Rzyg kulturalny
Prolog
Historia ta wydarzyła się pięć lat przed zrzuceniem Bezimiennego do koloni karnej na wyspie Khorinis. Nasz bohater nazywany przez wszystkich „Warg” był żołnierzem w armii jednego z najlepszych dowódców w historii całej Myrthany generała Lee. Służył tam w stopniu starszego kaprala. Warg był mistrzem walki bronią jednoręczną. Wśród żołnierzy generała Lee nikt nie dorównywał mu umiejętnością posługiwania się tym orężem. Wyćwiczył się on tak w walce bronią jednoręczną tylko z jednego powodu. Jakiego? Żeby to zrozumieć trzeba cofnąć się o dziewięć lat do czasów, gdy Girion (bo tak miał na imię Warg) miał piętnaście lat.
Rozdział pierwszy- Koniec beztroskiego życia.
Girion był synem myśliwego imieniem Pawlo. Żyli oni w skromnych warunkach w Wielkiej Puszczy. Ich dom stał pośrodku polanki. Oprócz syna i ojca mieszkała tam Armina matka naszego bohatera oraz jego siedmioletnia siostrzyczka Kirka. Wszystko, co było im potrzebne dostarczał im las. Młodzieniec uwielbiał chodzić na polowania z ojcem. I wykazywał się nie małym talentem w tym fachu. Gdy miał dziewięć lat na polowaniu zaskoczył ich cieniostwór wytrącił on z ręki myśliwego miecz przewrócił go i gdy miał już zadawać ostateczny cios zaczął się krztusić z jego paszczy wysączył się strumień krwi. Zwierze padło martwe to mały Girion uratował ojca wbijając miecz w kark cieniostwora. Od tego czasu ojciec zabierał go na każde polowanie. Kiedy pewnego razu wracali z mięsem i skórami trzech wilków, które udało im się upolować weszli na polanę, na której znajdował się ich dom zobaczyli straszny widok. Pięciu ludzi właśnie podpalało ich chatkę. A ich dowódca wbijał właśnie swój miecz w pierś Arminy. Obok leżało ciało Kirki. Ojciec powstrzymując wściekłość i powiedział do swego syna:
-Ten, co zabił twoją matkę to Orion. Dwadzieścia lat temu, gdy jeszcze byłem łowcą nagród złapałem go i wsadziłem do więzienia. Dostał dożywocie za morderstwo kuzyna dowódcy straży miejskiej. Powiedział mi, że ucieknie i zniszczy mnie. Zbroja, którą ma na sobie wykonana jest z magicznej rudy opowiadałem Ci o takich zbrojach.
-Tak tato. Mówiłeś, że taką zbroje nie przebije żaden oręż.
-To nie do końca prawda. Zapamiętaj to, co Ci powiem!!! Broń wykonana z magicznej rudy przebija taki pancerz!! Teraz weź tę sakiewkę jest tu 500 sztuk złota. I uciekaj z stąd!!
-a ty tato??
-Oni nie mogą Cię znaleźć uciekaj stąd natychmiast!!
-Dobrze tato.
Girion pobiegł w głąb lasu postanowił jednak schować się w krzakach i obserwować. W tej samej chwili ojciec posłał strzałę w kierunku ludzi Oriona. Trafiła ona bezbłędnie w głowę podpalacza. Na twarzy Oriona pojawił się uśmiech. Pod nosem wyszeptał:
- nareszcie.
-Witam Cię podła gnido marzyłem o tym dniu przez dwadzieścia lat. Brać go!!!!
Bandyci rzucili się w stronę Pawla. Za nim do niego dobiegli zdążył on wystrzelić jeszcze dwie strzały, które powaliły dwóch z nich na ziemię. Gdy bandyci byli już blisko odrzucił swój łuk na bok i wyciągnął miecz. Pierwszy bandyta rzucił się na niego myśliwy schylił się, gdy miecz i wojownik minęły go wykonał swoją ulubioną sztuczkę i wyprowadził cios mieczem za siebie bez odwracania nawet głowy. Miecz wbił się w potylice bandyty. Wojownik padł martwy. Następnie Pawlo wykonał obrót i płynnym ruchem miecza odciął głowę drugiego bandyty. Zaczął krzyczeć w stronę Oriona:
-Teraz ty.
-Śmiem wątpić.
Odrzekł Orion i wyciągnął miecz z pochwy. Ich starcie trwało prawie godzinę. Pomimo tego, że Pawlo przewyższał Oriona umiejętnościami nie był w stanie przebić jego pancerza. W pewnej chwili podczas uniku potknął się o kamień. Bandyta tylko czekał na ten moment. W mgnieniu oka zatopił swój miecz w ciele myśliwego. Walka była skończona. Girion nie mógł powstrzymać łez. Zaczął krzyczeć:
-Zabiję Cię potworze!!! Znajdę i zabije!!!!
-Wspominano mi, że Pawlo ma syna. Pokaż się i walcz!!
Orion nie mógł dojść skąd dobiega głos powodowało to roznosząc się echo. Girion przypomniał sobie słowa ojca i zrozumiał, że nie ma szans w walce z Orionem beż oręża z magicznej rudy. Powstrzymał łzy i pobiegł w głąb lasu wcześniej ponawiając swoją obietnice. Przez 3 dni tułał się po lesie aż w końcu dotarł do miasta. Dowódcom straży w tymże mieście był przyjaciel jego ojca Lihar. Girion opowiedział mu, co się stało. Lihar powiedział mu, że odpowiednie wyszkolenie umożliwiające mu zemstę otrzyma tylko w armii, a droga do niej wiedzie poprzez straż miejską. Właśnie tak nasz bohater trafił w szeregi straży, a następnie armii.
Rozdział drugi- Życie w armii
Girion był najmłodszym z strażników miejski, dlatego Ci zlecali mu najgorsze zadania. Często przeczesywał kanały miejskie i zabijał grasujące tam szczury i jaszczury. Nie przeszkadzało mu to, ponieważ traktował takie zadania jak kolejną możliwość zdobycia doświadczenia, które pozwoli mu przygotować się do zemsty. Nim trafił do armii minęły sześć lata. W tym czasie Orion został przywódcą wielkiej grupy bandytów i rozbójników liczącej prawie dwieście osób. Pod czas piątego roku służby Giriona część strażników wracających z podatkami zebranymi od farmerów wpadła w zasadzkę. Pułapka była przygotowana przez Oriona i jego ludzi zginęło w tedy siedmiu strażników w tym Lihar. Wówczas nasz bohater awansował na zastępcę dowódcy straży. Latem następnego roku ogłoszono mobilizacje ludzi i wielu dostało powołanie do wojska. Girion zgłosił się na ochotnika do armii. Trafił do oddziałów młodego generała imieniem Lee. Już w tedy Girion świetnie wojował jednoręcznym orężem i opowieści o jego umiejętnościach dochodziły do samego generała. Jednak nie mieli oni okazji poznać się osobiście. Na miesiąc przed trzecim rokiem jego służby uczestniczył on w swojej największej bitwie. Trzy tysięczna armia Generała Lee stanęła naprzeciw dwóch tysięcy pięciuset orków. Bitwa trwała już prawie dwie godziny. Lee walczył wraz ze swoimi żołnierzami w pewnym momencie padający martwy ork przygniótł go swoim cielskiem, gdy dostrzegł to jeden z innych orków dobiegł do generała już podniósł swój topór by zabić wroga wtem młody chłopak walczący w pobliżu generała odciął jednym płynnym ruch rękę i głowę orka. Robiąc to odsłonił się i barbarzyńską istota, z, którą sam walczył wbiła mu topór w jego bok. Lee zdołał zrzucić z siebie martwe plugawe cielsko i rozpłatał orka nim ten dobił jego wybawiciela. Wojownik włożył palce do ust i zagwizdał w jednej chwili pojawił się olbrzymi, umięśniony człowiek był to kapral Gorn. Generał wziął ciało żołnierza i zaczął się wycofywać Gorn zaś osłaniał ich swym wielkim obusiecznym toporem rąbiąc orków na kawałki. Gdy wyszli z tłumu walczących Lee wydał Gornowi rozkaz by zaniósł ciało do ich uzdrowiciela maga wody imieniem Wolwgang. Gorn schował swój topór odebrał ciało od Lee i pobiegł do namiotu maga. Generał powrócił na pole bitwy Jego dwuręczne ostrze wchodził w przeciwników jak nuż w masło zabił jeszcze trzech orków i w końcu doczekał się aż pół tysięczny odział jazdy, który wysłał na początku bitwy oskrzydlił zielono- skórych i zaszedł ich od tyłu. Gdy zaatakowali oni tyły wrogiej armii walka przekształciła się w rzeź na orkach. Bitwa trwała jeszcze około trzydziestu minut i zakończyła się całkowitym zwycięstwem ludzi. Zginęli wszyscy orkowie i tylko trzystu siedemdziesięciu trzech żołnierzy generała. Lee podniósł swój miecz w górę i wykrzyczał:
-Zwycięstwo!!!!!!!!!!!!!!
Generał jednak nie świętował zbyt długo. Schował miecz do pochwy i pobiegł do namiotu maga kręgu wody. Ten właśnie kończył wypowiadać uzdrawiające zaklęcie. Generał podszedł do maga i zapytał się:
-Co z nim??
-Będzie żyć, ale jest słaby. Nie może tu leżeć zaraz zostaną tu zniesieni wszyscy ranni, a on potrzebuje spokoju.
Generał podniósł jedną stronę łóżka i wydał rozkaz Gornowi, który również przebywał w namiocie
-Rusz dupę sam tego nie zaniosę.
-Tak jest
-Trzymasz już?? Dobra do mojego namiotu z nim.
Namiot, w którym mieszkał Lee był dość obszerny na jego środku stał stół na nim mapy było to miejsce narad przed bitwą. Lee i Gorn postawili łóżko w jednym z rogów namiotu i poszli zobaczyć, co z resztą żołnierzy. Po dwóch dniach chłopak otworzył oczy i zobaczył generała dyskutującego ze swoimi doradcami z trudem zapytał:
-Gdzie ja jestem??
Lee kazał opuścić namiot doradcom i sam podszedł do chłopca.
-Zwą Cię Warg??
-Tak
-Słyszałem o tobie
-Jesteś w moim namiocie. Trafił Cię jeden z orków. Przeżyjesz dzięki zaklęciu Wolwganga. Mag kazał mi podać Ci ten napój zaraz jak się obudzisz.
-Długo spałem??
-Dwa dni i dwie noce.
-Pij i odpoczywaj jeszcze zdążymy pogadać.
Generał podał mi napój i opuścił swój namiot by naradę kontynuować na powietrzu. Wieczorem Girion był o wiele silniejszy dzięki napojowi maga. Lee wszedł do namiotu i zobaczył jak Warg wstaje z łóżka.
-A ty, dokąd musisz leżeć.
-Leżeć??? Ja musze iść się odlać!!!
Generał roześmiał się podszedł do niego i pomógł mu wyjść z namiotu, a potem wrócić do łóżka.
-Dziękuje Ci z uratowanie mi życia.
Powiedział Lee wiedział on, bowiem że gdyby nie poświęcenie chłopaka już by nie żył.
-Słyszałem, że jesteś mistrzem walki bronią jednoręczną jednak nie do końca wierzyłem w te wszystkie historie o tobie. Jednak teraz, gdy widziałem jak radzisz sobie na polu bitwy uważam, że historie te są w stu procentach prawdziwe.
-Bez przesady radzę sobie, ale tobie generale nie dorastam do pięt.
-Mylisz się ja jestem mistrzem walki bronią dwuręczną w jednoręcznej jesteś ode mnie o niebo lepszy. A i jeszcze coś mów mi Lee.
-dobrze gene.. Lee
-Jedno mnie ciekawi, dlaczego mówią na ciebie Warg??
-To długa historia!!
-Mamy sporo czasu.
-A, więc tak, gdy jeszcze służyłem w szeregach straży do miasta wbiegł ciężko ranny warg inni strażnicy chcieli go zabić jednak powstrzymałem ich i powoli zacząłem podchodzić do warga. Musiał on stoczyć walkę z cieniostworem tak bardzo był poraniony. Gdy do niego podchodziłem stracił przytomność. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do swojej chatki. Położyłem go na swoim łóżku i wyjąłem ze swojej skrzynki dwa korzenie lecznicze i rdest polny. Uwarzyłem z nich miksturę i podałem mu.
-Znasz się na alchemii??
-Tak nauczył mnie jej miejski mistrz mikstur za wykonane dla niego zadanie.
-Czemu pomogłeś temu wargowi.
-Ojciec uczył mnie, że nie wolno zabijać, jeśli nie jest to konieczne. A pomoc, którą udzielimy nic nas nie kosztuje, a zawsze może nam przynieść w przyszłości zysk.
-Potem, gdy warg się przebudził zaczął na mnie warczeć już miał się rzucić do ataku, ale spostrzegł, że jego rany są opatrzone i zabandażowane. Są to bardzo inteligentne stworzenia zrozumiał on, że uratowałem mu życie. Podszedł do mnie i zaczął się łasić. Po kilku dniach wypuściłem go. Od tego momentu wszyscy zaczęli mówią na mnie Warg. Na początku trochę mi się to nie podobało jednak z czasem przyzwyczaiłem się do tego przezwiska.
-Nie wiedziałem, że te stworzenia są zdolne do czegoś innego niż do zabijania.
-Tak ludzie mało wiedzą o tych orkowych psach.
Lee i Girion rozmawiali jeszcze wiele godzin. Generał po wysłuchaniu opowieści o Mordzie na rodzinie Warga zadumał się prze chwile i powiedział;
-Będzie Ci ciężko znaleźć taki miecz. W całym królestwie braknie rudy. Król wydał rozkaz by kowale wykonywali takowe miecze tylko dla paladynów. A ty nie jesteś jednym z nich.
-Więc skąd mam wsiąść taki miecz??
-Tak!! To będzie trudne. Jednak jest pewne starodawne ostrze. Legenda głosi, że wykuli je razem Innos, Beliar i Adanos nim powstali jeszcze ludzie. Zwie się on Zemsta Wojownika!! Wykuty jest on w całości z magicznej rudy i jest to najpotężniejszy oręż jednoręczny, jaki istnieje. Jednak jest pewien problem miecz ten znajduje się w fortecy Pandamenium i strzeżony jest przez hordy szkieletów i demonów. Żaden wojownik w pojedynkę nie ma z nimi szans, ale nie martw się pójdę tam z tobą Gorn na pewno tę nie przepuści okazji żeby skopać parę tyłków. Razem sobie poradzimy!!
-Naprawdę pójdziesz ze mną?
-Jasne przecież jestem ci coś winien uratowałeś mnie!! Ale na razie odpoczywaj. Będzie Ci potrzebna cała twoja siła bojowa.
Rozdział trzeci- Zemsta Wojownika
Po miesiącu od bitwy Girion był już w pełni sił. Ich wyprawą zainteresował się jeszcze Wolwgang. Przyjęli oni jego pomoc z radością gdyż uzdrowiciel zawsze się przyda. Warg za wszystkie swoje oszczędności zakupił ciężką zbroje żołnierza. Zbroja ta była o wiele lepsza i zapewniała większą ochronę niż jego lekki pancerz żołnierza. Po spakowaniu eliksirów, bełtów, wody i pożywienia ruszyli na północ. Po trzech dniach wędrówki dotarli pod mury twierdzy. Rozbili obóz i spędzili noc pod murami zamku. Rankiem wyruszali pod bramę twierdzy. Stare zardzewiałe wrota szybko rozpadły się od uderzenia topora Gorna. Gdy szli zamkowym dziedzińcem zaatakowały ich trzy harpie. Kiedy udało im się odeprzeć pierwszy atak Gorn z ciągnął z pleców kuszę przyklęknął i wypuścił bełt. Trafił harpię w plecy ta spadła na ziemie martwa. Drugą harpie zlikwidował Wolwgang. Jego kula ognia strąciła przeciwnika z powietrza. Gdy trzecia harpia rzuciła się do ataku Lee wyciągnął miecz i rozpłatał ją na dwie części. Walka była skończona. Był to jednak dopiero początek kłopotów. Wrzaski harpii obudziły innych mieszkańców. Na dziedziniec wbiegło siedemnaście szkieletów otoczyło czwórkę naszych bohaterów po ciężkim boju na dziedzińcu stało czterech wojowników a wokół nich leżały sterty kości. Lekkie rany, jakie odnieśli wyleczyły zaklęcia uzdrawiające. Wtem na dziedziniec wbiegł olbrzymi kamienny golem. Bełt, który posłał mu Gorn odbił się od jego twardej skorupy. Taki sam los spotkał kule ognia rzuconą przez Wolwganga. Wszyscy wyciągnęli miecze jednak i te nie zadawały obrażeń golemowi. Walka trwała już kilka minut aż nagle Giriona trafiła pięść golema wojownik odleciał na 4 metry od pola bitwy. Gdy leżał na ziemi dostrzegł wielki młot leżący przy ścianie. Czytał kiedyś, że właśnie takie młoty są najlepsze w walce z kamiennymi potworami. Podniósł się z trudem wbił swój miecz w ziemie podbiegł do nowego oręża. Podniósł z trudem ciężką broń i rzucił się z nią na potwora. Zamachnął się i potężnie uderzył golema w plecy. Ten stanął a jego kamienna skorupa zaczęła się kruszyć i w mgnieniu oka pod nogami wojowników leżała sterta kamieni. Po ciężkiej walce nasi bohaterzy chwile odpoczęli, a Girion podniósł swój miecz. Odpoczynek trwał około kwadransu, gdy wróciły im siły wojownicy ruszyli w dalszą drogę. Gdy weszli do głównego budynku spotkali dwa szkielety. Uporali się z nimi bez najmniejszego kłopotu Jednak im szli dalej tym częściej napotykali szkielety. Gdy tak szli ciągle gruchocząc i łamiąc stare kości dotarli do wielkich drzwi. Na drzwiach wyryto słowa KADHAR NOR KA LIN. Wolwgan podszedł do drzwi i zadumał się przez chwile.
-To znaczy sczeszcie się strażnika.
Powiedział po przetłumaczeniu tekstu.
-Pewnie kolejny głupi szkielet.
Wyszeptał pod nosem Gorn.
-Wchodzimy!!! Ale trzeba uważać. Nie wiemy, co tam jest.
Gdy drzwi rozchyliły się a wojownicy weszli ujrzeli dużą sale a w niej około trzydziestu zombi. Są to przeciwnicy, którzy zadają dość małe obrażenia, ale za to są bardzo wytrzymali.
Z tego powodu walka trwała dość długo, ale nie była zbyt trudna. Gdy topór Gorna rozciął ostatniego przeciwnika jedna ze ścian sali zaczęła się podnosić. Nim skończyła się ten proces dało się słyszeć przenikający sprawiający ból głos.
-Jeszcze nikt tak daleko nie zaszedł, ale to już koniec waszej drogi!!!
Nagle na wojowników wyleciały dwa wielkie ogniste demony. Pierwszy trafił pięścią maga wbijając mu pazury w pierś. Przebił go na wylot. Z ust maga wysączyła się strużka krwi. Wolwgang padł martwy. W tym momencie Gorn wbił swój topór w plecy demona. Lee zaś wbił cały swój miecz w bok potwora. Walka z pierwszym demonem była skończona. Drugi w tym czasie rzucił się na Giriona. Przed śmiercią uratował go tylko jego ciężki pancerz najemnika. Gdy demon z całej siły usiłował przebić pancerz Girion ten podniósł swój miecz i wbił go w kark plugawego potwora. Bestia padła martwa. Gdy to się stało sala, z której wyleciały demony rozświetliła się światłem pochodni. Wojownicy ujrzeli szkieleta-maga. Nie był to jednak zwykły mag dysponował on potężną runą Tchnienia śmierci. Lee, Gorn i Girion zrozumieli, że jeżeli przeciwnik, choć raz ich trafi przypłacą to życiem. Walka trwała już dość długo i skupiała się głównie na unikach ze strony wojowników. Szkielet oprócz zaklęcia był potężny z jeszcze jednego powodu. Bogowie, którzy powołali go z powrotem do życia by chronił ich dzieła sprawili, że był on niezwykle odporny. W pewnej chwili mag rzucił swoje zaklęcie minęło ono Gorna i trafiło w kolumnę. Siła tego czaru wyrwała kawałek bloku ten zaś trafił Giriona. Oszołomiony uderzeniem stracił przytomność na parę naście sekund. Gdy otworzył oczy ujrzał, że za szkieletem w poświacie unosi się obiekt ich poszukiwań. Z największym trudem podniósł się i ruszył w kierunku miecza. Gdy ujrzeli to pozostali wojownicy zaatakowali maga by dać czas Wargowi. Ten w krótkiej chwili dobiegł do miecza, gdy wziął go do ręki przeszły przez niego wyładowania mocy zaklętej w broni. Moc miecza miała nie tylko właściwości destruktywne, ale także lecznicze. Objawiło się to po tym, że połamane od uderzenia żebra Giriona zrosły się na powrót a po złamaniach nie było nawet śladu. Wojownik rozpędził się i potężnym uderzeniem rozłupał szkieleta-maga na pół. Walka była skończona A oręż była własnością Giriona. Wojownicy odchodząc zabrali ciało Wolwganga i pochowali go pod murami zamku. Później wrócili do obozu gdzie porządnie się wyspali. Następnego dnia ruszyli w drogę powrotną do armii stacjonującej na granicy Myrthany i Nordlandu.
Rozdział czwarty- Zemsta
Przez trzy dni od powrotu z wyprawy, Girion ćwiczył się i zapoznawał się z nową bronią. Jednak to nie było w cale potrzebne, ponieważ napisano, że broń tą będzie mógł używać tylko wybraniec wszystkich trzech bogów. Warg właśnie nim był i ta broń była stworzona dla niego tak samo jak on dla niej. Te trzy dni zleciały bardzo szybko, aż w końcu, gdy Lee, Gorn i Girion siedzieli spokojnie wieczorem w namiocie generała sącząc piwo do pomieszczenia wbiegł królewski posłaniec. Oznajmił, że przynosi nowe rozkazy. Lee kazał mu mówić. Ten wyciągnął dokument i zaczął czytać. Rozkaz nakazywał generałowi Lee i jego armii ruszyć, do Verantu by pokonać ostatecznie Lukkora i jego wojska. Wcześniej jednak zostać ma wysłany jeden z oddziałów w celu załatwienia problemu bandytów kradnących podatki zbierane w mieście Ranzor tym samy, w którym Girion był strażnikiem miejskim. Zrozumiał on w tedy, że to właśnie jest jego szansa na zemstę na Orlanie, który był przywódcom tych bandytów. Gdy posłaniec opuścił namiot Warg trzej przyjaciele zaczęli rozmawiać:
-Szykuje się wielka bitwa wreszcie skopie parę tyłków!!!
-Tak tylko, kto zajmie się sprawą bandytów??
Pytanie zadane przez generała Lee bardzo ożywiło Giriona natychmiast wstał i wykrzyknął:
-Ja pójdę!!! Orlan dowodzi tymi łajzami wreszcie go dorwę!!! Daj mi stu ludzi i jeszcze dziś wyruszę. Jak dobrze pójdzie to zdążymy wrócić na bitwę.
-Dobrze weź 30 łuczników, i 70 piechurów. Sam ich wybierz.
-Szkoda, że nie możemy iść razem. Przyjacielu!
Powiedział Gorn podnosząc się z krzesełka. Podszedł do Giriona i mocno go uściskał. To samo uczynił Lee mówiąc:
-Tylko pamiętaj żeby przyjść się pożegnać przed wymarszem.
-Oczywiście zbiorę ludzi i zaraz do was przychodzę.
Zbiórka oddziału Giriona trwał około dwóch godzin, gdy się zakończyła Warg wydał rozkaz by szykowali się do wymarszu. Sam zaś udał się do namiotu generała i ponownie pożegnał się ze swoimi przyjaciółmi. Następnie udał się do swojego namiotu zabrał kilka mikstur uzdrawiających swój łuk, który miał jeszcze z czasów dzieciństwa. Łuk ten wykonał jego ojciec z drewna dębowego. Prócz tego wziął strzały, pięć korzeni leczniczych i trzy ogniste korzenie. Gdy opuścił namiot wszyscy byli już gotowi do wymarszu. Obóz bandytów prawdopodobnie znajdował się o 37 kilometrów od miejsca, w którym stacjonowała armia generała Lee. Gdy oddział naszego bohatera wyruszył zbliżało się południe. Droga była dość trudna, ponieważ wiodła przez las zamieszkiwany przez wielką ilość goblinów i dzikich zwierząt. Girion nie chciał stracić żadnego żołnierza, więc rozkazał im iść powoli i ostrożnie wypatrując niebezpieczeństwa. Podróż okazała się naprawdę trudna i zajęła im tyle czasu, że gdy dotarli w pobliże obozu bandytów słońce właśnie zaczęło zachodzić. Po drodze odział natknął się na 9 cieniostworów mnóstwo czarnych goblinów wilków i wargów. Wojownicy spotkali również 13 orków-wojowników. Prawdopodobnie byli to Ci zielono-skórzy, którzy zdołali uciec przed masakrą podczas niedawnej bitwy. Warg wiedział, że najlepszą porą do ataku będzie noc a to, dlatego że bandyci mieli w zwyczaju urżnąć się do nieprzytomności w swojej obozowej gospodzie. Gdy będą pijani ich zdolności bojowe znacznie spadną. Kazał większości armii położyć się spać i odespać trudy podróży Na warcie postanowił zostawić kilku łuczników.
Około drugiej w nocy wszyscy żołnierze zostali postawieni na nogi. Girion wydał rozkaz:
-Do ataku
Setka wojowników rozproszyła się i w biegła w przerażającą ciemność, która panowała w lesie okalającym tymczasowy obóz. Po paru minutach dobiegli do palisady okalającą obóz bandytów. Brama była otwarta, lecz pilnowali ją dwaj strażnicy. Girionowi zależało na elemencie zaskoczenia zatrzymał, więc swój oddział przywołał do siebie jednego z wojowników, który zawsze przy sobie nosił kilka ciekawych zwojów magicznych. Miał on kilka zaklęć snu. Warg wziął jeden zwój i rozkazał się przygotować strażnikowi, który przyniósł mu zwój. Wojownik ten również wziął jeden zwój i w tej samej chwili rzucili czar na dwóch niczego nie spodziewających się bandytów. Dwaj strażnicy bramy padli na ziemie pogrążając się w głębokim śnie. To był moment, na który czekała cała armia. Setka wojowników znów ruszyła naprzód po drodze dobijając śpiących bandytów. Pierwsi przez bramkę przebiegł Girion za nimi odział łuczników. W obozie zapanował zamęt, co chwile na ziemie padał kolejny martwy bandyta rażony strzałą wystrzeloną przez łuczników Giriona. Gdy do obozu wbiegła reszta oddziału łucznicy wyjęli z pochew miecze i rzucili się na bandytów to samo uczynili inni wojownicy. Pijani bandyci nie byli wstanie dorównać zaprawionym w bojach żołnierzom. Girion zaś rozcinał, co chwile jakiegoś bandytę gorączkowo rozglądając się za Orionem. Po pięciu minutach bitwa była zakończona wszyscy bandyci byli martwi po za jednym. Tak jak rozkazał Girion przywódca bandytów został schwytany żywcem. Gdy Warg podszedł do niego ten natychmiast go rozpoznał.
-Jesteś bardzo podobny do ojca!!
-Zamknij mordę morderco!!!
Wykrzyknął Girion. Następnie rozkazał swoim żołnierzom zrobić miejsce. Jeden ze strażników podszedł do Oriona i wręczył mu miecz, który przed chwilą został mu odebrany.
-Jeśli mnie pokonasz jesteś wolny.
Powiedział Girion. Orion odrzekł mu:
-Jesteś tak samo głupi jak twój ojciec!! Już jesteś trupem nic nie przebije mojej zbroi.
Girion wyjął z pochwy swój miecz. Był on czerwony od krwi poległych bandytów.
Walka zaczęła się dość łagodnie od pojedynczych ciosów zadawanych to z jednej strony to z drugiej strony. Następnie dwa miecze złączyły się i wojownicy zaczęli się przepychać. Warg odepchnął swojego przeciwnika nogą i płynnym ruchem zaatakował Oriona. Ten zablokował potężny cios zadany przez rywala jednak siła ciosu przewróciła go. Girion poczekał aż przeciwnik wstanie, ponieważ był bardzo honorowym człowiekiem i uważał, że każdy nawet taki parszywy morderca i złodziej, jakim był Orion ma prawo do uczciwego pojedynku. Gdy bandyta wstał i rzucił się z całym impetem na Giriona ten z trudem odepchnął rywala. Obaj przeciwnicy chwile wpatrywali się w siebie. Nagle wzdłuż ostrza broni Giriona przeszło wyładowanie energii. Energii, którą broń posiadała dzięki bogom i którą tylko wybraniec mógł wykorzystać i na nowo rozbudzić. Wokół walczących można było słyszeć głosy zdumionych żołnierzy. Chwilową przerwę w walce zakończył Orion, który zaczął być świadomy, że szanse na zwycięstwo wymykają mu się z rąk. Szybkimi ruchami miecza uderzał w broń Warga. Po paru ciosach zadanych przez przeciwnika naszego bohatera przyszła kolej na kontrofensywę z jego strony. Ostrze jego broni cały czas przyozdabiały drobne przypominające błyskawice wyładowania. Girion z całej siły ukośnym ruchem zaatakował Oriona. Ten zdołał w prawdzie zablokować cios rywala jednak siła ataku jak i siła zaklęta w samym mieczu sprawiła, że ostrze Oriona rozpadło się na trzy części. Warg nie czekał już na nic. Wiedział, że o to przyszła chwila, na którą czekał kilkanaście lat. Wykonał on płaski atak, po którym dłoń Oriona spadła na ziemie. Twarze stojących najbliżej walczących zostały opryskane krwią tryskającą z ręki bandyty. W tym samym czasie Girion wykonał obrót i z całej siły uderzył w bok Oriona. Miecz przeciął zarówno pancerz bandyty, jaki i jego samego. Rozpołowiony Orion padł martwy na ziemie. Walka była skończona. Girion uklęknął na ziemie i podziękował Inosowi za zwycięstwo. Gdy wstał rozkazał żołnierza przeszukać bandycki obóz i zebrać rannych zarówno ze strony bandytów, jaki i ze strony zwycięskiej armii królewskiej. Nie rozkazał dobić bandytów, ponieważ wiedział, że królestwu bardziej się przysłużą jako górnicy w koloni karnej na wyspie Khorinis. Przeszukiwanie obozu trwało miej więcej godzinę. Żołnierzom udało się znaleźć ponad dziewięć tysięcy monet oraz mnóstwo złotych i srebrnych talerzy, naczyń, mis i pucharów. Po przeszukiwaniach rozpoczęło się liczenie strat. Siły królewskie straciły siedemnastu żołnierzy ośmiu łuczników i dziewięciu piechurów. Około dziesięciu żołnierzy było lżej lub ciężej rannych. Żołnierzom udało się również pojmać trzydziestu ośmiu bandytów. Gdy zakończyło się obliczanie strat dochodziła godzina siódma. Girion postanowił dać swoim chłopakom trochę snu przed wymarszem. Jednak sen mógł trwać tylko cztery godzin. Po pobudce żołnierze spakowali wszystkie manatki i wyruszyli w stronę Verantu gdzie armia generała Lee miała stoczyć bardzo ważną bitwę z oddziałami Lukkora.
Rozdział piąty- Pożegnanie
Gdy odział pod dowództwem Giriona doszedł na pola Verantu, na których właśnie armia generała Lee dobijała resztki armii Lukkora właśnie zachodziło słońce. Warg rozkazał swoim oddziałom wspomóc armie królewską. Sam udał się do namiotu generała Lee. Gdy tam dotarł zobaczył zakutego Gorna i generała. Podbiegł natychmiast do nich. Jednak strażnik, który ich pilnował odepchnął Giriona. Ten zacisnął pięść i z całej siły uderzył strażnika prosto w twarz tym samym łamiąc mu nos. Twarz strażnika zalała się krwią. Do Warga podbiegł sędzia. Girion już miał zadać i jemu cios w twarz, ale powstrzymał go generał Lee. Girion z trudem powstrzymał złość i wysapał:
-Co wy robicie przecież to generał Lee. Za co jest aresztowany??
Sędzia odpowiedział:
-Były już generał Lee zostaje aresztowany pod zarzutem morderstwa żony naszego szlachetnego pana króle Robara II
-Co to za bzdur. Macie jakieś dowody na poparcie tych zarzutów?
-Dwóch szlachciców widziało na własne oczy jak popełniał tą zbrodnie. Normalnie za coś takiego zawisłby. Jedna król za wszystkie zasługi generała postanowił złagodzić mu karę i umieścić go w koloni karnej na wyspie Khorinis.
-Przecież oni kłamią ja ich zabi....
-Cicho!!
Wykrzyknął generał. Następnie zwracając się do sędziego.
-Czy mógłbym prosić o pięcio minutową rozmowę z moim przyjacielem??
Sędzia po chwili namysłu wyraził na to zgodę. Girion i Lee odeszli parę metrów i zaczęli rozmawiać.
-Przecież to kłamstwa. Jak możesz się na to zgodzić??
-Uspokój się przyjacielu. Wiem, że to kłamstwa jednak nic nie mogę zrobić. Nie popełnij takiego błędu, jaki popełnił Gorn.
-A, co niby zrobił Gorn??
-Zabił Herolda, który odczytywał wyrok. Nie mógł się pogodzić z tymi kłamstwami.
-Czyli, co niby według Ciebie mam zrobić??
-Nic!! Dalej wykonuj rozkazy. Bądź posłuszny królowi. Mi i tak nie pomożesz, a nie chce żebyś tak jak ja trafił do tej przeklętej koloni, za tą barierę!!
-Zgoda.
Z trudem powiedział Girion.
-Pięć minut minęło.
Wykrzyknął sędzia zbliżając się do rozmawiających.
-Co się teraz stanie
Zapytał Girion.
-Były generał Lee i były kapral Gorn wraz z bandytami pojmanymi przez niejakiego Giriona i jego oddział natychmiast zostaną wysłani najbliższym statkiem do Khorinis. Sam Girion zaś stawić ma się przed oblicze wielmożnego króla Robara II.
-Ja jestem Girion.
-Ty?? Zatem pożegnaj się z przyjaciółmi natychmiast musimy wyruszać.
Girion objął Gorna następnie generała. Po jego policzku spłynęła łza, która była wynikiem jego bezsilności. Lee przypomniał jeszcze Girionowi o danej obietnicy. Następnie strażnik odprowadził dwóch więźniów. Warg krzyknął:
-Jeszcze się spotkamy.
-Z pewnością.
Odpowiedzieli jego dwaj najlepsi przyjaciele.
Girion zapytał sędziego, w jakim celu król chce go widzieć. Ten jednak nic nie odpowiedział tylko wsiadł do powozu. Girion uczynił to samo i powóz wyruszył do stolicy królestwa Myrthany.
Podróż trwała kilka godzin. Gdy Girion wysiadł z powozu ujrzał ogrom pałacu królewskiego. Sam nigdy nie był w stolicy i znał ją tylko z opowiadań. Jednak żadne słowa nie są wstanie opisać piękna tego pałacu.
Sędzia zaprowadził go do sali tronowej. Na wielkim bogato zdobionym tronie siedział Król. Nakazał on wszystkim wyjść. I odezwał się tymi słowami do Giriona:
-Wiem, że byłeś przyjacielem generała Lee jednak musisz zrozumieć, że nie mogłem postąpić inaczej. Nie mam nawet podstaw by podejrzewać, że świadkowie kłamią. Uczyniłem dla niego wszystko, co mogłem. Jednak, co do Ciebie Girionie to pragnę Ci pogratulować twoich wyczynów. Udało Ci się pobić tych bandytów z bardzo małymi stratami w ludziach. Naprawdę jestem pod wrażeniem. I mam dla Ciebie propozycję. Armia, którą niegdyś dowodził Lee potrzebuje nowego generała. Chce żebyś to ty nim został. Sądząc po twoich wyczynach w trakcie oblężenia obozu bandytów świetnie się nadasz. Co ty na to??
Girion w głębi duszy chciał powiedzieć królowi, że ma w dupie jego propozycje jednak zobowiązał się generałowi Lee, że będzie wykonywał wszystkie rozkazy króla.
-Zgoda. Zostanę twym nowym generałem wszechpotężny Robarze.
Król wielce się uradował słowami generała Giriona. Przywołał swoją służbę i kazał wydać przyjęcie na cześć nowego generała.
Tak się kończy przygoda Giriona jednak tym samym rozpoczyna się przygoda generała Giriona.
CDN.
I co jak sie wam podobało??
To tak opowiadanie jest całkiem dobre, aczkolwiek pierwszy Twój błąd to dialogi. Radziłbym Ci, abyś bardziej je opisywał. Np.
- Zgoda - odparł Warg. - Zostanęł Twoim nowym generałem.
Jak dla mnie to byłoby lepsze.
Błędy 0.8/2 w opowiadaniu jest ich bardzo dużo. Spotkać można je pod różną postacią jednak najwiecej jest powtórzeń oraz literóweki.
Opisy i Dialogi 0.7/2 jak już wspominałem, powinienneś poprawić dialogi, gdyż tak jak Ci je pokazałem bardziej pasują i oddają klimat. Opisy również trochę wymagają, zwłaszcza opisy walk, ale świat, który otacza Grigora zasługuje na lepszy opis.
Klimat 1.5/3 jest on, ale jeszcze dużo mu brakuje do doskonałości. Gdyby nie błędy, które wcześniej wymieniłem byłoby znacznie lepiej.
Fabuła 2/3 jest ona dość ciekawa, ale za słabo ją przedstawiasz. Dodatkowo zapomniałeś co jest głównym wątkiem, gdyż jak pamiętam do miałeś przedstawić zemstę Warga na mordercy jego rodziny podczasz, gdy przedstawiłeś wszystko inne, a temu poświęciłeś najmniej.
________________________________________________________________________
Podsumowanie 5/10 nie jest źle. Opowiadanie może zyskać dużo lepszą ocenę, ale przy następnej części zwrócić uwagę na to co Ci pokazałem, czyli dialogi, opisy oraz postaraj się robić mniej błędów wszelkiej maści. Jak kontynuacja będzie dobrze zrobiona, a autor uczy się na błędach to ocena z pewnością będzie większa.
Dzięki. Krytyka zawsze sie przyda lepsze to niż napisać że było słabe albo dobre ty chociaż napisałeś co Ci sie podobało a co nie. W dalszej części opowiadania postaram sie poprawić i napewno skorzystam z twoich rad.
A jakie masz błedy na myśli?? to by mi pomogło w pisaniu dalszej części gdybym wiedział co Ci przeszkadza.
No siema!!
Opowiadanie dobre, chociaż jest tam parę błędów, których ustrzegłeś się w swym nowym opowiadaniu "Pamiętniku płatnego mordercy".
Występuje tu niezgodność, np.: pisałeś, że Girion kupił sobie ciężką zbroje strażnika, a później pisałeś:
"Drugi w tym czasie rzucił się na Giriona. Przed śmiercią uratował go tylko jego ciężki pancerz najemnika"
Masz takie małe błędy jakbyś zjadł niektóre słowa, litery:
Co to za bzdur.
Opowiadanie chyba najlepsze jakie czytałem
nota 9/10
NaRka i pozdrowienia
Opowiadanie jest bardzo dobre. Choc sa pewne niedociagniecia w tekscie ale to się wytnie. Powtórzenia sa ale rzadko czasem zdarzy sie tez jakis ort ale to nie kłuje w oczy aż tak. Fabuła dobra wciągajaca i ciekawe zwroty akcji. Mi sie podobało pozdro!
Bardzo fajne opowiadanie. Nie podobał mi się tylko opis walki w rozdziale trzecim. Pisałeś wtedy mało wciągająco. Ogólnie jednak opowiadanie bardzo fajne.
Oceniam na 8,5/ 10.
Pewnie większość z was nawet nigdy tego opowiadania nie czytała ale jest to moje pierwsze dzieło i pomyślałem że fajnie by było napisać kontynuacje:) Jak na razie jest tego nie wiele ale uwzględniając fakt że opowiadanie to pochodzi z początku kwietnia do chodzę do wniosku ze większość nie czytała jeszcze pierwszej części a jest ona całkiem długa i nikt mi nie będzie miał za złe długości pierwszego fragmentu
Prolog
Minęło dziesięć lat, dziesięć bardzo długich lat, od kiedy Girion przejął funkcje głównodowodzącego Wielkiej Południowej Armii Myrthany. Stoczył wiele bitew. Prawie każą z nich wygrał. Jednak siły orków wydawały się nieograniczone. Ludzie zaś z każdą bitwa stawali się słabsi….
Rozdział Pierwszy- Pogrom
- Rąbać ich! Rąbać ich! Wykrzykiwał niski Kapral.
- Jest ich zbyt wielu… Nie mamy z nimi szaaaa… Orkowy topór wbity w klatkę piersiową żołnierza uniemożliwił mu dokończenie okrzyku. Z jego ust wyciekła stróżka krwi. Ork z ogromnym impetem wyrwał swoją broń zatopiony w martwym już ciele chlapiąc wszędzie krwią swojej ofiary. Jego głupawe spojrzenie padło na dowódcę ludzi… Z niespotykaną szybkością ruszył w jego stronę. Girion w porę to zauważył ugiął nogi w kolanach a miecz przyciągnął do siebie. Gdy Ork był już blisko nogi generała wyprostowały się a miecz z wielką siłą rozłupał pancerz i rozciął brzuch przeciwnika. Bestia z przeraźliwym okrzykiem padła na kolana. Girion chodź szczerze nienawidził zielonoskórych był wielce honorowym wojownikiem. Uznał, że pozostawienie na powolną śmierć jego przeciwnika byłoby czynem haniebnym. Przyłożył miecz do jego szyi i przebił ją szybkim ruchem. Ork padł bez życia na ziemie a Girion biegiem ruszył w stronę następnego rywala.
Bitwa powoli się kończyła… Ludzie padali jak muchy pod naporem liczniejszej orkowej armii.
Girion robił, co mógł… Jego miecz, co chwila rozcinał kolejnego orka. Jego wspaniała zbroja pokryta w całości magiczną rudą była cała we krwi. Paskudnej orkowej krwi. Gdy tylko wokół niego zrobiło się trochę miejsca natychmiast począł się rozglądać. To, co zobaczył było straszne. Nie dość, że orkowie wybili już połowę jego ludzi to na horyzoncie pojawiła się druga armia zielonoskórych. Znacznie liczniejsza niż ta, z którą walczyli w tej chwili. Generał wiedział, co trzeba uczynić…
-Odwrót, Odwrót!!! Uciekać, komu życie miłe!
Rozkaz ten był już praktycznie zbędny. Wszyscy wojownicy zdążyli już dostrzec osiem tysięcy orków pędzących w ich stronę i w popłochu rzucili się do ucieczki. Uciekający żołnierze stali się teraz łatwym celem dla tych oddziałów orków, z którymi walka toczyła się już od dwóch godzin. To, co się działo może opisać tylko jedno słowo… Masakra. Z czterotysięcznej Wielkiej Południowej Armii Myrthany bitwę przeżyło tylko siedemdziesiąt osób. Głównie z oddziału przybocznego Generała Girion. Ona sam również uszedł z życiem. Pomimo tego, że jego ciało w żadne sposób nie było uszkodzone to jego stan psychiczny nie był najlepszy. Wiedział, co oznacza ta porażka. Koniec królestwa Myrthany, Zwycięstwo orków nad ludźmi stało się faktem. Tylko stolica nie została jeszcze zdobyta, ale jest to kwestia czasu, nie ma już armii, która mogłaby powstrzymać orkową plagę.
- Generale… Nie ma czasu. Musimy ruszać. Orkowie nas szukają. Mówił kapral imieniem Simit do siedzącego pod drzewem w małej dolince generała. Miał rozcięty policzek i ranne ramie. Na jego twarzy jednak nie można było dostrzec grymasu bólu. Był to nie zwykle twardy człowiek.
- Ruszać? A gdzie mamy się udać? Orkowie są wszędzie… odpowiedział niechętnie zrezygnowany Girion.
- Musimy ostrzec króla. Teraz to stolica stanie się głównym celem orków. Trzeba przygotować obronę.
- Przepraszam Cię Simit. Nie powinienem zapominać o tym, że naszym obowiązkiem jest chronić króla. Nie powinienem się poddawać. Z nieśmiałym uśmiechem odpowiedział generał.
- Wydałem już rozkaz żołnierzom… Za pięć minut będziemy gotowi do wymarszu. Z dumą odrzekł kapral.
- Dobrze. Udamy się przełęczą wilków do rzeki Myrtant a wzdłuż niej dotrzemy do stolicy. Orkowi nie cierpią się moczyć, więc powinno nam się udać. Ilu mamy rannych i jaki jest ich stan? Zapytał Girion…
- Dwóch najciężej rannych już nie żyje. Reszta jest w miarę dobrym stanie. Odpowiedział Simit
- W takim razie szykuj się do wymarszu.
- Jak rozkażesz Generale! Wykrzyknął Simit salutując.
I jak się podobało??:>
Ps. Osobno oceniajcie pierwszą część i osobno drugą.
Ps2. Nie czepiać się tego że wyrzej są moje dwa posty podrząd... To było na początku mojej przygody z forum
Wstep i kawałek I rozdziału jest ok, ortów oczywiście nie ma. Dziwią mnie tylko dwie rzeczy:
1. Dlaczego jak kończy się kwestia bohatera nie dajesz " - "co oznaczałoby koniec linii dialogowej? Chyba, że taki masz styl.
2. Jak kończy sie opis kwesti bohatera np. powiedział , dlaczego nie zaczynasz nowej myśli od nowego akapitu? Jak to znowu było zamierzonw, to sorry za czepialstwo.
Generalnie to opo nie ma błędów, jest poprawnie napisanie i ciekawe. Czekam na CD.
Co do punktu pierwszego to było to zamierzone ale mogę to oczywiście zmienić jeśli to ułatwi wam czytanie..
Co do punktu drugiego nie bardzo czaje o co Ci chodzi.
Sorki za krótkiego posta.
Edit: Dobrze już rozumiem o czym mówisz... Jeśli Ci to tak na prawdę przeszkadza to postaram się na przyszłość tegho unikać
Spróbuje wyjaśnic o co mi chodzi.
Teraz właśnie przeczytałem oby dwa opo i co do pierwszego jest dobre szkoda, że zginoł Mag bo lubie magów ale to nie wpływa na ocene fajnie dodałeś z tym Wargiem mało błędów w sumie daje ocene 9.3/10
Teraz 2 opo dobry początek pare błędów ale małych nie zwracam na nie uwagi więc dla mnie nir mają one znaczenia coś jeszcze? jak dla mnie to za krótkie do wystawienia oceny napisz jeszcze roździał to zobacze w tej chwili dostałbyś 8.9/10