ďťż
Indeks Rzyg kulturalnyJaka Kraina Jest Najciekawsza? Myrtana, Nordmar, VarantKilka Pytan Dotyczacych Glownie Varantu.Groby Tylko VarantWojna O VarantMapa VarantuBitwa O VarantDostep Do VarantuVarant...Zanim Zapadnie Ciemność by yeed[6280] Zapomniane Hasło ;/
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swittle.opx.pl
  •  

    Rzyg kulturalny

    Czytajcie smile.gif
    <...> - narracja
    {...} myśli
    Pogrubione- dialog

    <Powoli zbliżała się noc, yeed był już sporo drogi od Vengardu. Jego koń powoli zaczynał tracić siły i spowalniał w galopie.>
    -Najwyższy czas gdzieś się zatrzymać
    <pomyślał yeed> Hm...tam niedaleko jest dogodne miejsce <mruknął>
    <po chwili jazdy jego oczom ukazało się urocze jezioro, które rozciągało się na sporą odległość.
    Dookoła wił się las i masę krzaczorów mniejszych i większych, było słychać delikatne odgłosy wiatru wirującego w powietrzu i delikatne cykanie świerszczy. Yeed rozglądając się spostrzegł łagodny piaszczysty brzeg, gdzie postanowił się rozbić. siadł z konia po czym przywiązał go do drzewa i popuścił sznury na tyle by rumak mógł spokojnie skubać trawkę i napić się wody z jeziora. Następnie ściągnął sprzęt na ziemie i postanowił pozbierać trochę gałęzi z pobliskich krzaków na ognisko. Z impetem wskoczył w krzaczory i sprawnymi ruchami w parę minut uzbierał pokaźną ilość gałęzi>
    - Powinno wystarczyć co nie????<powiedział spoglądając się na konia, który zdawało się, że rozumie jego każde słowo>{szkoda ze jestem sam..aczkolwiek co tu zrobić... nie ma wyjścia}
    <Yeed po rozpaleniu ogniska wyciągnął solidny kawał mięcha i butelkę dobrego piwka. Konsumował potrawę i delektował się otaczającą go ciszą. Po chwili postanowił wejść na pobliską skarpę i rozejrzeć się dookoła.>
    -LOL co za widoczek..<powiedział do siebie yeed rozglądając się hen hen daleko>A to co????
    <Po drugiej stronie jeziora zauważył maleńki ogień>
    -Czyżby ktoś też się rozbił w okolicach tego jeziora<pomyślał>Aaaa olać to wracam do obozowiska
    <yeed wrócił do obozowiska, gdzie ogień już przygasał, a koń stał jak znarkotyzowany a ogarniał go po prostu sen>
    -Ja też się chyba położę
    <jak powiedział tak zrobił...owinął się w koc po czym zaczął drzemać. Jednak ta noc nie była mu dana spokojną. Po 2 godzinach yeed otworzył oczy i przeraził się słysząc nieludzkie jęki dochodzące z drugiej strony jeziora....>
    Na Adanosa co to????? <szepnął yeed>
    < Po czym zabrał swój miecz i łuk(+kołczan ze strzałami) pobiegł na skarpę na, której wcześniej był. Z niej rozciągał się widok na całe jezioro. Owe okropne odgłosy dochodziły z miejsca gdzie wcześniej paliło się ognisko>
    -Jasna cholera trzeba im pomóc<pomyślał zaniepokojony yeed>
    <Szybkim tempem zbiegł ze skarpy, odwiązał konia na którego natychmiast wskoczył i ruszył w stronę owego obozowiska. Pędził przed siebie z całych sił a wiatr bił mu w twarz z impetem. Z czasem, zbliżył się do owego miejsca, jednak dziwne przeraźliwe odgłosy ucichły, gdy yeed był 1oo metrów od obozowiska. Zaniepokojony zatrzymał się na chwilę i zaczął nasłuchiwać. Zeskoczył z konia po czym przywiązał go i truchtem ruszył w stronę obozowiska. Po chwili był już praktycznie w obozie. Skradał się powoli od strony lasu i położył się dobrze ukryty w gęstwinie, skąd miał dobry widok na obozowisko. Było ono zupełnie puste. Ognisko jeszcze się tliło, na ziemi było widać 2 posłania i wszystkie rzeczy owych osób. Yeed rozglądał się jednak nie zauważył nigdzie koni.>
    - musieli poruszać się na piechotę<pomyślał w skupieniu> Ale co się z nimi stało??? i gdzie teraz są???
    <Cały obóz wyglądał normalnie, nie było śladów walki ani szamotaniny. Yeed postanowił podejść do obozu od strony jeziora. Przykucnął i powoli ruszył okrążając cały obóz. Zbliżył się do jeziora i zatrzymał się w gęstych trzcinach porastających brzeg. Już miał wejść do obozu, gdy zorientował się, że siedzi w w gnieździe krwiopijców, które obudziły się bardzo szybko.>
    - Jasna cholera <krzyknął yeed po czym wyskoczył z trzcin i ruszył biegiem w stronę konia. Zanim zdążył dobiec do konia musiał zabić parę wstrętnych robali, i gdy zamierzał się na zabicie kolejnego stwora kolejny ugodził go w ramię. Wskoczył na konia i czym prędzej popędził w stronę swojego obozowiska mając nadzieje, że jakiś napój uzdrawiający mu pomoże. Po chwili dotarł zielony i spocony do obozowiska, oraz mu się mieszał a w głowie kręciło, nie zdążył nawet zeskoczyć z konia, gdy urwał mu się film. Jedyne co zapamiętał to sylwetki jakichś ludzi przy jego obozowisku..>
    <Ciemność...widzę ciemność..... Yeed nie był w stanie określić jak długo wyłączyła mu się wizja. Wciąż miał zamknięte oczy, jednak powoli wracała mu przytomność. Kiedy tworzył oczy raziły go silne promienie słońca. W gardle miał straszliwie sucho a po chwili zaczął odczuwać nieznośny upał. Czuł, że straszliwie piecze go rana którą miał na ramieniu. Dopiero, gdy przesłonił sobie widok ręką izolując promienie słońca spostrzegł gdzie się znajduje.>
    - Jasna cholera Varant...co ja tu robie????
    - heh no cóż siedzisz w klatce przyjacielu<rzekła nieznajoma postać siedząca razem z yeedem w klatce>
    - Rzeczywiście jesteśmy w klatce...co tu się do cholery dzieje????
    - no cóż rozejrzyj Se dokładnie przyjacielu a zorientujesz się czemu siedzimy w klatce
    <Yeed uważnie rozejrzał się dookoła i spostrzegł solidną karawanę z 6 assasynami na wielbłądach. Każdy z nich miał 2 miecze i delikatną przewiewną zbroję. Zresztą ciężko było to nazwać zbroją, to były raczej jakieś przewiewne sukmany.>
    - Na Adanosa dopadli nas łowcy niewolników!!!!<rzekł wzburzony yeed> A ty kim jesteś????
    -Nazywam się Atmir i jestem myśliwym, razem z moim bratem Nobarem rozbiliśmy obozowisko nad jeziorem. Byliśmy zmęczeni i zaraz położyliśmy się spać. Jednak przed snem mój brat postanowił opukać twarz przy jeziorze. Cholera a mówiłem by tego nie robił..... No i podszedł do brzegu, a kiedy chciał opukać twarz z wody wyskoczył topielec i jednym zamachem pociągnął go do wody. Potem gdzieś w oddali słyszałem te straszne odgłosy nie chce myśleć co się stało. Potem, gdy szarpnąłem za broń i chciałem biec szukać brata w obozie zjawili się łowcy i mnie dopadli. Związali mnie i wsadzili do klatki po czym ruszyliśmy w drogę. Przejechaliśmy pare set metrów po czym spostrzegliśmy obozowisko. Łowcy postanowili je przeszukać, chyba liczyli, że znajdą kolejnego niewolnika. Zabrali wszystko co drogocenne z obozu i gdy mieliśmy ruszać przyjechałeś ty, a za tobą ładna zgraja krwiopijców. Jednak Assasyni szybko ubili je z łuków, w końcu było i aż 6. Nom a ty zemdlałeś i spadłeś konia. Łowcy mieli cię zostawić na śmierć, jednak ich szef patrząc na twoje sprzęty stwierdził, że nie jesteś byle wieśniakiem i kazał podać ci odtrutkę i opatrzyć ranę. Potem władowali cię do klatki i ruszyliśmy dalej w drogę. Spałeś bardzo długo no a teraz się obudziłeś i wiesz jak sprawa wygląda.

    - O dżuma, niedobrze...zawiozą nas na targi niewolników, tylko gdzie????
    - Z tego co zrozumiałem mówili o Ben Sali
    - Przykro mi z powodu twojego brata..naprawdę nie martw się, jakoś wydostaniemy z tej niewoli.

    {czy to nie ironia...chciałem o Varantu i trafiłem szybciej niż planowałem, aczkolwiek nie tak sobie wyobrażałem moją podróż}
    <Kolejne godziny męczącej podróży stały się nie do zniesienia. Żar lejący się z nieba sprawiał, ze człowiek chciał wyskoczyć z własnej skóry bo ta była niczym gotujący się kocioł.>
    - wody...<zajęczał yeed>
    -Masz, nie chcemy żebyś nam padł zanim ktoś cię kupi hhahahaha
    <yeed dostał łyka wody po czym powiedział>
    - Z pewnością jestem więcej wart niż ty i twoja babka razem {heheheh}
    - TY PSIE <ryknął assasyn>
    - dość wracaj na konia Ahmed<rozkazał dowódca>
    -Jeszcze cię załatwię gnojku tongue.gif <powiedział odchodząc >
    <Dzień dłużył się niemiłosiernie a wcale nie było chłodniej. Jednak coś poruszyło Assasynów, gdyż zaczęli szeptać między sobą. Yeed wyjrzał z klatki na wprost, gdzie zobaczył ogromny cień wyglądało jakby naglę z dnia miała zrobić się noc>
    - Burza piaskowa...<rzekł Atmir>
    -Widzę....pochodzę z tych stron i wiem co to burza piaskowa
    <Assasyni zaczęli się naradzać po czym szef zarządził by udać się czym prędzej do najbliższej jaskini by przeczekać niespokojną pogodę. I tak właśnie uczyniono, gdyż cała karawana skręciła w stronę skalistych wzgórz.
    Po, krótkiej chwili burza dopadła nas z całym impetem. To było kompletne szaleństwo. Tony piasku wsypywały się do uszu, nosa, i buzi. Assasyni byli dobrze osłonięci przed wiatrem, jednak yeed i Atmir byli praktycznie w samych spodniach. Ku ich szczęściu dowódca karawany znalazł jaskinie i wszyscy wkroczyli do niej uradowani tym, że udało się uniknąć pełnej konfrontacji z burzą piaskową. Jaskinia była całkiem duża, dlatego nie było problemów z rozbiciem obozu. Yeed i Atmir zostali wyciągnięci z klatki i przywiązani do małej skałki, która wystawała z ziemi. Assasyni rozbili się na dobre przy czym jeden stał i pilnował porwanych, a reszta usiadła w kręgu i paliła z byczej fajki wodnej. Yeed przywiązany do skałki uśmiechnął się do Atmira, gdyż czuł, że może poluzować wieży. Strażnik który ich pilnował był skupiony na czytaniu jakiejś małej książeczki i nie zwracał na nich wielkiej uwagi. NA zewnątrz hulała ogromna burza piaskowa, a w środku było całkiem przyjemnie, paliło się małe ognisko a w powietrzu unosił się zapach bagiennego ziela, które trochę otępiało całe towarzystwo. Jaskinia w której przebywali wszyscy była całkiem spora i posiadała wiele dodatkowych korytarzy do, których wojownicy się nie zapuszczali. W jednej z nich co pewien czas dało się usłyszeć odgłos osypującej ziemi.
    -Słyszysz <szepnął do Atmira yeed>
    -Ale co????
    -Ach nic..chyba mi się zdawało..
    Mijały kolejne godziny okropnej zawieruchy, gdy karawana wraz z yeedem przeczekiwała złą pogodę w ciałkiem przytulnej jaskini. Wewnątrz panował solidny półmrok i dlatego assasyni rozpalili solidne ognisko i zapalili kilka pochodni. Od płomieni było widać tańcujące na ścianie różnorakie cienie, które przypominały różna dziwaczne twory. Yeed i reszta towarzystwa byli już senni i odurzeni unoszącym się wszędzie zapachem bagiennego ziela. Jednak wyglądało na to, że nie byli oni jedynymi gośćmi w jaskini w której przebywali. Yeed coraz głośniej słyszał odgłosy dochodzące z niezbadanych korytarzy.
    -Słyszysz Atmir.....tam coś jest <wskazał oczami yeed>
    -Tak teraz słyszałem wyraźnie
    <strażnik który pilnował pojmanych praktycznie spał na stojąco. Zastanawiające było, że jedno oko miał zamknięte a drugie otwarte i mimo to chrapał dość donośnie. Kiedy tak wszyscy popadali w błogim letargu a na dworze szalała burza piaskowa, z ciemności nieznanych korytarzy wyłoniła się sylwetka. Był to solidny stwór dużej wielkości z 3 parami odnóży i ogromnym odwłokiem.>
    -Pełzacz!!! <krzyknął Atamir po czym zaczął szarpać się z całych sił by uwolnić się z więzów. Wszyscy zerwali się na równe nogi i spostrzegli kolejne 2 pajęczaki wyłażące z korytarza.>
    -o matulo <szepnął jeden z łowców. Po czym robal urwał mu jedną nogę i zaczął rozszarpywać brzuch. Assasyn nawet nie zająknął, odurzony bagiennym zielem widział własną śmierć co do sekundy i nic nie mógł poradzić. Jedynie w jego oczach było widać ogromny strach, który go ogarnął. O czym mógł wtedy myśleć?????..tego nie dane nam już poznać nigdy. Łowcy chwycili za broń i ruszyli w stronę stworów. Jednak nie zabrali mieczy tylko długie piki, które pozwalały trzymać im stwory na dystans. Yeed od dłuższego czasu luzował sznury i w odpowiednim momencie udało mu się wyswobodzić. Sprawnym ruchem wyrwał bron strażnikowi, który ich pilnował uwolnił Atmira i rzucił się teraz z nim w stronę obozowiska. Atmir chwycił za łuk a yeed za katanę. Łowcy zaskoczeni rozwojem sytuacji nie wiedzieli co zrobić. Jednak Atmir napiął cięciwę i oddał strzał w kierunku bestii. Ugodził ją w samo podbrzusze sprawiając, że stwór zaczął niemiłosiernie się szamotać. Yeed zauważył w obozie słoje z naftą. Zabrał jeden solidny i pochodnie a katanę wsadził za pas. Tymczasem łowcy dzielnie nie pozwalali stworom zbliżyć się na niebezpieczną odległość. Yeed rozpędził się i z całym impetem rzucił naftę w stronę pełzaczy doszczętnie je oblewając. Po czym stanął za assasynami i powiedział:>
    -Bye Bye Maszkaro{by czesio:)}
    <i z rzucił pochodnię w stronę pełzoli. Bestie zaczęły palić się solidnym płomieniem przy czym wydawały okropne dźwięki. Yeed uśmiechnął się po czym powiedział>
    - To jak ma być, lekko zarumieniony czy na chrupiąco smile.gif
    < nie zdążył jednak nic więcej powiedzieć, gdyż 5 łowców którzy pozostali przy życiu natychmiast rzuciło się na niego i Atmira>
    -Cholera panowie, jest burza piaskowa i tak byśmy nie uciekli
    <po dramatycznej sytuacji yeed i atmir znaleźli się w punkcie wyjścia spowrotem przywiązani do skały, tym razem bardzo solidnie i dokładnie>
    - My tu wam życie ratujemy a wy tak się odwdzięczacie????<mruknął yeed>
    - W biznesie nie ma przyjaciół, przez ciebie straciłem słój cennej nafty<rzekł szef ekipy>
    -Co ty mówisz chciałem uratować waszego człowieka, ale i tak już było za późno więc ratowałem tyłki nam wszystkim
    -Jeden w tą czy w tą, będzie mniej ludzi do podziału kasy, zresztą Ahmed i tak mnie wnerwiał

    -Uwierzysz Atmir??? Bo mi słów brakuje<wycedził yeed>
    -To assasyni yeed, oni sprzedali by własną matkę, gdyby dobrze za nią płacili
    - No tak dawno tu nie byłem..... :/

    <Po wielu godzinach przesiadywania w jaskini i wypełniania sobie czasu rozmową z Atmirem yeed zauważył, że burza piaskowa traci na mocy>
    -Panowie<krzyknął do łowców>Burza traci na sile, za pół godziny będzie spokojnie
    -Wiem zauważyłem to <odrzekł spokojnie szef bandy, po czym wydał rozkaz by szykować się do drogi. Każdy zaczął zbierać swoje graty i przygotowywać się do drogi. Yeed i Atmir opierali się ponownemu powrotowi do klatki, jednak pięciu krzepkich assasynów bez większych problemów władowało ich nawóz i wcisnęło do klatki.>
    Daleko jeszcze?????<spytał wyraźnie niezadowolony Atmir>
    Jeszcze kilka godzin i pójdziecie pod licytacje cwaniaczki<rzekł uśmiechając się łowca>
    -Uuuu cóż za przyjemna świadomość, że za pare godzin nie będę musiał oglądać twojej śmierdzącej gęby.
    -hahahah szydź sobie ze mnie ile chcesz głupcze. ale o i tak ja będę się śmiał ostatni jak wasz nowy pan będzie was smagał biczem prowadząc do pracy

    -to się jeszcze okaże łajzo<syknął yeed>
    <Dalsza podróż mijała bez większych kłopotów nie licząc kilku zębaczy po drodze i ogarów i pełzaczy i trola i...eee, a zresztą jak mówiłem mijała bez większych kłopotów:). Po kilku godzinach podróży wszyscy dotarli do Ben Sali. Było to całkiem przyjemne miasto przepełnione wysokimi palmami i wodopojami. Wszędzie stały małe domki o fikuśnych kształtach. Karawana zatrzymała się przy jednym z wodopojów, gdzie łowcy zabrali najpotrzebniejsze rzeczy i wyciągnęli z wozu jeńców, po czym ruszyli w stronę centrum miasta. Chociaż było jeszcze wcześniej to ulice były wypełnione po brzegi ludźmi wszelkiej maści. Od kupców przez wojowników aż po biedotę i niewolników. Wszyscy z ciekawością obserwowali przybyłych, a zwłaszcza kupcy, którzy zawsze węszyli dobrego interesu. Parę chwil później bohaterowie znaleźli się na szerokim placu, gdzie znajdował się postawny budynek, coś w stylu ratusza. Przed samym domem wszyscy zatrzymali się a szef łowców ruszył do domu, jednak zanim zdążył do niego wkroczyć na spotkanie wyszedł mu malutki facet w śmiesznym turbanie, mały i spasiony jak świnia. Yeed uważnie obserwował obydwie postaci. Wglądało, że o coś się targują.
    -Co się dzieje???<spytał jednego ze strażników wskazując na rozmawiających>
    -Ta gruba świnia to szef tutejszego targowiska, byśmy mogli wystawić was na jego targowisku musimy odpalić mu działkę, szef najwyraźniej się z nim targuje
    - Takie buty
    <Po chwili szef wrócił zadowolony po czym rozkazał ruszać na targowisko. Targowisko było dosłownie o kilka kroków od centralnego placu miasta.
    Było tam pełno namiotów, gdzie przesiadywali kupcy i wielkich żelaznych klatek, w których tłoczyli się niewolnicy. Co chwilę, któregoś wyprowadzano na niewielkie podwyższenie, gdzie był prezentowany zainteresowanym. Yeed i Atmir, gdy dotarli do targowiska zostali natychmiast władowani do klatki wraz z resztą pojmanych.{było ich razem z 20}. Yeed uważnie obserwował kupców, którzy ogladali wystawianych niewolników.
    -Ciekawe czy to możliwe by był tu terrus.
    <Gdy yeed zatopił się w swoich myślach, gdy na podest wyprowadzono Atmira, który, szamotał się ze strażami niemiłosiernie. W momencie udało mu się wyrwać nawet jedną rękę, którą uderzył jednego ze strażników jednak szybko oberwał kijem po nogach co powaliło go na ziemię. Cała sytuacja wywołała salwę śmiechu wśród zgromadzonych kupców. Po chwili zaczęła się zacięta licytacja, gdyż Atmir wyglądał na sprawnego, rosłego chłopa. Kupcy gorączkowo przekrzykiwali się rzucając coraz to nowe oferty zapłaty. Jednak w tym chaosie z jednego z namiotów wychylił się człowiek, który nie wyglądał na kupca. Miał sporo blizn i groźny wyraz twarzy. Rzucił on cenę, której nikt już nie był w stanie przebić, a Atmir stał się jego własnością.
    -Gdzie trafisz biedaku???<szepnął do siebie zasmucony yeed>
    -trafi do szkoły wojowników, będzie walczył na arenach za pieniądze.<rzekł mężczyzna, który podsłyszał co yeed mówi> Nie trafił źle. Zawsze mogło być gorzej. Widzisz tego łysego najbardziej po lewej. Ten ściąga niewolników do katorżniczej pracy w swoich kopalniach złota. Ten zaraz obok to plantator Bambusa i bagiennego ziela. Następny, ten wysoki bierze niewolników do swoich eksperymentów. Powiem ci jedno, nie chcesz do niego trafić, to gorsze niż praca w kopalni złota. Następny ten, który siedzi obok tego z bliznami to właściciel kopalni rudy żelaza. Jak ci wcześniej mówiłem ten z bliznami bierze niewolników do walk na arenach, jednak bierze tylko tych którzy mają w sobie coś co go zainteresuje, Nie bierze pierwszego lepszego. Kolejny bierze niewolników do pracy w swoich oazach a ten kurdupel szuka ludzi do pomocy przy budowach. Jest architektem Terrusa, najbogatszego i najbardziej wpływowego człowieka na tych ziemiach.
    - Kim jesteś, że masz takie informacje????
    -Jestem koczownikiem, który sprzeciwia się niesprawiedliwym rządom assasynów. Te gnidy wykorzystują niewinnych ludzi do pracy. Traktują ich jak niewolników. Ja i moi ludzie byliśmy na zwiadzie, jednak wpadliśmy w zasadzkę i dorwali mnie łowcy. Reszta chłopców uratowała się, pewnie teraz kombinują jak mnie uwolnić.
    <gdy yeed rozmawiał z nieznajomym zupełnie nie zauważył, że nadeszła jego kolej. Strażnicy wkroczyli do klatki i pogonili yeeda na podest. Stał przerażony na podeście zastanawiając się, gdzie może trafić....>
    <Yeed stał na podeście czekając na decyzję licytujących>
    -Cena wywoławcza 1000 sztuk złota<krzyknął jeden ze strażników>
    -Dam 1100 <krzyknął jeden z kupców>
    - Ja daje 1250<powiedział kolejny>
    - daje 2000 tysiące i biorę go.
    <po tym obstawieniu już żaden głos nie odezwał się Jak się okazało właściciel kopalni rudy obstawił najwyższą stawkę. Po czym yeed został zepchnięty z podestu skąd poprowadzono go prosto do gromady innych niewolników, którzy zostali wykupieni przez owego kupca. Został przykuty do solidnego pala i usiadł na ziemi zmartwiony swoim losem.>
    -Na Adanosa muszę się jakoś z tego wyplatać....mój sprzęt przepadł :/
    <PO zakończeniu targowiska późnym popołudniem do gromady niewolników przybył ich właściciel.>
    -Panowie..wydałem dziś na was sporo pieniędzy. Jesteście teraz moją własnością i macie u mnie dług, który będziecie spłacać przez długie lata służby. Każdy z was trafi do moich kopalni, gdzie będzie w pocie czoła odpracowywał to co na was wydałem. Jedni z was może kiedyś zostaną wolni a inni już nigdy nie poczują swobody. To zależy już tylko od was i tego jak mi się przysłużycie. Obiecuję, że jeśli będziecie wporzadku wobec mnie to ja będę łagodny wobec was. Żądam od was tylko bezwzględnego posłuszeństwa. Karą za nieposłuszeństwo będzie cięższa praca i małe racje pożywienia i wody. Jeśli ja was nie złamie to zrobi to pustynia. Weźcie sobie do serca moje słowa i żyjcie ze mną w zgodzie.<po tej przemowie odwrócił się do swojego wojownika i zarządził wymarsz do Ben Erai.>
    {a więc tam trafimy}
    Zbierać się gamonie <ryknął na niewolników strażnik> Za kilka godzin będziecie sobie słodko pracować w kopalni hahahaha
    <Tak więc Karawana z 15 niewolnikami ruszyła w stronę Ben Erai, gdzie znajdowały się kopalnie rudy żelaza.>
    <Tak oto karawana była już o godzinę marszu od Ben Sali. Wszystkim dokuczał suchy i gorący wiatr Wielu z niewolników było już na skraju sił. Krajobraz był straszliwie monotonny, wszędzie wydmy mniejsze i większe, co pewien czas pokazała się jakaś palma. Kiedy wszyscy przekroczyli dość sporą wydmę ich oczom ukazały się ogromne ruiny a pośród nich ścieżka, którą szło się do Ben Erai. Yeed dopiero w połowie drogi spostrzegł, że idzie z nim owy koczownik, którego spotkał na targowisku. Miał dziwnie uśmiechniętą minę. Jakby przeczuwał, że coś się stanie. Karawano wchodziła już w tereny ruin i powolnym tempem posuwała się do przodu.>
    -{Swoją drogą doskonałe miejsce na zasadzkę}
    <Jednak yeed nie miał czasu na więcej rozmyślań, gdyż zza małego wyleciała strzała, która ugodziła jednego ze strażników>
    -NA nich <krzyknęli wojownicy wyskakujący z ruin.>
    <Yeed korzystając z okazji podkosił jednego ze strażników po czym kilku niewolników rzuciło się na niego>
    - To zasadzka koczowników<krzyknął jeden z wojowników bogatego kupca. Rozszalała walka pomiędzy stronami. Wszyscy walczyli zacięcie a niewolnicy korzystając z okazji uwolnili się z więzów i albo zaczęli uciekać albo wspomogli koczowników w walce. Yeed spostrzegł jak strażnik chce ugodzić jego kompana z klatki i rzucił się z całym impetem wpadając na Assasyna.>
    -Dzięki przyjacielu, jestem Simon <powiedział rozcinając więzy yeeda>
    - ja jeste....<nie zdążył odpowiedzieć yeed, gdyż jeden z wojowników chciał wbić w niego włócznie, jednak ten sprawnym ruchem zdążył odskoczyć.
    -Wycofujemy się krzyknął <szef straży assasynów, którzy byli w mniejszości. Po czym wskoczyli na wielbłądy i galopem ruszyli dalej. Walka była skończona a niewolnicy wolni.>
    Bracie jesteś tu??<krzyczał jeden z koczowników>Bracie..
    -Tak jestem Aronie,dziękuję ci za uwolnienie, jestem twoim dłużnikiem.
    -Hey w końcu jesteś tu szefem, nie było wyjścia heh smile.gif
    - jestem yeed
    <powiedział wyraźnie umęczony spoglądając na Simona>
    - Tobie też dziękuje za uratowanie mi życia, a teraz przyjaciele ruszajmy do naszej jaskini skryć się w chłodzie i odpocząć. Wszyscy jesteście wolni<rzekł simon do niewolników>... aczkolwiek jeśli chcecie nam pomóc i przyłączyć się do nas to nie widzę problemu.
    -A ciebie przyjacielu pragnę zabrać ze sobą <powiedział przyglądając się yeedowi>... nie przyjmę odmowy...
    -No to chyba nie mam wyjścia...więc ruszę z tobą

    <Cały odział koczowników wraz z uwolnionymi niewolnikami ruszył w stronę wzgórz rozciągających się na południe od Ben Erai. Na początku wydawało się, że pustynia nigdy się nie skończy, wszędzie tylko piach i fale gorąca uderzające w człowieka z całym impetem. Z czasem jednak teren zaczął się zmieniać się w skaliste wzgórza. Ekipa wlazła na wzniesienie skąd spostrzegli dużych rozmiarów Oazę w małej przytulnej kotlince.>
    -Mało kto wie o tym miejscu, nawet Assasyni nie zapuszczają się w te rejony. Mięczaki boją się wyściubić nosa i wolą siedzieć z tyłkami w miastach.<rzekł Simom> Tu będziemy bezpieczni.<po czym zjechali w głąb kotlinki, gdzie wszyscy rzucili się do wodopoju i odpoczywali po trudnej podróży, każdy dostał także jakiś ubiór i coś do jedzenia.>Natomiast ciebie yeed zapraszam do jaskini, gdzie odpoczniemy i się posilimy. Tu mieści się nasz główny obóz, gdzie chronimy się w gorące dni i uciekamy po napadach na Assasynów.
    - Co tu się do cholery dzieje Simonie????? Czemu dopadli mnie łowcy, przecież wcześniej nie było takich cyrków?????[/b]<rzekł yeed>
    <Gdy tak bohaterowie byli zajęci rozmową zbliżyli się do malutkiego wejścia do jaskini. Wręcz trzeba było solidnie się schylić by swobodnie przedostając się przez lukę. Kiedy udało się ją przekroczyć oczom yeeda ukazała się ogromna jaskinia solidnie oświecona, gdzie znajdowały się różne obozowiska.>
    -Mamy tu wszystko czego nam trzeba. Kowala, alchemika, łuczarza, myśliwych i przede wszystkim doskonałe miejsce do ukrycia. Co do twojego pytania, to widzisz drogi yeed'zie wiele się zmieniło od kiedy mogłeś tu być. Assasyni zmienili swoją politykę. Stali się pazerni na złoto i kosztowności. Na początku nie było miedzy nam niezgody, żyliśmy nie wchodząc sobie w paradę. Jednak od kiedy orkowie ugadali się z nimi to zrobili się bezwzględni. Orkowie w zamian za kupowanie wszystkich produktów od assasynów dostali zgodę na przeszukiwanie wszystkich większych ruin na południowych pustyniach. Najwyraźniej czegoś szukają, jednak nie mamy pojęcia co to może być. Podobno, dawien dawna znajdowało się na południu ogromne orkowe miasto. Możliwe, że szukają jego śladów, Aczkolwiek to tylko legenda. Większość kupców uległa wpływom Terrusa, który ułożył się jako pierwszy z orkami. Z czasem wszyscy poważniejsi kupcy poszli w jego ślady i rozwijali handel z orkami. Ich produkcje rozwijają się pełną parą i potrzebują ciągle nowych rąk do pracy, gdyż pustynia bardz szybko niszczy człowieka. Dlatego zostałeś pojmany przez Łowców. Są to specjalne grupy wyszkolonych Assasynów, którzy specjalizowali się w polowaniu na dużego zwierza, jednak po czasie okazało się, że bardziej dochodowe jest polowanie na ludzi i przekwalifikowali się stając się bezwzględnymi handlarzami ludzkim towarem. Porywają wszystkich ludzi spoza ich ludu. Niestety miałeś pecha i zostałeś pojmany, aczkolwiek szczęśliwie jesteśmy wolni. Pamiętam, że jeden z kupców w Mora Sul nie chciał się zgodzić na współpracę z orkami. Dziwnym trafem porwano mu syna, gdy był mały, wszyscy mówili, że to przypadek ale moim zdaniem, ktoś zrobił to z premedytacją by szantażować potem tego jednego krnąbrnego. Jednak on nie ugiął się i nawet przez dość długi czas wspierał nasze działania.
    -I co się z nim stało?????
    - Został podstępnie zabity w nocy, przez wynajętych zabójców. Myślę, że to była sprawka Terrusa, któremu strasznie przeszkadzają odmienne poglądy niż jego.Ach jakże ja chciałbym dostać go w swoje ręce.
    - Czy ten kupiec nazywał się Rugia????
    -Hej tak właśnie się nazywał, a ty skąd go znasz????
    -To był mój ojciec..


    Historia: Dla rozjaśnienia kilku wątków smile.gif
    Yeed (całe nazwisko Yesah Erabal al Ediz Danal) urodził się daleko na gorących południowych pustyniach. Yeed był synem jednego z najbogatszych kupców w południowych kranach, który kontrolował większą część handlu złotem i wodą. Jego syn od małego wyróżniał się ciekawymi talentami. Był szybki, zwinny, umiał się skradać. W wieku 8 lat zaczął szkolić się w walce mieczem. Wszystko szło doskonale do dnia, kiedy ojciec w raz z synem wyruszyli w podróż na spotkanie z jednym z kontrahentów. W drodze zostali niespodziewanie napadnięci przez gromadę bandytów. Jak się okazało celem bandytów był yeed, którego porwano dla okupu. Młodzieniec został wywieziony daleko do ziem centralnych, które znał tylko z opowieści. Jednak podczas transportu złodzieje zostali zaatakowani przez jednego człowieka, który uratował dziecko z rąk złoczyńców. Człowiek ten zwał się Asaru, przygarnął on yeed'a wychowując go jak własnego syna i przekazywał mu swoją wiedzę. Z czasem chłopak dorastał i zdobywał przydatne doświadczenie a jego mistrz był coraz słabszy. Pewnego dnia Asaru umarł ze starości a 20letni Yeed postanowił dołączyć do wojowników i sprzymierzyć się w walce przeciw Orkom. Yeed obiecał także sobie, że znajdzie zleceniodawcę porwania i zemści się, a także powróci kiedyś do domu by zobaczyć ojca.

    och...przykro mi nie wiedziałem :/ <rzekł Simon>
    -Spokojnie, nic się nie stało. Dostanę tego gnoja i zatłukę. Jak nie teraz to o później, a jeśli nie na tym świecie to na innym. Dopadnę go tak poprzysiągłem i tak zrobię. Powiedz mi ale Assasyni przyłączają się do wojny po stronie orków???
    -Jakiej wojny????
    <spytał zaskoczony simon>
    -Zostałem przysłany do Varantu by namówić Terrusa do udzielenia nam zbrojnej pomocy w wypadku ataku na Vengard. Orkowie zbroją się i chcą zdobyć stolicę szturmem, a nam potrzebna jest każda para rąk. Jednak z tego co mi opowiadasz mniemam, że z tym człowiekiem się nie ułożę. Cholera co za debilni Assasyni czy nic dla nich nie znaczy honor!!!!. Całe zadanie na nic.
    - Niekoniecznie yeed, niekoniecznie. Jestem Koczownikiem, dowódcą okręgu północnego Varantu. I ja i moi żołnieże pomożemy wam w ewentualnej walce.Zaraz poślę 3 zwiadowców z informacją do reszty okręgów, aby byli przygotowani do wymarszu.

    -Jesteś pewien??? to nie wasza walka....
    -Jestem pewien, że to nasza walka. Nie możemy pozwolić na zagarnięcie przez orków najważnieszego miasta w Myrtanie. To przez nich i chciwość Assasynów mamy teraz kłopoty. Z chęcią spuścimy łupnia i jednym i drugim. Assasyni w ewentualnym konflikcie nie ruszą palccem by pomóc orkom. Są zbyt leniwi by wikłać się w spory, które ich nie dotyczą.
    -świetnie, uratowałeś mnie tymi słowami..muszę czym prędzej wracać do Vengardu i powiedzieć o wszystkim..Jeśli będziecie potrzebni wyślemy zwiadowcę z informacjami
    -Spokojnie przyjacielu, dziś już nigdzie cię nie puszczę. Zostaniesz z nami a w nocy wyruszysz w swoją drogę
    -Och masz rację zostanę, aczkolwiek mam prośbę, gdy napadli mnie łowcy straciłem cały swój ekwipunek i złoto jakie miałem. Czy dostanę u ciebie jakiś odpowiedni oręż i zbroję, niestety nie mam czym za nie zapłacić.
    -Czy chcesz mnie obrazić???? Jakże mógłbym chcieć pieniędzy od człowieka, który uratował mi życie. Oczywiście, że dostaniesz odpowiedni ekwipunek<po czym Simon zawołał jednego ze strażników i szepnął mu kilka słów. Po kilku minutach pojawił się strażnik z ekwipunkiem>
    -Proszę oto co mogę ci zaofrować, Miecz półtoraręczny, oczywiście zatruty, łuk kompozytowy i 200 strzał oraz srednią zbroję koczownika. Niestety na razie nic lepszego nie mogę ci podarować, gdyż przybyło nam masę rekrutów, których też trzeba ubrać i uzbroić
    -Dziękuje ci Simonie <uśmiechnął się yeed po czym odłożył sprzęty na bok i usiadł milcząco wpatrując się w ognisko>
    {Dopadnę cię terrusie ale teraz mam ważniejsze sprawy na głowie....Vendetta poczeka}
    <Całe popołudnie yeed spędził odpoczywając i racząc się rozmowa z Simonem, który opowiadał mu o swoim dzieciństwie i wspomnieniach. Tak błogo mijały godziny, gdy dyskusję przerwał jeden z koczowników.>
    - Szefie niedaleko na zachód stado lwów zabiło 2 naszych myśliwych, reszta prosi o wsparcie, gdyż twierdzą, że nie są w stanie sami im podołać.
    -Ehh jak widzisz yeed nie ma tu spokoju, ciągle coś się dzieje i zawala nam głowy. Wysłać 4 wojowników do obozu myśliwych i informować mnie o rozwoju wydarzeń.
    -Hey a może yeed chcesz zobaczyć jak się zabija lwy smile.gif <rzekł Simon>Oczywiście będę ci towarzyszył. Załatwimy to dosłownie w 2 godziny, a potem będziesz mógł ruszać do Vengardu. co ty na to???
    -Nie mogę odmówić sobie takiej wyprawy..zwłaszcza z tobą Simonie.

    -A więc postanowione. Uszykujmy się panowie i za 15minut spotkanie przed wejściem
    <Tak więc yeed założył zbroję, którą otrzymał, miecz włożył o pochwy a łuk przełożył przez plecy. Wziął ostatni łyk słodkiego wina po czym poklepał Simona dając znak, że jest gotowy. Reszta też krzątała się zbierając najpotrzebniejsze rzeczy. Po 15 minutach wszyscy stali na zewnątrz zwarci i gotowi. Wszyscy otrzymali wielbłąda oraz zapas wody, następnie ruszyli na zachód do małego obozowiska myśliwych. Po 40 minutach podróży na skraju małej oazy ujrzeli kilka namiotów. Popędzili w ich stronę z całym impetem. Zbliżając się do obozowiska spostrzegli 3 myśliwych siedzących przy palenisku>
    -Witajcie panowie, co się tu dzieje???
    -Szefie te lwy nas wykończą...Atakują nas od 3 dni systematycznie co noc. Wczoraj niestety nie odparliśmy wystarczająco dobrze ich ataku, gdyż 2 naszych zginęło. Jest ich cztery albo pięć sam nie jestem już pewien
    -Dobrze a więc czas się z nimi rozprawić. Panowie zsiadajcie z wielbłądów, dalej idziemy na piechotę. Zabierzcie tylko włócznie i piki oraz łuki i broń lekką. Przy walce z bestiami musicie być swobodni. Ruszamy
    <Po tych słowac wszyscy wykonali polecenie i gotowi ruszyli razem z myśliwymi w głąb swego rodzaju puszczy złożonej z palm i ostrych krzewów, które utrudniały przedzieranie się coraz dalej. Yeed chcąc odsunąć delikatnie gałąź zranił się w lewą ręke.{Cholera}Krwawiła mu solidnie, więc obwiążał ją szmatą by zatamować dalsze krwawienie. PO 20 minutach powolnego chodu i nasłuchiwania coś zaszeleściło w pobliskich krzakach. Simon wskazał ręką by się nie ruszać. Wszyscy zatrzymali się i uważnie przysłuchiwali się dochodzącym odgłosom. Simon trącił yeeda i wskazał by ruszyli razem w stronę krzaków. Obydwojgu serce waliło jak młot, a ręce niebezpiecznie drżały dzierżąc oręż. Byli już o parę kroków od krzaków, gdy zrozumieli, że odgłosy dochodzące z za nich to ludzki głos. Yeed szarpnął za krzaki,po czym zobaczył prawdopodobnie jednego z myśliwych. Biedak ciągle żył mimo tego, że miał rozszarpaną klatkę piersiową, nie miał nóg i połowy twarzy.
    -Na Adanosa....szepnął Simon cóż za bestie mogły tak zrobić, to nie są lwy tylko jakieś diabelskie pomioty Beliara
    - Dobij...<zdawało się słyszeć od konającego>
    - Wybacz mi przyjacielu, ale muszę to zrobić. Przynajmniej tak ci ulżę,<rzekł Simon po czym odrąbał głowę delikwentowi.Odwrócił się potem do 3 myśliwych i powiedział:>
    -Weźcie jego zwłoki i wróćcie się pochować je tam, gdzie resztę a my ruszymy dalej
    < Myśliwi polecieli do obozu po wóz by móc załadować ciało a yeed Simon i 4 strażników ruszyli dalej. Wszędzie do okoła były ślady krwi i porozrywanego ubrania.>
    -Te bestie zrobiły tu sobie krwawą jatkę <rzekł podenerwowany yeed>
    <po kilku minutach ich oczom ukazały się 2 lwy. Były ogromne, wielkości dorosłego człowieka. Simon zatrzymał wszystkich i rozkazał by 2 szło po prawej, 2 po lewej a oni yeed ruszą środkiem. Tak więc zrobiono. Koczownicy po bokach mieli uszykowane solidne włócznie a yeed i Simon łuki gotowe do strzału. Pierwszy strzał oddał yeed. Jednak minimalnie spudłował on obok bestii. Następna strzała puszczona przez Simona nie spudłowała i trafiła jednego w nogę. Yeed i Simon rytmicznie zasypywali gradem strzał owe miejsce a strażnicy dokończyli dzieła wbijając włócznie w ryczące z bólu lwy.>
    -czyżby to były wszystkie???? <szepnął yeed>
    - NIe jestem pewien, dlatego rozdzielmy się na 2 zespoły i obszukamy jeszcze okoliczne krzaki. Wy z yeedem idziecie na prawo a wy zemną na lewo <powiedział simon wskazując na 2 koczowników. Jednak po obszukaniu okolicznych zagajników ani jedni ani drudzy nic nie znaleźli, więc postanowili wrócić do obozu myśliwych. Po kilku chwilach, gdy dtarli do obozu ich oczom ukzał się makabryczny obrazek. Kolejne 3 lwy zabiły myśliwych, których simon posłał spowrotem.>
    -O jasna cholera<krzyknął wściekły> Wykończmy te stwory.
    <Po czym w złości wyciągnął miecz i pognał w stronę lwów, które zorientowały się , że nie są same.>
    -Lecimy mu pomóc, bo sam nie zdoła pokonać wszystkich 3
    <Simon z całym impetem wyskoczył w powietrze i wbił miecz jednemu ze stworów w kark. Bestia padła martwa a na simona chciał się rzucić kolejny lew. jednak yeed wyciągnął łuk i oddał 1 strzał prosto w czaszkę lwa, który wyskoczył na Simona. Ten odruchowo wyciągnął miecz i chciał wić go w podbrzusze zwierza, jednak nie zdążył i zwierz zwalił się całą masą na niego sprawiając, że nie mógł złapać oddechu. Tymczasem 4 koczowników odseparowało jedną z bestii i wbijając włócznie z kilku stron zakończyło jej żywot. Yeed widząc sytuację Simona pobiegł w jego stronę krzycząc>
    -Stary żyjesz??? Simon wszystko oki??
    -Zdejmij to ze mnie <ostatnim tchem powiedział do yeeda koczownik>
    -Już się robi. Chłopaki pomóżcie mi przepchnąć stwora<po czym wszyscy razem zepchnęli lwa z ledwo żywego Simona. Po chwili gdy uspokoiła się adrenalina wszyscy usiedli na ziemi i odpoczywali po ciężkim boju>
    -Dobrze się czujesz????
    - Aaa to tylko kilka zadrapań, nic mi nie jest<szepnąl Simondo yeeda>Cholera to ja posłałem tych myśliwych na śmierć
    -Uspokój się, skąd mogłeś wiedzieć, że tak się stanie. To nie twoja wina.
    -Pochowajcie zwłoki myśliwych chłopcy i znajdźcie nasze wielbłądy bo podczas walki musiały się spłoszyć <rozkazał Simon nie odpowiadając yeedowi>
    -Kiedy wrócimy do obozu otrzymasz zapasy na drogę i wyruszysz w drogę powrotną przyjacielu. Po raz 2 uratowałeś mi życie, jestem twoim dłużnikiem smile.gif
    <Tak więc, gdy odsapnęli i znalazły się wielbłądy ruszyli w stronę siedziby koczowników. Kiedy dotarli na miejsce robiło się już ciemno i chłodno. Pustynia stawała się zupełnie inną niż za dnia. Panowały tu lodowate noce i wszechogarniający mrok. Wszystko wydawało się mroczne i tajemnicze a klimatu dodawały blade promienie księżyca w pełni>
    -Chciałbym byś z nami został jeszcze, aczkolwiek rozumiem, że masz swoje zadania, które musisz wypełnić. Dziękuje ci za pomoc przyjacielu oraz za uratowanie życia,mam nadzieje, że będę ci się kiedyś mógł odwdzięczyć tak samo.
    -Wiesz a ja jednak bym nie chciał byś mi się musiał odwdzięczać...wolę unikać takich sytuacji.
    <po czym obydwoje roześmiali się do rozpuku, po czym uściskali się serdecznie.Następnie yeed dostał jedzenie i wodę oraz kompas by nie zgubił się w nocy i wyruszył w drogę powrotną do Vengardu zadowolony z tego, że wszystko tak się ułożyło.>
    <Yeed jechał bez przestanków kolejne gdziny. Chciał jak najszybciej wrócić do Vengardu by przekazać informację Silentowi. Mijał kolejne wioski, jednak nie zatrzymywał się w nich nie chcąc zaplątać się w jakieś kłopoty. Nocował w specjalnie wybranych miejscach, gdzie było małe prawdopodobieństwo, że ktoś go zobaczy. W trakcie przestanków raczył się słodkim winem i pieczenią, które otrzymał wyjeżdżając z Varantu. Mimo tego iż pierwotny plan okazał się niewykonalny to yeed był zadowolony z efektów jego podróży. Poznał ciekawych ludzi i zasłużył na szacunek koczowników. Najbardziej trapiła go wiadomość o ojcu,którego już nigdy nie ujrzy. Zastanawiał się także co może dziać się z Atmirem, w końcu tez trochę razem przeżyli i zdążył go polubić.>
    -Mam nadzieję, że jakoś się trzymasz brachu i nie dasz się zabić<pmyślał>
    <Jednak najważniejszymi wiadomościami dla niego było naprowadzenie na ślad mordercy ojca i uzyskanie pomocy od koczowników. To sprawiało, że zaczynał optymistyczni ej spoglądać w przyszłość, gdyż jego podróż nie poszła całkiem na marne. Po kilku dniach był już w głębi myrtany, którą bardzo sobie ukochał. Podziwiał piękne lasy i wzgórza rozciągające się po okolicy. Kiedy trafił jako dzieciak do Myrtany nigdy nie widział na oczy lasu co sprawiło , że las go przerażał i czuł się strasznie obco, jednak z czasem las zaczął go fascynować stając się jego pasją. Wtedy gdy był młody w lasach było bezpieczniej, a zwierzyny było w bród. Teraz lasy kryły swoich głębiach coraz to gorsze kreatury, z którymi mógłby mieć problem nawet doświadczony wojownik. Yeed pędził tak rozmyślając o wszystkim co spotkało go w życiu, czasami tęsknił za beztroskim dzieciństwem, kiedy niczym się nie przejmował i żył ciesząc się kolejnym dniem. Wiedział, że zmienił się strasznie od tamtego czasu. Już nie czerpał takiej radości z życia jak kiedyś. Gryzł się z własnymi demonami w duszy, dążąc do odnalezienia sensu swojego żywota. Jego twarz była kamienna, już nie tak często uśmiechała się. Życie nauczyło go być twardzielem i nie okazywać słabości. Chociaż czasami było ciężko i miał wrażenie, że wszystko mu się wali na głowę to po upadku podnosił się i parł dalej do przodu.
    Rozmyślając tak dogłębnie yeed w ogóle nie zorientował się, gdzie jest a był już całkiem niedaleko od Vengardu.>
    -Matko...jzk się człowiek zamyśli to mu czas leci jak nie wiem co <Powiedział sam do siebie>Jeszcze z 2 godzinki będziemy na miejscu
    <Tak oto yeed powrócił spokojnym tempem do Vengardu i ruszył w w poszukiwaniu Silenta
    Po głowie kłębiły mu się różne myśli.Zastanawia się cogo spotka w przysłości i cy ua mu się ułożyć sobie życie.
    {No wiecie znależć żonę , spoodzić dziecko i zostać farmerem stroniącym od walki omfg:P}
    Miał typowo nostalgiczny dzień.tongue.gif
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzydziestkaa.pev.pl
  •