ďťż
Indeks Rzyg kulturalnyNokia 6151 Aukcja Dobiega Końca Na Razie 141zł Nówka, GwarancjaTajemnice Proroctwo na razie prolog...O Powstaniu Gariadrii Proszę, oceńciePowstanie Obozów Jak waszym zdaniem powstały obozy w Gothicu 1Gdzie Jest Gorn! Pomocy przeczytaj i pomozNokia 5200 - Formaty Obsługiwanych PlikĂłw .Nowe Rangi :p Nowe, ladniejsze... :PMieczeOrkowie w kanionieNiechcecie Ale Przeczytajcie
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nela2809.opx.pl
  •  

    Rzyg kulturalny

    No to jest wstęp do mojego opowiadania... nudzilo mi się i postanowiłem coś napisać... może być to trochę niemrawe i zdeczka przynudzające, ale to się powinno zmienić .

    Wstęp

    Myrthana - 100 lat po śmierci króla Rohbara II, znanego przede wszystkim ze swego zwycięstwa nad armią orków. Po jego śmierci władzę przejął Rohbar III, który przez pierwsze lata swojego panowania niszczył niedobitki z armii wroga. Jego następcą został Artus IV, który mądrze zarządza teraz całym krajem, przesyconym spokojem i brakiem wojen.
    Ale to się miało zmienić. Już niedługo.

    ***

    W miejscu, gdzie Myrthana graniczyła z Nordmarem* (granice kontynentu uległy kilkukrotnej zmianie) rozciągał się masyw górski pokryty lodem. Znajdowało się tam mnóstwo dolin, a w wielu kryły się budowle i świątynie...
    Świątynia Czarnego Księżyca. Jedna z największych budowli wzniesiona ku czci Beliara. Labirynt korytarzy pochłaniał każdego, kto chciał bezprawnie zgłębić tajemnice tej świątyni, która zdawała się opuszczona wieki temu. A jednak ktoś tam był. Światło pochodni rzucało słaby blask na postać w czarnej szacie, podążającą jednym z przejść. Była to osoba o sędziwym wieku, wspierająca się na lasce, zakończonej białym klejnotem, miała krótkie, siwe włosy, sięgające zaledwie do ramion, a kiedy zatrzymała się w miejscu, czujne oczy spoglądały to w lewo, to w prawo. Postać przeszła przez kilka komnat, aż doszła do wielkiego pomieszczenia, zdobionego symbolami w jakimś dziwnym języku. Zatrzymała się przed jedynymi drzwiami i zrobiła ledwie dostrzegalny gest, po którym wrota stanęły otworem. Bez chwili namysłu, starzec przeszedł do następnego pomieszczenie i rozejrzał się. W komnacie była tylko jedna rzecz - posąg jakiegoś bóstwa z dwoma mieczami i dziwaczną twarzą. Postać podzeszła do posągu, poczym uklękła na jedno kolano i powiedziała głosem drżącym z przejęcia:
    - Wszystko już gotowe, mój Panie. Teraz czekamy tylko na odpowiednią osobę.
    Oczy posągu rozbłysły czerwienią, a później rozległ się głos, jakby ze środka :
    - Już dokonałem wyboru. Ty go tylko doprowadzisz do odpowiedniego miejsca
    - Oczywiście.. stanie się jak karzesz.
    - Niech tak będzie. A teraz idź i przyprowadź go do mnie. Dopilnuj, żeby to był on. - "powiedział" posąg poczym jego oczy zgasły. Postać odczekała chwilę, poczym powstała i odeszła w cień. Idąc ciemnymi korytarzami układała sobie w głowie plan przejęcia władzy nad kontynentem. Czasami wydawało mu się to nierealne, a czasami wręcz przeciwnie. Nie wiedział jak dokładnie to zrobić, ale miał już ogólny zarys sposobu działania. Jedno było pewne - władzę przejmnie ktoś trzeci. Ktoś, kto będzie bezgranicznie posłuszny, ktoś, kto za niedługo wstąpi do Armi Zagłady, którą on, Derenoth, będzie rządził.
    Wszedł do pomieszczenia z pentagramem na podłodze i zatrzymał się. Pentagramem mógł przemieścić się w praktycznie każde miejsce w odległości wielu mil, a na dodatek zużywać przy tym niewielką ilość energii. Nekromanta stanął pośrodku pentagramu i wypowiedział formułę zaklęcia. Komnate wypełniło szkarłatne światło, poczym ustąpiło ciemności, która znowu panowała w pomieszczeniu. Czarny Mag teleportował się, aby dokończyć dzieło.

    * - dokładna mapa kontynentu nie jest znana, więc takie rozwiązanie jest chyba najlepsze
    Czekam na komentarze ... powiedzcie czy pisać CD.
    Z poważaniem,
    Cisu


    No jak na wstęp to bardzo dobrze, błędów nie ma i kolejna część zapowiada się interesująco, ciekawa fabuła, ładne opisy, chodź to dopiero wtęp,ja się zgadzam na CD ,może być fajne.

    pozdrawiam
    Gratulacje Cisu. Choć opo krótkie, ale świetnie napisane. Fabuła zapowiada się dość ciekawie, błedów nie ma, interpunkcja spoko. Ten nekromata spotka któregoś z bohaterów? Xardasa? Bezimiennego? Jestem ciekawa co będzie dalej.
    Nota 8/10
    Pisz CD
    Super historia. Fabuła bardzo wciągająca, aczkolwiek troche przypomina mi to jedno opowiadanie... Błędów ortograficznych nie znalazłem. Jednak popełniłeś pare drobnych błędów stylistycznych i interpunkcyjnych, które postaram sie tutaj przytoczyć.



    Fajne opo, jak na razie tylko wstęp ale widać że masz talent Cisu. Jeżeli nie zaprzestaniesz, części niębędą za krótkie, ustrzeżech się drobnych błędów popełnionych w opie i nie stracisz klimatu, dam z czystym sumieniem 10/10. Jak na razie ocenię to tak:

    Ortografia - 8/10
    Interpunkcja - 9/10 (niepotrzebne przecinki)
    Fabuła - 10/10 (na razie git)
    Pomysł - 7/10 (niestety kolejne opo po GII lub przed GI)
    Ogółem wykonanie - 8+/10

    Gratuluje dobrego wstępu, rzyczę dobrego opa w przysłości!
    Opo bardzo fajne Daje note 8/10
    Plusy:
    +"żyjący posąg"
    +ogólnie fabuła
    +klimat
    Minusy:
    -Za krótkie jak dla mnie :/
    -błedy stylistyczne

    Pozdro All
    Gratulacje Cisu fajne opo troszke krótkie ale przecież to tylko wstęp powiem że jak najpierw napisałeś o tej postaci to myślałem, że jest to już bardzo stary Xardas ale zapowiada się nieźle pare błędów jak dla mnie to nie ma znaczenia sam ich robie dużo pisz C.D jak narazie moja ocena 8.6/10 jeżeli będzie dłuższe i tak samo dobre to dam 10/10
    Strasznie długo zajęło mi napisanie pierwszego rozdziału, ale to dlatego, że brakowałi mi trochę weny i miałem masę innych zajęć. Odrazu mówię, że w tej części nie ma za dużo akcji, ponieważ musiałem wyjaśnić masę wątków. Ale mimo to zapraszam do czytania, bo jest to chyba najważniejsza część do fabuły, bo w innych już będzie o wiele więcej akcji.

    Rozdział I - Wizje

    Arun - miasto urzekające swym majestatem i potęgą, przez wielu uważane za twierdzę nie do zdobycia. Wielu kupców zajeżdżało w to miejsce, aby wymieniać się drogocennymi towarami, zwykli podróżnicy zatrzymują się na dłuższy czas, a czasem nawet, urzeczeni urokiem miejsca, zostają na zawsze. Wszystkiego tu było pod dostatkiem. Nic więc dziwnego, że Paladyni wybrali to miejsce jako jedną ze swoich największych siedzib.

    Eron podążał jedną z ciemnych uliczek miasta. Właśnie wracał ze swojej warty na zasłużony spoczynek. Bycie Paladynem było dla niego wszystkim, więc sumiennie wypełniał wszystkie swe obowiązki bez słowa sprzeciwu. Był wiernie oddany ideałom zakonu i wierzył w dobro i praworządność. Miał niewiele ponad dwadzieścia lat, lecz już nauczył się bardzo dobrze walczyć mieczem dwuręcznym oraz magią Paladynów. Był dumny z tego, kim jest. Idąc rozmyślał nad jutrzejszym dniem. Dzisiaj rano jego oddział otrzymał rozkaz wyruszenia na wschód, w pobliże granic Nordmaru, aby zbadać pogłoski o szerzeniu się jakiegoś kultu, mającego zagroźić tamtejszym mieszkańcom. Doszedł do siedziby Paladynów i bez zastanowienia wszedł do środka. Było już późno, nie zastał, lecz nie zastał tam nikogo, więc nie czekając poszedł się położyć. Wszedł do swojego pokoju, sciągnął zbroję i natychmiast opadł na łóżko zasypiając.
    Stał pośrodku ploacu poprzedzającego bramę główną miasta Arun. Było ciemno, lecz po chwili zdał sobię sprawę z tego, że słyszy wokół siebie krzyki. Obrócił się i ujrzał płomienie trawiące domy i wszystko wokół. Usłyszał za sobą huk i gdy spojrzał w tamtą stronę ujrzał, jak brama główna wybucha a do środka wsypuje się armia szkieletów. żywych szkieletów, niszczących i zabijających bez zastanowienia. Eron nie ruszał się z miejsca, ale złowroga armia omijała go, jakby był niewidzialny. Kiedy ożywieńcy rozbiegli się po mieście coś przykuło uwagę młodego Paladyna. Przez bramę, a raczej to co niej zostało, wjechała postać na czarnym, potężnym koniu. Była zakuta w czarną zbroję z czerwonymi akcentami, a na plecach miała miecz dwuręczny z wyrytą małą czaską na końcu rękojeści. Twarz nieznajomego była ukryta w cieniu, lecz powoli zbliżała się do światła księżyca i kiedy padło ono na obliczę Czarnego Rycerza...
    Eron zbudził się nagle, zlany zimnym potem. Oddech miał nierówny i płytki . Rozejrzał się i stwierdził, że jest w swoim pokoju, wstał i szybkim krokiem podszedł do okna. Na zewnątrz panował niezmącony spokój, a słońce dopiero wschodziło nad dachami domów, rozprzestrzeniając blade światło. Chłopak stwierdził, że najlepiej będzie zameldować się u dowódcy, ponieważ wyprawa na wschód miała się odbyć, kiedy słońce będzie już dość wysoko. Ubrał się i zszedł na dół. Podobnie jak wczoraj, w sali spotkań nie było nikogo, a na ulicy był niewiele większy ruch. Paladyn skierował się do głównego budynku koszar tam, gdzie stacjonowali dowódcy. Na straży stało dwóch rycerzy, którzy na widok Erona stanęli na baczność i wyciągnęli przed siebie broń - byli niżsi rangą. On natomiast cały czas myślał nad tym, co zobaczył w swoim śnie, choć miał wątpliwości czy to był aby napewno sen. Co to wszystko mogło oznaczać? To było bardziej realistyczne od zwykłego snu - takie myśli kłębiły się w jego głowie, dopóki nie wszedł do kwatery kapitana - teraz musiał się uspokoić, żeby nie wydać się dziwnym, bo jakoś nie miał ochoty rozmawiać na temat tego, co zobaczył w nocy. Kaurn - kapitan jego oddziału był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną, ale mięśnie to nie wszystko i on był tego dobrym przykładem. Jego posługiwanie się bronią jednoręczną jak i dwuręczną budziło ogólny podziw i szacunek. Był na dodatek dobrym strategiem i dowódcą, z którego można być dumnym. Na widok Erona uśmiechnął się i zagadnął mało oficjalnym tonem:
    - Gotowy do drogi?
    - Prawie - odrzekł wymijająco chłopak.
    - No to dobrze - Kaurn ucieszył się - jakbyś mógł, to zostaw mnie teraz, mam masę roboty - i spojrzał na stos pergaminów na swoim stole - za kilka godzin wymarsz, a ja nie chcę mieć jakichś nieprzyjemności po drodze.
    - Oczywiście - odrzekł Eron smętnym głosem, lecz w duchu ucieszył się, że ma wymówkę aby z nikim nie rozmawiać. Odwrócił się i wyszedł z pokoju. Na zewnątrz mieszkańcy zaczęli się budzić do życia. Już teraz można było dostrzec kupców spieszących gdzieś, lub zwyczajną ludność miejską ganiającą za swoimi sprawami. Młody Paladyn odetchnął, poczym poszedł do swojej komnaty, aby dokończyć przygotowania. Zabrał niewiele. Parę zwojów magicznych, mikstur leczniczych, no i swój miecz poświęcony przez Innosa - Azdurna, co w języku ludzi północy oznaczało "Zaciętość". Podczas ostatnich przygotowań do pokoju Erona wszedł chłopak w tym samym wieku. Był w zbroi Paladyna i przy pasie miał miecz jednoręczny z bogatymi zdobieniami. Rozejrzał się i powiedział do Erona:
    - Gotowy? Już prawie wyruszamy.
    - T-Tak. Zabrałem już wszystko, chodźmy Uri - powiedział do Paladyna, poczym razem udali się do na wymarsz.
    W wymarszu brało udział tuzin Paladynów. Każdy jechał konno i z pełnym wyposażeniem. Podróż mijała bez większych przygód i można by rzec, była dość nudna. Droga była równie monotonna, co wszystko pozostałe. Jedynie krajobraz się zmieniał. Zostawili za sobą lasy i wchodzili na wyżyny i równiny, a później dało się zobaczyć ogromne pasma górskie, malujące się w oddali. I tak upłynęły dwa dni. Trzeciego zaś w pochodzie dało się wyczuć ożywioną atmosferę - wszyscy wiedzieli, że dzisiaj dotrą do celu i rzeczywiście. Kiedy słońce było wysoko na nieboskłonie, oddział ujrzał przed sobą dość obszerną dolinę, a w niej miasto, które z daleka zdawało się tętnić życiem. Paladyni zaczęli podążać kamienistą drogą w dół doliny. Gdy dotarli do miasta, z domów wychodzili zaciekawieni ludzie, aby popatrzeć na przybyszów. Na twarzach jednych malowały się podziw i radość, a na inych podejrzenie i sceptycyzm, jakby nie wierzyli, że prawdziwi Paladyni przybyli do tego miejsca. Przed ratuszem zebrała się spora grupka ludzi. Na ich czele stał przysadzisty mężczyzna z wąsami, którymi każdy mógłby się poszczycić. Był to Gubernator. Resztę stanowiła głównie służba, ale był tam także tutejszy sędzia i przywódca straży miejskiej. Kaurn zszedł z konia, poczym podszedł do Gubernatora i powiedział dość oficjalnym tonem:
    - Z rozkazu króla przybyliśmy zbadać pogłoski o czymś, co może w jakiś sposób zagrażać miastu oraz jego mieszkańcom.
    - Zatem witajcie - odrzekł gospodarz, poczym uśmiechnął się - Czujcie się jak u siebie w domu. Służba da wam wszystko, czego zapragniecie.
    - Hmmm - Kaurn zmarszczył czoło, poczym powiedział uśmiechnąwszy się - na początek wystarczy solidny posiłek i jakiś odpoczynek. Mamy za sobą długą podróż.
    - Ależ oczywiście. Zaraz każę wszystko przygotować. Służba zajmnie się waszymi końmi - Na te słowa, część osób z grupy podeszła do koni, poczym zaprowadziła je do stajni. Dowódca Paladynów dał im znak, do rozejścia się, poczym wspólnie z Gubernatorem poszedł omówić sprawy służbowe. Oddział pomaszerował na wspólny posiłek.
    Następne dni nie były równie przyjemne. Paladynów czekało sporo pracy podczas sprawdzania miasta i ich okolic. Jednak mimo wszelkich starań dołożonych ze strony wszystkich oddziałów nie dawały rezultatów. Wszystko wskazywało na to, że ten "kult" po prostu nie istnieje, chociaż większość mieszkańców wciąż była niespokojna. Gubernator był wyraźnie zadowolony takim obrotem spraw, natomiast w Kaurna wstąpiła dziwna zaciętość. Mimo wszystko kazał kontynuować sprawdzanie miasta i jego okolic. Widocznie chciał, aby misja powiodła się i chyba nawet ucieszyłby się z ataku na miasto. Ta zmiana wszystkich zaniepokoiła, ale nie śmięli nie wykonać wyraźnego rozkazu. I tak mijały kolejne dni, tygodnie. Słońce chyliło się ku zachodowi, a Eron wracał z kolejnego obchodu. Był zmęczony nie tyle fizycznie, co psychicznie. Nie widział najmniejszego sensu w kontyuowaniu tej misji i w duchu miał serdecznie dość tego miejsca, lecz nie śmiał wypowiedzieć tych myśli na głos, ponieważ chciał być wzorowym Paladynem. Wszedł do pokoju zajmowanego przez członków zakonu i usiadł w fotelu przed kominkiem. Dookoła wszyscy rozmawiali swobodnie, jakby nie byli na służbie, lecz nagle ucichli. Eron wychylił się, aby sprawdzić, co było tego powodem. W drzwiach stanął Kaurn. Na jego twarzy malowało się zmęczenie i niechęć. Po chwili milczenia oznajmił powiedział do zgromadzonych:
    - W związku z tym, że nie znaleziono żadnych dowodów na istnienie czegokolwiek, co mogłoby zagrozić miastu, lub jego mieszkańcom - poczym dodał ciszej - nawet wilki się uspokoiły - i powiedział już głośniej - Tak więc dostaliśmy rozkaz powrotu do Arunu. Wyruszamy za dwa tygodnie, ponieważ trzeba dopełnić formalności i uzupełnić zapasy - po tych słowach obrócił się i poszedł do swojej komnaty. W komnacie wybuchła ogólna aprobata. Wszyscy chcieli wyjechać. W miarę, jak słońce zachodziło wszyscy rozchodzili się do swoich komnat w lepszych niż ostatnio humorach. W końcu Eron został sam. Wpatrzony w dogasający ogień, nie zdawał sobie sprawy, że usypia.
    Poczuł się niesamowicie lekki. Czuł, że unosi się nad ziemią, ale nic nie widział. Otaczała go nieprzenikniona ciemność. Nagle wszystko się rozjaśniło. Nie czuł gruntu pod stopami, lecz wcale mu to nie przeszkadzało i po spojrzeniu w dół, z zadowoleniem stwierdził, że widzi pod sobą miasto, w którym mieszkał przez ostatni okres. Nagle zaczął się przemieszczać w stronę gór. Z tej perspektywy dostrzegał wszystko, czego inaczej nie dałoby się zobaczyć. Zawisł w powietrzu tuż nad dość obszerną doliną. Była pełna ruin jakichś starych budowli, a oprócz nich był tam jeden pełny budynek. Zanim zdążył się porządnie przyjżeć temu, co ujrzał, jego ciało przeszył straszliwy ból, a obrazy przesuwały mu się przed oczami. Zobaczył dziwne pomieszczenie, z niezrozumiałymi symbolami na ścianach, starca w czarnej szacie i dziwaczny posąg, przedstawiający jakąś postać, ale najdziwniesze w tym posągu były oczy. Płonące krwistą czerwienią...
    Wszystko nagle ustąpiło. Eron znalazł się nagle na podłodze komnaty wspólnej. Podniósł się. Serce waliło mu jak młotem i zbierało mu się na wymioty. Cały był zlany zimnym potem. Ogień w kominku wygasł kompletnie, lecz Paladyn nie ruszał się z miejsca. Gorączkowo nad czymś rozmyślał. Nagle, jakby posłuchał czyjegoś rozkazu, wspiął się po schodach prowadzących do swojej komnaty i po chwili był już w środku. Minął łóżko i podszedł do kufra. Tym razem nie zostawię tak tego - pomyślał i pochylił się nad kufrem.
    Derenoth stał po środku komnaty medytacyjnej. Na jego twarzy malowały się zmęczenie i satysfakcja. Właśnie przesłał telepatycznie położenie tego miejsca, co było bardzo wyczerpujące. Był jednak pewien, że ta osoba jest w drodze. Czuł to, czuł myśli i odczucia tego młodego Paladyna, a co ważniejsze potrafił je poprawnie interpretować. Z ciekawością trzeba ostrożnie - pomyślał - już niedługo władza w tym kraju oraz Klejnot Urdoranu będzie mój, a wraz z nim wszechpotężność i moc o jakiej nikt nie śmiał marzyć, ale trzeba na to trochę poczekać. Poszedł do innej komnaty, aby odpocząć. Wiedział, że Eron niedługo przybędzie tutaj, kierowany ciekawością normalną dla jego wieku. Musi się przygotować na to spotkanie.

    Pisać CD?

    Powiem ci jedno, że świetnie piszesz i jak dla mnie, 8/10 bo czasami nieco mi coś tam umykało. Pisz dalej. Ciekawa historia no i fajnie się czyta. Poprawiłeś błędy, ale można znaleźć jeden lub dwa błędy. Sam pisałem opo i mi też znajdują. Tak czy siak czekam na kolejne części.
    Bardzo dobry ciąg dalszy, Cisu. Stopniowo budujesz napiecie, twoje opisy są staranne i malownicze. Ale żebyś nie spoczął na laurach i nie wpadł w samozachwyt ( żartuje) znalazłam małą nieścisłość:

    Opowiadanie bardzo mi się podobało, ładne opisy spoko fabuła. Dialogi są w porządku. Akcja rozwija się w odpowiednim tępie, błędów nie widzę, a ten wskazany porzez Sever wogóle mi nie przeszkadza. Moja ocena to 10/10. Oczywiście czekam na CD.

    pozdrawiam
    Powstał kolejny rozdział mojego opa. Sorry za błedy, ale piszę bez korektora, więc sie nie zdziwię, jakbyście znaleźli tego masę, jednak starałem się tego uniknąć

    Rozdział II - Pan Cienia

    Eron szedł jednym z górskich szlaków. Był wyczerpany, ale się nie poddawał. Miał zamiar odnaleźć znaczenie tych wizji i wierzył, że budowla z jego snu będzie zawierać jakieś wyjaśnienie. Aż trudno mu było uwierzyć, że zaledwie dwa dni temu wyruszył z miasta. Wiedział, że może zostać wyrzucony z zakonu, ale mimo to poszedł, łamiąc przy okazji kilka zasad zakonu, a także nie posłuchał wyraźnego rozkazu. Nie zostawił żadnej wiadomości, nic co mogłoby kogokolwiek naprowadzić na jego ślad, ale doszedł do wniosku, że jednak dobrze się stało. Musi sam sobie poradzić z tym problemem. Z takimi myślami pokonywał kolejne elementy szarego i ponurego krajobrazu górskiego, zupełnie nie przypominającego gór w bobliżu Arunu, które były całe zalesione, pełne fauny i flory. Ten widok wcale nie poprawiał Eronowi nastroju. Cieszył się tylko z jednego - że nie zabrał ze sobą dużego ekwipunku, tylko parę mikstur leczniczych, zwojów magicznych i trochę prowiantu. Na zbroi Paladyna nosił płaszcz podróżny, bo jakoś nie chciał paradować w zbroi w tych raczej nie gościnnych krainach. Zatrzymał się, poczym wyciąnął mapę i spojrzał na nią. Chociaż spoglądał na nią dość często, aby zaznaczyć swoją aktualną pozycję, to ciągle dziwił go jeden fakt. Nie było nigdzie zaznaczonej tej tajemniczej doliny, w której znajdowały się ruiny. Przecież mapa była bardzo dokładna. Kartograf, który ją rysował, opisał dokładnie wszystkie używane ścieżki, nawet te prowadzące przez łańcuch górski, zaznaczył położenie jaskiń, jezior, biegi rzek, a także wiele innych drobiazgów. A może... może ta budowla nie istnieje - przmknęła mu przez głowę taka myśl, lecz natychmiast odrzucił ją od siebie. Schował mapę i ruszył w wyznaczonym przez siebie kierunku. Dzień mijał, a Eron, owładnięty obsesyjnym pragnieniem wiedzy, przedzierał się przez kolejne wzniesienia łańcuchu górskiego. W końcu, wyczerpany, przysiadł koło dużego głazu. Mętnym wzrokiem patrzył na zachodzące słońce, które w końcu znikło za horyzontem, lecz Paladyn nie ruszał się z miejsca. Po dłuższej chwili doszedł jednak do wniosku, że lepiej ruszać w dalszą drogę, gdy nagle usłyszał za sobą warczenie. Obejrzał się i ujrzał kilka dziwnych besti, zbliżających się do niego powoli. Były dość podobne do wilków, z tym jednak, że były większe, miały czarną sierść i czerwone ślepia. Wargi - pomyślał Eron i chwycił za rękojeść Azdurna. Zaklęte ostrze błysnęło w półmroku. Na jego widok bestie przystanęły, lecz tylko na kilka sekund. Chłopak zaś przyjał pozycję obronną i czekał na atak. Długo nie musiał czekać. Najbliższy Warg rzucił się ku niemu z rozwartym szeroko pyskiem. Eron wyczekał dobry moment, poczym zrobił unik i jednym, silnym cięciem rozpłatał głowę potworowi. Szybko podbiegł do następnego i przeszył go mieczem, lecz nie zdążył się nawet obrócić, gdy kolejna bestia rzuciła się na niego, jednocześnie przewracając. Paladyn nie poddawał się. Uderzył pięścią w pysk besti, poczym wbił ostrze miecza w jej głowę. Wstał, lecz nie zdążył nawet westchnąć, gdy poraz kolejny usłyszał za sobą warczenie, a gdy się obrócił, ujrzał czerwone ślepia bardzo blisko jego twarzy. Warg rzucił mu się do gardła, kładąc swoje łapy na klatce piersiowej Paladyna. Eron czuł, jak ciężar Warga przewraca go na ziemię. Kątem oka dostrzegł, jak Azdurn wylatuje mu z ręki, poczym upada na ziemię. Musiał się jednak zająć sobą. Upadł razem z bestią, która wciaz starała dobrać mu się do gardła i nawet nie zdążył nic zrobić, aby uniknąć sturlikania się ze zbocza, które później nastąpiło. Czuł, jak pazury Warga wbijają się w jego ciało i drapią po wszystkim, co się da. Po dłuższej chwili poczuł przeszywający ból. Uderzył głową o jakiś kamień, co było znakiem, że wreszcie przestał się staczać. Leżał na plecach i już kątem oka dostrzegł bestię stojącą na łapach i szykującą się do ostatecznego ataku. Jednocześnie wyczuł pod ręką spory kamień. To może być moja ostatnia szansa - pomyślał, poczym chwycił kamień mocniej, dźwignął się na nogi i obrócił w stronę Warga, który już zaczął biec w jego stronę. Wziął wielki zamach i gdy bestia była dostatecznie blisko, walnął ją z całej siły owym kamieniem w głowę. Warg legł w bezruchu, a Eronowi kręciło się w głowie, zapewne od tego uderzenia. Dopiero po chwili dotarło do niego, gdzie się znajduje. Był w dolinie wypełnionej ruinami jakichś starych budowli. W oddali widniał zarys chyba jedynego stojącego budynku w okolicy. Była to owa dolina ze snu. Eron nie musiał sięgać po mapę, aby to stwierdzić. Udało mu się. Naprawdę mu się udało. Dopiął swego i teraz nareszcie pozna odpowiedzi na dręczące go pytania. Gdy tak stał, pogrążony w radości, wszystko w okół zaczęło nagle wirować, aż Eron stracił równowagę, by paść na ziemię. Zemdlał.
    Odzyskał przytomność, lecz nie chciało mu się otwierać oczu. Po chwili jednak zdał sobie sprawę z tego, że coś mu tu nie pasuje. Przecież nie zemdlał w komnacie! Otworzył oczy i zerwał się na równe nogi. Komnata, w której się znajdował, była dość mała i znajdowało się w niej tylko łóżko i dwie pochodnie, zawieszone na ścianach. Czując się bardzo nie swojo, Eron, ruszył do wyjścia. Przez następne minuty pokonywał ciemne korytarze, aż doszedł do jednej, dużej sali, w której o dziwo był tylko jeden piedestał, znajdujący się na samym środku. Na piedestale leżał przedziwny amulet, z pięknym, fioletowym klejnotem, umieszczonym w środku. Eron nie mógł od niego oderwać wzroku, więc stał i w ciszy podziwiał jego piękność. Nagle usłyszał za sobą cichy, lecz wyraźny głos:
    - Piękny, prawda?
    Chłopak odwrócił się i ujrzał starca ubranego w czarną szatę i wspierającego się na lasce. Jego twarz nie wyrażała niczego, a oczy czujnie wpatrywały się w Paladyna, który zadał pierwsze lepsze pytanie, które przyszło mu do głowy.
    - Kim jesteś?
    - Oh po prostu starym pustelnikiem, oraz studentem ksiąg magicznych. Na imie mi Derenoth - dodał z nikłym uśmiechem na twarzy.
    - Jak ja się tu znalazłem? - spytał Eron, rozglądając sie po pomieszczeniu.
    - Znalazłem cię przed swoim domem. Zabrałem do siebie i wyleczyłem.
    - Tak więc jestem ci winien podziękowania. Czy mogę się jakoś odwdzięczyć?
    - Ależ oczywiście. Powiedz mi, proszę, co tutaj robiłeś?
    Eron zamilkł na chwilę. Nie był pewien, czy powinien mówić nieznajomemu o prawdziwym celu swojej podróży.
    - Szukałem czegoś - odparł w końcu
    - Naprawdę? - zdziwił się Derenoth - A czego, jeśli można wiedzieć, szukałeś?
    - Przykro mi, lecz to nie twoja sprawa - zwrócił się uprzejmnie do nieznajomego, Paladyn, a w głowie kołatała mu się tylko jedna myśl - gdzie jest to cholerne wyjście?! Odwrócił się, jakby chciał odejść, lecz nie bardzo wiedział, dokąd iść.
    - W ten sposób nigdy nie pozbędziesz się tych wizji - powiedział Derenoth, a kiedy Eron popatrzył na niego zupełnie zaskoczony, dodał - Tak, wiem, że miewasz wizje i wiem co jest ich źródłem, ale wyjaśnię ci to tylko wtedy, gdy sam będziesz tego chciał.
    Chłopak był kompletnie zbity z tropu. Chciał poznać źródło owych wizji, lecz nie wiedział, czy może ufać temu starcu. Z drugiej strony on wiedział o wizjach. Wtedy podjął decyzję. Stanął naprzeciwko niego i powoli kiwnął głową.
    - Dobrze - powiedział powoli Derenoth - aby w pełni zrozumieć co oznaczają twoje wizje, trzeba zagłębić się nieznacznie w otchłań historii - przerwał na chwilę, poczym kontynuował - stare plemiona z północy słynęły z wielu wróżbitów i wieszczów, a co za tym idzie, w tamtym okresie powstawało bardzo wiele przepowiedni. Może nie wszystkie są prawdziwe, lub też po prostu nie zdążyły się spełnić, lecz jest jedna, która mówi o być może dzisiejszych czasach, a jej tekst brzmi mniej więcej tak - znów przerwał, poczym kontynuował już o wiele donośniejszym głosem - "Nie minie wiek od upadku największego z królów, a pojawi się wybraniec. On sam, nieświadomy swojego losu, będzie podążać za znakami aż do samego serca Arnothu, które da mu moc zmienienia świata na swój własny sposób i uważać musi, aby tej szansy nie zmarnować, bo Pielgrzym Mroku, wysłannik Boga Ciemności czycha, pogrążony w zadumie, na Wybrańca, aby pochłonąć jego duszę. Omamić on dać się nie może, gdyż wtedy świat zalegną cienie..." - zakończył recytowanie, poczym dodał już swoim normalnym głosem - Tak oto brzmi jedyny, zachowany zapis tej przepowiedni, która...
    - Zaraz, zaraz - przerwał mu Eron - Jak niby ta przepowiednia ma się mieć do mnie?
    - Właśnie o tym chciałem powiedzieć - powiedział nadal spokojnie Derenoth - Jest kilka faktów, które pokrywają się ze słowami przepowiedni. Pierwszym jest to, że minął prawie wiek od śmierci Rohbara II, uważanego za największego króla Myrthany.
    - To jeszcze o niczym nie świadczy - powedział chłopak, który czuł coś w stylu lęku, choć sam nie wiedział dlaczdego.
    - Ależ oczywiście - zgodził się starzec - ale musisz pamiętać następne słowa przepowiedni. Mówią one o znakach. Uważam, że to po prostu te wizje, które miewasz. Doprowadziły cię one przecież do tego miejsca, nieprawdaż?
    Eron zamilkł. Nie mógł zaprzeczyć, chociaż bardzo chciał znaleźć jakąś niezgodność w tekście. Jakoś nie bardzo pasowała mu rola wybrańca. Została jedna rzecz, która mogła okazać się błędem, więc wypowiedział swoją myśl na głos
    - A serce Arnothu? Gdzie ono jest?
    - Za tobą - odrzekł krótko, zapytany. Chłopak odwrócił się i ponownie ujrzał piedestał, a na nim klejnot, połyskujący w półmorku, otoczony jakąś dziwną aurą.
    - Ten klejnot, to twoje przeznaczenie - powiedział cicho, lecz wyraźnie starzec - Weź go! Władza, o której mówi przepowiednia będzie twoja na wieczność!
    Chłopak okropnie się wahał. Nie miał zamiaru brać tego klejnotu, wcale nie wierzył, że jest wybrańcem, ale... przecież przepowiednia jest zgodna z tym, co się teraz dzieje. Słowa Derenotha łomotały mu się w czaszce i nie sposób było się im przeciwstawić. W końcu, jakby posłuchał czyjegoś rozkazu, podszedł do piedestału i zdjał z niego amulet z klejnotem, który zaczął świecić mocnym, fioletowym blaskiem, rozjaśniając komnatę, w której się znajdowali. Derenoth dopiął swego. Miał po swej stronie wybrańca i Serce Arnothu. Łatwo było to zrobić - pomyślał, poczym wybuchł śmiechem. Głośnym, donośnym i zimnym śmiechem, który odbił się echem po całej budowli, wypełniając jej najmniejsze zakamarki.
    Eron klęczał na zimnej posadzce w sali medytacyjnej. Oddawał się mroczyn modlitwom ku czci swojego nowego boga, jedynego boga - Beliara. Od kiedy Serce Arnothu znalazło się w posiadaniu chłopaka, wszystko przestało mieć dla niego większy sens. Pod czujnym okiem Derenotha uczył się Magii Ciemności, doskonalił sztukę władania mieczem. Jedyne co miało teraz dla niego sens, to wypełnianie bez słowa sprzeciwu poleceń Derenotha. Eron nie miał już rodziny, przyjaciół, znajomych. Został tylko Czarny Mag i Beliar. I tak miało być do końca.
    Derenoth tym czasem stał na szczycie wieży obserwacyjnej. Możnaby pomyśleć, że patrzy na zachód słońca, bo rzeczywiście spoglądał w tamtym kierunku, lecz w zupełnie innym celu. Starał się coś zobaczyć, a raczej wyczuć to, bo mgła, która aktualnie unosiła się w dolinie, nie dawała dobrej widoczności. On jednak zawzięcie patrzył na przeciwny koniec doliny. W końcu, po dłuższej chwili, zauważył jakiś ruch. Była to zaledwie mała plamka, ale Derenoth wiedział co to oznacza, choć dla zasady wolał się upewnić. Zrobił ledwie dostrzegalny gest ręką. Z nicości pojawił się kruk, który natychmiast, jakby znał myśli człowieka, poleciał na drugi koniec doliny. Długo nie kazał na siebie czekać. Po powrocie zaczął fruwać nad Czarnym Magiem i kracząc, zaś ten drugi dobrze interpretował każdy odgłos pochądzący od swego sługi. Na twarzy starca pojawiła się satysfakcja gdy podążał już ciemnymi korytarzami świątnyni. To będzie ostatni test dla mojego ucznia przed wyruszeniem na podbój kraju - pomyślał. W dość szybkim tempie doszedł do komnaty medytacyjnej, w której była postać klęcząca przed posągiem bóstwa. Niczym nie dała po sobie poznać, że zauważyła przyjście Derenotha. Ten z kolei nie widział w tym nic dziwnego.
    - Powstań - powiedział krótko, poczym postać młodego chłopaka szybko stanęła na nogi i spojrzała na niego wzrokiem pustym i mętnym.
    - O co chodzi, panie? - zapytał Eron głosem równie pustym, jak jego spojrzenie.
    - Mamy gościa - odpowiedział krótko starzec, poczym dodał - jest nim Paladyn. Masz go zabić.
    - Będzie, jak każesz - powiedział chłopak, poczym wyszedł z komnaty.
    Derenoth nie ruszał się z miejsca. Dobrze wiedział, że Eron wygra tą walkę, a tym samym udowodni, że jest godzien nosić tytuł Pana Cienia, jednego z najlepszych wojowników Beliara.
    - Nadchodzi początek nowej ery - powiedział do siebie, pogrążony w zadumie.

    Jak się uda, to za parę dni dodam kolejny rozdział .
    Bardzo ładnie, Cisu. Opowiadanie naprawde ciekawe, świetnie napisane, błędy są ale nie będe ich tu wymieniać. Po drodze gdzieś zapomniałes przecinka itp. Długo kazałeś czekac na CD, ale to nic. Piszesz bogatym językiem, twoje opisy są dopracowane i świetnie wkomponowane w tekst. Dialogi troche drętwe, niestety. Brzmią niekiedy zbyt teatralnie.
    Ocena 8,5/10 i czekam Na CD. Z chęcią przeczytam.
    Kolejna część również dobra i też mi się podoba a co do błędów to jednak masy ich nie miałeś. Co do samego opowiadania to bardzo dobre i ciekawe. Nie mam prawie żadnych zastrzeżeń, bo wszystko mi się w nim podoba acz wiadomo to nie jest ideał. Nikt dla mnie jeszcze ideału tu nie dał. Może oprócz wierszów Sworda, ale to, co innego.

    Podoba mi się i czekam na CD. Daje od siebie 9/10. Mam nadzieje, że kolejna część będzie szybciej i będzie równie dobra.

    Hej, to jest świetne opowiadanie! Czytając je, odnalazłem kilka błędów ortograficznych i kilka powtórzeń, ale ogółem jest bardzo dobrze. Zastanawiam się co dalej wykombinuje Derenoth i co wyniknie z walki Erona z przybyłym paladynem? Pisz jak najszybciej ciąg dalszy, bo czekamy. Ocena to 8/10, pozdro!
    kolejna część. Sam nie sądziłem, że kiedykolwiek powstanie, ale miałem trochę czasu, to coś tam skrobnąłem . Ciekawe, czy ktokolwiek przeczyta .

    Rozdział III - Początek Wojny

    Po dość stromym zboczu schodziły dwie postacie. Jedną z nich był mężczyzna o poważnym wyrazie twarzy. Nosił zbroję Paladyna, a przy pasie miał poświęcony miecz. Stawiał ostrożnie każdy swój krok, bacząc na niebezpieczeństwa, które mogły nadejść w każdej chwili. Towarzyszący mu mężczyzna miał natomiast szatę Maga Ognia. Nie nosił żadnej białej broni. Był dość młody. Wyrazu twarzy nie dało się odczytać, zato oczy czujnie spoglądały nie tylko przed siebie, ale i za siebie, oraz w górę. Obaj podążali śladem Erona, zaginionego Paladyna. Dotrali tutaj, idąc po jego śladach. Nie wiedzieli jeszcze jakie czeka ich niebezpieczeństwo.
    - Ten kruk wyglądał podejrzanie - powiedział półgłosem Tyer - przyleciał, zatoczył nad nami parę kręgów, poczym odleciał w tym samym kierunku.
    - Twoja intuicja Paladyna cię nie zawodzi - odrzekł Aran - Odrazu, gdy się do nas zbliżył, wyczułem coś, jakby... złe wibracje. Mam tylko nadzieję, że mnie nie zauważył.
    - No jasne, przecież nie chcemy, żeby wrogowie dowiedzieli się o nas zbyt wcześnie. Jeżeli jacyś wogóle tutaj są - dodał sceptycznym tonem, zmuszając się do krzywego uśmiechu.
    - Coś mi mówi, że nie będziemy mieć aż tyle szczęścia - odrzekł Mag, starając się dojrzeć, co jest w dolinie, chociaż mgła wcale mu tego nie ułatwiała - Tak, czy inaczej musimy być bardzo ostrożni.
    - Mnie to mówisz? - powiedział Tyer bardziej do siebie niż do Arana.
    Od tego momentu nie zamienili ani jednego słowa. Wciąż rozglądali się ostrożnie dookoła, poruszając się w dolinie. Wszystko leżało w ruinie. Wyglądało na to, że były tutaj jakieś starożytne budowle. Dookoła panowała podejrzana cisza. Żadnych odgłosów ptaków, czy natury. Dodatkowo mgła podtrzymywała ten nastrój grozy. W końcu doszli do częściowo zniszczonych schodów, lecz nie było widać dokąd prowadzą. Tyer spojrzał pytająco na Arana, a on tylko kiwnął głową, poczym obaj zaczęli się wspinać po stromych stopniach. Kiedy wreszcie znaleźli się na górze, okazało się, że jest to coś w rodzaju areny, lub jakiegoś placu modlitewnego. W każdym razie była to wolna przestrzeń, otoczona filarami z każdej strony. Obaj mężczyźni odwrócili się z zamiarem zejścia, gdy usłyszeli za sobą głos. Głos pełen satysfakcji, a zarazem martwy.
    - A więc nareszcie jesteście. Długo kazaliście na siebie czekać, chociaż przyznam, że nie spodziewałem się zobaczyć Maga. Widocznie informatorzy zawiedli Derenotha, ale to nic nie szkodzi.
    Obaj obrócili się jednocześnie i ujrzeli znajomie wyglądającą postać. Miała na sobie czarną zbroją, podpierała się na swoim mieczu i przyglądała się im z drwiącym uśmiechem na twarzy. Dopiero po chwili zdali sobie sprawę kim ona jest.
    - Eron? - zapytał z niedowierzaniem Tyer - co się stało?
    - A to długa, nużąca opowieść - powiedział beztrosko Eron - Nie mam zamiaru was teraz zanudzać, mam o wiele ważniejsze zadanie.
    - Co ty knujesz? - zapytał Aran podejrzliwym tonem, widocznie odrazu wyczuł, że coś jest nie tak
    - Wkrótce się dowiesz, nie przejmuj się - odparł Czarny Rycerz - przybyłem aby złożyć wam pewną propozycję.
    - Mianowicie?
    - Zbliża się koniec tego świata. Nadchodzi nowy porządek. Wy macie okazję być jego częścią. Przyłączcie się do Armi Zagłady i walczcie w imieniu Mrocznego Króla, a nagroda was nie ominie.
    - A jeśli odpowiemy nie? - zapytał nagle Tyer, jednocześnie chwytając za rękojeść miecza. Przeczuwał najgorsze.
    - Wtedy będę zmuszony was zabić - powiedział Eron z dziwnym błyskiem w oczach
    - Nie da rady - powiedział ostrym głosem Aran - nie przekupisz nas, ani nie zastraszysz. Będziesz musiał nas zabić.
    - Niech więc będzie jak sobie życzysz - odrzekł Pan Cienia i zanim ktokolwiek zdołał zareagować, rzucł się na Tyera z mieczem. Ten zaś wyczuł moment i sparował cios. Zaczęła się prawdziwa walka. Obaj mężczyźni byli bardzo dobrymi wojownikami, lecz wydawało się, że Eron jedynie się bawi, podczas gdy Tyerowi ledwo udaje się blokować ataki. Mag nie mógł zbytnio mu pomóc. Nie chciał użyć jakiegoś potężnego zaklęcia, bo istniało ryzyko, że może trafić Paladyna. W tym momencie Tyer krzyknął w jego stronę:
    - Teleportuj się, szybko! Ja postaram się go zatrzymać. Kaurn musi się jak najszybciej o tym wszystkim dowiedzieć!
    Aran nie widział innego wyjścia. Kiwnął głową i wyciągnął runę teleportacji. Wypowiedział cicho zaklęcie poczym został otoczony magicznym pierścieniem i zniknął. Ostatnie, co widział, to dwa ścierające się w powietrzu ostrza.
    Wylądował na twardej posadzce w jakiejś komnacie. Nie zastanawiając się nad niczym, wybiegł z niej i ruszył korytarzem, potrącając po drodze służbę, oraz strażników. Dobiegł do drzwi na końcu korytarza i pchnął je. Znalazł się w pokoju z wieloma obrazami na ścianach. Znajdowało się tu także wiele dzieł sztuk, takich jak drogocenne wazy, oraz wypchany cieniostwór. Jednak nie to interesowało teraz Maga. Musiał jak najszybciej znaleźć Kapitana Paladynów. Jednak zastał jedynie gubernatora miasta, który widocznie ucieszył się na jego widok:
    - Bardzo dobrze, że jesteś. Kapitan Kaurn kazał przekazać, że dostali niezwykle pilne wezwanie powrotu do Arunu. Nie mogli dłużej czekać. Poprosił mnie, abym wziął odpowiedzialność za waszą ekspedycję. Miałem wysłać dodatkowych ludzi, ale skoro wróciliście to...
    - Co to znaczy, że nie mógł dłużej czekać? - przerwał mu Aran, zaskoczony i wściekły zarazem
    - Nie mam pojęcia, nie zostałem wtajemniczony, ale wiem, że Kaurn nie zostawiłby was, gdyby to nie była sprawa najwyższej wagi...
    - Cholera - zaklął Aran, niedowierzając w swojego pecha. Przecież Tyer teraz walczy o życie. Musi mu pomóc, a jednocześnie powiadomić Kaurna o całym zajściu. Nie może zrobić dwóch rzeczy naraz. Wtedy przyszło mu do głowy jedyne rozwiązanie, zwrócił się do gubernatora - Proszę wysłać dwa, nie trzy oddziały do doliny na południowy-zachód od miasta. I proszę to zrobić szybko. - odwrócił się, aby wyjść.
    - Zaraz, co to wszystko ma znaczyć? Dokąd idziesz? - zapytał gubernator całkowicie zbity z tropu
    - Nie ma na to czasu. Tam walczy o życie człowiek, a przeczuwam, że może stać się coś jeszcze gorszego. - spojrzał na wystraszoną twarz mężczyzny i dodał:- Chcę mieć konia. I to najszybciej jak to jest możliwe...

    Eron zaatakował silniej niż dotychczas. Znudziła go ta zabawa i chciał to jak najszybciej zakończyć. Jego przeciwnik jednak nie dawał się tak łatwo pokonać. Po chwili ich miecze skrzyżowały się, a twarze znalazły blisko siebie. Zobaczył w oczach Paladyna strach i zmęczenie. Wiedział, że to już długo nie potrwa, więc powiedział:
    - To wcale nie musi się tak skończyć. Dam ci przeżyć, jeśli obiecasz służyć mojemu Panu...
    - Wolę zginąć, niż żyć jak jakaś marionetka! - odrzekł z pogardą Tyer
    - Sam jesteś marionetką! - krzyknął Eron - Jedyne, co interesuje twoich przełożonych to coraz większa władza i potęga! Nie interesuje ich dobro świata, tylko własne, a ty dałeś sobie zamroczyć oczy ich kłamstwami!
    - Milcz! - zawołał Tyer. Znalazł siłę na odepchnięcie miecza Erona, poczym zaatakował najmocniej, jak potrafił. Pan Cieni jednak nic sobie z tego nie robił. Parował ciosy z największą łatwością. W końcu znalazł lukę w obronie Paladyna i uderzył. Ostrze miecza trafiło w zbroję. Tyer zachwiał się, ale jego pancerz wytrzymał impet uderzenia. Eron wykorzystał ten moment zepchnął przeciwnika ze schodów, które znajdowały się bardzo blisko. Patrzył na staczające się ciało w zbroi, poczym usłyszał głuchy łoskot, oznaczający koniec spadania. Zszedł powoli ze schodów. Na dole ujrzał czołgającego się Tyera. Jego miecz leżał parę metrów od niego. Spojrzał na niego z góry i rzekł:
    - Gdzie są teraz twoi bogowie?! Czemu cię nie chronią? Czyżby o tobie zapomnieli?
    Tyer nie odpowiadał. Wiedział, że to już jest koniec i nic go nie uratuje. Pozostało mu tylko zginąć jak prawdziwy Wojownik Innosa. Z honorem. Dźwignął się na nogi i podszedł do swojego miecza, poczym go podniósł i ruszył na Erona, który wyraźnie na to czekał. Odparł uderzenie i pchnął z całej siły swój miecz w klatkę piersiową Paladyna. Zbroja nie wytrzymała i po chwili z dziury zaczęła wylewać się krew. Tyer zachwiał się potężnie i upadł na ziemię. Minę miał jednak zadowoloną. Umarł, jak Paladyn, nie jako sługus sił zła. Wszystko zaczęło nagle się rozmazywać i wirować. Nagle usłyszał głos, dobiegający jakby z oddali:
    - Będzie cennym nabytkiem w naszych oddziałach. - głos musał należeć do jakiegoś starca - Szkoda tylko, że będzie go trzeba wskrzesić. Straci wtedy na swoim refleksie, ale przynajmniej nie będzie czuł bólu, co daje nam pewną przewagę w walce z ludźmi. Zanieś jego martwe ciało do świątyni, tam odprawię odpowiedni rytuał. Mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie, ale o tym porozmawiamy później... - dźwięk nagle przestał do niego docierać. Wszystko umilkło i utonęło w wiecznym mroku.

    Tymczasem Aran zostawił już daleko za sobą miasto. Cały czas popędzał konia, nia miał ani chwili do stracenia. Wciąż miał nadzieję, że Tyer jeszcze żyje, lecz była to tylko nikła iskierka. Ciągle widział przed oczami Erona, odmienionego i całkowicie nie przypominającego z charakteru, ba z niczego poza wyglądem, Paladyna. Co mogło mu tak namieszać w głowie? Albo może raczej: kto? Słyszał wyraźnie, jak Eron wypowiada imię Derenoth. Nie był do końca pewien, ale wydawało mu się, że skądś je zna. Będzie musiał o niego spytać Najwyższą Radę, ona powinna wiedzieć o nim conieco. Wiedział też, że szykuje się coś innego. Coś, czego nie da się przewidzieć, ani tym bardziej zapobiec, chociaż można próbować. Słońce chyliło się ku zachodowi, a Mag gnał przed siebie nie zwracając uwagi na nic. Nie mógł zawieść.

    Opowiadanie naprawdę bardzo dobre. Podoba mi się styl pisania chociaż jedno zdanie mi tylko nie przypasiło. Poza tym wszystko super. Przemyślenia i wygląd bohaterów wystarczająco opisane , dialogi są nic jak nic tylko ocene wystawić

    9.516126/10 (szczegółowa no nie ?)

    PS.
    Trzymasz poziom Cisu. Kolejna część równie dobrza. Mały błąd znalazłem, ale prawie nie zauważalny. Opisy w porządku, a dialogi tak samo. "Rozdział III - Początek Wojny" mam nadzieje, że opiszesz jakąś większą bitwę. Lubię takie klimaty.

    Ogólnie poszło ci bardzo dobrze z CD. Ocena 8.5/10. Mocne 8.5.

    Ps: Przeczyta jeszcze wielu. Mam nadzieje.

    Pozdrawiam i powodzenia w pisaniu CD.
    Bardzo spodobały mi się przygody Arana i Erona, jak Erona prygniótł Warg tak to fajnie opisałeś...

    Oceniam twoją pracę na mocne 9 (w skali 9/10 ).
    Były tam małe niedociągnięcia, ale chce się czytać.

    Pozdrawiam i czekam na CD.
    Mam kolejną część opowiadania. Niestety nie wyszła mi ona za dobrze, sam nie wiem czemu. Mam chwilowe blokady i nie wiem za bardzo o czym pisać, albo inaczej. Wiem o czym pisać, ale nie potrafię tego ubrać w słowa, dlatego nie zdziwię się, jeśli się nikomu nie spodoba. Prosze jednak o komentarze i postaram się, aby nastepna część była lepsza

    Rozdział IV - Burza się zbliża

    - To wszystko jest beznadziejne!
    - Musimy przegrupować oddziały...
    - A co nam to da? Oni są zbyt silni...
    - Musimy walczyć!
    Grupa doradców króla naradzała się w pokoju narad. Wiedzieli, że nie mają dużo czasu. Minął miesiąc od pierwszego ataku Armii Zagłady, a oni są tak samo bezbronni, jak wtedy. Nie potrafili zmobilizować odpowiednich oddziałów do powstrzymania wrogiego natarcia, zato tamta armia rosła w siłę z każdym zabitym człowiekiem. Oprócz nich w pokoju obecni byli także Kaurn oraz Aran. Cała ta sytuacja niebardzo im odpowiadała. Kaurn z rękami skrzyżowanymi na klacie wpatrywał się w podłogę, natomiast Aran nerwowo przyglądał się doradcą. Wyglądał jakby starzej. Nie udało mu się uratować Tyera. To była wyłącznie jego wina...
    - Król napewno się na to nie zgodzi... - ciagnął dalej jeden z doradców
    - Tym razem musimy odeprzeć atak!
    Aran nie mógł tego dłużej słuchać. Wstał, podszedł do długiego stołu, na którym leżało sporo map Myrtany, poczym powiedział dość spokojnie:
    - Czy do was nic nie dociera? - spojrzał pokoleji na doradców - Nie rozumiecie, że Armii Zagłady nie pokonacie w tradycyjny sposób?
    - A co ty możesz wiedzieć? - prychnął generał Phasionn - Jesteś tylko Magiem Ognia. Nikt cię nie prosi o zdanie, jeśli chcesz coś powiedzieć...
    - Wiem na ten temat o wiele więcej niż ty - odparł Aran - wroga armia składa się głównie z ożywieńców. Można ich unieszkodliwić, ale jest to bardzo drudne, gdyż nie czują oni bólu. Trzeba znaleźć inny sposób.
    - Niby jaki?
    - Dajcie mi na to trochę czasu - odrzekł Mag - jestem już blisko znalezienia rozwiązania...
    - Ha! - przerwał mu Phasionn - Nie masz żadnego planu, żadnej metody. Czasu mamy teraz bardzo mało. Wroga armia bardzo szybko zajmuje kolejne tereny i wątpie żeby poczekali ze swoją inwazją na ciebie.
    - Trochę więcej szacunku dla Wybrańca Innosa - powiedział wolno Aran
    - Tutaj zajmujemy się sprawami kraju - odrzekł Phasionn - Nie mamy czasu na czcze gadanki. Potrzebna nam są konkrety, jeśli nie masz pewnego planu, to żegnam.
    Na te słowa Aran wyszedł z pokoju narad. Miał już tego wszystkiego serdecznie dość. Ludzie giną, miasta płoną, a na dodatek ci głupcy myślą, że poradzą sobie z tym wszystkim. Oni są ślepi. Nie widzą, że problem leży w Derenothcie. To on opętał Erona, to on wskrzesił umrałych i stowrzył Armię Zagłady, to on rozpętał wojnę. Te myśli zdawały się wybuchać w głowie młodego maga i wciąż nie dawały mu spokoju. Ruszył korytarzem, w którym panował półmrok. Sam dokładnie nie wiedział gdzie idzie, nogi automatycznie niosły go do jedynego miejsca, w którym odnajdywał spokój. Do klasztoru Magów Ognia. Dawno już go tam nie było. Siedziba Zakonu mieściła się dzień drogi od stolicy Myrthany, w której Aran znajdował się aktualnie. Wyszedł na ulice miasta. Wszystko było tu takie spokojne i ciche. Przechodniów prawie wogóle nie było, zapewne przez stan wojenny, który obowiązywał od prawie miesiąca. Aran doszedł do stajni, nie spotykając po drodze nikogo. W środku czekał już na niego osiodłany koń. Hasul był bardzo dobrym wierzchowcem i Aran miał nadzieję dotrzeć na nim do klasztoru jeszcze dzisiaj w nocy. Dosiadł rumaka, poczym pognał na nim przez główną bramę miasta. Wszystko działo się szybko. Za szybko.

    Nekromanta przyglądał się w skupieniu mapie Myrthany. Musiał zaplanować następne posunięcie. Wiedział że całe państwo jest w stanie pełnej gotowości i nie miał zamiaru wystawiać na szwank swoich wojsk. Umarłego można było wskrzesić tylko raz i wcale nie było to proste przedsięwzięcie. Jednak nie mógł się teraz cofnąć przed niczym. Klejnot Urudanu jest tak blisko. Nagle do komnaty wkroczył Eron. Wydawał się być czymś z siebie zadowolony.
    - Nightdock został zdobyty - powiedział z wyraźną nutą dumy - Ludzie z nad morza nie będą nam więcej sprawiać kłopotów.
    Derenoth zmierzył swojego najlepszego wojownika uważnym spojrzeniem. Czasami zastanawiał się, czy nie lepiej było go zamienić w ożywieńca. Ta jego pycha stawała się powoli nie do zniesienia. Wrócił do studiowania mapy, pozwalając swojemu wzrokowi po niej błądzić, aż natrafił na mały napis "Kanion Śmierci". Wtedy go olśniło. Szybko odwrócił się do swojego sługi i powiedział:
    - Zabierzesz ze sobą dwa zbrojne oddziały i udasz się do Kanionu Śmierci. Tam odnajdziesz dla mnie pewne miejscie i zabezpieczysz je do mojego przyjazdu.
    - Konkretnie? - zapytał Eron, przygladając się z zaciekawieniem Nekromancie
    - Tam powinien znajdować się starożytny budynek. Trochę podobny do tego, lecz wnętrze zupełnie inne. Jego korytarze to po prostu kompleks podziemnych jaskiń. Masz je wszystkie spenetrować. Kiedy z tym skończysz wyślesz do mnie wiadomość.
    - Tak jest - odrzekł Czarny Rycerz, poczym odwrócił się i szybko wyszedł z komnaty, zostawiając swojego pana samego.
    - Kodrakanie - powiedział Derenoth wolno - Mam nadzieję, że twoje inskrypcje się sprawdzą i już wkrótce staniesz się moim kolejnym sługą.

    Słońce zdążyło całkowicie schować się za horyzontem, gdy Aran nareszcie dotarł do bramy klasztoru. Pokonał ją, prowadząc swojego konia za uzdę i już od samego wejścia poczuł się o niebo lepiej. Budynki, otoczone murem, skąpane były w częściowym mroku. Wszystko było takie spokojne, pełne ładu. Tutaj można było odnaleźć siebie. Mag chciał już udać się do stajni, gdy usłyszał za sobą cichy, lecz wyraźny głos:
    - Miło cię znowu widzieć.
    Głos należał do starca odzianego w szatę Arcymaga. Jego siwe włosy sięgały ramion, a oczy wyglądały, jakby widziały cały świat. Aran pokłonił się nisko i odpowiedział:
    - Witaj wielmożny Laremie. Nie chciałem sprawić kłopotu...
    - Ależ nie sprawiasz - starzec uśmiechnął się - Zawsze jesteś tu mile widziany i dobrze o tym wiesz.
    - Mamy sobie dużo do powiedzenia, mistrzu - zaczął Aran
    - O Derenothcie? - zapytał Larem, na co Mag wytrzeszczył oczy - O nim wiem dostatecznie wiele. Bardziej martwi mnie, jak go powstrzymać.
    - Jakieś pomysły? - odparł Aran
    - Być może, ale nie będziemy o tym teraz tutaj rozmawiać. Najpierw musisz odpocząć i rozjaśnić umysł, aby w pełni zrozumieć sens tej wojny.
    Jak dobrze być znowu w domu - pomyślał Aran, poczym udał się za Laremem do swojej komnaty. Nastepne dni spędzał w bibliotece, wertując stare księgi, aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat Derenotha. Nie bardzo wiedział kim on jest. Znalazł go jedynie kiedyś w kronice Magów Ognia, był tam opisany jako jeden z najpotężniejszych Arcymagów, później uznany za zmarłego po tajemniczym zniknięciu. Odnalazł ponownie tą kronikę, poczym zaczął ją wertować, aż natrafił na ciekawy tekst, który głosił

    1233 rok Ery Wieczności
    Wielka wojna z Dzikim Ludem została zakończona dzięki trzem Arcymagom klasztoru Magów Ognia - Shanenie Illistoradzie, Admenie Kron, oraz Derenothcie Von'Kan. Ostatni z trzech zaginął gdzieś w górach zachodniej granicy...

    Nie. To nie to - myślał Aran - Potrzebuję czegoś więcej. Zaczął znowu przeżucać kartki. Oczy piekły go niemiłosiernie, lecz w świetle pochodni dostrzegł kolejną notkę. Przeczytał:

    1240 rok Ery Wieczności
    Derenoth powraca na parę miesięcy do Zakonu, wyjaśniając swoje zniknięcie poszukiwaniem przyczyny wojny, mającej miejsce kilka lat wcześniej. Po tym wydarzeniu znika ponownie, tym razem nie wiadomo w którą stronę mógł się udać...

    Cholera! Te księgi są do niczego!

    - Tutaj niestety nic nie znajdziesz - rozgległ się za nim znajomy głos, a gdy się odwrócił, ujrzał Larema
    - Wątpie żebym gdziekolwiek coś znalazł - odparł znużonym głosem Aran
    - O ile dobrze pamiętam - powiedział Larem - miałeś tutaj odpoczywać, a nie szukać informacji o Derenothcie
    - Masz racje - młody mag wstał - idę się przejść - po tych słowach wyszedł z biblioteki. Wyszedł przez bramę główną, poczym udał się ścieżką w głąb lasu. Słońce chyliło się ku zachodowi a wiatr stawał się coraz chłodniejszy. Mag jednak nie miał zamiaru wracać do klasztoru. Starał się uporządkować sobie wszystko w głowie. Ostatni miesiąc minął w zawrotnym tempie. Ciągle starał się znaleźć sposób na powstrzymanie Armii Zagłady. To nie dawało mu spokoju, a jednocześnie nie mógł z tym nic zrobić. Pozostawało mu tylko zostać i czekać na rozwój wydarzeń. Zatrzymał się i spojrzał w gwiazdy, które zaczęły pojawiać się na niebie. Gdyby tylko mógł z nich wyczytać przyszłość...

    Faktycznie nieco gorsze, ale tylko trochę. Nadal trzymasz poziom. Jeszcze wielkiej bitwy nie było i czekam na nią niecierpliwie. Co do samego opowiadania akcja i fabuła rozwijają się bardzo dobrze i nie ma się za bardzo, do czego czepić. Choć dialogi nadal brzmią no drętwo. Bez obrazy sam takie piszę.

    Ocena to 8/10.

    Pozdrawiam.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzydziestkaa.pev.pl
  •