra za dwa lata – odparł herszt.
Nekromantę i Hagena znów objął błękitny pierścień i po chwili znaleźli się w podziemiach klasztoru. Czekali już tam na nich Cavalorn z Pyrokarem i grupką paladynów oraz strażników.
- Transport już mamy – odrzekł Xardas – a teraz chcę wykonać parę czynności które bardziej utwierdzą was w przekonaniu, że jestem po waszej stronie. Po pierwsze: Pyrokaże przyjąłbyś mnie z powrotem do Magów Ognia ?
- Jeszcze nie, nadal nie mam do ciebie zaufania.
- Szkoda – powiedział lekko zasmucony Nekromanta – po drugie: trzeba nas jakoś zorganizować. Lord Hagen będzie naszym dowódcą. Ja, Cavalorn, Garond, Ronald i Pyrokar będziemy stanowić radę zakonu. Bo myślę, że nasza organizacja będzie w charakterze zakonu. Po trzecie, będzie potrzebna nam szata zakonna. W kolorze fioletowym będzie najbardziej odpowiednia gdyż z Beliarem ustaliłem, że tylko ktoś w tym kolorze będzie tolerowany – tu przemienił stroje wszystkich obecnych w fioletowe szaty o długich kapturach. Po czwarte siedziba posiedzeń rady będą kanały pod miastem gdyż wszyscy myślą, że są zamknięte, a ja jednak posiadam do nich klucz – z rękawa wyjął mały zardzewiały kluczyk – a reszta zakonu będzie przebywać tutaj. Po piąte myślę, że będziemy się nazywać Zakonem Nadziei. Czy wam to pasuje ?
Wszyscy zgodzili się z pomysłem Xardasa.
Przez następne miesiące rada spotykała się w kanałach. Rzeczywiście nikt o nich nie wiedział. Lecz niestety zdarzali się szpiedzy. Na szczęście udawało się ich szybko wykryć i byli likwidowani zanim zdążyli coś donieść. Zakon był specjalnie szkolony do zadań jakie go czekały. Tak minęły dwa lata…
Napisałem ten rożdział specjalnie dla Seby. Poddałeś mi pomysł z tą historią. A tak w ogóle cd. może powoli dochodzić, mam blokadę twórczą