ďťż
Indeks Rzyg kulturalnyBitwa_Mod 2 Czyli jakby "40-1" Sabatonu :PGdzie Jest Biały Rozprówacz ? Jak moge znalesc rozprówacza?„bitwa W Górniczej Dolinie Za Czasów Panowania KróBitwa Pod Farma Onara I Co Dalej.. wyspa khorinis po wyjedzcie bezimiennegoBitwa O Środziemie... ...czyli co sądzicie o tej grzeBitwa Pod Starym Obozem Moje pierwsze dziełoBitwa Przegranych Gdy nadzieja zdaje się Cię opuszczać..Bitwa O Wesnoth Strategia TurowaBitwa Tysiąca łez.7373 Biały Lcd Ale Wszystko Działa, 7370 Brak Zasięgu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • music4you.xlx.pl
  •  

    Rzyg kulturalny


    Po nieprzyjemnych wydarzeniach roku 1007 przeniesiemy się w znacznie spokojniejsze miejsce do małej, ludzkiej wioski wewnątrz Martwej Puszczy na pograniczu ramańsko – pracko – centurskim (od razu wyjaśniam: Ramania – królestwo ludzi, Prata – państwo magów, Centuria – kraj centaurów), był to maj 1269 roku. Nazwa Martwej Puszczy bierze się od „martwych drzew” żyjących w niej. Od 1007 roku zaczęły rosnąć drzewa takie jak my znamy, czyli rosły w jednym miejscu i nie wykazywały żadnych cech istot myślących, dlatego dla odróżnienia nazwano je „martwymi”. Ale przejdźmy do opowieści.
    Nasza historia rozpoczyna się na leśnej drodze pomiędzy miasteczkiem Maramba a wioską Hataba. Tremor, myśliwy, właśnie wracał wozem z targowiska gdzie sprzedał niedźwiedzią skórę i kupił mleko dla rodziny. Był człowiekiem słusznego wzrostu, dobrze zbudowanym, jego sylwetka wskazywała, że na myślistwie zna się jak mało kto. Ubrany był w lnianą koszulę i spodnie ledwo co uszyte. U jego lewej dłoni brakowało małego palca. Cóż raz się uda a raz nie, na szczęście życia nie stracił. Jego czarne, lekko przyprószone siwizną włosy falowały na delikatnym wiaterku, który przemykał się przez las. Uwielbiał ten zapach, zawsze kojarzył mu się z polowaniem. Twarz miał kwadratową o dosyć mocnych rysach i małych, ale bystrych, zielonych oczach. Był niezbyt dokładnie ogolony. Gdy wjechał w zakręt ujrzał przed sobą zgarbioną, niedołężną postać w poszarzałej szacie wspierającej się na sękatej lasce.
    - Stój Breta! – zawołał do swego konia, gdy tylko zbliżył się do podróżnika – A dokąd to idziecie dziadku? Zmierzch blisko a te lasy niebezpieczne są. Może zatrzymacie się u mnie w domu na noc?
    - W góry młodzieńcze idę, w góry. A z zaproszenia chętnie skorzystam, ino pomożecie mi wgramolić się na wóz.
    - Służę pomocą – rzekł Tremor pomagając staruszkowi wejść na wóz. Gdy tylko obaj znaleźli się na nim zapytał - Skoro już powiedzieliście gdzie idziecie to powiedzcie skąd?
    - Z leśnego kraju chłopcze. Niedobrze się tam dzieje. Gdy opuszczałem Koranora elfy wypowiedziały mu wojnę. Pół roku minęło jak odszedłem z tego jakże przytulnego miejsca.
    - To niedobrze – spochmurniał myśliwy, ale zaraz rozpromienił się – ale to daleko od nas nie ma co się martwić. A macie może dziadku jakieś imię.
    - Imię… imię to dziwne słowo mój drogi. – odpowiedział tajemniczo przybysz – Po nim można cię rozpoznać, jest to najbardziej charakterystyczne słowo dla twojej osoby. Ja swoje dawno zapomniałem, lecz istoty, które odwiedziłem nadały mi nowe i ty je znasz chłopcze. – zakończył, ale widząc zmieszany wyraz twarzy swego towarzysza rzekł – Mówią mi „dziadek”. Nic w tym dziwnego za trzy wiosny skończę 400 lat.
    - To wiekowi jesteście. – stwierdził Tremor. – A może wy czegoś chcecie się o mnie dowiedzieć, może jestem zbójem.
    - Chłopcze dawno nauczyłem się, że ciekawość nie popłaca. Poza tym wiele rzeczy można dowiedzieć się z wyglądu rozmówcy.
    Dziadek odrzucił kaptur, który do tej pory zasłaniał jego twarz. Myśliwemu ukazały się wyblakłe, sporej długości włosy. Twarz miał pomarszczoną o długim nosie, wyblakłych oczach i dobrotliwym wyrazie. Nie rozmawiali już ze sobą do końca drogi. Gdy słońce zachodziło wjechali do niewielkiej osady. Minęli kilka, niemalże jednakowych chatek i zatrzymali się przy jednej nieco większej niż inne. Tremor zatrzymał powóz przy domu po czym odprowadził konia do małej zagrody przy domu i rzucił mu trochę siana. Pomógł zejść staruszkowi powozu i wprowadził go do wnętrza chaty. Była zrobiona z drewna, a za dach służyła jej słomiana strzecha. Ściany były poobwieszane skórami niedźwiedzi, wilków oraz porożami jeleni. Wnętrze podzielono na cztery pomieszczenia: sień, spiżarnię, główne pomieszczenie i mały pokoik dla gości. W głównym pomieszczeniu znajdowały się dwa drewniane, pokryte słomą łóżka, mały, dębowy stolik z trzema krzesłami i palenisko. Nad nim znajdował się otwór w dachu, by dym miał którędy uchodzić. Akurat gdy weszli nad paleniskiem stała młoda kobieta i mieszała coś w kotle. Była dosyć niska o smukłej sylwetce, jasnych włosach i błękitnych oczach. Olśniewała urodą. Miała bardzo miłą twarz. Kontrastem do jej szczupłej sylwetki był zaokrąglony brzuch, który wskazywał, że spodziewa się dziecka.
    - Moja najukochańsza Awaro właśnie wróciłem i sprowadziłem nam gościa! – zawołał Tremor.
    - A któż to jest mój kochany Tremorze? – odwzajemniła się kobieta.
    - Dziadunio, którego spotkałem wracając z miasta.
    - O to pewnie jest zmęczony. – odpowiedziała niewiasta i weszła do sieni. Gdy zobaczyła przybysza zawołała – Aleś ty chudy dziaduniu. Dawno nie jadłeś porządnego obiadu, usiądźże z nami przy stole, jedzenia starczy dla wszystkich.
    - Jak tak miło pani zaprasza to nie raczę odmówić – z uśmiechem odpowiedział Dziadek. – A cóż tak pachnie?
    - Rosół z kaczki – odrzekła Awara. – Z tej, którą wczoraj przyniosłeś – zwróciła się do męża – Wyszedł wspaniały.
    - Nie wątpię miałem nosa, którą z kaczek upolować.
    Wkrótce potem zasiedli do stołu. Awara rozdała miski i nalała rosołu. Smakował tak jak mówiła – przepysznie. Dziadek nie zapomniał go wychwalić. Gdy zjedli zaczęli wypytywać Dziadunia o nowinki ze świata.
    - Jak mówiłem twemu mężowi elfy wojują z Drzewami. Czym to się skończy – nie wiem. Na odchodnym Koranor podarował mi jeden ze swych złotych liści i prosił bym szybko go odwiedził. Proszę przyjmijcie go.
    - Nie możemy – uprzejmie zaoponował Tremor. – Nie nam go ofiarowano, więc nie wypada brać.
    - Bierz i nie marudź – odpowiedział dziadek i wcisnął mu liść do dłoni. – z resztą muszę się wam jakoś odwdzięczyć za gościnę. Jutro z rana już mnie nie będzie. Ruszam dalej.
    - Skoro dziadek nalega to przyjmę ten prezent – powiedział zamyślony Tremor obracając w rękach listek. Był bardzo ładny i mały. Trezorowi wydało się, że był strasznie głupi gdy nie chciał go przyjąć. Teraz za nic by go nie oddał. Zapragnął mieć ich więcej.
    Wtem do chaty wszedł mężczyzna. Średniego wzrostu, o ciemnych, krótkich włosach i pociągłej twarzy. Był nieco mniej barczysty niż Tremor i zdecydowanie młodszy. Ubrany był w myśliwskie ubranie.
    - A kogóż to nam sprowadziłeś Trezorze! – zawołał, miał dosyć niski głos.
    - Podróżnika, spotkałem go gdy wracałem. – odparł wyrwany z zadumy mężczyzna.
    - Aha. Chciałbyś dziadku zobaczyć coś wspaniałego? Nie zawsze można ujrzeć takie wspaniałości. Chodź ze mną. – powiedział i nie czekając na Dziadka opuścił mieszkanie.
    - A cóż to za przemiły młodzieniec? – zapytał Dziadek.
    - To Aror. Gdy kilka miesięcy temu upolował białego niedźwiedzia i w jego żołądku znalazł kryształ, pokazuje go każdemu kogo spotka. Rzeczywiście jest czym się chwalić, bo klejnocik jest bardzo ładny, ale mieszkańcom wioski już się to przejadło. Zaprowadzę cię do jego chaty.
    Tremor pomógł wstać Dziadkowi i poszedł z nim do budynku naprzeciwko swojej chaty. Ten był znacznie większy niż jego chata i zbudowany był z cegły. Miał dwa piętra. Salon zajmował cały parter. Podłoga była wyłożona niedźwiedzimi skórami a na ścianach wisiały portrety różnych mężczyzn. Przy jednej ze ścian stał zdobiony fotel nad którym znajdowała się półeczka. Na niej leżał mały kryształ ustawiony na podstawce. Aror stał przy fotelu i zaprezentował klejnot dziadkowi.
    - Trudno było go zdobyć. To draństwo, które go miało go w brzychu było strasznie silne. Nawet nieźle mnie zadrapało – pokazał szramę na lewym policzku – na szczęście teraz grzeje mi stopy. – wskazał na skórę leżącą pod fotelem. Chciałbyś dziadku dotknąć kamyk?
    - A chętnie – odrzekł Dziadek. Aror podał mu klejnot. Dziadek poobracał go chwilę w swych dłoniach i oddał właścicielowi. Tremor zauważył cień tryumfu, który odbił się na twarzy starca. Zdziwiło to go, ale się nie odezwał.
    - Dziękujemy za ten pokaz Arorze, a teraz odejdziemy do siebie na spoczynek.
    - To do jutra Tremorze – pożegnał się młodzieniec.
    - Nawzajem - odrzekł.
    Gdy wrócili, Awara właśnie skończyła przygotowywać łóżko Dziadkowi.
    - Nie będę wam zawracał głowy i pójdę już spać, czeka mnie daleka droga. – pożegnał się dziadek i udał się w stronę pokoiku dla gości. – Dobra Noc.
    - Dobranoc Dziadku – odwzajemniło się małżeństwo.
    Wkrótce i oni położyli się spać. Pora wyjaśnić teraz jedną rzecz. Otóż skarb Arora nie był zwyczajny. Mimo iż nic na to nie wskazywało był to Biały Klejnot. Przez dwa wieki od rozpadu klejnotów narosła legenda, że pierwotny Klejnot był ogromny i mienił się feriom barw. Cóż nie wszystko jest tym na co wygląda. Nikt nie przypuszczał, że skarb Arora jest większy niż można to sobie wyobrazić, lecz jedna osoba to wiedziała…
    Z rana zgodnie z zapowiedziami dziadek zniknął, ale łącznie z nim coś jeszcze. Oznajmił to krzyk rozpaczy sąsiada Tremora. Jak się okazało klejnot zaginął. Gdy cała wieś się zleciała i zobaczyć co się stało Tremor kątem oka zauważył, że coś znikło w lesie. Aror nakazał wszystkim aby szukali jego skarbu. Mieszkańcy wioski szybko się rozbiegli i rozpoczęli poszukiwania. W Tremorze rozbudziła się chęć odnalezienia i zatrzymania kamienia. W końcu miał już złoty liść do szczęścia brakło mu tylko tego kamienia. Niezwłocznie ruszył w las za postacią, którą zobaczył. Nie wątpił, że to był jego gość. Łatwo znalazł trop i poszedł za nim. Długo za nim podążał, zdziwiło go, że tak wiekowy staruszek porusza się tak szybko. W końcu po około dwóch godzinach błądzenia po lesie zauważył znikającą za drzewem szarą tkaninę. „A mówiłeś, że idziesz w góry stary zgredzie, a ty na południe wędrujesz” – pomyślał. Z każdą chwilą jego pożądanie do kamienia rosło, nie wiedział skąd się bierze. Miętosił w ręce złoty liść, był pewien, że przyniesie mu szczęście. W końcu dopadł Dziadka.
    - A dokąd to idziemy? – zapytał drwiąco gdy złapał go za ramię.
    Poczuł jakby ktoś kopnął go w brzuch, po czym z dużą siłą walnął o drzewo.
    - Dobrze ci radzę młodzieńcze, odejdź bo popamiętasz – zagroził mu starzec, po czym znów zniknął w zaroślach. Tremor zauważył, że dziadek ma zaciśniętą lewą dłoń. Po chwili wstał i dalej ruszył w pościg. Minutę potem zarośla się skończyły i stanął na pustej przestrzeni. Przed sobą miał wielką szczelinę w ziemi. Była to pamiątka po wielkiej bitwie między centaurami a magami w 1199 roku kiedy to mistrz magów zrobił tę szczelinę dokładnie pod armią centaurów. Większość armii zginęła w jej głębinach. Tą bitwą zakończyła się wojna pomiędzy magami i centaurami.
    Dziadek podążał w stronę przepaści. Tremor podbiegł do niego, wyrwał mu z ręki laskę i rzucił się na niego. Złapał go za lewą rękę i starał się otworzyć mu dłoń. Wtem ręka poczęła go strasznie palić. Ale jego uścisk nie słabł. Siłowali się jeszcze chwilę aż dziadek się poddał. Klejnot wypadł mu z ręki i potoczył się w przepaść. Gdy to zobaczył dostał nagłego przypływu sił. „Mój pan nie może go stracić” – pomyślał. Odrzucił Tremora i skoczył w przepaść.
    - Jeszcze mnie popamiętasz, obiecuję ci – syknął przez ramię zanim skoczył.
    Klejnot miał idealnie pod sobą wyprostował się i wyciągnął rękę. Zbliżał się szybko, nic go nie obchodziło, nie widział nic poza klejnotem, do czasu…
    Gdy brakowało mu już tylko dwóch metrów, kamień zmienił nagle tor lotu. Dziadek zauważył ostry czubek skały pod sobą. Nie zdążył już nic zrobić. Skała przeszła przez całą długość jego ciała aż po nogi. Zmarł natychmiast. Jednak jego ciało nie zgniło. W chwili śmierci jego ciało zaczęło parować. Pozostały same kości, nad którymi przez chwilę unosił się obłok. Ten uleciał do góry i znikł. Klejnot przepadł w otchłani szczeliny.
    Tremor wyszedł bez szwanku z tej potyczki, jedynie prawą dłoń miał obolałą. Pozostał sam z uczuciem straty. Niemalże miał kamień w swojej dłoni, tak niewiele brakowało, tak niewiele…
    Powrócił do wioski. Słońce chyliło się ku zachodowi. Wrócili również wszyscy inni. Nikt nie wpadł na trop Dziadka. Tremor nie opowiedział swej przygody, zachował ją dla siebie. Zmęczony powrócił do domu, zjadł obiad i położył się spać. Śnił mu się klejnot, wielki i wspaniały lecz nie dosięgał go.
    Koniec. Bardzo chciałbym napisać to słowo, niestety nie mogę. Finał jeszcze nie nadszedł. Czy nie zastanowiła was nagła chciwość myśliwego. Wzięła się tak znikąd wkrótce potem też przyczyniła się do zguby naszego bohatera. Otóż sprawcą tragedii Tremora i Dziadka była dziadkowa głupota. Ten złoty liść wcale nie pochodził od Koranora. Był zrobiony ze specjalnego złota, Złota Chciwców. Powodowało ono, że każdy kto je posiadał pragnął bogactwa i nigdy nie było mu mało. W końcu prowadziło go to zguby. Jak się pewnie domyślacie Dziadek był kłamcą. Tak naprawdę był magiem – mąciwodą wysłanym by podburzać istoty do wojen. Nazywano go Zwiastunem Wojny. I rzeczywiście gdy opuszczał Puszczę Koranora elfy pokłóciły się z drzewami co zakończyło się wojną. Miał też zadanie odszukać Biały Klejnot i przynieść go swemu panu. I udało by mu się to gdyby nie dał Złota Chciwców Tremorowi. Sam był na nie odporny, stały za nim wyższe moce.
    Wróćmy jednak do naszego bohatera. Nadal pożądał klejnotu, a to pożądanie rosło i rosło. W końcu postanowił spuścić się w dół szczeliny. Potrzebował do tego bardzo długiej liny. Był na nią sposób. W jego wiosce krążyła legenda. Mówiła, że „Gdy królowa Luna przejrzy się w zwierciadle swego męża, wszystko co w tym lustrze będzie zahartuje się tak, że nie da się tego zniszczyć”. Przełożę to na nasze. Otóż w lesie w pobliżu wioski leży jezioro nazywane Słonecznym Jeziorem. Nazwa bierze się stąd, że gdy Słońce się w nim odbije wygląda tak jakby świeciły dwa zamiast jednego. Królowa Luna to oczywiście Księżyc. Dzień, w którym są warunki opisane w legendzie to 24 czerwca. Tremor postanowił zaryzykować. Całymi dniami pod pretekstem polowania chodził do lasu i plótł z liści wierzby linę. Tak minął rok. W tym czasie urodził mu się syn. W końcu gdy nadszedł ten dzień myśliwy udał się w nocy nad jezioro. Usiadł nad brzegiem i czekał. O północy woda zaczęła świecić błękitną poświatą. Wyglądało to przecudnie. Tremor niezwłocznie zanurzył linę w jeziorze. Gdy ją wyjął była okryta błękitną poświatą. Oślepiony pożądaniem pobiegł do szczeliny. Dobrze pamiętał miejsce gdzie mocował się z dziadkiem. Śniło mu się po nocach. Linę uwiązał na długim kołku, który wbił w ziemię. Sprawdził czy się mocno trzyma i rzucił linę w przepaść. Końca nie było widać. Niezwłocznie zaczął opuszczać się na niej. Jednak nie zsunął się daleko. Poczuł jak lina powoli pęka. Wtem zrozumiał, że nie zamoczył liny w miejscu gdzie ją trzymał. Szybko wspiął się na górę. W chwili gdy był nad samą krawędzią sznur pękł. Jednak ni stąd, ni zowąd pojawiła się ręka. Tremor złapał się jej. Nie rozumiał tylko kto mógł tu przebywać o tej porze. Szybko się przekonał. Kiedy jego głowa znalazła się nad krawędzią ujrzał swego wybawcę – Dziadka. Lecz ten nie miał tak poczciwej twarzy jak zapamiętał. Była nadgniła, o pustych oczodołach i wykrzywiona w grymasie złowieszczego tryumfu.
    - Przecież obiecałem, że się jeszcze policzymy. – powiedział z wielką satysfakcją Dziadek. – Czarodziej zawsze dotrzymuje słowa, nawet po śmierci
    Uścisk osłabł, Tremor poczuł jak stacza się w przepaść, w uszach pozostał mu straszliwy śmiech upiora.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzydziestkaa.pev.pl
  •