Rzyg kulturalny
Witamy w krainie zwanej Malkhut, gdzie najwieêkszym wrogiem cz³owieka jest drugi cz³owiek, i tam gdzie nie brak przeszkód na szlaku ¿ycia …
Tu i tam
***
Strona pierwsza - Folia Fundamentalna
-------------------------------------------
Prolog
„W moim sercu zabrzmia³ g³os, który dawa³ wyra¼ny sprzeciw temu, co me oczy
widzia³y, temu, w co uszy nie wierzy³y. D¼wiêk krzyku, który przeszywa³ mnie coraz bardziej z ka¿d± chwil± spêdzon± na tym polu mordu, by³ przera¿aj±cy. Widz±c woko³o tylko ¶mieræ i ból my¶la³em tylko, co mo¿e staæ siê ze mn± i z m± ukochan± rodzin±. Wtedy na mej twarzy, twarzy m³odzieñca pojawi³a siê krew, czerwona krew moich najbli¿szych osób, które nadawa³y sens memu ¿yciu. Teraz my¶la³em tylko o celu, celu, który chcê sobie obraæ. Znale¼æ drogê ¿yciow±, któr± bêdê szed³ …”
Napisawszy trzy ostatnie kropki w swojej ksiêdze, m³ody najemnik, którego skóra, widocznie wyniszczona przez d³ugie podró¿e, które ka¿dego dnia przebywa³, zamkn±³ ma³y, prywatny pamiêtnik, który mu towarzyszy³ do czasu tragedii w jego mie¶cie, dramatu, który porwa³ za sob± jego rodzinê, podporê jego ¿ycia, fundament bytu.. Jego zielone oczy ¶wieci³y siê, niczym s³oñce na krystalicznym niebie, usta wyblad³e, które ju¿ od d³u¿szego czasu siê nie otwiera³y i nie kierowa³y swych s³ów do ¿adnych uszu. W³osy d³ugie, nie dbale spiête z ty³u grubym sznurem, ubranie, które sk³ada³o siê z starej, br±zowej i zdewastowanej kamizelki, pod któr± le¿a³a na jego potê¿nym i atletycznym ciele koszulka, której prawdziwego, pierwotnego koloru nie mo¿na by³o poznaæ, gdy¿ nie jedn± przygodê w swojej historii zapisa³a, by³o wyniszczone. Jego nogi pokrywa³y skórzane, rdzawe, wi±zane po bokach, d³ugie spodnie. Buty, które dosta³ od pewnego sk±pego kupca, któremu poczyni³ przys³ugê, nie wyró¿nia³y siê niczym od obuwia zwyk³ego ch³opa z pola.
Jego g³owê przewierci³y tysi±ce my¶li na temat sensu jego dalszego ¿ycia, kiedy wpatrywa³ siê na tytaniczne szczyty gór. Wybra³ drogê, która wydawa³a mu siê najrozs±dniejsza, zosta³ cz³owiekiem, który ¿y³ tylko po to by zem¶ciæ siê na tych, którzy wyrz±dzili to, co zmieni³o jego ¿ycie na zawsze. By³ samotny, nie mia³ nikogo, z kim móg³by siê podzieliæ swoimi uczuciami. Kiedy¶, kiedy by³ jeszcze dzieckiem, marzy³ o tym by zostaæ podró¿nikiem, wyruszyæ w drogê i nigdy nie powróciæ do swej wioski, my¶la³, jakby to by³o wspaniale gdyby mierzy³ swe ostrza z gard³ami najdziwniejszych i najpotê¿niejszych potworów. Los obdarowa³ go tym, czym chcia³, poniós³ jednak za to bardzo wysok± cenê. Teraz jego my¶li obróci³y siê w ca³kiem innym kierunku, chcia³ byæ zwyk³ym dzieckiem, który spêdza czas wraz ze swoja rodzin±. Jest jednak na to ju¿ za pó¼no. Wiedzia³, ¿e to tylko mrzonka. Teraz w jego chaotycznych jak najgorsza wojna my¶lach pojawi³a siê twarz wojownika, potê¿nego i mê¿nego wojownika, który od najm³odszych lat uczy³ pos³ugiwaæ tego zamy¶lonego m³odzieñca najró¿niejszymi ostrzami. W jego g³owie zabrzmia³o s³owo „Ojcze”, które ju¿ od wielu lat odbija³o siê g³ucho po zakamarkach jego duszy, niczym ³za i smutku ból, gdy ¿egna³ siê wtedy ze swoj± rodzin± na zawsze.
Rozmy¶laj±c nad swym losem, musia³ te wszystkie wspomnienia i marzenia odrzuciæ od siebie i swej zranionej ju¿ od dawna przez bieg wydarzeñ duszy nie lêkaæ, gdy¿, najemnik jak to najemnik, mia³ na karku kolejne zlecenie. Tym razem nie by³o ono jednak takie ciê¿kie jak poprzednie us³ugi. Nale¿a³o odbiæ dwóch jeñców z r±k bandy pó³ ogrów. Wbrew pozorom dla m³odzieñca by³a to lekkie zadanie, lekkie w porównaniu z innymi zleceniami, jakie dostawa³. Przyk³adem ciê¿kiej misji, któr± dobrze zapamiêta³ i wyry³ w swej historii najemnik, by³o powstrzymanie trzech kap³anów przed zabiciem jednego ze szlachciców z Ammatti, kraju po³o¿onego na zachodzie od krainy Malkhut, w której urodzi³ siê, mieszka³ i przebywa³ teraz m³ody wojownik. Wspominaj±c t± walkê, ch³opak podwin±³ nogawkê od spodni ods³oni³ g³êbok± niczym jama nied¼wiedzia górskiego ranê, która w³a¶nie tamtego dnia pojawi³a siê na jego ciele. Zwój, który u¿y³ jeden z kap³anów, wywo³a³ wielkiego i silnego, podobnego do wê¿a i poruszaj±cego siê tak jak on, stwora, przez którego w³a¶nie obra¿enie pojawi³o siê na nodze m³odzieñca. To zdarzenie by³o równie¿ przyk³adem tego, ¿e czasem musia³ stawiæ siê po z³ej stronie, ciemnej lewicy. Szlachcic ten sam wywo³a³ na siebie gniew kap³anów przez nie dotrzymanie z nimi umowy. Kellodivo Matoyoni, bo tak nazywano tego szlachcica, da³ najemnikowi znacznie g³êbiej siêgn±æ w sw± sakiewkê ni¿ kap³ani, dlatego w³a¶nie ich magiczne gard³a spotka³y siê z mieczami m³odego, lecz do¶wiadczonego mê¿czyzny. Gdyby by³o inaczej, zapewne przeznaczenie ostrzy najemnika skierowa³oby siê stron± ¶mierci w kierunku Kellovidoa. W g³êbi duszy i serca ten m³odzieniec chcia³ stawiæ siê po stroniê tych nieszczêsnych kap³anów, nie wiele jednak by z tego mia³, a musia³ przecie¿ przetrwaæ, do czego nie zbêdne by³o z³oto.
Pomy¶la³ jednak, ¿e nie ma czasu na wspominanie dawnych zleceñ, teraz musia³ obmy¶liæ projekt, projekt do swojej nowej misji. Ten, który powierzy³ to zadanie najemnikowi, obieca³ ca³e 2500 sztuk z³ota, prawdziwego z³ota, jedno jest pewne, lekka i op³acalna praca, to by³o w tej chwili najwa¿niejsze dla m³odzieñca. Uwielbia³ takie zlecenia.
Za horyzontem szybko skry³o siê s³oñce, tak jak miecze najemnika w pochwach, które by³y w ka¿dej chwili gotowe do u¿ycia. Obmy¶liwszy plan, uda³ siê w krainê snu, z jednej strony jednak by³ ca³y czas czujny.
Jego sen przerwa³ podejrzany pisk zza krzaków. Bez zastanowienia wsta³ ze swojego starego i brudnego koca, na którym odpoczywa³ ka¿dej nocy i wyj±³ ze swych pochew krótkie miecze, piêknie zdobione, których rêkoje¶ci splata³y ze sob± z³oto i srebro z prawdziwego zdarzenia. By³y to miecze, którymi pos³ugiwa³ siê jego ojciec, mocny i silny wojownik, który jednak du¿± zrêczno¶ci± siê nie wykazywa³. M³odzieniec zastanawia³ siê wiele razy, po co jego ojcu dwa krótkie miecze, skoro jego d³onie bez problemu mog³y dzier¿yæ doskonale wykuty miecz oburêczny. Za ka¿dym razem przypomina³ sobie jednak, ¿e te miecze nale¿a³y kiedy¶ do jego rodziciela, a zarazem mistrza, który go trenowa³ na przedniego wojownika. Powiada³, ¿e to w³a¶nie sentyment trzyma go przy tych ostrzach i, ¿e to w³a¶nie z nimi w rêkach czuje siê najlepiej. Teraz jednak nie by³o czasu na zastanawianie siê. M³ody wojownik zbli¿a³ siê bezszelestnie do zaro¶li, zza których wydobywa³ siê d¼wiêk. Ods³oni³ swymi zwinnymi d³oñmi cicho li¶cie krzaka, który by³ o kilka g³ów wiêkszy od niego, ujrza³ wtedy dwa wielkie ptaki. S³ysza³ i uczy³ siê o nich. Pochodzi³y one z gatunku zwanego Archaeopteryx, bardzo rzadkiego, którego tylko niektóre istoty zdo³a³y ujrzeæ. Rasa tych ptaków by³a bardzo gro¼na, nie tylko dla innych gatunków, lecz tak¿e dla swych pobratymców. A ci dwaj przedstawiciele byli w³a¶nie tego dowodem. Zaciêta i harmonijna walka miêdzy nimi zachwyci³a m³odego najemnika, który pierwszy raz na oczy widzia³ te istoty. Ze swoich nauk na ich temat nauczy³ siê, aby nie zbli¿aæ siê do Archaeopteryxów, dlatego w³a¶nie, stoj±c zza ga³êzi krzewu nie ruszy³ siê ani o krok w stronê pojedynku. Wiedzia³, czym mog³o to siê skoñczyæ. ¯ó³ty, ostry niczym niezauwa¿alny nó¿ w ciemn± noc dziób, wbi³by siê w cia³o cz³owieka bez problemu, tu³ów nie ró¿ni³ siê zbytnio od tu³owia zjadacza chleba, za to rêce i nogi zakoñczone ostrymi pazurami, które nie jedno ostrze przewy¿szy³oby sw± moc±. Dolne koniczyny umiê¶nione i potê¿ne, rêce za to cienkie niczym ga³±¼ krzewu, na którym le¿a³a d³oñ zachwyconego m³odzieñca. „Z±b w z±b ten sam wizerunek, którego uczy³ mnie ojciec” – rzek³ w my¶lach ch³opak. Widz±c ci±g³± wymianê ciosów, m³odzieniec oceni³, ¿e jego umiejêtno¶ci, które dzier¿y³ po ojcu i te, których nauczy³ siê w czasie podró¿y nie dorówna³yby sile i gracji ciosów ¿adnego z Archaeopteryxów. Wola³ odej¶æ i nie przebywaæ w pobli¿u tych nikczemnych stworzeñ. Schowa³ do pochew z powrotem swe krótkie miecze i uda³ siê w stronê swego miejsca pobytu, które mo¿na nazwaæ „ma³ym obozem”.
Zabrawszy wszystko uda³ siê na poszukiwanie innego miejsca, gdzie móg³by siê zatrzymaæ. Nie móg³ jednak zbyt daleko siê udaæ, gdy¿ jutro, punktualnie w po³udnie, kiedy s³oñce bêdzie najbardziej ogrzewa³o czo³a ras na ziemi, ma odbiæ jeñców porwanych przez pó³ ogrów, którzy przebywali kawa³ek za strumieniem, przy którym pod±¿a³ samotny najemnik. Znalaz³szy miejsce gdzie mo¿e siê zatrzymaæ, narzuci³ natychmiast na siebie koc, aby siê rozgrzaæ. Noc zapowiada³a siê na naprawdê zimn± i wietrzn±. Nie by³o by w tym nic z³ego gdyby nie to, ¿e m³odzieniec nie móg³ rozpaliæ ognia, gdy¿ wtedy prawdopodobnie ci, od których mia³ odbiæ jeñców, odkryliby, ¿e s± ¶ledzeni. Musia³ jednak przetrwaæ. Nie raz w podró¿y trafia³y siê gorsze warunki. Jednak nawet zimny niczym szczyt gór w ¶rodku zimy wiatr nie przeszkodzi³ podró¿nikowi w przyjemnym i ciep³ym ¶nie.
- Nie ! – najemnik obudziwszy siê z deszczem potu na jego zmêczonym czole i z przera¿eniem w oczach krzykn±³. Nie pamiêta³ swego snu, domy¶li³ siê jednak, ¿e mia³ pewnie on zwi±zek z jego wspomnieniami. Wsta³ natychmiastowo, gdy¿ nie mia³ czasu na bezczynne odpoczywanie. Nad drugim brzegiem jeziora zauwa¿y³ poruszaj±c± siê postaæ. Nie by³o w±tpliwo¶ci. By³ to pó³ ogr, pytanie, co robi te¿ od razu znalaz³o swoj± odpowied¼. Potwór ³owi³ ryby, widocznie jeszcze jego banda nie zakosztowa³a porannego posi³ku. Na sam± my¶l o ¶niadaniu, najemnikowi z ust pociek³a ¶lina. Nie jad³ od wczorajszego poranka, wszystkie zapasy ¿ywno¶ciowe le¿a³y ju¿ wygodnie w brzuchu m³odzieñca. Rozproszywszy szybko my¶li o pysznych i smakowitych posi³kach, najemnik od razu wkroczy³ do akcji. W ci±gu kilku sekund plan odbicia jeñców uleg³ ca³kowitej zmianie. M³ody wojownik bardzo zrêcznie i b³yskawicznie niczym ruda wiewiórka wskoczy³ na drzewo, które sta³o kilka metrów od jeziora. O ma³o, co pó³ ogr tego nie zauwa¿y³. Najemnik westchn±³ ze szczê¶cia, ¿e tak siê nie sta³o. Stwór, który widocznie skoñczy³ swoje ³owy ryb na ¶niadanie, wraz z workiem przysz³ego posi³ku odwróci³ siê w przeciwn± stronê od jeziora i zacz±³ pod±¿aæ widocznie do miejsca gdzie banda z wiê¼niami rozbi³a swój obóz. Bezszelestnie i z prêdko¶ci± ¶wiat³a, najemnik skacz±c z drzewa i odbiwszy siê od jednego brzegu, przeskoczy³ na drug± stronê jeziora. Z pozoru jednak szczê¶cie u¶miechnê³o siê do pó³ ogra. M³ody najemnik, l±duj±c ju¿ przy drugim brzegu, zahaczy³ lekko palcami u stóp wodê w jeziorze. Stwór nie by³ g³upi (je¿eli chodzi o t± sprawê), wiedzia³, ¿e jest przez kogo¶ ¶ledzony i, ¿e kto¶ szykuje siê do ataku na niego. Odwróci³ siê i spojrzawszy na brzeg jeziora nie zauwa¿y³ nikogo, lecz odpi±³ od swego skórzanego pasa topór, który bez problemu móg³ zmia¿d¿yæ g³owê m³odzieñcowi. Kiedy odpina³ topór nie zauwa¿y³, ¿e wprost z drzewa leci na niego jaka¶ osoba. Nie zd±¿y³ siê nawet zdziwiæ, gdy¿ obie strony jego g³owy spotka³y siê z rêkoje¶ciami mieczy najemnika. Pó³ ogr straci³ przytomno¶æ po tak mocnym ciosie i upad³ na ziemiê. Ostrza najemnika zatopi³y siê w brzuchu stwora, który w³a¶nie w tym momencie znikn±³ z tej strony rzeczywisto¶ci i pogr±¿y³ siê w wiecznym mroku. M³ody wojownik by³ niemi³osierny w swych zleceniach, tak, wiêc nie by³o tu miejsca na lito¶æ i skruchê.
Nastêpne kilka godzin spêdzi³ na drzewie z bardzo szerokim i zniszczonym pniem. Wiedzia³, ¿e drzewo mia³o swoje lata. W g³êbi duszy ten najemnik by³ ca³y czas dzieckiem, tym zwyk³ym dzieckiem, które lubi³o zwracaæ uwagê na szczegó³y.
- Blöde halb ogr, Holzschuhe hierhin! Wo du du bist?! – rozleg³ siê krzyk w okolicy, w której przebywa³ m³odzieniec. Jedno tylko s³owo z tego krzyku zrozumia³, a mianowicie ogr, jednak nawet po tym jednym s³owie móg³ siê domy¶liæ, ¿e to kto¶ z bandy tego, który po¿egna³ siê na zawsze ze ¶wiat³em s³oñca. Postaæ, który zbli¿a³a siê do miejsca, gdzie le¿a³ martwy pó³ ogr wygl±da³a jednak inaczej. By³a tego samego wzrostu, co najemnik i wcale nie przypomina³a stwora, którego pokona³ m³odzieniec.
- Cz³owiek? – wygarn±³ z swych ust najemnik tak cicho, ¿e nawet gdyby kto¶ sta³ ko³o niego by tego s³owa nie us³ysza³. Gdy ta tajemnicza postaæ by³a coraz bli¿ej, m³odemu wojownikowi coraz bardziej bi³o serce. Czu³, ¿e z tym wrogiem nie pójdzie mu tak ³atwo i prosto jak z poprzednim. Sztylet i szata z kapturem mo¿e oznaczaæ tylko jedno.
- Mag – to s³owo m³odzieñca zdradzi³o.
- Lieb zu unsselber umbringen ... nur neugierig wem ... – powiedzia³ mag w nieznanym dla najemnika jêzyku - ... ciekawe komu ... – dokoñczy³ sw± wypowied¼ w jêzyku, który m³odzieniec zna³ bardzo dobrze. Wspólny ludzki jêzyk móg³ oznaczaæ tylko jedno, jego przypuszczenia, co do rasy tajemniczej postaci by³y poprawne. Zdezorientowany ch³opak nie zauwa¿y³, ¿e rêce i usta tajemniczego maga poruszaj± siê tworz±c harmonijn± ca³o¶æ. Pierwszy raz w ¿yciu najemnik nie by³ pewny swego planu. Wszystko nie potoczy³o siê po jego my¶li. M³odzieñcowi zabrak³o pomys³ów, a to by³o dla niego najstraszniejsze. Mag wyczarowa³ strza³ê, która szybko skierowa³a siê w stronê najemnika na drzewie i spotka³a siê z jego ramionem. Przenikliwy i zimny ból zmusi³ go do ucieczki.
Le¿±c z ran± na ramieniu m³ody najemnik rozmy¶la³, dlaczego mag go nie zabi³, przecie¿ bez problemu by to zrobi³. Tajemniczy cz³owiek nie raczy³ nawet goniæ m³odzieñca. Ale to nie by³o teraz najwa¿niejsze. Wiedzia³, ¿e ta misja, która z pozoru zdawa³a siê ³atw±, okaza³a siê wielkim i mocnym orzechem do zgryzienia.
Najemnik zdj±³ zniszczon± kamizelkê i koszulkê. Widzia³, ¿e to ubranie do niczego siê ju¿ nie nadawa³o. Rzuci³ swoje ubranie na ziemiê.
Wszyscy zawsze dziwili siê, dlaczego m³odzieniec nie nosi ¿adnej zbroi, on za¶ nie nosi³ pancerza gdy¿ ogranicza³ jego ruchy i zrêczno¶æ. Uwa¿a³, ¿e zbroja na jego ciele jest zbêdna. Ludziom nasuwa³o siê nastêpne pytanie na ten temat, „Dlaczego wiêc nie zamówisz sobie u Cloneya zbroi z Amattianu?”. Tak, ten materia³ nadawa³ siê jak ula³ do potrzeb najemnika, gdy¿ pancerz zrobiony z Amattianu doskonale przystosowywa³ siê do ruchów cia³a, uginaj±c siê razem z nim. To tworzywo, jak sama nazwa wskazuje, jest dostêpne tylko w Ammatti. Znów powróci³a do my¶li najemnika ta nie przyjemna przygoda z kap³anami. Z Malkhut do tej krainy da siê tylko dostaæ poprzez Morze Mroczne, gdy¿ Ammatti le¿y na innej wyspie. Dlatego te¿ Amattian w Malkhut jest osi±galny tylko w porcie Insimilion, który znajduje siê na po³udniowym wschodzie tej krainy. Rzadko jednak sprowadzano ten materia³, gdy¿ nie liczni mogli pozwoliæ sobie na to wyj±tkowo drogie tworzywo. Do tych nie licznych zalicza³ siê równie¿ m³ody najemnik.
Wymawiaj±c imiê Cloney, ludzie mieli na my¶li najlepszego kowala z Malkhut, który jako jedyny potrafi³ w tej krainie zrobiæ zbrojê z Amattianu, a jak wiadomo, ta us³uga równie¿ mia³a nie lada cenê. To jednak najmniej przejmowa³o m³odego wojownika.
Na rozwa¿anie nad nowym pancerzem mia³ jednak jeszcze du¿o czasu.
Najemnik przysiad³ i spojrza³ siê jeszcze raz swymi zmêczonymi oczyma na miejsce, gdzie stoczy³ walkê z magiem. W sumie walk± tego nie mo¿na by³o nazwaæ.
Wsta³ jednak szybko i zostawiaj±c wszystko za sob±, tak szybko, ¿e nie zauwa¿y³, ¿e od jego pasa odpiê³a siê w pochwa, w której umieszczony by³ jeden z jego zaufanych mieczy. Nie by³ wtedy ¶wiadomy, ¿e mo¿e go ju¿ nigdy nie zobaczyæ. Pewne rêce ju¿ po niego siêga³y.
Najemnik biegn±c ju¿ oko³o kilometr przed swymi oczyma nie widzia³ przez ca³y czas nic. Szuka³ obozu bandytów, ¿eby móc d³u¿ej zaobserwowaæ i odgadn±æ ich plany. Jego nadzieja wymiera³a z ka¿dym metrem. Domy¶li³ siê, ¿e mag wraz z pó³ ogrami wyruszyli dalej wraz ze swymi jeñcami.
Gdy ju¿ mia³ wracaæ zauwa¿y³ niedaleko przed sob± stertê spalonego drewna. Nawet najg³upszy troll domy¶li³by siê, ¿e ten stos s³u¿y³ nie dawno komu¶ za ognisko. Ciep³o, które jeszcze emanowa³o z by³ego epicentrum, upewni³o najemnika, ¿e jeszcze kilka godzin temu kto¶ tu przebywa³, a ten iks by³ zapewne magiem wraz ze swoj± band± g³upich pó³ ogrów. Jego prosty wniosek potwierdzi³ siê jeszcze bardziej, gdy tu¿ obok drzewa, z gatunku Gaoi, czyli wysokich drzew z szerokim pniem, jak przypuszcza³ m³odzieniec, zobaczy³ zabitego pó³ ogra. Wygl±da³o to bez sprzecznie na celowe morderstwo. Najemnik nie móg³ nawet zobaczy grymasu na twarzy pó³ ogra, gdy¿ pozbyto go g³owy. Du¿o nie straci³ i tak jego gatunek zazwyczaj intensywnie i czêsto nie u¿ywa³ g³owy.
Krew, która sp³ywa³a po ciele stwora wygl±da³a i pachnia³a jeszcze na do¶æ ¶wie¿±. Jedno by³o pewne, ból i ¶mieræ pó³ ogra nast±pi³a niedawno. Czerwony p³yn potwora okaza³ siê jednak kluczem do drzwi, które kierowa³y do tropu bandy.
Wszystko wskazywa³o, ¿e nikczemnicy, którzy porwali jeñców, udali siê na zachód, w kierunku Talobdar, tam gdzie najemnik dosta³ w³a¶nie to zlecenie, a mówi³a o tym odci¶niêta podeszwa buta, widocznie oblana krwi± pó³ ogra, która by³a ustawiona w³a¶nie w t± stronê.
Najemnik natychmiastowo podj±³ decyzjê.
Gdy wróci³ siê do swojego ma³ego obozu, który niedawno rozbi³ i zabra³ stamt±d wszystkie swoje niezbêdne rzeczy, aby wyruszyæ w dalsz± drogê, tropem bandytów. Jego krok jednak co¶ przerwa³o.
- Mächtigkeit! – rzek³ g³o¶no m³odzieniec zauwa¿ywszy, ¿e jedno z jego zaufanych ostrzy wrêczonych najemnikowi przez jego ojca znik³o. Szukaj±c miecza w desperacji, m³ody wojownik ca³kowicie zapomnia³ o swoich zamiarach. Po kilku godzinach szukania nie by³o jednak ¿adnych rezultatów.
- Zapewne me ostrze jest ju¿ w parszywej gêbie, którego¶ z okolicznych potworów – oznajmi³ sam sobie najemnik i uzna³ poszukiwania swego miecza za zbêdne i bezsensowne. Pomy¶la³, ¿e ju¿ na pewno nigdy nie zobaczy swego ostrza, czy na pewno?
Z jednym mieczem przy pasie wyruszy³ tropem maga i pó³ ogrów.
S³oñce szykowa³o siê ju¿ na sen, a za nied³ugo ksiê¿yc zacznie swoj± podró¿ po mrocznym niebie. Najemnik, który po kilku godzinach podró¿y by³ zmêczony, lecz nie ugiêty, wiedzia³, ¿e nadej¶cie nocy oznacza odpoczynek. Uwa¿a³, ¿e banda zatrzyma³a siê kilka godzin przed nim rozbijaj±c obóz, by odsapn±æ. On jednak nie mia³ na to czasu, by³, a przynajmniej tak uwa¿a³, niedaleko nich...
Rozdzia³ I - Po¶cig
Pod±¿aj±c ca³y czas nie my¶la³ o zmêczonym organizmie, który zdecydowanie dosyæ siê ju¿ namêczy³, mia³ nadziejê, ¿e nied³ugo dotrze do celu. Ale jak to mówi± ludzie: „nadzieja zawsze umiera ostatnia” lub „nadzieja matk± g³upich”, on jednak ca³e swoje ¿ycie opiera³ na niej. Nic innego mu nie pozosta³o, omijaj±c wspomnienia. To, co uwa¿a³ za swojego boga, czyli serce, podpowiada³o mu, ¿e je¿eli naprawdê uwierzy siê w nadziejê, to cel bêdzie coraz bli¿ej. Byæ mo¿e dla m³odego najemnika s³owo nadzieja oznacza³o, co innego ni¿ dla reszty ¶wiata. Dla niego nadzieja to nie by³o czekanie a¿ co¶ dobrego go spotka w ¿yciu, nadzieja oznacza³a jego waleczne serce, które d±¿y³o bez wgl±du na wszystko do celu, walka o lepszy byt. Na nadziei opiera³ swoje ¿ycie tak, wiêc ona by³a jego Bogiem, a Bóg by³ sercem. Serce podpowiada³o mu ¿eby w nie samo uwierzy³.
Gdy nogi i rêce odmawia³y ju¿ pos³uszeñstwa a ca³y organizm nie by³ w stanie odpowiednio pracowaæ, najemnik doszed³ do wniosku, ¿e bêdzie musia³ siê zatrzymaæ na odpoczynek.
Przed odpoczynkiem spotka³o go jednak pewnie mniej przyjemne zdarzenie.
Kiedy ju¿ okre¶li³ lokacjê miejsca, w którym bêdzie odpoczywa³ i pod±¿a³ w stronê tego punktu, nie by³ ¶wiadomy, ¿e w³a¶nie jego stopa stanê³a na terenie domeny pewnej istoty, a tym czasem zasadzki zastawione przez mieszkañca obszaru nie zawiod³y.
***
Gdy m³ody najemnik otworzy³ oczy nie by³ niczego ¶wiadom, jedyne, co wiedzia³, to, to, ¿e nasta³ poranek, a wielkie s³oñce ¶wiêci³o tak mocno w oczy niczym zioniêcie smoka. Po chwili dopiero przypomnia³ sobie, kim jest i czego szuka³ w tym miejscu. Jedyne, czego nie by³ jeszcze ¶wiadom w tamtym momencie, to, to, ¿e pewny sokoli wzrok kierowa³ siê wprost na niego. Szepcz±c pod nosem pytania, które go drêczy³y tamtej chwili, zorientowa³ siê, ¿e nie jest sam. Odwróciwszy ga³ki oczne w stronê postaci, która siedzia³a przy nim, bez zastanowienia stan±³ na nogi i odskoczy³ przeciwnym kierunku do istoty.
- Kim jeste¶ i czego chcesz ? – zapyta³ siê g³o¶nym tonem najemnik tajemniczego stworzenia.
- Hm … nie spodziewa³em siê milszego powitania – rzek³a postaæ z pod kaptura, który mia³a na g³owiê. Z pocz±tku m³odzieñcowi wydawa³o siê, ¿e to by³ mag, lecz zbadawszy ca³y ubiór osoby doszed³ do innego wniosku.
Jego ubranie sk³ada³o siê z krótkiego, purpurowego p³aszcza z kapturem, siêgaj±cego do ¶rodkowej czê¶ci ud, za¶ pod nim kolczuga, która musia³a wyj¶æ z pod r±k naprawdê dobrego kowala. Na nogach niczym niewyró¿niaj±ce siê skórzane spodnie, ca³kiem podobne do takich, jakich mia³ m³ody najemnik, buty natomiast wykonane z drogiego i wytrzyma³ego tworzywa. Przy czarnym pasie przypiêta by³a pochwa z sztyletem, którego rêkoje¶æ by³a wykonana z czystego z³ota i przedstawia³a ¿mijê.
- Drogo mnie kosztowa³. Po rêkoje¶ci mo¿esz siê domy¶liæ, jakie ma w³a¶ciwo¶ci.– rzek³ zakapturzony mê¿czyzna, gdy zauwa¿y³, ¿e wzrok najemnika skierowany jest na jego sztylet – Zapamiêtaj równie¿, ¿e nigdy mnie jeszcze nie zawiód³ – gdy osobnik dokoñczy³ sw± wypowied¼, na jego twarzy pojawi³ siê podstêpny u¶miech, którego jednak nie móg³ dostrzec najemnik, gdy¿ kaptur zas³ania³ ca³± twarz zagadkowej istoty.
Gdy siêga³ do pochwy po swoje ostrze, zorientowa³ siê szybko, ¿e kto¶ odpi±³ mu pas.
- Tego szukasz ? – zapyta³ szyderczo mê¿czyzna podnosz±c pas m³odzieñca, który le¿a³ ko³o niego – A mo¿e to te¿ chcesz ? – zad±³ drugie drwi±ce z najemnika pytanie pokazuj±c drug± rêk± jego plecak, w którym trzyma³ wszystkie niezbêdne do podró¿y rzeczy i …
- Pamiêtnik te¿ by siê przyda³, co ? – mê¿czyzna wydobywa³ ze swoich ust s³owa kolejne drwi±ce z najemnika s³owa. M³odzieniec le¿a³ w do¶æ niedobrym po³o¿eniu. W ka¿dej chwili sztylet o jadzie najgorszej ¿mij móg³ bez problemu przebyæ siê przez jego cia³o, a to nie wró¿y³o dobrze.
Wpatruj±c siê w truj±ce ostrze, które tajemnicza postaæ w swych niecnych rêkach obraca³a, najemnik my¶la³ nad planem odzyskania jego rzeczy i wydostania siê z domeny tego mê¿czyzny jak najszybciej. Nic z tego. To po³o¿enie zmusi³o go do poddania. Nie mia³ innego wyj¶cia, musia³ siê tej nie pogodzie poddaæ, podobnie jak … czyni to ¿ycie. Tak ¿ycie zjednoczone z losem p³ata figle i czasem postawia nas w takich sytuacjach, z których nie mamy innego wyj¶cia ni¿ poddanie siê. Wiele osób powie:, „ Je¿eli cz³owiek bardzo chce, to zawsze mu siê uda”. Po czê¶ci mogê siê z tym zgodziæ, drug± czê¶æ poddam jednak polemizowaniu.
Ludzie, których dotknê³a z³o¶æ losu i ¿ycia, poddaj± siê czasem temu, choæ maj± szansê na walkê i zwyciêstwo. Ci, którzy tak robi±, po prostu czyni± z siebie ofiary i mêczenników i czekaj± a¿ kto¶ bêdzie ¿ali³ siê nad nimi i robi³ wszystko, aby tylko im by³o dobrze. ¯ycie to twarda ska³a i ciê¿ka droga do przebycia. Nikt nie obieca³, ¿e bêdzie ³atwo. Byt to d±¿enie do celu, ale ¿eby ten cel osi±gn±æ trzeba naprawdê ciê¿ko nad sob± i ca³ym swoim ¿yciem pracowaæ.
Niektórzy bli¼ni jednak stracili ca³kowicie nadziejê. Na drodze ¿ycia, los stan±³ przed nimi, ca³kowicie bezbronnymi, z truj±cym no¿em, który móg³ w ka¿dej chwili przenikn±æ ich cia³o i pozostawiæ martwych. Czasem w³a¶nie tak bywa, ludzie zostaj± bez szans, czasem nawet bez celu i walki o zwyciêstwo, bo i tak wiedz±, ¿e ich bitwa z biegiem wydarzeniem bêdzie przegrana. Kwestia, „ Je¿eli cz³owiek bardzo chce, to zawsze mu siê uda” nie bêdzie tutaj poprawna, tak samo jak nie bêdzie odpowiednia do po³o¿enia najemnika, który nie mia³ teraz szans walkê z tajemniczym mê¿czyzn±, który wydawa³ siê byæ teraz jego losem.
Waleczne serce, lub innymi s³owy, nadzieja, albo te¿ Bóg m³odzieñca wymiera³.
Co teraz robiæ ? Co dalej ? – takie i wiele innych pytañ drêczy³o g³owê najemnika. Próbowa³ on opracowaæ jaki¶ plan ucieczki i odbicia z r±k mê¿czyzny jego rzeczy, lecz wszystkie pomys³y sz³y na marne.
- Widzê m³odzieñcze, ¿e los nie obdarzy³ ciê dobrem. Twoja przesz³o¶æ nie by³a zbytnio kolorowa. – rzek³ zakapturzony mê¿czyzna po sekundzie ciszy, która powsta³a miêdzy nim a najemnikiem – Ca³kiem jak moja, tylko, ¿e ja wybra³em inn± drogê ni¿ ty. Masz s³aby charakter, a twoja s³abo¶æ nie raz ciê zdradzi, uwierz mi, zanim bêdzie za pó¼no. Ludzie nie s± istotami, którym mo¿na zaufaæ. – dokoñczy³
- A co ty mo¿esz o mnie wiedzieæ ?! – krzykn±l gwa³townie m³odzieniec, który wiedzia³, ¿e mê¿czyzna mówi prawdê.
By³ ufny. W s³owa innych wierzy³ prawie bezgranicznie, a to nie jednego doprowadzi³o do zguby. Nie umia³ nie zaufaæ i to w³a¶nie by³o jego najgorsz± cech±. Bra³ za s³owo, a potem zostawa³ oszukiwany...
----
Jest to opowiadanie, które napisa³em sobie dla treningu, aby nie wybic siê z formy, wiêc nie my¶lcie, ¿e to jakie¶ wielkie dzie³o literatury, ale bêdzie kilka momentów, które was zaskocz±, a jeszcze wiêcej zmuszaj±cych do refleksji zdarzeñ.
Kiedy bêdzie ci±g dalszy rozdzia³u I, tego nie wiem, gdy tylko bêdê mia³ troche czasu to skoñcze go ...
A teraz zapraszam do oceniania
Bardzo fajne opo, widaæ¿e siê nad nim Volo napracowa³e¶... Super rozdzia³y, temtyka te¿ the best. Jakby wiêcej takich op by³o... Moje mo¿e siê s³aniaæi chyliæ czo³a przed tym arcydzie³em, ale Ciê zmartwiê - widzia³em jedno lepsze opo... Daje mu -10/10 bo jest jedno lepsze...
Edit:
£owca Smoków 14, fajnie jest byæ spamerem, co?
Opowiadanie bardzo fajne. Widaæ ¿e wszystko by³o dok³adnie przemy¶lane. Bardzo ciekawa fabu³a, b³êdów nie ma, a to bardzo dobrze. Tak jak mówi³em spoko siê je czyta, opisy i dialogi nie maj± nic do za¿ucenia. Moja ocena to 10/10.
£owca smoków 14???-co za spam...i tak jest w prawie ka¿dym opowiadaniu ocenionym przez niego, my¶lê ¿e poniós³ ju¿ konsekwencje...
pozdrawiam
Cze¶æ jest to dla mnie wa¿ne nawet bardzo otó¿ dosz³o do g³upiej sytuacji ostatnio mówiono, ¿e jestem spamerem i dlatego pisze tego posta Konfistador i inni chcia³em tylko powiedzieæ, ¿e ostatnio by³em u kolegi zalogowa³em siê u niego ale potem zapomnia³em wylogowaæ i on w moim niby imieniu pisa³ dlatego chcialem przeprosiæ nie jestem spamerem a tak to wysz³o oczywi¶cie pewnie powiecie, ¿e nie powinno siê zapominaæ o takich rzeczach ale niekiedy siê zdarza mo¿e mnie zrozumiecie kolega wogule nic nie czyta³ tylko mi nabija³ bardzo krótkie posty wszystkie posty poprawie i Ja to przeczytam niemartwcie siê Jedyny temat jaki tu doda³em i posty to w moim opo które jest bardzo ciêkie a to opowiadanie Volo oceniam na 7.9/10 za fabu³e pisz dalej.
Bardzo fajne opo napisz kto by³ tym gostkiem z zatrutym sztyletem pare poprawek nie zaszkodzi ale czekam na C.D mam nadziejê, ¿e pojawi siê szybko lubie takie przygody narazie moja ocena to 8.6/10