ďťż
Indeks Rzyg kulturalnyCollege Amateurs [+16] gra na nudne wieczory ;)Dobry Wieczór WszystkimbeczkiJaką Drogą Poszliście?Przyśpieszenie N95. z ciekawości pytam.QuarhodronLogo StronyW nowym świcie gra dziwnie chodziPytankoJaki potwĂłr najbardziej wam się podoba?
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pax-vobiscum.pev.pl
  •  

    Rzyg kulturalny

    Kolejne moje opo, tym razem mnie patosu, a więcej humoru. Mam nadzieję że dotrzę do przynajmniej części z czytelników. Komentarze mile widziane.

    „Tak, dzisiaj jest odpowiedni czas, tylko wrócę do domu” – pomyślałem, spoglądając z samochodu na rozmywające się w deszczu miasto. „Tak, dziś mam wenę i chęci, to się rzadko zdarza, trzeba korzystać” – pomyślałem, kiedy mijaliśmy ostatnie zabudowania i przed nami ujawnił się nieśmiało krajobraz wiejskiej wsi. Czekałem niecierpliwie, marzyłem o tym, żeby siąść i zacząć pisać po tak długiej przerwie. Miałem uczucie, że usycham od środka, że moja dusza umiera, aż tu nagle taki dzień. Czuje się, jakbym został pobłogosławiony weną, tylko nie wiem przez jakich bogów. Gdybym wiedział, to mógłbym im przynajmniej podziękować.
    Mijaliśmy kolejne znane mi domki, sklepiki, pola, znaki i zakręty, a ja myślałem: „przychodzę do domu, szybko się przebieram, włączam komputer, muzykę, wyciszam się i zaczynam pisać”. Już podjeżdżamy pod dom, wysiadam z samochodu, zamykam drzwi. Po chwili otwieram, bo trzeba wziąć rzeczy, których ojciec nie weźmie albo z powodu sklerozy, albo z czystej złośliwości. Dzisiaj mnie to nie obchodzi. Biorę jego i swoje tobołki, z trudnością zamykam drzwi i zmierzam szybkim krokiem do drzwi wejściowych domu. Teraz chwila prawdy, muszę iść po wąskiej ścieżce z kostki i nie nadepnąć na terytorium kwiatków. W tym domu nawet kwiatki są nade mną w hierarchii.
    Tym razem udało mi się przejść, nie depcząc świeżo odchwaszczonej ziemi. Można to uznać za pewnego rodzaju sukces, ale gdybym cieszył się z takich sukcesów, byłbym innym człowiekiem albo gorzej, byłbym taki jak oni.
    Dobra wszedłem już do domu, perspektywa pisania zbliża się coraz prędzej. Kolejny test: rzeczy położyć tak w ciasnym przedpokoju, żeby po pierwsze nie dotykały ścian, po drugie nie pobrudziły się od podłogi, po trzecie nie przeszkadzały ojcu w zdejmowaniu butów i po ostatnie nie przeszkadzały mi w tej samej czynności. Jak zwykle z tego testu też wywiązałem się w stu procentach. Rzuciłem wszystko przed siebie i zdjąłem szybko buty.
    Kiedyś próbowałem sprostać tego typu sprawdzianom, ale to była strata czasu i nerwów, a teraz przynajmniej czasu nie tracę.
    Wyszedłem z przedpokoju szybkim krokiem. Mój błąd, zapomniałem włożyć buty do szafy. No, więc powrót, przestawienie butów i biegiem na górę po schodach...przynajmniej w założeniu tak miało być. W rzeczywistości na piątym schodku usłyszałem głos tej, której imienia nie wolno wymawiać, jej okrzyk sparaliżował mnie całkowicie: „Ariel, obiad!”. Myślałem, że jak nie będę się ruszał i oddychał, to może o mnie zapomni. Niestety, kiedy odkryłem, że za chwile stracę przytomność z braku tchu, postanowiłem zjeść obiad, na który z resztą i tak miałem ochotę.
    Siedzę przy stole i czekam na posiłek. W tym momencie zdałem sobie sprawę z mojej głupoty a przynajmniej dzisiejszego rozkojarzenia. Wstałem i sam wziąłem sobie jedzenie z kuchni. Siadłem. Wstałem i poszedłem zrobić sobie coś do picia. Wróciłem i siadłem. Zacząłem smakować różne czynniki tajemnej potrawy, która formowała się przede mną. W tym czasie przyszedł ojciec. Po krótkich negocjacjach, wstałem od stołu i poszedłem przynieść mu piwo z garażu. Właściwie to negocjacje składały się z jednego zdania: „Przynieś ojcu piwo”. Poszedłem po piwo bez gadania, bo nie chciałem czasu tracić.
    Kiedy wróciłem do stołu poczułem tą rodzinną atmosferę pełną ciepła i miłości. Ojciec oglądał kolejne reklamy krakersów w telewizji, a mamuśka czytała gazetę. Podałem ojcu piwo i wtedy nasze spojrzenia stały się jednością, spojrzał się na mnie jak ojciec na syna powinien. Poczułem się jak za dawnych lat, kiedy byłem rozpieszczonym gnojkiem, a rodzice się za mną ciągle uganiali. Teraz wiele się zmieniło, już nie jestem gnojkiem.
    Wracając do spojrzenia, patrzyliśmy na siebie, aż w końcu ojciec wypowiedział te magiczne słowa sfrustrowanym głosem: „otworzysz?”. No fakt, mój błąd, rzeczywiście jestem lekko rozkojarzony. Poszedłem do kuchni w poszukiwaniu otwieracza. Sam etap poszukiwań mógłby być oddzielną wielowątkową powieścią, więc przypuśćmy, że znalazłem go bez problemu i darujmy sobie szczegóły.
    Siadłem, zacząłem jeść w tempie do mnie nie podobnym. Jakieś piętnaście kęsów na minutę. W pewnym momencie moja walka z pożywieniem oraz myślenie o pisaniu opowiadania zostało przerwane. „No to może wyłączysz telewizor i porozmawiamy, Ariel co było w szkole?” – zapytała mamuśka. Muszę przyznać, że tego się nie spodziewałem, to był cios poniżej pasa. Ojciec już wyłączył telewizor, więc zaległa cisza, a moje myśli o pisaniu opowiadania zostały wypchnięte z mojej głowy przez niepewność i podejrzliwość.
    Odpowiedziałem mamuśce jak najszybciej potrafiłem, ufając swojej intuicji, a nie rozumowi: „Tata, włącz telewizor”. Kolejny, tym razem duży błąd. Atmosfera zrobiła się napięta, a ja miałem przeczucie, że za chwile stanie się coś co mnie mocno oddali od pisania opowiadania. I miałem cholerną racje: „Dzisiaj idziemy pracować, jest robota do zrobienia, musimy przekopać kawał ziemi” – rzekłszy to ojciec, włączył telewizor.
    Osłupiałem, zgłupiałem i zwątpiłem. Spojrzałem na zegarek, punkt piętnasta, wymarzona pora do pisania, gdybym tylko mógł wstać teraz od stołu i pójść pisać. Z drugiej strony, ileż to jest przekopać kawałek ziemi, chwila roboty, a potem pełny werwy rzucę się, po skończonej pracy, do pisania.
    I tym sposobem znów znalazłem się na dworze, tym razem w ubraniu roboczym i w zielonkawo – brązowych butach. Wkrótce, wraz z ojcem, zaatakowaliśmy szpadlami niczego nie spodziewający się skrawek kuli ziemskiej i o dziwo dość szybko skończyliśmy. Błogie myśli o pisaniu opowiadania uderzały w mój mózg i rozpływały się wewnątrz mojego ciała i duszy.
    Już zawracałem do domu, kiedy okazało się, że krótkotrwałe kopanie było tylko haczykiem, na który zostałem złapany. Teraz już nie było dla mnie ratunku, a czas mijał. Ja grabiłem, a czas mijał, przenosiłem jakieś deski, a czas szedł za mną, zacząłem kosić, a czas zaczął mnie wyprzedzać. Kiedy skończyłem podlewać, to czas mnie dublował. „Najważniejsze to, że skończyłem, trzeba myśleć pozytywnie, już niedługo zacznę pisać opowiadanie” – pomyślałem, patrząc się na swoje odbicie w lustrze. Swoją drogą najbardziej żałosnym widokiem na świecie jest chyba pesymista, myślący optymistycznie.
    Wdrapałem się zmęczony i poobijany na schody. Stamtąd już prosta droga do mojego pokoju. Stanąłem na środku pokoju i spojrzałem na zegarek – 20:00. „Troche lipa” – pomyślałem z błędem ortograficznym. Mogłem pomyśleć coś bardziej ambitnego, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Spojrzałem na biurko, na którym stoi komputer. O nogę biurka opierał się finezyjnie niepozorny plecak. Był to uśpiony potwór, który w przeciągu kilkunastu milisekund przebudził się i zdominował moje myśli: „cholera lekcje, cholera sprawdzian, ciekawe jaką mam teraz minę”
    Mojej miny nie dane mi było zobaczyć, ale za to miałem kłamany zaszczyt siąść do lekcji. Jedna po drugiej, zostały rzetelnie odrobione albo jeszcze rzetelniej zignorowane i porzucone jak zużyty kondom, który leży samotnie na klatce schodowej, wzdycha za utraconym światem i pisze wiersze. Skończyłem.
    Skończyłem lekcje, spojrzałem na zegarek – 22:00 i w tej chwili zrozumiałem, że to jest ten moment, na który czekałem z utęsknieniem. Łezka mi się w oku zakręciła i włączyłem komputer. Łezka zakręciła mi się w oku po raz drugi, kiedy usłyszałem znów ten paraliżujący okrzyk wojenny: „Ariel zrób se kolację!”. „Dżizus, k...wa, ja pier....le” – nie wytrzymałem, poddałem się. Poległem, niczym gladiator na polu chwały, z tą różnicą, że ja poległem przed walką.
    Kiedy robiłem sobie kolację, czułem jak mój wewnętrzny spokój legł w gruzach, jak moje marzenia, potrzeby i miłostki runęły po raz kolejny w moim życiu. Jak kolejne wrota wewnątrz mnie się zamknęły. Moja dusza umierała, znowu, a może już dawno jest martwa. Zjadłem kolację, wróciłem do pokoju, odpaliłem komputer, zacząłem grać w Quake, żeby się wyżyć i zrelaksować, a opowiadanie, może napisze jutro.
    Oto przykład mojej nieskończoności, która jest częścią mnie od lat. Jednak jest ona tylko pozorna, ponieważ została przerwana, właśnie teraz.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzydziestkaa.pev.pl
  •