ďťż
Indeks Rzyg kulturalnyDziennik Xardasa Nekromanty Dzieje XardasaPrzywracanie Pamieci Uszk.softu Z 6280 PRZYWRACANIE PAMIECI,NAPRAWA SOFTUPaląca się szata nekromanty <lol>Jak Zostać Nekromantą?Kostur NekromantyNekromanta cz.5Pewnie Nie Chcecie Ale Przeczytajcie Czyli o przywróceniu NRPSkasowany Save - Jak Przywrócić?Pomocy Nokia 6131 mam nokie 6131 i mam pytanie czy sa na nia jakies programy do odtwarzaMikstura Siły I Zręczności
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swittle.opx.pl
  •  

    Rzyg kulturalny

    Rozdział I : Początek

    Błyskawica... Huk.. przeszywający do szpiku kości, bolesny, tchnący życie w zimne kończyny.
    Kilka pochodni na ścianach rzuca migotliwe, niemal rażące światło. Na podłodze wykreślono
    ciemnoczerwony pentagram. Przy każdym z jego ramion widnieje ludzka czaszka... Burza zbudziła Diega w samym środku nocy ze snu. Wyjrzał przez okno... Noc ciemna wokół...
    -To już drugi raz w tym tygodniu mam te dziwne sny...- powiedział cicho i zasnął powtórnie.
    Diego to człowiek średniego wzrostu (co wcale nie znaczy, że jest mały), ciemnych, opadających ledwo do karku włosów, lekkim zaroście i ciemno niebieskich oczach. Głos ma poważny i donośny. Jest spokojnym człowiekiem, bardzo skrytym i zamkniętym w sobie. Nie ma zbyt wielu przyjaciół, chyba dlatego że niedawno się tu wprowadził. Przypłynął z Nordmar, krainy leżącej na południe od Myrtany. Sama Myrtana to królestwo króla Rhobara II którego panowanie określa się za najgorsze ze wszystkich innych. Za czasów jego ojca Rhobara I,
    Myrtana jest królestwem wysoko rozwiniętym gospodarczo jak i militarnie. A tym czasem jest inaczej.
    Chłopi się buntują, odmawiają płacenia daniny na rzecz króla, Mroczni Elfowie atakują pobliskie farmy,
    czasami nawet dopuszczają się do większych zbrodni, których tu nie wymienię. Diego jest mieszkańcem
    Portu Llast. Jest to mała mieścina portowa w królestwie Myrtany od, której zależy jej cała gospodarka
    ponieważ jest to jedyny port w, którym odbywa się cała wymiana handlowa z Nordmar.
    Przez resztę nocy Diego spał spokojnie. Nie dręczyły go już żadne niemiłe sny. Gdy się obudził
    porozglądał się po swym małym mieszkaniu. Było ono w kształcie kwadratu jak większość domów w Porcie
    Llast. W jednym z jego rogów znajdowało się łóżko, a w przeciwległym rogu stało palenisko na, którym przygotowywał sobie jedzenie. Przy ścianie stała szafka z ubraniami i książkami. Można było tam znaleźć takie księgi jak: "Bitwa o Varrant" opisująca wojnę Rhobara I z Orkami i Wampirami. "Boska Moc Gwiazd" w, której znajdowały się opisy wszystkich konstelacji. "Arkany Żywiołów", książka opisująca wszystkie znane ludziom Żywiołaki. Według Diega najlepszy z nich to Atronach Ognia, gdyż uwielbiał ten żywioł. Wstał ubrał się i ruszył na miasto.
    Spacerując po jednej z dzielnic Portu Llast, zauważył, że coś jest nie tak. Wszystkie sklepy pozamykane, na ulicach
    przechadzało się czasami kilku przechodniów, częstsze patrole straży miejskiej. To wszystko niepokoiło Diega.
    Przystanął przed drzwiami baru próbując wejść gdy nagle usłyszał pewną rozmowę. Diego wychylił się bardziej i zobaczył dwóch strażników miejskich, uzbrojonych w lekkie miecze jednoręczne i ubranych w skórzane zbroje.
    Byli czymś wyraźnie zaniepokojeni.
    -To chyba wydarzy się dzisiaj... -rzekł jeden z nich.
    -Jesteś pewny? Mi się zdaje, że to jeszcze nie czas. -odpowiedział drugi.
    -Więc powiedz mi dlaczego ważniejsi obywatele miasta wyjechali? Dlaczego kapitan zwiększył patrole?
    Dlaczego otrzymaliśmy rozkaz nie wpuszczania nikogo do miasta?
    -Może to nie jest prawdziwy dowód? Może to dla bezpieczeństwa?
    -A jak wytłumaczysz kolejny list z groźbami?
    -Znowu?! To już czwarty list w tym tygodniu! Co takiego tym razem piszą?!
    -Jeśli nie wydamy tej osoby, której szukają do południa, zaatakują Port Llast.
    -Co to za facet? Kim on jest? Dlaczego im tak na nim zależy?
    -Tego nie wie nikt oprócz kapitana straży i kilku ważnych osób. Oczywiście król też wie kto to jest.
    ŁUP!!! Coś uderzyło z łoskotem o ziemię strasznie hałasując. To był Diego, który chciał się zbliżyć aby słyszeć
    lepiej ale przez przypadek przewrócił skrzynkę z pustymi butelkami po rumie.
    -Kto tam?! Pokaż się tchórzu! -krzyknął jeden ze strażników.
    Diego już miał ochotę uciekać, ale nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Już słyszał kroki nadchodzącego strażnika.
    -Niech no Cię tylko dopadnę! -krzyczał strażnik.
    Ale nie dopadł go ponieważ jedna z wież strażniczych rozleciała się na kawałki i właśnie jeden taki kawałek go
    przygniótł. Diego wykorzystał ten moment i uciekł. Słychać było tylko dźwięk bębnów. Głośny dźwięk.
    -Alarm!!! Atakują nas!!! Łucznicy na wieże! Zamknąć bramę! Potrzebuję ludzi do obsługi balist!! -był to głos
    kapitana straży, który wybiegł właśnie ze swojego biura. Po drodze natknął się na wystraszonego Diega, który
    nie wiedział co robić.
    -Dobrze, że Cię widzę! Chodź ze mną natychmiast! Nie ma czasu na gadanie, więc wytłumaczę Ci wszystko
    po drodze!! -rzekł kapitan i pociągnął Diega za sobą. -Biegniemy w stronę stajni! Masz już tam konia z całym
    wyposażeniem! Wsiądziesz na niego i uciekniesz przez wschodnią bramę, gdyż zachodnia jest atakowana!
    Czeka tam eskorta, która zabierze Cię do Khorinis! Tam będziesz bezpieczny! Nie zatrzymujcie się po drodze!
    Dotarli do stajni. Diego ubrał skórzaną zbroję, uzbroił się w miecz dwuręczny i wsiadł na konia po czym odjechał
    na nim w stronę wschodniej bramy. Kapitan zdążył jeszcze krzyknąć do niego "Niech Innos ma Cię w opiece!".
    Gdy Diego dotarł do bramy, spotkał tam obiecaną eskortę liczącą dwunastu rycerzy w zbrojach płytowych na
    koniach. Objęli go natychmiast pierścieniem ochronnym i ruszyli w drogę. Zdążył tylko rzucić ostatnie
    spojrzenie w kierunku Portu Llast. Widok był okropny. Miasto w ogniu. Ludzie zabijani na ulicach przez nieznanych
    mu najeźdźców. Natychmiast odwrócił wzrok i ruszył w drogę.
    -Hej ty wieśniaku! -ktoś zawołał -Mówię do Ciebie!!
    Przy Diegu nagle pojawił się rycerz konny. Nie wyglądał zbyt przyjaźnie, chociażby dlatego, że jego oczy
    wcale nie przypominały ludzkich. Źrenice miał krwistoczerwone a białka strasznie przekrwione. Również
    z zębami miał coś nie tak. Jego kły były znacznie większe niż u człowieka. "Czyżby wampir?" pomyślał Diego.
    Ale było to niemożliwe, gdyż wszystkie wampiry zostały pokonane w bitwie pod Varrant. Dostrzegł również
    na jego środkowym palcu u lewej ręki sygnet na, którym znajdował się ciemnoczerwony pentagram.
    Huk... Błyskawica.. Ból... Przeleciały mu przez głowę znaki z jego snu.
    -Mówię do Ciebie!! Słyszysz mnie?! -krzyczał "wampiro-podobny człowiek".
    -Tak?... O co chodzi?... -Diego wypadł z transu. Czuł się cały obolały.
    -Dostaliśmy rozkaz aby Cię ochraniać, chociaż wcale nie widzę powodu dla, którego mielibyśmy to robić!
    Dla mnie jesteś tylko głupim wieśniakiem! -krzyknął rycerz.
    -Przepraszam, ale co ja takiego zrobiłem?
    -Milcz! Nie odzywaj się do mnie! -wykrzyczał żołdak i ponaglił konia. Eskorta przyspieszyła.
    -Ale on miły. -rzekł Diego i również przyspieszył.
    -Nie przejmuj się nim. On ma po prostu taką naturę. W końcu jest wampirem. -był to członek eskorty.
    -Wampir?! W straży miejskiej?! Jak to możliwe?! -spytał Diego.
    -Wiem, że to może się wydawać dziwne, ale dobrze służy królowi. Ma wielki talent przywódczy. -rycerz ciągnął dalej.
    -A czy nie ma czasem takich wampirzych potrzeb?! Mam na myśli picie krwi, zabijanie?
    -To już jest bardziej skomplikowane. Jak jakiś więzień jest skazywany na śmierć wtedy wysyłamy go do Vacco,
    tak ma na imię, a wtedy wiadomo co dalej.
    -A jeśli nie ma żadnych wyroków śmierci?
    -To wtedy lepiej nie wchodzić mu w drogę.
    -Myślę, że jesteśmy wystarczająco daleko. Tutaj rozbijemy obóz! -krzyknął Vacco. -O świcie ruszamy!
    -Ale kapitan mówił abyśmy się nie zatrzymywali?! -rzekł Diego.
    -Kto tu rządzi?! Ja czy ty?! Ja! A więc siedź cicho i rób co każę!
    Zapadał zmierzch...

    Rozdział II :
    Głos Wewnętrzny

    Postać w czarnym płaszczu... Ogień... Tajemniczy rytuał na czarnym morzu... Krzyk... Głośny krzyk...
    -Wstawaj tumanie! -był to głos Vacco. -Nie mamy całego dnia!
    -Diego przebudziwszy się, zaobserwował wokół paleniska znaczną grupkę ludzi. Od razu połapał się
    o co chodzi. "Śniadanie!" pomyślał i puścił się biegiem w stronę ogniska.

    Udało mu się załapać na ostatni udziec
    dzika. Po sycącym śniadaniu drużyna ruszyła w dalszą drogę.
    -Widać już mury miasta! -krzyknął jeden z członków eskorty. -Mieliśmy szczęście, że...
    Jednak nie miał szczęścia gdyż strzała ugodziła go prosto w szyję.
    -Atakują nas! Pędem do zamku! -krzyczał Vacco.
    Eskorta pognała w stronę bram miasta, ale drogę zastąpiła im grupa Mrocznych Elfów. Byli oni odziani w
    zbroje płytowe, a jako broń mieli długie piki służące do strącanie ludzi z koni. Ich włosy były koloru białego,
    skóra szara jak papier, a oczy całe czerwone. Napastnicy obnażyli swoje długie i ostre kły po czym wykrzyczały
    w stronę ludzi kilka zdań.
    Niestety ludzie nie znają języka Drowów (taka jest ich druga nazwa), więc nic nie rozumieli z tego, wiedzieli tylko, że trzeba uciekać. Żołnierze wyciągnęli miecze i ruszyli szarżą w stronę Drowów. Tylko Diego nie miał tyle
    szczęścia. Został zrzucony ze swojego wierzchowca przez przeciwnika. Już Drow się po niego zbliżał aby go
    dobić, gdy nagle jakiś odważny rycerz ugodził go mieczem w kark. Diego wykorzystał okazję, dosiadł
    swego rumaka po czym pognał w stronę bramy Khorinis. Odwrócił wzrok i zobaczył jak Mroczni Elfowie
    dobijają leżących na ziemi rannych rycerzy, a robili to z wielką przyjemnością i zadowoleniem.
    Gdy dotarł do bram miasta razem z innymi wojownikami, brama została otworzona. Wjechali do zamku.
    Khorinis wyglądało jak z bajki. Ogrody z roślinami jakich Diego nigdy w życiu nie widział, ludzie na
    rynku handlujący przeróżnymi towarami, czystość, ład i porządek panowały w mieście. Gdy zeszli z koni,
    zauważyli, że wszyscy się na nich patrzą, lecz nie przejmowali się tym. Natychmiast podszedł do nich
    pewien osobnik odziany w bogato zdobione szaty.
    -Witam. Król was oczekuje. Proszę za mną. -rzekł ów człek i zrobił ręką gest oznaczający aby szli za nim.
    Uczynili to. Diego zastanawiał się ciągle czemu tak go wszyscy traktują. Przecież nie był nikim ważnym.
    -Król się ucieszy, żeście już przybyli. Całymi dniami przesiadywał tylko w swojej komnacie i mruczał coś do
    siebie. Ale teraz jak jesteście zmieni się to. Mam nadzieje, że przynosicie dobre nowiny?
    Nikt nie odpowiedział na to pytanie. W ciszy dotarli pod bramę pałacu królewskiego. Człowiek zaprowadził
    ich przed drzwi komnaty króla.
    -Nie możesz wejść uzbrojony. Musisz zdeponować swą broń tutaj. Nie martw się, jak wyjdziesz oddamy Ci
    twoją broń. -rzekł strażnik komnaty króla.
    Diego posłusznie oddał swój miecz po czym z resztą rycerzy poszedł na spotkanie z Rhobarem II.
    Sala była duża i panował w niej mrok. Na ścianach widniało dużo obrazów, na podłodze leżały futra zwierzęce,
    przy ścianach stały meble, a na środku komnaty stało wielkie łóżko. Kilka pochodni oświetlało postać stojącą
    przy oknie. Stała ona i patrzyła się przez okno jakby szukając tam jakiegoś rozwiązania swoich problemów.
    -Panie. Przybyliśmy z powrotem i przyprowadziliśmy sir Diega Nordmaryjczyka. Czekamy na dalsze
    rozkazy. -rzekł jeden z rycerzy.
    Postać poruszyła się i wyszła z cieni. Był to mężczyzna o potężnej budowie ciała, siwych, krótkich włosach
    i suchej skórze. Miał na sobie zbroje i płaszcz z futra czarnego trolla. Był to sam Rhobar II król i
    władca Myrtany. Czas nie był dla niego łaskawy widać było po nim, iż wiele przeszedł.
    -Dobrze się spisaliście... Nagroda was nie minie... -przeleciał wzrokiem przez wszystkich zgromadzonych
    w komnacie jakby kogoś szukał. -Widzę, że nie ma z wami generała Vacco? -powiedział suchym i zmęczonym głosem.
    Diego dopiero teraz zauważył, że nie ma go wśród nich.
    -Musiał zginąć podczas walki pod murami miasta. -odpowiedział jeden z rycerzy.
    -Wielka strata dla nas. To był dobry dowódca. Niech Innos ulituje się nad jego duszą... Najważniejsze, że
    udało Ci się przeżyć ten atak. -tu zwrócił się do Diega. -Jutro urządzimy wielką ucztę na twoją cześć, ale teraz
    odpocznijcie trochę. Musicie być bardzo zmęczeni.
    "Bardzo zmęczeni? Ja normalnie padam z nóg!" pomyślał Diego.
    Służba odprowadziła rycerz i Diega do komnat. "Sir Diego Nordmaryjczyk? Dlaczego mnie tak nazywają?" pomyślał
    bohater i pogrążył się w głębokim śnie...

    * * * *

    Po uczcie, która zakończyła się późnym wieczorem, Diego wracał samotnie do swojej komnaty. Szedł długim
    korytarzem, który był oświetlany przez kilka pochodni. Ledwo było słychać rozmowy ludzi wracających
    również do swoich komnat, ale z czasem stawały się coraz bardziej ciche, aż nagle umilkły. Pochodnie
    pogasły i zrobiło się strasznie zimno. W głowie Diega pojawił się nagle głos.
    -Szukasz czegoś? Może mnie? Jestem blisko. Rozejrzyj się a twoje oczy ujrzą mnie. -głos przybrał taką barwę,
    że Diego skręcał się z bólu. Jeszcze nigdy nie czuł czegoś tak okropnego. W momencie gdy głos ustał, Diego
    ujrzał postać na końcu korytarza. Zbliżała się wolnym krokiem w jego stronę.
    -Kim jesteś?! Czego ode mnie chcesz?! -krzyczał Diego.
    -Jeszcze nie wiesz? Pragnę twojej mocy, twojej potęgi. Ja jestem tym, któremu zawdzięczasz swój nędzny żywot!!
    I mogę go skończyć!
    Gdy postać znalazła się w odległości kilku kroków wyciągnęła swoje kościste i blade ręce między, którymi
    pojawiło się fioletowe światło, przed siebie i zaczęła wypowiadać jakieś zaklęcie.
    -Siło ciemności która panujesz na tym świecie daj mi moc bym mógł zgładzić tego przeciwnika twej potęgi.
    Niech mrok ogarnie jego dusze!
    Po wypowiedzeniu tych słów czarnoksiężnik wypuścił kulkę, która utworzyła się w jego rękach w stronę
    Diega, który uniósł się kilka cali nad ziemią. Pojawiła się wokół niego silna poświata koloru żółtego. Chciał
    krzyczeć, ale nie był w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Czuł jak uchodzi z niego życie, jak
    traci czucie we wszystkich kończynach. Chłód ogarniał jego serce. Poświata znikła. Diego padł martwy na
    ziemię.
    -Jak zawsze mrok zatriumfował. Ha ha ha!! -zaśmiał się szyderczo czarnoksiężnik po czym zniknął w błysku
    czerwonego światła...

    Diego obudził się w swojej komnacie, która nie różniła się niczym od komnaty króla.
    -To znowu sen... Dlaczego właśnie ja mam te sny? Czy ktoś mi wytłumaczy co one znaczą? -rzekł cicho po
    czym wstał i wyjrzał przez okno. Słońce powoli wznosiło się nad horyzont. Diego ubrał nowe szaty, które
    leżały na krześle i wyruszył na miasto. Miał wiele problemów ze znalezieniem wyjścia z zamku, ale jakiś
    szlachcic wskazał mu drogę więc resztę drogi przebył bez problemów. Gdy znalazł się na rynku postanowił
    sprawić sobie nowe szaty, gdyż te, które miał na sobie według niego już się zużyły. Tak więc ruszył w stronę
    krawca. Gdy wyszedł ze sklepu miał na sobie ciemnozielony kubrak, czerwone spodnie i czarną pelerynę.
    Wszystko było z jedwabiu. Gdy przechadzał się przez rynek, jakiś mężczyzna handlujący przeróżnymi
    przedmiotami sprzedał mu talizman w kształcie kła. Miał go podobno chronić przed złymi mocami.
    Nim wrócił do zamku sprawił sobie jeszcze wiele niepotrzebnych, acz kosztownych przedmiotów takich jak :
    sakiewka ze skóry czarnego trolla, pióro feniksa, pierścienie wysadzane rubinami i diamentami, a gdy przechodził
    koło kowala sprawił sobie sztylet z diamentowym ostrzem i rękojeścią wysadzaną przeróżnymi klejnotami.
    Skąd miał na to pieniądze? Otóż król pozwolił mu kupować co tylko zechce na jego koszt, tak więc Diego korzystał
    póki może. Spojrzał w niebo.
    -Już południe. Czas wracać do zamku na ucztę. -rzekł i udał się w stronę pałacu.

    Rozdział III : Nieprzewidywalność

    Diego siedział już na swoim miejscu koło króla. Anonsier zapowiadał kolejnych gości. Sala powoli zaczęła
    zapełniać się gośćmi. Diego był trochę zdenerwowany, w końcu pierwszy raz jest na uczcie u króla. Przyjęcie rozpoczęło się. Ludzie opowiadali o swoich przygodach i interesach, jedli i pili, szczególną uwagę przyciągnęła opowieść pewnego szlachcica z twarzą zasłoniętą swoimi długimi, czarnymi włosami tak, że nie było jej widać.
    Opowiadał o swojej drodze do bogactwa i w jaki sposób tak szybko zdobył sławę.
    -Więc wlazłem do tej jego paskudnej jaskini i po cichu udałem się w stronę jego skarbów. Gdy już byłem przy
    niej, wziąłem jeden niebieski klejnot, a kiedy odwróciłem się zobaczyłem przed sobą jego okropny pysk pełen
    ostrych kłów i czerwone jak krew oczy. -opowiadał dalej.
    -Aleś ty odważny! Udać się w sam środek legowiska Kaidora! Ja bym się nie odważył nawet gdyby
    proponowaliby mi milion septimów! -skomentował jeden ze słuchaczy -Jak udało Ci się uciec?!
    -Gdy go zauważyłem jak najszybciej wziąłem nogi za pas w stronę wyjścia! Bestia pluła we mnie swym
    piekielnym ogniem i cały czas mnie goniła! Gdy byłem już przy wyjściu zatarasował mi drogę swym wielkim
    cielskiem blokując mi w ten sposób drogę ucieczki! Wtedy wyciągnąłem z kieszeni pewien magiczny zwój,
    który kupiłem od pewnego maga, przeczytałem inskrypcję i wtedy wokół mnie pojawiła się ognista powłoka,
    która rozsyłała na wszystkie strony wielki kule ognia.

    Jedna taka kula uderzyła Kaidora w jego smoczy łeb,
    wtedy zawahał się i padł na ziemię oszołomiony. Wykorzystałem to i uciekłem, a klejnot, który ukradłem
    dał mi niesamowite bogactwo. -szlachcic zakończył swoją opowieść głębokim westchnięciem
    Słuchacze gratulowali mu odwagi, podziwiali go za jego odwagę, ale Diega to już nie interesowało. Nagle
    zauważył, że na sali brakuje króla. Wstał i wyszedł z sali po kryjomu. Gdy znalazł się na korytarzu ruszył na
    poszukiwania króla. Błądził długimi i ciemnymi korytarzami aż natknął się na tajemnicze, zdobione drzwi.
    Oczywiście były zamknięte. Widniał na nim jakiś napis. "Te drzwi moze otworzyc tylko wybraniec
    boga sprawiedliwosci najwyzszego w kregu wszystkich bogow, dobrych i zlych. Te drzwi otworzyc moze tylko
    wybraniec Innosa". Diego ruszył dalej. Szedł korytarzem, który przypominał ten z jego wizji. Z lekkim
    niepokojem ruszył w jego głąb. Ogień na pochodniach powoli gasł. Robiło się zimno.
    -A więc ciekawość zatriumfowała? -odezwał się głos identyczny do tego ze snu -Nie oparłeś się pokusie.
    Wiesz przecież, że nie masz ze mną szans. A jednak tu jesteś. -korytarzem szła postać w płaszczu -Tak bardzo
    zależy Ci na śmierci? Czy może chcesz się wykazać męstwem pokonując mnie? Dlatego tu przyszedłeś?
    -Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? -krzyknął wystraszony Diego.
    -Ja jestem tym co zakończy twój nędzny żywot. Jestem sługą najpotężniejszego z Bogów. Ja jestem sługą
    pana ciemności i zła! Ja jestem sługą Beliara! Zabijając Cię zyskam twoją siłę i moc, którą przekazałem Ci
    powołując Cię do życia! Mnie zawdzięczasz to, że jesteś! Ja jestem Azereus! Najwyższy kapłan Beliara!
    -Co masz na myśli?! Dlaczego tak zależy Ci na mnie?
    -Gdy powoływałem Cię do życia miałem zamiar zrobić z Ciebie prawdziwego sługę Beliara, jednak Innos
    wtrącił się do tego procesu i w momencie gdy już wpajałem Ci całą moją wiedzę i wiarę on dodał swoje ziarno, które
    kiełkuje z każdym momentem. Czułem to, czułem jak jego moc płynie do Ciebie, było to ziarno jego wiary i
    wartości. Teraz pokonując Cię odzyskam swoją moc, którą przekazałem tobie powołując Cię do życia. Dzisiaj jest
    dzień zagłady ludzkości. W tym momencie armia Mrocznych Elfów z generałem Vacco na czele atakuje Khorinis.
    -Vacco żyje?! -Diego nie mógł uwierzyć w to co usłyszał.
    -Tak. Przyłączył się do mnie by pomóc w zagładzie ludzkości. Myślałeś, że będzie do końca wierny królowi?
    Zdradził was dla dobra swojego. Obiecałem mu jeśli wygramy, wskrzesić jego ród wampirów. Była to propozycja
    nie do odrzucenia. Również władca smoków Kaidor dołączył się do nas. A teraz wybrańcu Innosa
    nadszedł twój czas! -mag wyciągnął swoje blade i kościste ręce przed siebie, wymamrotał magiczną formułę
    po czym korytarz rozjaśnił się purpurowym światłem.
    Diego wiedział co zaraz nastąpi więc począł uciekać. Biegł długimi korytarzami bez ustanku. Miał wrażenie, że
    kręci się w kółko ale nigdzie nie było widać Azereusa. Rozejrzał się po korytarzu i zauważył drzwi, które już
    wcześniej widział. "Czyżbym to ja był wybrańcem Innosa?" pomyślał Diego. Podszedł do drzwi obejrzał je i
    dostrzegł brak klamki, ale zauważył również, że jest na nich odcisk ludzkiej dłoni. Przyłożył do niego swoją
    dłoń po czym ogarnęła go fala ciepła. Drzwi powoli otworzyły się ukazując salę wielkości komnaty króla, ale o
    innym wystroju wnętrza. Ściany były koloru czerwonego, przy ścianach nic nie stało, ale na środku pokoju stał wielki
    cokół na którym leżał mały, czerwony klejnot, który był chroniony przez barierę ognia. Pochodnie zapaliły się w momencie kiedy Diego wszedł do sali. Gdy podszedł do podestu ognie znikły udostępniając przez to dostęp do
    klejnotu. Sam klejnot był czerwony i pięknie oszlifowany na kształt kuli. Diego przyjrzał się uważnie i zauważył
    małe ogniki tańczące w klejnocie. Obok niego widniał napis: "To jest najświętszy artefakt zakonu Innosa
    przeznaczony tylko dla wybrańca." "A więc dla mnie. Ale jak Sie tego używa?" -powiedział do siebie Diego po czym
    dostrzegł kolejny napis : "Innos wskaże sposób." Złapał klejnot, wsadził go do kieszeni i uciekł z komnaty.
    -Wybierasz się gdzieś?! -był to Azereus, który zagrodził mu drogę -Już mi się nie wymkniesz drugi raz!
    Diego poczuł, że w jego kieszeni coś drga, był to klejnot, który przed chwilą tam schował. Wyciągnął go i wszystko
    stanęło w płomieniach. Zamknął oczy i poczuł, że ogień go nie rani. Gdy je otwarł, zobaczył, że stoi w
    samym środku walki o Khorinis. Smok Kaidor z powietrza zsyła wielkie kule ognia, wojownicy Azerusa walczą
    z wojskami Rhobara II. Był środek nocy, księżyc świecił mocno, więc było dosyć jasno. Stał na wieży
    obserwacyjnej oglądając przebieg walki. Rycerze króla walczyli dzielnie ale Drowów było znacznie więcej.
    Nagle poczuł ogromny ból w plecach, odwrócił się i spostrzegł znajomego maga.
    -Widzę, że nauczyłeś się korzystać z Oka Innosa? To i tak nic nie zmieni, pokonam Cię! -krzyknął Azereus
    i wystrzelił kolejną fioletową kulę w stronę Diega, który zrobił natychmiastowy unik. Kula trafiła w jedną z wież
    rozwalając ją na kawałki. Klejnot w ręce Diega pulsował coraz mocniej. Mag nie przestawał rzucać swymi
    zaklęciami. Za każdym razem Diego unikał ich zwinnie a one same trafiały w przeróżne elementy zamku,
    rozwalając je na kawałki. Klejnot dosłownie płonął w rękach Diega, w końcu wystrzelił w powietrze rozjaśniając mrok
    czerwonym światłem. Zajście to zwróciło uwagę wszystkich walczących. Nagle światło znikło. Przed Diegiem stał
    wysoki na kilka metrów, odziany w srebrzystą zbroje, dzierżący długi miecz o złotym ostrzu rycerz. Twarz miał zasłoniętą hełmem a na plecach miał długą czerwoną pelerynę na, której widniał znak Innosa. Diego od razu wiedział kto to jest. Stał przed nim sam bóg ognia i sprawiedliwości.
    -Grasz nieuczciwie Innosie! -odezwał się głos z wnętrza ziemi -Skoro tak chcesz to ja też się tu zjawię!
    Ziemia pośrodku pola bitwy rozstąpiła się i wyszedł z niej drugi wielki rycerz w czarnej zbroi z wielkim toporem obosiecznym, również z zasłoniętą twarzą. -Teraz szanse są równe.
    -A więc Beliarze. Znów się spotykamy. -rzekł donośnym głosem lśniący rycerz.
    -Tym razem z tobą skończę. -wykrzyczał Beliar po czym rzucił się wściekle na Innosa.
    Obaj bogowie walczyli zaciekle popychali się na mury miasta niszcząc je, deptali walczących na ziemi rycerzy.
    -Walka bogów... Walka, która była zapowiedziana wiele setek lat temu w starych księgach... "I obaj bogowie będą zwalczać się nawzajem wśród swoich poddanych, a wybraniec położy temu kres i odeśle armię przegranego
    do krainy swojego stwórcy..." -rzekł Azereus - A więc to już...
    Diego patrzył jak obaj bogowie walczą ze sobą wśród swoich armii, rozwalając wszystko na co się natkną
    podczas tej walki. W Khorinis panował totalny chaos. Diego zamyślony sięgnął po swój diamentowy sztylet po
    czym rzucił w nic nie podejrzewającego Azereusa. Ostrze zatopiło się w jego sercu pozostawiając na ziemi
    plamę krwi swojej ofiary. Wokół maga pojawiła się fioletowa powłoka, która rosła z każdym momentem.
    Wybraniec schował się za ścianą obserwując całe zajście. Powłoka ogarnęła już całe pole bitwy, oświetlając
    je purpurowym światłem.
    -Nie!! To nie może się tak skończyć!! -krzyczał Beliar.
    -Twój najwierniejszy wyznawca poległ, teraz nie masz mocy by walczyć. Wszystko jest tak jak zostało
    napisane na początku istnienia świata. Wybraniec Cię pokonał. -rzekł Innos.
    Nagle bóg sprawiedliwości wytrącił z rąk Beliara broń po czym pchnął go swym złocistym mieczem.
    Ciało boga mroku stanęło w płomieniach oślepiając każdego tam obecnego.
    -To jeszcze nie koniec Innosie! Na całym świecie mam wyznawców dzięki, którym powrócę by się zemścić!!
    Do zobaczenia wkrótce!! Hahahaha!!.. -zaśmiał się szyderczo Beliar, po czym jego ciało znikło w błysku fioletowego światła. Nagle wszyscy Mroczni Elfowie w stanęli w ogniu i w męczarniach zamienili się w kupkę kości wydając
    przy tym przeraźliwy pisk, którego Diego nigdy nie zapomni.
    -Dobra robota. Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz. -rzekł Innos do Diega -Jeszcze się spotkamy. Bywaj...
    Innos znikł w płomieniach pozostawiając po sobie tylko radość w sercu Diega...
    Słońce wznosiło się ponad horyzont...

    Rozdział IV :
    Wszystko Ma Swój Koniec

    Była to najlepsza i największa przygoda jaką Diego przeżył w swoim życiu. Teraz marzył tylko o jednym,
    o powrocie do Nordmar, krainy w, której się wychował. Rozejrzał się po izbie w, której się znajdował i zauważył,
    że jest w swojej własnej chacie w Porcie Llast. Zerwał się na nogi, wybiegł na zewnątrz i zauważył to czego
    się nie spodziewał. Ludzie na ulicach żyli swoim własnym życiem. Znajome twarze przechadzały się uliczkami
    miasta, kupcy handlowali na rynku, statki cumowały do doku.
    -Dziwne. Jak to możliwe aby tak szybko odbudowali port?! W kilka dni odbudować prawie całe miasto? -rzekł
    z niedowierzaniem Diego.
    Wrócił się do swojego mieszkania a gdy wszedł zauważył pewną postać stojącą przy jego półce z książkami.
    Ubrana była w czerwoną szatę. Jej włosy były krótkie i ciemnego koloru.
    -Imponujący księgozbiór. -rzekła postać nie odwracając się w jego stronę.
    -Kim jesteś? -spytał się Diego.
    -Jestem ogniem życia i sprawiedliwością. -odpowiedziała postać odwracając się i ukazując swoją łagodną i
    pełną radości twarz.
    -Innos... -Diego nie wiedział zupełnie co ma zrobić i co mówić.
    -Chcę Ci pogratulować i podziękować za pomoc w bitwie ostatecznej dobra ze złem. Wiedziałem, że wybierając
    Cię nie mogłem nic stracić. Wręcz przeciwnie, mogłem wiele zyskać. Teraz odpowiem na twoje pytania.
    Zastanawiasz się pewnie co się stało gdy Beliar został pokonany? Otóż wszystko co uczynił, wszystkie szkody
    i ślady po nim zniknęły w momencie jego śmierci. Tak więc Port Llast teoretycznie nie został zniszczony,
    podobnie jest z Khorinis.
    -Beliar nie żyje? Myślałem, że bogowie są nieśmiertelni?
    -Tylko bóg może zabić boga.
    Ale śmierć Beliara to tylko mały krok w stronę zwycęstwa dobra nad złem. Na całym świecie są wyznawcy, dzięki, którym wróci do naszego świata. Ale na razie nie musimy się tym martwić. Ciesz się życiem i korzystaj z niego mądrze gdyż po twojej śmierci nastąpi dzień twojego sądu ostatecznego.
    Rzekł Innos po czym zniknął w błysku czerwonego światła pozostawiając Diegowi nadzieje na lepsze życie.
    -Czeka mnie jeszcze wiele niespodzianek w życiu… -rzekł Diego i zgodnie z radą boga sprawiedliwości ruszył korzystać rozsądnie z życia.


    No musze przyznac ze opowiadanie jest bardzo dobre. Myslalem ze bedzie oczyms innym bo tytul byl mylacy . Bylem niemal pewien ze to opowiadanie bedzie o Xardasie a jednak nie. A Diego wybracem przeciez Bezimienny nim jest
    Super opowiadanie. Mnie zachwyciło . W G1 lubiłem Diego, więc te opowiadanie przypadło mi do gustu
    no to najpierw odpowiem na pierwsze pytanie. diego jest wybrańcem i bezimienny również. tylko w późniejszych jego losach się cosik stanie i zapomni to swojej przeszłości i się później tym za bardzo chwalić nie będzie. port Llast w gothicu znalazl się przez przypadek. nie wiedziałem jakią mieścinę tam wsadzić więc dałem Port Llast.
    (wielkie THX, to opowiadanie kosztowało mnie wiele tygodni).


    No opowiadanie spox!! Ale jedno mnie zdziwiło, a mianowicie to co Sebka, czyli dlaczego to właśnie Diego jest wybrańcem :? :? ! No ale opowiadanie ogólnie dobre, ponieważ jest długie, jest dużo dialogów! Dopiero dzisiaj zauważyłem i dziś przeczytałem, ale czytania było troche !
    PS: Dj'Varrant masz fajny varat! Czyli obrazek (jakbyś nie wiedział)!
    Bardzo fajne opowiadanko.Fabuła i umieszczenie w roli wybrańca Diega jest ciekawym pomysłem,w dodatku dobrze zrealizowanym.Dobre opisy i dialogii.Tak dalej.
    zapomniałem jeszcze dodać, że akcja tego opowiadania dzieje się kilka lat przed wydarzeniami opisanymi w Gothic I.
    aktualnie w produkcji znajduje się druga część tego opowiadanie pt: "Nekromanta : Wojna O Człowieczeństwo." więcej szczegółów za kilka dni.
    Świetne opowiadanie moim zdaniem bardzo fajne .Mam nadzieje że napiszesz 2 część . Czekam Z poważaniem Sieba

    *************************************************************
    Śmierć niewiernym !!!
    no no wyje**ne opowiadanko diego wybrańcem dobry pomysł ( choć diego nie pasuje na wybrańca ) nie czepiam sie bo sam pisze opowiadanie
    oto kawałek z pierwszego rozdziału drugiej części "Nekromanta : Wojna O Człowieczeństwo"

    Gdy Diego wszedł do tawerny „Wybity Ząb” od razu poczuł znajomą atmosferę. Zapach piwa i rumu unosił się w powietrzu, pijani bywalcy leżeli oparci na stolikach, barman chodził i rozdawał trunki zalanym klientom, rozmowy przy barze, to wszystko działało pozytywnie na niego. Podszedł do baru, zamówił butelkę ginu po czym zasiadł do stolika. Sączył powoli swój napój gdy przysiadł się do niego pewien mężczyzna w czarnym płaszczu i kapturze, który zakrywał jego twarz.
    -Witaj. Jestem Jodrey, właśnie przybyłem tu ze stolicy. -przemówił suchym głosem- Szukam pewnej osoby. Nazywa się Diego. Czy możesz mi pomóc?
    -Cóż takiego chcesz od niego? -odpowiedział bohater.
    -Czy możesz mi pomóc? -odpowiedział z wyraźnym naciskiem.
    -Spokojnie. Nie denerwuj się. Ja jestem Diego.
    -A więc nareszcie Cię spotykam. -rzekł osobnik po czym wyciągnął sztylet i przewrócił stół. Incydent ten nie zwrócił szczególnej uwagi gdyż w tej knajpie takie bójki to codzienność.
    -Tylko nie zniszczcie wszystkiego! -krzyknął barman i wrócił do swoich obowiązków.
    Napastnik machał ostrzem starając się ugodzić Diega, lecz nieskutecznie gdyż jego „ofiara” wykonywała staranne uniki.
    Moim zdaniem jest to świetne opowiadanie .I ciesze się że to diego jest wybrańcem bo bardzo go lubie .Świetne opowiadanie i podziwiam cię że chciało ci się tyle pisać.(:shock:)
    Nie ma to jak wymieszanie gothica z opowieściami Salvatora, co nie? Opowiadanie bardzo fajne i bardzo dobrze sie je czyta. Jeśli robiłeś swojego bohatera Diego, jako tego Diego z gothica (wiadomo o którego chodzi) to powiem tyle, że Diego był bardziejw pewnym sensie luzakiem i otwartym człowiekiem, ta postać bardziej mi pasuje do Bezimiennego, albo wymieszania tych dwóch
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzydziestkaa.pev.pl
  •