ďťż
Indeks Rzyg kulturalnyswietne opowiadanie o Diablo 2(napisane przez mojego kumplaDiablo2(+ Lord Of Destruction) Kultowa gra...Nieznani Bohaterowie- DiabloDiablo IiiDiablo 3 Nareszcie powróci...Diablo kontra lamerzyNokia 6300 Nie świeci wyświetlacz?? co robićStrażnicy Przymierza Film w świecie GothicWyjście Z Cienia opo w świecie fantasyNajdroższa Na świecie Nokia N95
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pax-vobiscum.pev.pl
  •  

    Rzyg kulturalny

    To, (hmm... jak to nazwać) można powiedzieć opowiadanie, napisałem kiedyś jak byłem chory. Mała z tego powstać mini powieść, ale już mi się nie chciało. Ostatnio dopisałem pare stron ale jakoś nie mam weny żeby pociągnać to dalej. Zachęcam do przeczytania bo wydaje mi się, ze lekko się to czyta, choć może wam to długo zjąć czasu. Pozdr.

    I

    Gdy mroczna trójca została pokonana wydawało się, że wszystko wróci do normy, a dobro zapanuje w Sanktuarium. Pozornie tak było. Przez kilka lat kwitł handel, rozwijały się cywilizacje. Niebiosa szczęśliwe, że tak się dzieje zsyłały urodzaj dla ludzi. I one były zaślepione. Nikt nie widział nowego największego zagrożenia, którym był sam człowiek.
    Na ziemiach Entsteig zapanował król, który miał plan zapanowania w Sanktuarium. Na imię miał Brandon. Poddani oraz lud innych krain zwał go Zdobywcą, ponieważ w tydzień zdobył całe ziemie Ensteig. Po miesiącu panowania postanowił zaatakować najdalej wysuniętą na północ osadę należącą do Khanduras. Tam po odbudowaniu Tristram i klasztoru Sióstr Niewidzącego Oka kwitł handel a ludziom żyło się dostatnio. Siły Khanduras natychmiast wyruszyły na odsiecz. Daremne były ich starania. Wojska rozgromiły ich na proch, nie mieli żadnych szans. Brandon postanowił zostawić ich w spokoju na jakiś czas i upatrzył sobie kolejną ofiarę. Tak jego wojska napadły na Aranoch - Najbogatszy region w Sanktuarium, z „klejnotem pustyni”, miastem Lut Gholein. Lord Jerhyn- poczciwy, lecz ambitny i zawzięty nie pozwolił na tą zniewagę. Najpotężniejsze wojska Aranoch stoczyły krwawą bitwę z najeźdźcami. Przegrali ją, choć armia Brandona poniosła straszne straty i nie była w stanie iść dalej na południe. Wojska wróciły do ojczyzny zwerbować nowych ludzi.
    Tymczasem na zachód od Aranoch, kraje zachodniej Marchii zjednoczyły się, aby zyskać „klejnot pustyni”. Każdy kraj marzył o wielkich bogactwach, jakie kryją się w tym mieście. Zachodnia Marchia odtąd była jednym królestwem ze stolicą w Duncraig. Jerhyn dowiedziawszy się o wojnie sprowadził i opłacił amazonki, które połączył z resztką swojego wojska.
    Wojacy z Marchii zmierzali do Lut Gholein. W drodze zastała ich burza piaskowa. Wiatr szalał, a piekące słońce wykańczało każdego nawet najsilniejszego woja. Pot na czole mieszał się z brudem. Oczy bolały od ziarenek piachu, które tkwiły w nich. Oszczędzano wodę, aby starczyło do kresu podróży. Jerhyn jako dobry władca przygotował swoje miasto na najazd obcych wojsk, a sam założył zbroję płytową i wziął do ręki oręż. Zjawili się w końcu najeźdźcy i zaczęli oblegać miasto. Jerhyn i spółka bronili się trzy dni. Pod wieczór zrezygnowane wojsko Marchii zobaczyło widok Amazonek, które z okrzykami bojowymi ruszyły na nich. Okazało się, że pokonanie ich nie było tak łatwe. Wiele z nich zginęło w walce. Zwyciężyły jednak z nimi dzięki temu, że one w przeciwieństwie do nich nie musiały znosić trudów pustyni. Jerhyn wynagrodził najemniczkom pomoc, a one odpłynęły na swe wyspy do rodzin.
    Bezbronny Jerhyn musiał bronić miasto. Wiedział, że niedługo Brendan znów uderzy. Miał plan, który jak sądził będzie doskonałym rozwiązaniem. Kazał swoim sługom sprowadzić swojego dawnego przyjaciela z czasów walki z mroczną trójcą Dekara Caina. Niedługo jego plan miał być wykonany.
    Tymczasem Brendan wyruszył do Scosglen gdzie spotkał się z Derkiem Niepokornym. Ludy Scosglen to najstraszniejsze ludy w sanktuarium. Ludzie ci nie wierzą w żadne bóstwo. Nie potrafią pisać ani czytać. Palą obce wioski. Zawsze był z nimi kłopot. Gdy były czasy mrocznej trójcy demony przytemperowały ten lud i dotąd był z nimi spokój. Lecz ostatnio zauważono ich plądrujących wioski. Zwierzyna, na którą polowali kompletnie wymarła po mrocznych czasach i głód wkradł się do nich. Nie mogą także uprawiać ziemi, bo ich klimat na to nie pozwalał. Wieczna zmarzlina pokrywała ich ziemie. Tak, więc Brendan zaproponował im oddanie żyznych ziem w zamian za pomoc w walce. Derek nie zgodził się. Dla tego ludu nie liczyło się nic prócz pieniędzy. Brendan przystał na to, nie miał innego wyjścia.
    Pierwszym celem połączonych wojsk miały być ziemie Barbarzyńców. To nie były żarty. Plemiona Barbarzyńskie na swoje ziemie nie wpuszczały nikogo, kto nie jest członkiem jednego z ich plemion. W walce mało, kto im dorównywał. A ich bogowie, naprawdę potężni, pomagali im w walce (biernie oczywiście). Pierwsze małe osady zostały w dość łatwy sposób zdobyte. Nadszedł czas na zaatakowanie pierwszej wielkiej fortecy, która nazywała się Barbarian. Krwawe topory Barbarzyńców nie dały rady wielkiej armii Brendana. W łatwy sposób to miasto zostało zdobyte. Pierwszy raz w historii tego ludu zdarzyło się żeby negocjowano, aby wojska się wycofały. Ostatecznie Brendan wynegocjował pokój na warunkach haniebnych dla Barbarzyńców. Wszystkie osady zdobyte przez wojska Brendana oraz miasto Barbarian zostało przekazane jego wojskom. Przegrani musieli także opłacić wojowników Scosglen.
    Odesłał ich właśnie po tym zwycięstwie Zdobywca. W Entsteig lud pragnął przyłączyć się do wojska. Wrócił Brendan, więc ich szkolić.
    Po miesiącu hulanki głupiemu ludowi Scosglen brakowało znowu jedzenia. Pod wrażeniem zwycięstwa u Barbarzyńców postanowili napaść na bogaty Kedżystan. Chcieli się tam nawet osiedlić na stałe. Ciągle napadali bezbronne wioski rabując jedzenie i pieniądze. Plądrowali też świątynie i bezcześcili święte miejsca. Wojska w krajach Kedżystanu były bezsilne. Nigdy nie wiadomo było gdzie uderzą tym razem.
    W południowym Kedżystanie też nie było za dobrze. Ludzie buntowali się przeciw wysokim podatkom. Często napadali na arystokratów zabijając ich. Mieli cel, aby kiedyś zapanować w Kurast- sercu kedżystańskiej dżungli.
    Do Lut Gholein przyjechał w końcu Dekar Cain. Po powitaniu przez Jerhyna zaczęła się uczta. Starzec mało jadł, lecz cały czas spoglądał na władcę jakby chciał powiedzieć, że jest już tym znudzony i chciałby zacząć rozmowę. Lord zaprosił go w końcu do swego gabinetu i rozpoczęła się rozmowa. -Jakże minęła podróż przyjacielu? - Nie narzekam, choć jedna myśl nie dawała mi spokoju, po co chcesz mnie widzieć? - Dziwnie się porobiło w Sanktuarium nie daję sobie rady z najeźdźcami, którzy wciąż mnie atakują. Wszystkie królestwa mają ten sam problem. - Czego w związku z tym ode mnie oczekujesz? - Na bliźniaczych morzach znajduje się wyspa. Wiesz, która... Wulkan Erta dawno nie wybucha. Mój geolog twierdzi, że już nie wybuchnie. Z tego względu, że jesteś ostatnim z Horadrimów i znasz najróżniejsze sztuki magiczne, śmiem cię prosić abyś zaklął tą wyspę, że kto raz na niej postawi nogę to już jej nie opuści. Gdy spróbuje tego czynu odpływając od niej na kilometr umrze. W ten sposób niewygodne osoby, lub wielcy przywódcy wojen, a nawet buntownicy będą tam zostawiani. Ja wynajmę kilka zabójczyń, które się zajmą, aby odpowiednie osoby tam trafiły. Po cichu tak, że nikt nawet nie zauważy. - Twa pomysłowość mnie zadziwia. Jesteś oczytany, to fakt, ale skąd mogłeś wiedzieć o tym zaklęciu? Masz rację stworzył je sam Tal Rash chcąc zamknąć na zawsze w piekle Diablo. Przecież na tej zasadzie stworzył barierę, w której był zamknięty Baal. Tal Rash planował zamknąć także Mefista. Cóż nie udało mu się to, lecz zaklęcie pozostało do dziś. Skąd ty jednak o tym wiedziałeś? - Zapomniałeś chyba, że tu na tych ziemiach Tal Rash ma swój grób. Kiedyś znaleziono dziennik o tych zaklęciach. Przyniesiono mi go a teraz pragnę go wykorzystać. - Pomogę ci, lecz pokaż mi go najpierw. - Wyciągnął Jerhyn dziennik ze swej tajnej skrytki. Dziennik miał brązowy kolor. Nie był zbyt długi, zawierał najpotrzebniejsze informacje. Starzec wziął go do rąk, przejrzał z grubsza i wyrzekł słowa: - Czy Drognan jeszcze żyje? - Naturalnie. Ma się dobrze. Sprowadźcie go. Potrzebny mi będzie także Ormus z Kurast. Jest jeden problem potrzebujemy do tego zaklęcia berła Tal Rasha. - Tym się nie martw przy dzienniku leżało berło. To znak, trzeba go wykorzystać.
    Tak przez następne dwa tygodnie trwały przygotowania do wypowiedzenia zaklęcia.

    II

    I w końcu nadszedł ten dzień. Cain, Ormus i Drognan wraz z Jerhynem i jego zaufanymi ludźmi wyruszyli na wyspę. Ostatni z Horadrimów jeszcze raz przeglądał dokładnie cały dziennik, aby nic nie umknęło jego uwadze. Cain był znany z ogromnej dokładności i z uporu. Chciał, aby w sanktuarium panowało dobro, a więc oczywisty był dla niego fakt, że musi przyczynić się do tego projektu. Obawiał się jednak jednej rzeczy. Wyspa była magiczna. Zaklinali ją starożytni szamani. Było jednak mało prawdopodobne, że ta magia przetrwała do dziś. Starzec poinformował o tym pozostałych magów. Drognan był bardzo pewny siebie i nie dopuszczał myśli, że mogłoby mu coś nie wyjść. Był pewien, że w dziedzinie białej magii nie ma od niego lepszych. Chciał być autorytetem i nauczycielem wszystkich magów jego typu. Ormus natomiast kierował się tylko honorem. Aby pobierać u niego nauki trzeba było dużo wysiłków. Był wymagającym nauczycielem i nie można było go zadowolić byle czym. Tych trzech magów łączyły dwie rzeczy mianowicie: ogromna wiedza i wielki talent magiczny.
    Płynęli cały dzień na wyspę. Podczas podróży Cain czytał dziennik, Drognan rozmawiał z Jerhynem a Ormus wpatrywał się w morze a wieczorem w gwiazdy. Około 22.00 dotarli na wyspę. Trójka magów wyszła na plażę, ustawili się w trójkącie i rozpoczęli zaklęcie. Razem z nimi zeszło dwoje ze sług lorda. On sam został na statku i obserwował stamtąd całe widowisko. Ormus trzymał Berło Tal Rasha a Drognan dziennik. Cain natomiast wypowiadał słowa w starożytnym języku. Berło i dziennik wysunęły się z rąk magikom. Uniosły się następnie do góry i kręciły się wokół siebie w jasnej, złocistej mgle. Następnie Berło rozpadło się na trzy części i poleciały w różne strony wyspy. Dziennik także odlewitował gdzieś w jej głąb. Złocista mgła natomiast rozproszyła się gdzieś w lesie w dżungli.
    -To już koniec. Wracajmy na statek. Od jutra zaklęcie zadziała. A teraz wracajmy.- Powiedział Cain i ruszył w kierunku statku. Nie było jednak tak jak myślał. Gdy zdążał do niego po kładce jakaś siła odrzuciła go na dwa metry od brzegu. To samo działo się z pozostałymi. Cain prawie zginął od tego odrzutu i już tego nie próbował. Jerhyn wysłał jeszcze jednego sługę na wyspę, który miał to sprawdzić. Ten nie chciał, lecz lord groził mu mieczem. Wszedł, ale gdy chciał powrócić stało się z nimi to samo, co z resztą. Teraz poznali moc ich magii. Nie było wyjścia z tej wyspy. Jeden ze sług nie mógł się z tym pogodzić i ciągle biegł na statek, lecz dziwna siła odrzucała go z powrotem. W ten sposób zmarł w okropnych męczarniach.
    -Żal mi was. Czuję się za to w pewnym stopniu odpowiedzialny. Przypłynę tu z pomocą. Bądźcie cierpliwi.- Powiedział Jerhyn, po czym odpłynął.

    DWA LATA PÓŹNIEJ (gdzieś w Kurast)

    W Kurast żył dwudziesto-dwu letni mężczyzna imieniem Reo Był jednym z chłopów żyjących z uprawy ryżu. Przez całe życie marzył o walce w szeregach wojska. Chłopi nie mieli takiego prawa. Dla niego było oczywistą rzeczą, że gdy wybuchł bunt i buntownicy przyjmowali każdego, kto wyraził ochotę do swoich szeregów, to od razu się zgłosił. Okazał się dobrym wojem i szybko trafił do pierwszych szeregów. Chciano przyjąć go do dowództwa i obdarzyć go jego własnym oddziałem, ale w jego życiu stała się rzecz dla niego straszna. Gdy w samotności udawał się do dowódcy wojsk w głównym obozowisku, był wieczór i zza jego pleców wyskoczyła najprawdopodobniej jedna z królewskich zabójczyń i uderzyła go w głowę. Tak zakończyła się jego kariera w wojskach buntowników...
    Reo obudził się na statku. Kompletnie nic nie pamiętał, kim był, co robił, nie znał nikogo, widział tylko statek i wokoło morze. Za chwile, gdy wstał podszedł do niego osiłek i powiedział: -Bierz się za szczotę i szoruj pokład. Myślałem już, że nigdy się nie obudzisz.- Ten na to mu: -Gdzie ja jestem? Co się dzieje? Wiem tylko, że nazywam się Reo.- -Płyniemy na wyspę niewoli. Ten, kto postawi na niej krok już z niej nie wydostanie się. To kolonia karna Sanktuarium. Trafiłeś tam za bójki w karczmie. Wczoraj wieczorem, gdy cię tu prowadziliśmy potknąłeś się i mocno uderzyłeś się w głowę. Od tamtej pory śpisz jak kamień. A teraz czyść pokład!- Tak zakończyła się ta rozmowa. Podczas czyszczenia pokładu Reo nawiązał rozmowę z innym zesłanym tak jak on. -Znałem cię wcześniej? Może wiesz, kim byłem? Co jest z tą wyspą?- Zapytał Reo -Nie znałem cię wcześniej. Na tą wyspę nigdy nie zsyłają ludzi, którzy się wcześniej znali. Nazywam się Lotar, byłem wojakiem w wojsku Jerhyna, lecz po przegranej z wojskami Brandona trafiłem tu. Miałem szczęście, inni trafili do lochów twierdzy w Ensteig a inni zostali włączeni do jego wojsk. Ty pewnie byłeś kimś takim jak ja. Należałeś pewnie do jakichś wojsk. W tych czasach wszyscy należą do jakichś wojsk. Wiesz, chociaż w jakiej krainie mieszkałeś?- -Pamiętam bujne lasy. Było tam ciepło, lecz czasem padały ulewy trwające kilka dni. Na każdym kroku można było spotkać węże i duże pająki. Kojarzy ci się to z czymś?- -To był najprawdopodobniej Kedżystan.- -Tak chyba tak to się nazywało... Wiesz coś o tej wyspie?- -Władze królestw wysyłają tam niewygodnych wrogów wynajmując niewykrywalne zabójczynie, które odwalają czarną robotę. Na wyspie powstały miasta. Niektóre niedawno odkryły złoża niezwykłej rudy żelaza. Z tej rudy można wytwarzać magiczne bronie i wyjątkowo trudne do przebicia, i niezwykle lekkie zbroje. Ostatnio, więc te miasta rozpoczęły handel wymienny ze światem zewnętrznym. Królestwa dają najróżniejsze bogactwa, aby dostać rude, którą wykorzystują w wojnie, która ogarnęła całe sanktuarium. Czasem władze na wyspie domagają się ludzi do pracy na roli oraz górników, którzy będą wydobywać potrzebną rude. Z nas zapewne także będą chcieli uczynić takich roboli. Nie wiem jak ty, ale ja pragnę tam zostać kimś więcej niż kopaczem.- -Z tego, co mówisz to być może tam nie jest tak źle?- -Tak. Nie jest źle... Tylko trzeba się pilnować żeby nikt ci nie obciął głowy. Z tego, co słyszałem to niektóre osoby mogą cię zabić za byle buty czy kilka bryłek rudy, bo to nimi tam się handluje.- -Dzięki za informacje. Dobry z ciebie przyjaciel.- Tak zakończyli rozmowę czyszcząc pokład.
    Została godzina do dotarcia na miejsce i wtedy skończono czyścić. Reo podszedł do barierki i zaczął się wpatrywać w fale Bliźniaczych Mórz. Jego ręka powędrowała do kieszeni. Ku jego zdziwieniu w jego kieszeni znajdował się pozłacany kawałek żelaza w kształcie uciętej kolumny. Oprócz tego miał jeszcze w kieszeni dwie koperty. Pierwsza była zaklejona czerwoną pieczęcią a druga nie. Na tej drugiej pisało: „otwórz”. Reo otworzył ją i zaczął czytać:

    „Ten żelazny przedmiot to bardzo ważny artefakt dla tej wyspy, na którą zmierzasz. Proszę cię, jeśli znaczy cokolwiek dla ciebie słowo wolność to dostarcz ten przedmiot i tą zapieczętowaną kopertę Dekarowi Cainowi. Nie opłaca ci się tego sprzedać, ponieważ od niego dostaniesz o wiele więcej. Wierzę, że tego dokonasz, bo znam twoje waleczne serce. Na zachęcenie powiem ci, Reo że Cain powie ci, kim byłeś wcześniej. Znajdziesz go w Frinoth- mieście ognia w wewnętrznej części. Resztę dowiesz się od mieszkańców wyspy. Pod żadnym pozorem nie łam pieczęci drugiej koperty i nikomu nie mów nikomu o tym, co tu przeczytałeś.

    Nieważne kim jestem

    Po przeczytaniu listu Reo przyrzekł sobie, że za wszelką cenę dostarczy ten list Cainowi.

    III

    Statek dobił w końcu do brzegu a zesłanników wypchnięto na wyspę. Było ich pięćdziesięciu. Kilku z nich nie chciało wejść z własnej woli, więc zmuszono ich siłą. Reo i Lotar razem weszli nie dając oznaki agresji. Na plaży czekał na nich wysoki człowiek w zbroi, jakiej Reo nigdy nie widział. Przemówił w końcu do nich: -Jestem Morrez. Opiekuje się nowymi, którzy przybyli na wyspę. Jestem przedstawicielem miasta ognia, największego na tej wyspie. Nosi nazwę Frinoth. Nasze miasto posiada największą na wyspie kopalnie tej słynnej rudy. Nasze miasto także kontroluje prawie całkowicie handlem tym surowcem z królestwami Sanktuarium. Czuć się możecie całkowicie bezpiecznie, gdy zostaniecie rolnikami albo górnikami w naszej kopalni zwanej Wielką Kopalnią. Jeśli wybierzecie inną drogę to wtedy naszych wojsk nie będzie obchodziło czy was ktoś okradł czy pobił. Tu nie ma skrupułów, to nie wakacje każdy dba o siebie! We Frinoth panuje Porton zwany Potężnym. Pozostałe kasty poznacie w mieście. Jeśli pragniecie dostać się do strażników w mieście przyjdźcie do mnie, pomogę wam w tym. Oprócz naszego miasta istnieją inne, do których także możecie wstąpić. Ja jednak wam tego odradzam. Jeśli jednak ktoś się na to zdecyduje to tylko jego sprawa. Miasto Ziemi to Erton, Miasto Wody to Wacalum a miasto Wiatru to Glerdak. To tyle, co miałem wam do powiedzenia. Teraz chodźcie za mną zaprowadzę was do miasta ognia, do którego należę.- Tu zakończył mowę i ruszył na ścieżkę prowadzącą do lasu.
    Wyspa wyglądała cudownie. Obrośnięta była bujnym lasem. Nad jej brzegami znajdowały się piaszczyste plaże. Wiele zwierzyny pasło się na zielonych, leśnych polanach. Ścieżki prowadziły do najważniejszych miejsc na niej. Na środku znajdował się ośnieżony na szczycie wulkan, który od lat nie wybuchał. Na wyspie płynęło kilka rzek, które tworzyły piękne wodospady. W powietrzu czuć dziwną świeżość, której w Sanktuarium nie czuć było od lat.
    Reo zachwycił się wyspą i wcale nie myślał, co zrobić, aby ją opuścić. W drodze bardzo zaprzyjaźnił się Lotarem rozmawiając z nim o przeróżnych sprawach, nawet nie dotyczących zesłania oraz wyspy. Ciekawy był Frinoth i co będzie robił na tej wyspie. Jednego był pewien, że musi się spotkać z Dekarem Cainem.
    Ku oczom przybyszy ukazała się wielka brama miasta ognia. Przed nią zatrzymał się Morrez i począł mówić: -Tu kończą się nasze drogi odtąd każdy odpowiada za siebie. Nie radzę wam chodzić w grupie. Zanim jednak tam wejdziecie to musze zapoznać z kilkoma zasadami, których musicie przestrzegać, inaczej zginiecie. Pierwsza: w żadnym mieście nie można mieć miecza ani innej broni w ręku! Druga: nie można używać obelg na temat osoby wyższej w hierarchii miasta! Trzecia: Nigdy nikogo pod żadnym pozorem nie pytać, za co trafili na wyspę! To już wszystko. Jasne? Wasz los jest w waszych rękach! Rozejść się!-
    Wszyscy po wejściu do miasta rozdzielili się. Nawet Reo z Lotarem poszli w inne strony. Miasto było bardzo duże. Po lewej stronie były drugie mury, które chroniły wewnętrzną część. Pełno stało drewnianych chatek pokrytych strzechą. W centrum znajdowała się arena walk a na prawo dach, pod którym skupiali się kupcy. Niedaleko bramy do wewnętrznej części była kuźnia. Reo podszedł do jakiegoś strażnika i zapytał: -Gdzie mogę znaleźć, Dekara Caina?- -Ha, ha! A to mnie rozbawiłeś! Skąd w ogóle wiesz, że tu jest ktoś taki! Dopiero tu trafiłeś a już chcesz znać tak ważne osoby. On mieszka w wewnętrznej części miasta. Ty jednak nie możesz tam wejść. Aby tam wejść musisz być, choć „bocznym strażnikiem”. Po co chcesz się z nim widzieć?- Z uśmiechem na twarzy zapytał strażnik. -Nie ważne. Dzięki.- odpowiedział i odszedł. Następnie podszedł do mądrze wyglądającego starca licząc, że dowie się czegoś więcej i powiedział: -Chciałbym dowiedzieć się czegoś o tym obozie.- -Ja chciałbym być właścicielem całej rudy na tej wyspie a nie chodzę i mówię o tym każdemu, kogo spotkam!- odpowiedział mu starzec. Ten na to: -Czym handlujesz?- -Jestem Dely i handluje mapami. Jestem jedynym kartografem na tej wyspie. Gdybyś potrzebował jakiejś mapy to zgłoś się do mnie. Ostrzegam cię jednak, że nie jest to tania rzecz. Należę także do „strażników średnich”. Posiadam ważną umiejętność, której mogę cię nauczyć. Jeśli chciałbyś być dobrym złodziejem to mogę cię tego nauczyć. ...Nie za darmo oczywiście. Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o mieście to idź do Morreza.- -Dzięki za informacje.- Powiedział Reo i odszedł.
    Udał się w końcu do Morreza i zapytał: -Powiesz mi coś o tutejszych kastach?- -Tym miastem rządzi Porton. Każdy musi się poddać jego woli. Jego najbliższymi obrońcami, przyjaciółmi i doradcami są magnaci. Bardzo ważny tu jest zakon nekromantów. To jedyni magicy liczący się w tym mieście czasem pomagają Portonowi. Jest jeszcze Dekar Cain. To najpotężniejszy mag na wyspie a może i w sanktuarium. To on tworzył tą barierę chroniącą wyspę. Później stoją strażnicy. Najważniejsi są „strażnicy centralni” ja jestem jednym z nich. Pod nimi są „strażnicy średni”. A na samym dole są „strażnicy boczni”. Ty jesteś przybyszem, nie masz prawa do własnej chaty ani do bycia kupcem ani rzemieślnikiem. Możesz jedynie handlować z tutejszymi kupcami. Na równi z tobą są górnicy i rolnicy. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?- -Jak można zostać strażnikiem?- -Aby zostać „strażnikiem bocznym” musisz wykonać kilka usług dla najbardziej wpływowych strażników. Ostatecznie ja zdecyduje czy możesz nim zostać. Ode mnie też dostaniesz zadanie.- -Dzięki za informacje- powiedział i odszedł. Morrez stał przy ognisku. Stał tam również inna osoba. Wydawało się, że jest górnikiem. Reo zapytał go: -Kim jesteś i czym się zajmujesz?- -Jestem Gerold i jestem informatorem tutejszym.- -Jesteś górnikiem?- -Nie skończyłem z tym dwa miesiące temu. Teraz jestem „strażnikiem bocznym”. Dam ci rade trzymaj się tego miasta i Morreza a daleko zajdziesz.- -Powiedz mi coś o wpływowych strażnikach.- -Starasz się dostać do strażników? Na pewno wpływowy jest Dely, ponieważ utrzymuje kontakty z samym Portonem. Sokół to najwaleczniejszy ze strażników. Ważna jest Chana, choć jest kobietą, dorównuje męstwem niejednemu facetowi. Karczmą rządzi Uter, który jest bogaty jak magnaci, więc i dla niego będziesz musiał wykonać zadanie. Został jeszcze Dante. To opiekun areny walk. Ja jestem ulubieńcem Morreza, więc i mnie będziesz musiał zadowolić. To już wszyscy.- -Jakie narody zamieszkują to miasto?- -Ooo... jest ich wiele. Ja kiedyś byłem chłopem z Kedżystanu. Dużo jest takich jak ja. W mieście przeważają wojownicy. Są najróżniejsze ich typy. Znajdziesz tu Paladynów, Barbarzyńcę, Zabójczynie, Amazonki lub Żelaznych Wilków. W tym miejscu kształcimy umiejętności waleczne. Nie ma miejsca na magię. Wyjątek stanowią nekromanci, których Porton przygarnął do pomocy. Trudno jednak dostać się w ich szeregi.- -Dzięki za rozmowę. Idę dalej.-
    Reo następnie wstąpił do karczmy. Powitał go wysoki człowiek słowami: -Jestem Uter. Ta karczma należy do mnie. Gdybyś kiedyś chciał usiąść przy dobrym kuflu piwa to zapraszam. Do usług. Może szukasz kilka bryłek rudy do zarobienia? Porozmawiaj z Janem. To mój kuchcik.- Reo postanowił tak właśnie zrobić jak polecił mu Uter i poszedł na zaplecze do kuchcika i powiedział do niego: -Podobno potrzebujesz pomocy? Jestem Reo i chętnie zrobię dla ciebie to, co chcesz.- Kuchcik na to: -Świetnie! Dostaniesz dziesięć bryłek, jeśli dostarczysz mi kilka rzeczy potrzebnych do zrobienia mojej nowej potrawy. Przynieś trzy liście cebulnika i dwa kawałki mięsa z kuraka. Liście znajdziesz na polach uprawnych przy tylnym wyjściu z miasta. Ze znalezieniem kuraka nie będziesz miał problemu. Poza miastem żyje ich pełno. Pasą się trawą. Uważaj jednak! Są groźne i mogą cię zranić! Zdobądź broń i ruszaj.- -Nie ma sprawy. Możesz na mnie liczyć!- Powiedział Reo i wyszedł z karczmy.
    Zabierał się już do wyjścia w poszukiwaniu kuraków, ale jego wzrok zauważył niezwykłą rzecz. W warsztacie stała „kobieta kowal”. Nie mógł się powstrzymać i podszedł, i powiedział: -To niespotykany widok spotkać „kobietę kowala”.- -W sanktuarium być może tak jest. Tu jest to częsty widok. Kobiety wcale nie są w tym zawodzie gorsze. Lepiej potrafią wykonywać bogate zdobienia, ponieważ mają większą wyobraźnie i są bardziej kreatywne. Klienci nigdy nie narzekali na moją pracę. Jestem Chana i należę do strażników. Chętnie sporządzę dla ciebie jakiś miecz, jeśli będziesz chciał.- W związku z jego zadaniem zapytał ją: -Jaka broń najlepiej nadaje się do zabicia kuraka?- -Ha, ha. Każda broń nadaje się do tego. Te zwierzęta są potulne jak baranki w porównaniu do innych bestii czyhających w lesie. Dam ci radę. Do póki nie nauczysz się porządnie walczyć to nie wchodź tam! Niekiedy nawet ścieżki między miastami są niebezpieczne.- -Muszę już iść zabić te kuraki.- -Uważaj! Dla kogoś takiego jak ty i kuraki są śmiertelnie niebezpieczne.- Pouczyła go Chana. Odszedł później i zmierzał do tylnej bramy. Zanim wyszedł wstąpił na pole chłopów i zerwał liście cebulnika. Zaczepił go tam pewien mężczyzna słowami: -Pewnie zbierasz ziele dla Janka?- -Tak. To on mnie o to prosił. Czy to jakiś problem?- -Skądże. Mamy pełno tego ziela. Ja jestem Noris. Idziesz pewnie na polowanie na kuraki?- -Tak. Wstyd się przyznać, ale nie wiem jak one wyglądają. Powiesz mi?- -Kuraki żyją tylko na tej wyspie, więc nie dziwie, że nie wiesz jak one wyglądają. Tym bardziej, że dopiero, co tu przybyłeś. Kuraki są bardzo podobne do zwykłych kur. Są jednak wielkości człowieka. Nie mają też skrzydeł, więc nie mogą odlecieć. Ich dzioby są bardzo ostre, więc bądź ostrożny. Nie atakuj stad! Są niebezpiecznie dla kogoś takiego jak ty. Atakuj pojedyncze osobniki. To tyle. Powinieneś podołać temu zadaniu. Aa! Gdybyś chciał kiedyś nauczyć się oprawiać skóry zwierząt i inne ich przydatne części to zgłoś się do mnie.- -Będę pamiętał. Dzięki! Idę już.-
    Wyszedł w końcu z miasta. Wędrując polną ścieżką napotkał kij z gwoździem, który wziął i niósł jako broń. Zobaczył brązową bestię, która pasowała do opisu Norisa. -To zapewne kurak- pomyślał. Nie zastanawiając się czy da radę ruszył z kijem z gwoździem i wbił go w łeb zwierza. Za chwile nadleciał drugi, poradził sobie z nim lecz było już trudniej niż z pierwszym, ponieważ dziobnął go w ramię i wyszarpał kawałek jego skóry. Reo wyciągnął ostry kozik, który „znalazł” gdzieś w mieście i wyciął najbardziej nadające się do jedzenia kawałki mięsa kuraków. Wziął je i udał się do Frinoth. Uter jak zwykle ciepło go powitał w karczmie i zaprowadził do Jana. Kuchcik był szczęśliwy, że Reo wyświadczył mu taką przysługę i z przyjemnością wypłacił mu należne dziesięć bryłek rudy. Uter także podziękował mu za pomoc kuchcikowi. Zbliżał się wieczór, więc pozwolił mu przenocować w jednym z pokoi, które wynajmował podróżnym, lub nieprzytomnym.
    Tak minęła pierwsza noc Reo w nowym miejscu. Rankiem wyświadczył jeszcze jedną przysługę dla Utera. Przyniósł mu wody ze studni. Obok studni spotkał Sokoła. Nawiązała się między nimi ciekawa rozmowa: -Widzę cię tu po raz pierwszy. Kim jesteś?- zapytał Sokół. -Tak. Jestem jednym z nowych zesłanników. Nazywam się Reo. Niosę właśnie wodę dla Utera.- odpowiedział. -Ja jestem Sokół przywódca strażników. Nie wyglądasz na takiego, co do końca życia chcę nosić wodę. Powiedz mi coś więcej o sobie.- -Problem tkwi w tym, że nie wiem nic więcej. Obudziłem się na statku wiozącym nas w to miejsce. Co się działo wcześniej to jest dla mnie zagadką. Może ty mi pomożesz w odkryciu, kim byłem wcześniej?- -To nie ma znaczenia, kim byłeś wcześniej. Tutaj każdy zaczyna nowe życie. Dlatego nikomu się nie mówi, za co się tu dostało. Jeśli chcesz jednak znać tą tajemnicę musisz pójść do Dekara Caina. Zdarzały się już takie przypadki jak twój. Okazywało się, że ci ludzie byli ważnymi osobami wcześniej. Ostatni, z Horadrimów mieszka w wewnętrznej części miasta i nigdy z stamtąd nie wychodzi. Żeby tam się dostać trzeba być strażnikiem w tym mieście lub wysłannikiem z innego miasta.- -Jak mogę dostać się do innych miast?- -Istnieją drogi polne biegnące przez las łączące ze sobą miasta i kopalnie. Poza tym możesz spotkać tu przedstawicieli tych miast. Może cię tam zaprowadzą.- Tak skończyła się ich rozmowa.
    Reo szukał Dantego, który według Gerolda miał kręcić się gdzieś niedaleko Areny. Zobaczył siedzącego w pobliżu areny dziwnie ubranego mężczyznę. Pomyślał, że to ten, kogo szuka i zapytał: -Czy to ty jesteś Dante?- -Nie. Dante poszedł na chwilę do swojej chaty. Jesteś tu nowy prawda? Może interesuje cię odwiedzenie innego miasta niż to? Może jesteś stworzony, do czego innego niż służenie Portonowi, który jest egoistą i nie chce się stąd wydostać. Może jesteś kimś, kto zmieni ten świat? Jeśli szukasz odpowiedzi na te pytania to zgłoś się do mnie a zaprowadzę cię do idealnej społeczności. Jestem Hun z Erton -miasta ziemi. Jestem przedstawicielem tego miasta tutaj.- -Co to za miasto?- -Erton to jeden wielki zakon paladynów. Nie jesteś nim, lecz po paru tygodniach się nim staniesz. Nauka uczyni z każdego człowieka.- -Przyjdę jak się zdecyduje. Dzięki.- Tu zjawił się Dante.
    -Ty jesteś Dante?- zapytał Reo. -Tak. W czym ci mogę pomóc?- -Jestem tu nowy. Chciałbym się coś więcej dowiedzieć o arenie.- -Ja jestem jej właścicielem. Dwa razy w tygodniu odbywają się walki. Możesz u mnie obstawiać walki a także wziąć w nich udział.- -Dzięki. Może skorzystam z twojej propozycji.- Powiedział i odszedł.
    Reo postanowił jeszcze zjawić się pod dachem handlowym. Roch i Filos handlowali orężem oraz zbrojami a Nadia ziołami i miksturami. Pod dachem stali także dwaj mężczyźni. Reo podszedł do jednego z nich i zapytał: -Kim jesteś?- -Nazywam się Quan-Toch. Jestem przedstawicielem miasta wiatru, czyli Glerdak. Zdaje się, że jesteś tu nowy. Jeśli chcesz to zaprowadzę cię do naszego miasta. Tam odetchniesz od tego hałasu i od jakichkolwiek przymusów.- -Powiedz mi coś więcej o tym mieście.- -W Glerdak jest najwięcej barbarzyńców. Od niedawna wpuszczamy tam inne osoby, które mają prawo należeć do naszego miasta pod warunkiem, że przyrzeknie to, że wierzy w Starożytnych. Znajduje się w wulkanie Erta. Tam też posiadamy kopalnię rudy, którą nie handlujemy.- Reo bardzo zaciekawiła opowieść o mieście w wulkanie. Postanowił iść z Quan-Tochem do Glerdak.
    -Chodź, więc za mną.- powiedział barbarzyńca. Reo trzymał się dwa metry od niego, aby nic mu się nie stało. Ten z przodu zabijał dzikie jeżowce, kuraki i jaszczury. Zrobiło to wielkie wrażenie na Reo, który sam chciałby kiedyś tak dobrze walczyć. Topór Quan-Tocha jakby wiedział sam, kiedy ma uderzyć i z jaką siłą. Długie i sprawne ręce były zapewne długo trenowane do tak ostrej walki. Powalały jednym ciosem nawet wilka. Droga w lesie wyglądała trochę mrocznie. Przy drzewach rosły jadalne grzyby oraz wonne zioła. Reo zbierał po drodze kilka z nich.
    Dotarli w końcu do wulkanu Erta. Ku oczom Reo ukazała się szeroka kładka oplatająca wulkan. Kładka oplatając go prowadziła cały czas do góry. W miejscu gdzie się zaczynała stało dwóch strażników. Była świetnie przymocowana do wulkanu drewnianymi palami. Reo i Quan-Toch zaczęli po niej wychodzić. W połowie zatrzymali się. Barbarzyńca powiedział: -Ta kładka to cud świata. Widać stąd całą wyspę i wszystkie miasta. Pewnie zastanawiasz się gdzie jest to miasto. Idź po kładce do samej góry i tam tak jak tu na kładce znajdują się chaty i jaskinie wykopane w wulkanie. Tuż niedaleko do góry jest nasza kopalnia wykopana w wulkanie. Nie wchodź na razie do niej. Nie masz tam, czego szukać. Popytaj ludzi o Horusa. To niezwykle mądry człowiek. On wytłumaczy ci wszystko, co będziesz chciał. Ja wracam do Frinoth wielu jest jeszcze niewiernych, których muszę tu przyprowadzić.
    Reo nie mógł uwierzyć, że może powstać coś tak pięknego. Coraz bardziej było mu zimniej im wyżej doszedł kładką. W pewnym momencie zauważył śnieg, którego było coraz więcej. Szedł przy ścianach wulkanu, aby nie spaść po drugiej stronie. Doszedł w końcu do kopalni. Przy niej stał inny barbarzyńca. Podszedł do niego i zapytał: -Co tu robisz?- -Pilnuje, aby nikt niepowołany nie wszedł do kopalni. Jestem, Quan-Far.- -Daleko do miasta?- -Nie. Niedaleko się ono zaczyna.- Reo poszedł dalej. Ujrzał wreszcie tętniącą życiem osadę. Ludzie, wydawało się, że nie robi na nich żadnego wrażenia ogromna wysokość.
    Barbarzyńcy to szlachetny lud. W Sanktuarium reprezentowali wielką inteligencję oraz doskonałe zdolności wojownicze. Mieli dość „inne” tradycje. Każdy z nich wytatuowaną miał niebieską kreskę na twarzy oznaczającą dojrzałość mężczyzny. Przekuwali swą skórę w uszach i nosie, aby przestraszyć złe duchy. Ich lud nazwano barbarzyńskim z powodu ich wyglądu. Nigdy jednak bez powodu nie atakowali innych królestw. Żaden przedstawiciel innych narodów nigdy nie miał prawa wejść na ich ziemię, chyba, że sam król się na to zgodził. Ich bóstwem byli starożytni. Modlili się do nich w złych chwilach swojego życia. Ich magia nie była zbyt rozwinięta, ale istniała. Magowie oprócz znajomości magicznych musieli także dorównywać innym świetnym posługiwaniem się orężem. Charakterystycznymi broniami dla nich były ogromne topory i młoty, zwane kafarami. Po jakimś czasie władania tymi broniami zdobywali ich mistrzostwa.
    Reo podszedł do jednego z nich i zapytał: -Szukam Horusa, wiesz może gdzie on jest?- -Wiem. Właśnie z nim rozmawiasz. W czym ci mogę pomóc?- -Powiedz mi coś o tym mieście.- -Jak widzisz to miasto położone jest na kładce, która oplata się wokół wulkanu. Rządzi tu Qel-Khek. Był on przywódcą wojskowym w Harrogath. Został pojęty przez wojska Brandona. Mieszka w sali tronowej u samej góry w jaskini. Nie można tam wchodzić, chyba, że jest się kimś tu ważnym jak ja. Prawie tak ważni jak on są trzej Guru: Ildios, Helgo i ja. Są także dwa bractwa wojskowe. Ważniejsze jest bractwo Starszych. Każdy z Guru musi do nich należeć. Tylko oni mogą walczyć i posiadać barbarzyńskie kafary. Każdy z nich powinien mieć długą brodę i włosy. Na ich czele stoi Qercho. Niżej stoi bractwo topora. Należący do niego walczą toporami, lub mieczami. Każdy z nich jest ogolony na łyso. Ich przywódcom jest Salomon. Nowych członków miasta przyjmuje Ghan-Khin. Spacerując pamiętaj, aby nie wchodzić do sali tronowej ani na szczyt wulkanu. Tam właśnie do ścian (wierzchołków) wulkanu przymocowane są mocne łańcuchy podtrzymujące wiszącą na nich kratę. Na kracie stoją posągi Starożytnych na wzór tych, które stoją na Arreat - naszej świętej górze w Sanktuarium. Za wejście tam można stracić głowę. Ostatnio zaczęliśmy przyjmować do miasta inne osoby prócz barbarzyńców pod warunkiem, że przysięgną wiarę w Starożytnych. W naszym mieście kwitnie handel i rzemiosło. Rozejrzyj się trochę. Może zdecydujesz się dołączyć do nas?- Tu Horus zakończył swą mowę.
    Parę kroków dalej Reo zobaczył niezwykle piękną jaskinie. Mieszkała w niej starsza kobieta. Jak zwykle nawiązała się rozmowa między Reo a nią. -Czym się tu zajmujesz?- Zapytał. -Jestem barbarzyńską alchemiczką. Nazywam się Hestea. Możesz pohandlować ze mną miksturami, leśnym zielem oraz grzybami. Mogę także przyrządzić dla ciebie każdą miksturę. Wszystko ma swoją cenę. Życzysz sobie czegoś?- -Po drodze zebrałem kilka grzybów i lecznicze ziele. Ile dałabyś za to?- Zapytał i wyciągnął trzy dzikusy (grzyby), dwa pleśniaki (grzyby) i cztery liście xenny (zioła). -Za to mogę dać ci czternaście bryłek rudy.- -Niech tak będzie.- Potwierdził i odebrał bryłki. Już miał odchodzić, ale go zatrzymała mówiąc: -Widzę, że jesteś tu nowy? Nie chciałbyś wyświadczyć mi przysługi? Wynagrodziłabym cię za to.- Reo zgodził się na to, a Hestea zaczęła tłumaczyć: -Znasz się na grzybach. Na północny-zachód od wulkanu znajduje się polana dzików. To miejsce, w którym zgromadziło się najwięcej dzików w całej wyspie. Tylko tam jednak można spotkać bardzo rzadkie grzyby. Nazywają je pszczelnikami, bo przy nich lata zawsze dużo pszczół. Zdobądź dla mnie pięć takich grzybów. Pamiętaj tylko, że dzików nie zabijesz takim kijkiem z gwoździem, jaki posiadasz. On nie przebije twardej skóry tego zwierza.- -Postaram się wykonać to zadanie- Powiedział to i zaczął szukać kowala, który sporządziłby dla niego miecz.
    Zobaczył dach, pod którym znajdowało się kowadło i młot. Za chwile zjawił się kowal. -Znowu kobieta.- Pomyślał. Nie miał innego wyboru, wiec podszedł i zaczął rozmawiać: -Kobieta z młotem w ręku to częsty widok na tej wyspie, nie sądzisz?- -Tak. Tu kobiety muszą wziąć swój los we własne ręce.- -Jak masz na imię, ja jestem Reo.- Bardzo spodobała mu się dziewczyna i chciał się przypodobać. -Jestem Fara tutejszy kowal. Jestem także paladynem. Barbarzyńcy posiadają umiejętności kowalskie, więc im nie jestem potrzebna. Świadczę usługi i prowadzę handel z przybyszami takimi jak ty. Czego sobie życzysz?- -Nigdy nie słyszałem o kobietach paladynach.- Nikt w Sanktuarium nie widuje paladynów, bo działają w ukryciu. Skąd, więc mogą wiedzieć, że są oni wyłącznie mężczyznami. Liczą się umiejętności a nie płeć.- -Czemu, w takim razie, nie należysz do Erton? To miasto paladynów.- -Nawet nie wiesz jak tam jest nudno. W Sanktuarium po szkoleniu na paladyna również nie siedziałam w ich klasztorze. Mieszkałam kiedyś w Lut Gholein, także byłam kowalem...- -Jestem mało doświadczony. Jaki poleciłabyś mi miecz do walki z dzikami.- -Najlepszy będzie prosty, ale dobry, zwykły miecz, który robię dla takich jak ty. Będzie kosztował cię dwadzieścia bryłek. Co ty na to?- -Świetnie! Zrób go dla mnie. Ile dałabyś mi za ten kij z gwoździem?- -Ha, ha. Łap te dwie bryłki za ten kij.- Wymienili się rudami. Ta dała mu dwie a on jej dwadzieścia. Reo poczekał chwilę i podziwiał fach, jaki miała w rękach Fara. Po chwili miecz był gotowy a że nie przychodził chłopakowi żaden temat na myśl to wziął go i odszedł.
    Schodziło mu się o wiele lepiej i łatwiej niż wychodziło, więc szybciej był na dole. Skierował się na północny-zachód tak jak nakazała mu Hestea. Po drodze zabił kilka kuraków, które go atakowały. Nie był tym razem to dla niego problem. Miecz, który wykonała dla niego Fara był wyjątkowo lekki i zręczny. Wydawało się mu, że musiał już kiedyś walczyć, bo dobrze szło mu to.
    Dotarł nareszcie na polanę. Wyglądała bajecznie pięknie. Była miejscem, na którym nie rosły drzewa. Na środku tylko rosło okazałe drzewo. Wyglądało jak zaczarowane. Wokół niego pasły się dziki bujną i zieloną trawą, na którą padały jasne promienie światła. Grzyby, których poszukiwał rosły przy drzewie, więc nie dało się ich zebrać bez zabijania zwierząt. Reo wiedział, czym mogła zakończyć się samotna szarża w głąb stada, więc wymyślił inny sposób na pozbycie się dzików. Chciał zabijać je pojedynczo. Wziął do rąk kamień i rzucał po kolei do każdego z nich. Gdy zwierz podbiegał to Reo robił swoje. Gdy padł ostatni z nich to wypatroszył je i zabrał najlepsze kawałki dziczyzny. Zerwał następnie pięciu pszczelników i wyruszył do Glerdak, aby odebrać nagrodę.
    Hestea ucieszyła się widząc, że wykonał dla niej zadanie. On także był z siebie dumny, że mógł pomóc. Zastanawiał się, co dostanie w zamian. Alchemiczka przyniosła po chwili jakąś miksturę i powiedziała: -Ta mikstura to wynagrodzenie da ciebie. Mało, kto potrafi na wyspie ją wykonać. Doda ci ona sił, zręczności i umysłu. Poczujesz się dzięki niej bardziej doświadczony. To bardzo dobra nagroda. Pij do dna.- Reo podziękował za nią i wypił tak jak nakazała stara kobieta. Po spożyciu jej zrobiło mu się ciepło, oblał go pot, a po ciele przeszły mu ostre ciarki. Po chwili poczuł duży przypływ energii. Reo podszedł jeszcze do Vanaruka. Był to barbarzyński kupiec należący do bractwa topora. Sprzedał mu mięso, które zdobył na polanie. Jeden kawałek zostawił dla siebie na kolacje.
    Zbliżała się noc i Reo postanowił, że spędzi noc w Glerdak. W mieście na samym początku znajdowała się płytka jaskinia, w której rozpalone było ognisko. Wokół niego rozłożone były skóry zwierząt, a siedział przy nim młody mężczyzna. Podszedł do niego i zapytał: -Mógłbym spędzić tu noc?- -Tak. To miejsce przeznaczone jest dla takich jak ty, aby się tu przespali. Jak ci na imię?- -Ja jestem Reo a ty?- -Nazywają mnie Niedźwiedź. Śmieją się, że jestem bardzo chudy. Ty też mów tak do mnie. Mimo mojej postury należę do bractwa topora.- -Nie jesteś ogolony na łyso.- -Tylko barbarzyńcy należący do bractw muszą przestrzegać tej zasady. Inni tego robić nie muszą. Ja wierzę w starożytnych i to wystarczy. A! I mam niebieski tatuaż na szyi.- -Wystarczy wierzyć w starożytnych, aby należeć do bractwa?- -Nie, nie... Aby się dostać do bractwa należy wykonać masę zadań, które dowodzą o lojalności kandydata. Trzeba być wyjątkowo silnym i zręcznym, aby je wykonać.- Porozmawiali jeszcze trochę a potem Niedźwiedź wyciągnął nogę kuraka, nabił ją na patyk i uniósł nad ogniem, aby ją później zjeść. Reo zrobił podobnie ze swoim kawałkiem dziczyzny. Gdy nasycili się rozmawiali jeszcze długo zanim zasnęli.
    Rano rażące słońce obudziło Reo. Pożegnał się z Niedźwiedziem i wyruszył do Frinoth, aby tam ktoś poprowadził go do innego miasta. Droga minęła mu spokojnie. W ciągu niej zabił tylko jednego kuraka średniej wielkości. W mieście poszedł do Huna, który niedawno proponował, że zaprowadzi go do Erton.
    Reo poszedł tam gdzie ostatnio go spotkał. I tym razem tam był, więc powiedział: -Dalej chcesz zaprowadzić mnie do miasta ziemi?- -Pewnie. Jeśli chcesz to zaraz cię tam zabiorę.- -Chodźmy, więc!- Szli tą samą drogą, co do Glerdak, lecz droga tam się nie skończyła i szli dalej. Doszli do rozstaja dróg. Poszli w prawo a Reo zapytał: -Dokąd prowadzi druga?- -Druga prowadzi do Wacalum czyli miasta wody. Chodź już!- W końcu dotarli, do Erton. Tu Hun powiedział: -Witaj w najwspanialszym miejscu na wyspie. Tu znajdziesz spokój i siłę. Ja też chyba tu zostanę trochę żeby wyciszyć się. Idź i porozmawiaj z mieszkańcami. Na pewno ci się tu spodoba.-
    Miasto było cudem architektonicznym. Oplecione było wysokim murem, na którym stali żołnierze z kuszami. Ludzie mieszkali w kamiennych domach. Po środku miasta znajdowała się monstrualna, wielka i potężna katedra. Zdobiona była licznymi witrażami, płaskorzeźbami i fasadami. Przed jej wejściem stał całkiem duży posąg rycerza stojącego na baczność i trzymającego oburącz miecz. Ścieżki były brukowane. To miasto było świetnie skonstruowane. Mimo tego nie widać było nadmiaru ludzi w nim. Miasto raczej nie tętniło życiem. Ludzie poubierani w zbroje zachowywali się bardzo grzecznie i cicho. Miasto posiadało jeszcze jedną wadę. Było bardzo małe. Połowę miejsca zajmowała katedra a drugą połowę domy i brukowane „mini ulice”.
    Reo nie widział ludzi, z którymi mógłby porozmawiać. Wszystkich, wydawało mu się, że nic nie obchodzi to, że on tam zjawił się. Przy posągu stał człowiek, który niczym nie różnił się od pozostałych oprócz jednej rzeczy. Był czarnoskóry. Reo pomyślał, że on może udzieli mu jakiejś informacji i zapytał: -Czy możesz powiedzieć coś o tym mieście i kim jesteś?- -Jestem Drax. Zwą mnie także Niszczycielem. Jestem dowódcą Legionu Paladynów. Byłem jednym z pierwszych, którzy trafili na tą przeklętą wyspę.- -Dlaczego uważasz, że ta wyspa jest przeklęta?- -Niebiosa ukarały ludzi za ich pychę i okrucieństwo. Ta wyspa została zaczarowana tylko po to, aby najwybitniejszych tego świata zamknąć tu żeby nie przeszkadzali w demonicznym planie zniszczenia Sanktuarium i wyniszczenia ludzkości przez ich samych. A potem będzie pustka i nadejdzie piekło. Trójca się odnowi. Z nienawiści, grozy i zniszczenia, które jako jedyne zostaną na tym świecie. Dlatego w naszym mieście robimy wszystko, aby się stąd wydostać i utworzyć armię doskonałą, która zaprowadzi porządek. Modlimy się, aby niebiosa zlitowały się nad ludźmi i zesłały legendarnego człowieka, który zaprowadzi pokój w Sanktuarium. Co do naszego miasta to jest ono małe, lecz jak widzisz rozbudowane. Inne miasta nie rozumieją nas i próbują nas zdobyć. Nasi wojownicy jednak są tak wspaniale wyszkoleni, że nie zostali nigdy jeszcze tu pokonani. Dopiero niedawno to miasto zostało zbudowane. A podczas budowy wielokrotnie atakowały nas siły, Frinoth. Ci ludzie nie są prawdziwymi wojownikami. Nie rozumieją, że trzeba się stąd jak najszybciej wydostać. Nie spotkasz tu ludzi, z którymi możesz porozmawiać o byle, czym. Każdy z tych ludzi należy do tego Zakonu Paladynów. Główne zasady to: cisza, dobro i doskonalenie się do granic. Jeśli chcesz pohandlować idź do Vanasa. Gabriel jest kowalem, to on robi dla każdego naszego człowieka zbroję. Gdybyś chciał, nie za darmo, udoskonalić swoje umiejętności wojownicze to kieruj się do Swena, znajdziesz go na murze. Na mur można wyjść schodami po prawej stronie. Najważniejsi ludzie w tym mieście znajdują się w katedrze. Tym miastem włada Rey. W naszej społeczności mówi się, że jest on najsilniejszą osobą na tej wyspie. Najwyższymi wojownikami są święci rycerze, którzy zrzekli się uciech przyziemnych i interesuje ich tylko przywracanie dobra w Sanktuarium. Jest ich pięciu. Ja jestem jednym z nich. Zwykli rycerze nie są dyskryminowani. Oni także mają prawo wchodzenia do katedry. Gdybyś chciał dołączyć do nas to ja ci pomogę, lecz będziesz musiał udowodnić swoją wierność. Chcesz jeszcze coś wiedzieć?- Tu zakończył swoją długą wypowiedź. Reo zafascynowała przemowa Draxa. Podziękował mu za długą rozmowę i odszedł.
    Reo pierwszy raz poznał przyczynę zaczarowania wyspy. Trochę poruszyła go mowa, którą usłyszał, lecz nie czuł się dobrze w tym mieście. Panował w nim grobowy nastrój. Ludzie zachowywali się tak jakby jutro miał nastąpić koniec świata. Reo chciał także wejść do katedry, lecz straże nie wpuścili go tłumacząc, że tacy jak on tam wstępu nie mają. Nie rozmawiał już z innymi, bo wiedział, że wszystko, co było do powiedzenia powiedział mu Drax. Nie widząc nic do roboty postanowił opuścić, Erton. Zamierzał jeszcze tego dnia odwiedzić Wacalum - miasto wody. Nie potrzebował przewodnika, ponieważ Hun podczas wędrówki do Erton pokazał mu drogę.
    Szedł trochę niepewnie, lecz po pokonaniu wzgórza ku jego oczom ukazał się piękny widok. Miasto znajdowało się w bajecznym miejscu. Ułożone było dookoła jeziora, na które spadał wodospad. Bronione było dużą, drewnianą bramą i ogrodzone palami z tego samego surowca. Lewa i północna część nie była ogrodzona, ponieważ broniły ich wysokie góry. Jedna ze ścieżek w mieście prowadziła do góry wzdłuż północnej i lewej ściany. Tam znajdowały się dwa inne poziomy. Tradycyjnie jak w innych obozach tam nie wolno wejść było nikomu niepowołanemu.
    Reo po wejściu do miasta wody zobaczył całkowite przeciwieństwo Erton. Miasto tętniło życiem, handlem, hazardem i rozmowami. W mieście żyło chyba aż tyle ludzi, co we Frinoth. Od razu po wejściu zaczepił go pewien człowiek mówiąc: -Hej ty!- -Kto? Ja?- Zdziwiony Reo zapytał. -A kto? Widzisz tu kogoś prócz ciebie?- Lekceważąco powiedział nieznany człowiek. -Pełno tu innych ludzi. Co chcesz ode mnie?- -Jestem Grey. Mówią na mnie także Łowca, ponieważ tym zajmuję się. Mimo że to miasto niby jest stolicą magii na tej wyspie, to rozwijają się tu także inne sztuki. Ja chciałbym zaoferować ci moje usługi. Mogę nauczyć cię zdzierania skór z dzikich zwierząt, pazurów i zębów. Przyda ci się ta umiejętność. Wierz mi szybko zwróci ci się to, co zainwestujesz w tą wiedzę. I jak?- -Przyjdę do ciebie, gdy się zdecyduje. Jakich sztuk mogę się jeszcze nauczyć w tym mieście?- -Leo nauczy cię sztuki kradzieży. Buller to mistrz strzelania z łuku. Kao pokaże ci jak poprawnie władać bronią jednoręczną a Trewor bronią dwuręczną. Najpierw jednak będziesz się musiał nauczyć tej pierwszej sztuki. Oczywiście jest tu masa szkół magicznych: czarodziejek, druidów, nekromantów i magów ładu. Zanim jednak do nich wstąpisz musisz zdać test Ylosa. To tyle.- Reo zakończył rozmowę i poszedł dalej.
    Przy studni stał mędrzec w habicie. Reo uznał ze warto z nim porozmawiać. Przywitał go słowami: -Witaj jestem nowy i chciałbym dowiedzieć się coś o tym mieście.- -Ja jestem Ylos. Zajmuję się rekrutacją nowych mieszkańców Wacalum. Jak widzisz miasto znajduję się nad pięknym jeziorem. Jest ono nietykalne, nie wolno do niego wchodzić, ponieważ gdyby każdy do niego wszedł to z pewnością stałoby się nie tak piękne i nieskazitelne jak teraz. Tu najważniejsza jest magia, choć posiadamy też siły zbrojne, które widzisz przy bramie i przy wejściu na drugi i trzeci poziom. Na drugim znajdują się szkoły magii a trzecim władze miasta. Ten poziom jest niewidoczny. Znajduje się za wodospadem. Na te poziomy nie wolno ci na razie wejść. My teraz znajdujemy się na pierwszym poziomie. Znajdziesz tu wiele. Możesz nauczyć się jakiejś pożytecznej umiejętności albo pohandlować. Znajdziesz tu wielu ciekawych ludzi. Gdybyś chciał się przespać to możesz to zrobić przy ognisku po prawej stronie od bramy. To chyba tyle.- -Kto rządzi w tym mieście. Miastem włada wysoka rada. Składa się ona z czterech najwyższych magów szkół magii i szefa wojska.- -Słyszałem, że wasze miasto posiada własną kopalnie rudy?- -Tak, to prawda. Znajduje się na północ od miasta. Handlujemy nią z Amazonkami. Nasza ruda przeciwnie od innych miast jest magicznie namagnetyzowana. Sprawia to, że żadna strzała ani bełt jej nie przebije. Dzięki temu Amazonki są w Sanktuarium niepokonane. One jednak są mądre i nie wykorzystują tego do podbojów. Dlatego właśnie tylko im ją sprzedajemy. Dzięki połączeniu czterech magii i rozumu Drognana, najpotężniejszego maga ładu, otrzymujemy rudę magicznie namagnetyzowaną.- -Drognan to ktoś ważny?- -Tak. To członek wysokiej rady a przede wszystkim magik, który stworzył razem z dwoma innymi magami czar, który zabrania nam opuścić tą wyspę.- -Jeżeli to przez niego powstało to zaklęcie to, dlaczego go tak wysławiacie?- -To zaklęcie to był wypadek. Chodziło o coś zupełnie innego. Magowie nie chcieli, aby stało się to, co teraz jest. Mieszkańcy naszego miasta z pomocą Drognana chcą się stąd wydostać. Inne miasta, oprócz Frinoth, także tego chcą, lecz to my jesteśmy tego najbliżsi.- -Dlaczego we Frinoth nie chcą się wydostać stąd?- -Portonowi i jego pionkom podoba się tu. Wszystkie zyski ze sprzedaży rudy wędrują do nich, przez co czują się tu jak w raju.- -Dzięki za rozmowę.- Powiedział Reo i odszedł.
    Nadchodziła noc, kupcy powoli zwijali swe stragany. Wojownicy siadali przy ognisku a zwykli mieszkańcy zamykali swe domy. Reo usiadł przy ognisku, które wskazał mu Ylos. Upewniwszy się, że nikt go nie widzi wyciągnął z kieszeni pozłacany kawałek żelaza i list, który znalazł pierwszego dnia jeszcze przed wylądowaniem na wyspie. Wpatrywał się obu przedmiotom w milczeniu i zastanawiał się nad tym, co to jest. Później zasnął zmęczony dniem.
    Tak minęły jego pierwsze dni na wyspie. Przez nie poznał wszystkie miasta i nabył trochę doświadczenia we władaniu bronią.

    IV

    Reo spędził trochę już trochę czasu na wyspie. Wędrował po miastach i poznawał bezpieczniejsze terytoria na wyspie. Nabywał doświadczenia w strzelaniu z łuku, ponieważ dużo polował, aby co nieco zarobić. Zbliżał się Lipiec a Reo spędził na wyspie już dwa miesiące. W końcu zdecydował się, chyba, na ważną decyzje. Postanowił mianowicie wstąpić do szeregów miasta ognia Frinoth, ponieważ gdyby został strażnikiem mógłby dostać się do wewnętrznej części miasta. Sądził, że da radę sprostać zadaniom mu zadanym. Miasto nie nastawiało się na to, że będzie walczyć o ucieczkę z wyspy a to z kolei nie podobało się mu. Miał trochę inne plany, co do ucieczki z wyspy niż wszyscy tu, ale o tym później.
    Stanął po raz wtóry przed bramą Frinoth, czuł się pewnie i tego dnia miał ochotę zawojować świat. Z opowieści w innych miastach Reo nabrał antypatii do Portona zanim go poznał, więc trochę nie za bardzo chciał dołączyć do jego szeregów. Zdecydował się jednak na to i uważał, że nie było już odwrotu. Choć gdyby chciał to mógłby cofnąć się i pójść do innego miasta.
    Podszedł do Morreza, którego już, co nieco poznał i oznajmił: -Zdecydowałem się na wstąpienie w wasze szeregi. Co mam dla ciebie zrobić?- -Późno podjąłeś tą decyzję wielu, których przybyło z tobą już od dawna należy do miast. Oczywiście masz do tego prawo. Widzę, że silny z ciebie mężczyzna. Skoro nie należysz jeszcze do żadnego miasta to nie masz pewnie jeszcze żadnych wrogów w innych niż nasze miasto. Wykonaj dla mnie jedno zadanie a nabędę dobrego zdania o tobie. W Wacalum nasze miasto ma informatora. Ma na imię Joachim. Znajdziesz go stojącego przy wodospadzie. Powiedz, że ja cię przysłałem i że przyszedłeś po informacje o plaży. On wszystko ci wytłumaczy potem przyjdź do mnie i przekaż mi to, co on ci powie.- Tu zakończył, lecz Reo pytał dalej: -Czy wtedy zostanę przyjęty do miasta?- -W tedy tylko zasłużysz na moje zaufanie, lecz oprócz mnie musisz nakłonić do siebie jeszcze innych strażników. Nie ukrywam jednak, że to zadanie jest najważniejsze.- -Zobaczę, co da się zrobić.- Tymi słowami Reo zakończył rozmowę.
    Podszedł za chwilę do Gerolda, z którym rozmawiał już pierwszego dnia, gdy wylądował na wyspie. Rozmowę rozpoczął słowami: -Witaj przyjacielu. Jak ci się wiedzie? Czym mogę ci się przysłużyć abyś szepnął o mnie parę ciepłych słów Morrezowi?- Mówiąc to podał rękę witając go. Na to Gerold odpowiedział: -Dawno nie widziałem cię tu. U mnie w porządku, jak zawsze. Gdybyś był tak dobry to, gdy będziesz kiedyś w Wacalum to powiedz Leo’wi żeby przyszedł do mnie. Mam do niego ważną sprawę. Gdy to uczynisz to przyjdź do mnie a szepnę, co nieco o tobie Morrezowi. To wszystko, o co cię proszę.- -Z przyjemnością wykonam to dla ciebie. A tym czasem żegnaj.- Powiedział i odszedł szukając następnego ważnego strażnika.
    Nieopodal stał Dely. Jak zwykle czytał mapy. Reo podszedł i zapytał: -Co to za mapa?- -Chciałbyś wiedzieć chłopcze.- Odpowiedział. -Próbuję dostać się do tego miasta. Czy mogę coś zrobić dla ciebie abyś powiedział Morrezowi coś dobrego o mnie?- -Skoro pytasz o mapę to powiem ci, że prowadzi ona do jaskini w górach niedaleko wulkanu. Podobno jest tam drogi kamień szlachetny zwanym sercem goblina. Gdybyś go dla mnie zdobył to byłbym wdzięczny. Zyskasz moją dobrą opinię o tobie. Chcesz tą mapę?- -Pewnie, że chcę. Wybieram się akurat w tamte strony.- -No to załatwione.- Reo odszedł szukając Dantego.
    Dante stał jak zwykle przy arenie walk. Reo powiedział: -Witaj! Chciałbym dostać się do miasta i zależy mi na twojej dobrej opinii.- -Aby dostać się do miasta musisz pokazać swoją siłę i waleczność. Wyzwij na pojedynek dwóch wojowników i wygraj z nimi a zasłużysz na moją przychylność.- -Świetnie! Kogo radzisz mi pokonać?- -Możesz wyzwać Frazza, Sina lub Berta. Tylko oni są obecni. Niezależnie, którego wybierzesz to, jeśli wygrasz to będzie wielki wyczyn.- -Idę, więc uporać się z tym zadaniem.- Sin stał niedaleko. Był łysy i postawny, zaopatrzony w wyjątkowo ładny miecz. Po krótkiej rozmowie poszli do walki na arenie. Reo był bardzo pewny siebie. Przez te dwa miesiące nabył siły i świetnie władał mieczem. Zręcznie stosował uniki i jeszcze lepiej zaskakiwał mocnymi ciosami przeciwnika. Walka zakończyła się jego zwycięstwem. Całej walce przyglądał się Dante. Bardzo zaskoczyła go waleczność Rea i gdy zwyciężył zaczął klaskać. Po chwili do zwycięzcy podbiegł Frazz mówiąc: -Z Sinem poszło ci łatwo, lecz teraz stań ze mną do walki! Zobaczymy czy dalej będziesz taki waleczny.- -Jak sobie życzysz- Odpowiedział wyciągając miecz. Walka była zacięta. Reo ledwo nadążał z unikami. Po mocnym uderzeniu mieczy obaj upadli. Wyzwany korzystając z okazji szybko wstał i wytrącił miecz z ręki Frazzowi. Tak Reo pokonał dwóch wojaków na arenie i dzięki temu zdobył uznanie Dantego, który wydawał się być pod wielkim wrażeniem tego czynu.
    Przyszła pora na Chane, która była kowalem. Reo zapytał ją: -Co mógłbym dla ciebie wykonać abyś wstawiła się za mnie u Morreza?- -Pewnie pragniesz dostać się do strażników? Mam jedno, ogromne życzenie. Bardzo chciałabym zdobyć namagnetyzowaną rudę z Wacalum. Mogłabym wtedy zrobić wspaniałe zbroje i bronie. Chciałabym mieć jej choć trochę, aby ją domieszać do stopów, które robię. Mi nie wolno tam chodzić, a i ta ruda jest trudno dostępna. Ty jeszcze nie należysz do żadnego obozu to możesz tam pójść. Przynieś mi, choć dziesięć takich bryłek a wstawię się u Morreza za tobą.- -Wykonam to zadanie z przyjemnością.- Uśmiechnął się i odszedł.
    Po chwili zobaczył Sokoła i podszedł do niego mówiąc: -Chcę zostać strażnikiem i potrzebuje twojego dobrego głosu, gdy Morrez zapyta cię o mnie.- -Chętnie spełnię twoje życzenie, jeśli ty spełnisz moje.- -Jakie ono jest?- -Frazz, wojak z areny winien mi jest sto bryłek rudy. Zmuś go, aby mi je oddał. To cwaniak. Wie, że mi nie wypada walczyć mi z tak nisko postawionymi osobami jak on, więc nie boi się mojego gniewu.- -Postaram się wykonać to zadanie, oj ja się postaram...- Reo podszedł do Frazza i powiedział: -Już nie jesteś taki cwany jak przegrałeś?- -O co ci chodzi?! Odejdź stąd. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.- -Odejdę, gdy oddasz Sokołowi pieniądze, które jesteś mu winien!- -Nie wiem nic o żadnych pieniądzach. Odejdź stąd!- -Może ci przypomnieć moim mieczem?- -To, że mnie pokonałeś na arenie nie znaczy, że możesz wyłudzać ode mnie rudę.- -Chyba jednak użyję miecza.- -Dobrze masz te sto bryłek rudy i daj mi święty spokój.- -A odsetki za zwłokę?- -Masz jeszcze dwadzieścia bryłek i idź już sobie.- -No widzisz. Jak chcesz to potrafisz być miły.- Tak Reo zyskał dwadzieścia bryłek rudy dla siebie i przychylność Sokoła.
    Reo jeszcze tylko Utera nie pytał o jego zadanie, więc to zrobił, na co Uter odpowiedział mu: -Lubię cię, dużo już dla mnie zrobiłeś, więc zadanie dla ciebie będzie proste. Ja i Janek chcemy wymyślić nowy trunek do tawerny. Przynieś trzy rodzaje ziół, tylko nie cebulnika, a postaramy się zrobić nową nalewkę ziołową, która ma szansę być przebojem w karczmie. Gdy to zrobisz to powiem Morrezowi żeby cię przyjął.- -Nie ma sprawy, to będzie proste.- Powiedział i odszedł.
    Reo ruszył wykonać zadania. Najpierw pospieszył do jaskini zaznaczonej na mapie Deyly’ego. Po drodze znalazł zioła dla, Utera, lecz ni opłacało mu się wracać do miasta je zanieść. Po drodze zabił parę kuraków i pierwszy raz jeżowca, którego trudno mu było zabić. Pokaleczył się trochę walcząc z bestią. W końcu zobaczył jaskinię, do której zmierzał. Stanął u jej wejścia a wtedy wyleciały nietoperze. Gdyby tylko one wyleciały... Po chwili pojawiła się grupka goblinów szarżujących na niego. Reo uciekał i starał się pojedynczo je zabijać, lecz nie zdołał daleko uciec. Ani się spostrzegł a już małe stworki były dookoła niego. Szybko obezwładniły biedaka.
    Reo obudził się w ciemnej grocie, gdzie nic nie było widać. Był związany. Słyszał tylko oddech kogoś z jego prawej strony. Strasznie bolała go głowa. Po chwili szeptem zapytał: -Jest tu, kto?- Zaraz odezwał się głos: -Jest. Siedzi tu już od trzech dni.- Głos wydawał mu się znajomy i zapytał ponownie: -Kto?- -Jestem Hestea...- -Naprawdę to ty?- Przerwał Reo. -Przecież my się znamy. Zbierałem dla ciebie Pszczelniki.- -Naprawdę to ty? Jak się tu dostałeś?- Zapytała kobieta. -Szukałem serca goblinów i przegrałem z nimi bitwę. Nic już później nie pamiętam, pewnie uderzyły mnie w głowę i zaniosły tutaj. Niedawno się obudziłem. A ciebie jak złapały?- -Gdy zbierałam zioła także uderzyły mnie w głowę i zaniosły tutaj. Po co ja przychodziłam pod tą jaskinię.- -Ciekawe jak głęboko jesteśmy pod ziemią- -Znając gobliny to bardzo głęboko. Po co ci serce goblinów?- -Próbuje dostać się do straży we Frinoth i to było moje zadanie od jednego ze strażników.- -Trudno, skoro tak zdecydowałeś. Lubiłam cię.- -Mam trochę inne plany, co do tego miasta.- -Mniejsza o to. Gdybym miała teraz moją sakwę z ziołami...- -Po co ci ona?- -Zioła, które tam miałam dają po zjedzeniu chwilowy przypływ sił tak wielki, że można by rozerwać te więzy ręcznie.- -Ja po drodze znalazłem trzy zioła. Może któreś z nich to jest to, które miałaś w sakwie? Nie wiem tylko czy uda mi się wyciągnąć je z kieszeni.- Reo sięgnął do kieszeni i karkołomnymi ruchami wyjął zioła a następnie dał je zielarce i powiedział: -Potrafisz je rozpoznać, tu nic nie widać.- -Po zapachu myślę, że ten to Brulond, ten to zapewne Florrum, lecz ten... tak to jest chyba to, czego szukamy, tak to jest Trójsił Parzysty. Masz, zjedz go i rozerwij liny twoje i moje.- Reo zjadł zioło i rozerwał liny. Później nogi zaczęły mu się uginać i czuł się jak po kilku kuflach piwa. -Co się ze mną dzieje?- Zapytał. -Zapomniałam ci powiedzieć. Możesz się teraz czuć trochę roztrzepany, ale to raczej dobrze, bo mamy szanse dzięki temu się stąd wydostać.- -Jak to?- -Zaraz zobaczysz, chodźmy już.-
    Po chwili zobaczyli goblina trzymającego miecz Rea. Właściciel miecza (był pod wpływem ziela) podszedł do goblina od tyłu, wykręcił mu kark i zabrał zgubę mówiąc: -Oddawaj złodzieju, nie twoje.- Hestea tylko się podśmiechiwała. Radził sobie z kolejnymi goblinami tak łatwo jak nigdy z niczym. Nie zdawał sobie chyba sprawy, że wybił chyba połowę wszystkich goblinów, które istnieją. Po przejściu drogi natrafili na okrągłą komnatę. Trochę była rozjaśniona i wyglądała na salę tronową. Po chwili wyleciały dwa gobliny ubrane w złote zbroję a za nimi król goblinów z tej wyspy. Reo jakby nigdy nic wybił i tych przeciwników. I wtedy jakby wróciła mu świadomość. Powiedział wtedy: -Mocne było to zioło, już wiem, co miałaś na myśli.- Później zabrał złote zbroje i koronę królowi, zyskał także miecz króla, który był niewątpliwie lepszy od jego własnego. Po chwili obok tronu zobaczył skrzynie, w której był cudowny klejnot zwany sercem goblina i złoty kielich, który miał zamiar sprzedać. Tak obładowany złotem razem z Hesteom udał się do wyjścia. Później odprowadził alchemiczkę do kładki prowadzącej do Glerdak. Wręczył jej także jedną złotą zbroję twierdząc, że i tak by nie doniósł jej do Wacalum, do którego się wybierał.
    Reo przybył do miasta wody, które było najbliższe jego sercu. Nie wstąpił do niego, ponieważ bardziej chciał zostać wojownikiem niż magiem. Z resztą chciał spotkać się z Cainem.
    Reo chciał sprzedać zbroje i kielich kowalowi, którym w Wacalum był Ohre. Kowale zawsze przyjmują pozłacane i ciekawe przedmioty. W tym momencie przyszła mu myśl do głowy... Zapytał kowala: -Jak można zdobyć namagnetyzowaną rudę?- (Kowal był strasznym paplą i chwalipiętom z tego, co słyszał Reo od mieszkańców.) -Ooo! To nie taka prosta rzecz... tylko ważne osoby mogą ją posiadać. Nie wolno ją handlować. Ale ja z racji, że jestem najzacniejszym obywatelem tego miasta posiadam ją.- -A gdzie zwykle najzacniejsze osoby trzymają taką rudę?- -Zwykle w skrzyniach, które są w każdym domu.- -Achaa... to ciekawe...- Nie trudno domyślić się, że Reo zaraz udał się do Lea.
    -Witaj Leo. Jak się masz?- zapytał rozpoczynając rozmowę. -W miarę jakoś leci.- -Mógłbyś nauczyć mnie kradzieży?- -Z chęciom. To będzie kosztowało pięćdziesiąt bryłek rudy.- -Proszę bardzo.- -Na początku musimy upewnić się czy nas nikt nie widzi. Potem bierzemy do rąk wytrych i kręcimy kombinacją ruchów. Każda skrzynia ma inny układ, więc można złamać wytrychy. Musimy zapamiętywać układy poprzednich przekręceń inaczej złamiemy zbyt dużo wytrychów. To chyba wszystko.- -Dzięki. Masz może do sprzedania wytrychy?- -Tak jeden kosztuje dwadzieścia bryłek.- -Daj mi trzy takie.- -Oto one.- -A! Byłbym zapomniał. Gerold z Frinoth chciał abyś go odwiedził. Ma jakąś ważną sprawę do ciebie.- -Dzięki że mi powiedziałeś. Ty wybierasz się, do Frinoth?- -Tak, ale dopiero jutro, bo niewiele już dnia zostało.- -Przyjdź jutro do mnie jak będziesz szedł to pójdziemy razem.- -Nie ma sprawy. Zaprowadzę cię do Gerolda.- Tak zakończyła się ich rozmowa.
    Wesoły Reo z wytrychami w ręku zakradł się do chaty zajętego rozmową Ohre. Otwieranie skrzyni poszło mu łatwo, bo udało się za pierwszym razem. Tam znalazł równe dziesięć potrzebnych mu bryłek namagnetyzowanej rudy. Potem wyślizgnął się niezauważony przez okno.
    Joachim tak jak opisywał Morrez stał przy wodospadzie. Reo niepewnie podszedł do niego i zapytał: -Czy ty jesteś Joachim?- -Tak, chyba tak.- -Przysyła mnie Morrez z Frinoth.- -Co chce wiedzieć?- -Kazał abym przyniósł mu od ciebie informacje o plaży- -Słuchaj uważnie: Plaża znajduje się na północ od kopalni wody. Prowadzi do niej ścieżka, która przechodzi przez kładkę na leśnej rzece. Plażę chroni dwóch wojów z Wacalum. Amazonki przyjeżdżają raz na dwa tygodnie w Czwartek. To tyle. Zapamiętałeś?- -Chyba tak, dzięki.- Tak zakończyła się rozmowa i ten niezwykły, i pełen wrażeń dzień, który Reo niewątpliwie będzie wspominał.
    Ranek był nieprzeciętnie piękny, a kwiaty pachniały przepięknie. Po zjedzeniu czegoś Reo poszedł po Lea, z którym spędził podróż do Frinoth. Podczas drogi zerwał trzy zioła dla Utera, ponieważ tamte „złóżyły” się. Droga minęła wyjątkowo spokojnie. Nawet jeden kurak nie zaatakował wędrowców. Gerold ucieszył się, gdy zobaczył Lea i powiedział Reowi, że się odwdzięczy mu za przysługę. Chana także była bardzo ucieszona z bryłek rudy, które jej przyniósł i obiecała powiedzieć Morrezowi o jej dobrym zdaniu na temat Rea. Uterowi podobały się zioła i także obiecał to samo.
    Podszedł do Delyego, który wydawało mu się, że go nie lubi. Rozmowę zaczął słowami: -Ciężko było, ale zdobyłem dla ciebie serce goblina, o które prosiłeś.- -Naprawdę tego
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzydziestkaa.pev.pl
  •