Rzyg kulturalny
Podczas tej przerwy co mnie nie było napisałem opowieść w świecie Star Wars, mam nadzieję, że się spodoba. Na razie daje tylko prolog. Jest trochę krótki, ale 1 rozdział będzie dłuższy. Jeśli dostanie dobre oceny to dam pierwszy rozdział (mam go w zeszycie napisanego). A więc czytać i oceniać...
Zapomniany klon
Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce...
Prolog
Statek zbliżał się do lądowiska na pewnej zapomnianej, wodnej planecie. Wylądował powoli i wyłączył silniki. Po chwili klapa z przodu statku opadła i wyszedł z niej człowiek. Deszcz padał, lecz jemu to nie przeszkadzało, bo miał na sobie zbroję. Krople deszczu odbijały się od niego i spływały na metalową posadzkę. Podszedł do drzwi i je otworzył. W środku było ciemno, lecz ta postać wszystko widziała jakby było jasno. Odpiął od pasa cyfronotes i zaczął na niego patrzeć. Po chwili przypiął go do pasa i zaczął iść w lewo. Po drodze mijał drzwi do pomieszczeń, ale do żadnego nie wchodził. Wreszcie stanął przy drzwiach z literami ,,J.F.”, i otworzył je. W środku także było ciemno. Podszedł do pobliskiego komputera i zaczął wciskać przyciski. Nagle pomieszczenie się oświetliło. Odwrócił się i zobaczył szklany zbiornik, w którym spoczywał nieruchomo dorosły człowiek. Podszedł do pojemnika i uderzył z całej siły w szybę. Pękła, i cała zawartość wraz z człowiekiem wylała się na podłogę. Uklęknął przy nieruchomej osobie i zaczął się jej przyglądać. Nagle otworzyła oczy, i pierwsze co zobaczyła, to istotę w zbroi, z hełmem z czarnym wizjerem w kształcie litery ,,T”...
Bardzo fajne opowiadanie, znaczy się początek, szkoda, ze takie krótkie, dawaj resztę, czekam z niecierpliwością, bo zapowiada się świetne opowiadanie. Więc czekam
Moja nota za prolog... no coż za krótkie, ale jak dasz resztę to napewno ocenię.
Pozdro all
PS Fajny klimat ma to opowiadanie.
PS2 Chyba pierwsze opo w realiach Satr wars .
Krótkie bardzo krótkie, fabuły ani klimatu nie widzę, mam nadzieję, że I rozdział będzie fajny. Zmieniłeś realia opowiadania, wierzę, że przez to nie będzie gorsze od twoich pozostałych opowiadań.
A ten koleż w zbroi, czy on przpadkiem nie odzwierciedla ciebie
NaRka
Rozdział 1
To był Boba Fett. Ten słynny łowca nagród. Przybył na Kamino we własnych sprawach. Wziął człowieka na ręce i wyszedł z pomieszczenia i skręcił w lewo. Doszedł do drzwi, za którymi było lądowisko z jego statkiem ,,Niewolnikiem 1”. Klapa z przodu się otworzyła i wszedł po niej, po czym położył człowieka w ładowni i poszedł do sterowni. Włączył silniki i repulsory statku i uniósł się w górę, po czym wyprostował się do pionu i poleciał w stronę atmosfery. Po chwili był już w ciemnym kosmosie, który oświetlały setki gwiazd. Ustawiał właśnie wytyczne do skoku w nadprzestrzeń, gdy z tyłu usłyszał, jak ktoś wchodził po drabince do sterowni. Nie odwrócił się. Czekał, aż postać stanie za nim, i zapewne rozpocznie rozmowę. I tak też się stało, ów człowiek rozpoczął po chwili rozmowę.
- Gdzie jestem? I kim ty jesteś?
Boba Fett milczał. Po minucie znów padło pytanie:
- Odpowiesz mi?
Nadal nic. Człowiek gwałtownie podszedł do Fetta, lecz on szybko się odwrócił i złapał go za rękę.
- Nie rób tego więcej. – głos wydobył się spod hełmu.
- To powiesz mi co tu się dzieje? – zapytał lekko zdziwiony człowiek szybką reakcją Mandalorianina.
- Najpierw powiedz mi co wiesz, a wtedy ci powiem, co powinieneś. – rzekł powoli Fett.
- Co to znaczy? – zapytał zdziwiony. – Jestem klonem i służę zakonowi Jedi.
- To są już przestarzałe informacje. Kiedy będziemy lecieć, a trochę to potrwa, powiem ci o twojej przeszłości Drino.
- Drino? – zapytał.
- Tak nazwał cię nasz ojciec. – rzekł ett.
- Dobrze, słucham cię, mów. – powiedział Drino.
- Zacznijmy od tego, że spałeś około dwudziestu jeden lat, a wciągu tego czasu wiele się zmieniło.
- Na przykład? – zapytał Drino lekko niedowierzając.
- Słuchaj, bo nie będę powtarzał. – powiedział Mandalorianin stanowczo. – Jak wiesz, jesteś klonem. Wiesz kogo?
- Jeżeli dobrze pamiętam, to Jango Fetta.
- Tak, ja też jestem jego klonem. On chciał mieć syna, więc jako pierwszego klona zrobili mnie, a potem setki innych. Po dłuższym czasie nasz ojciec chciał drugiego syna, ciebie. Lecz sprawy się skomplikowały. Jedi zaczęli węszyć i ojciec musiał uciekać, ale kazał się wsadzić do specjalnej komory do jego powrotu. – mówił powoli, nie zwracając uwagi na minę Drina. – Później zginął od Jedi na Geonosis, a ty byłeś zmuszony czekać do tej pory na mnie.
- Nie mogę w to uwierzyć...
Fett wstał, podszedł do jednej z szafeczek, i wyciągnął z niej niskie, prostokątne, czarne pudełeczko. Wyglądało już na stare i zniszczone.
- Tu wszystko jest. Ojciec dał mi tego laptopa przed śmiercią, a w nim są instrukcje. Jest także notka, żeby cię w razie czego uwolnić. – Schował z powrotem laptopa i usiadł.
- Po co miałeś mnie uwolnić? – zapytał Drino.
- Ojciec tego chciał, i więcej cię nie powinno obchodzić. Kazał mi dać tobie Mandaloriańską zbroję, żebyś mógł robić to co on w przeszłości. – rzekł Fett.
- Czyli?
- Był łowcą nagród. – odpowiedział.
- Czekaj, ja służe Zakonowi Jedi i wykonuje ich rozkazy, nie twoje, ani nikogo innego. – powiedział Drino z wielką powagą.
- Mówiłem, że zaszły zmiany. Zaraz ci powiem jakie. – poczekał chwile i przemówił. – Republika i Jedi już nie istnieją, teraz jest już tylko Imperium. Nie ma klonów, ani twoich dowódców. Teraz jesteś wolny, a jeśli jesteś wolny, to chce spełnić prośbę ojca i nic więcej.
- A więc Republika...
- Tak, przegrała. Teraz idź na dół, i przebierz się w zbroję, która leży koło klatki. Zaraz dolatujemy na Coruscant, gdzie zarejestrujesz się jako łowca nagród w gildii. Od teraz nazywasz się Drino, a nie jakiś numer. – rzekł i odwrócił się do pulpitu.
Drino kilka chwil patrzył na Mandalorianina, po czym zszedł na dół.
Wreszcie dolecieli. Fett wylądował na specjalnym lądowisku koło gildii łowców nagród. Wyszli po opuszczonej klapie statku na dół. Człowiek w zielonej zbroi szedł koło człowieka w niebieskiej zbroi. Boba Fett zatrzymał się i popatrzył ciemnym wizjerem na Drina. On także to uczynił.
- To nie jest zbroja ojca, ale specjalnie przemalowałem. Masz tu pięć tysięcy kredytów. – rzucił ciężką sakwę do Drina. – Teraz cię zostawiam, sam na siebie zarabiaj. Żegnaj. – powiedział Mandalorianin i odszedł w stronę swojego statku ,,Niewolnika 1”. Wszedł po klapie do środka, i po chwili zamknęła się i statek się uniósł. Drino popatrzył na statek Boba Fetta , który znikał właśnie w atmosferze.
C.D.N. ...
Co do tego na samej górze to krótkie !! a co do tego na demną to nawet nawet :
Zalety:
-Dosyć długie
-fajna fabuła
-Klimat
-Wręcz całkiem całkiem
Wady;
-Ortografia
Hmm.. oceniałem to jak jakieś fora ale tu moja ocena będzie o dużo lepsza 8/10 fajnie czekam na dalszą część !!!
Rozdział 2
Pięć standardowych dni później...
,,Niewolnik 1” zbliżał się do wielkiego krążownika imperium klasy ,,imperial”. Fett właśnie dostał wezwanie w sprawie pewnego zadania od samego Lorda Vadera. Podobno zainteresuje go, kto psuje plany imperium jak i reputacje Fetta. Statek wleciał i wylądował w jednym z hangarów. Po chwili człowiek w zielonej zbroi wyszedł po opuszczonej klapie. Czekało już na niego czterech szturmowców i jeden kapitan. Boba trzymał swoją broń w dwóch rękach na wszelki wypadek, gdyby imperialistom zachciało się go złapać bądź w najgorszym wypadku dla nich, zabić go. Podszedł powolnym krokiem do grupy żołnierzy.
- Witaj łowco nagród. Lord Vader już na ciebie czeka. Proszę iść za mną. – powiedział kapitan, odwrócił się i zaczął iść do pobliskich drzwi
Peleryna Fetta, która była na jego lewym ramieniu, podczas marszu z lekka mu trzepotała. W całej jego zbroi tylko ta pelerynka była elementem wystroju. Każda inna część miała określoną czynność, w końcu to była zbroja jego ojca. Przeszli przez drzwi i skręcili korytarzem w prawo. Podczas drogi kapitan zaczął już nieudaną od początku rozmowę.
- Wiele o tobie słyszałem łowco nagród.
Fett milczał i patrzył się podczas marszu cały czas przed siebie, zerkając z lekka na szturmowców bez ruchu hełmu. Wizjer w hełmie Mandaloriańskiej zbroi miał taki plus, że nikt nie widział twarzy osoby, która go nosiła. Nikt nie mógł zobaczyć czy akurat patrzy na niego, czy może na coś za nim. W samym hełmie był nadajnik do jego statku, który już wiele razy pomógł Fettowi wyjść z trudnych sytuacji. A co do wizjera, gdyby nie on, to zapewne Boba byłby teraz martwy. Dzięki niemu może widzieć w ciemności, a także pokazuje mu wszystko w szczególności: istoty, broń, rzeczy. Kapitan nie próbował już zagadać, bo wiedział, że akurat ten łowca nagród bardzo mało mówi. Prawie nikt nie słyszał, aby mówił. Prawie nikt już nie żyje, kto słyszał głos zza jego hełmu. Doszli wreszcie do drzwi, gdzie zapewne czekał na niego Lord Vader. Drzwi się otworzyła, i jak się okazało, czekała już na niego przerażająca postać w czarnej zbroi i także jak Fett w hełmie, zza którego wydobywały się syki przy pobieraniu powietrza. Kapitan odwrócił się i odszedł wraz ze szturmowcami, a za nimi zamknęły się drzwi. Teraz w pokoju Mandalorianin był sam na sam z samym Lordem Vaderem, mrocznym Sith.
- Dobrze, że już jesteś łowco nagród, jak wiesz mam dla ciebie pewne zadanie. – rzekł chrapliwym głosem Vader.
- Co mam zrobić i ile dostane? – zapytał od razu Boba.
- Pewien człowiek w podobnej zbroi do ciebie, bardzo przeszkadza imperium. Ostatnio zniszczył generator na zajętej przez imperium planecie. Masz go znaleźć i przynieść go do mnie. Dostaniesz za to pięćdziesiąt tysięcy kredytów.
- Chce sto tysięcy. – rzekł stanowczo Fett, bez cienia strachu.
- Fett nie targuj się ze mną, gdybym nie miał teraz zadania dla Jodo Kasta, to bym pewnie go wynajął, jest tańszy od ciebie.
- Ale nie tak dobry jak ja.
- Wiem, że jesteś jednym z najlepszych, więc zapłacę ci te sto tysięcy kredytów. Ale jeśli zawiedziesz, wiedz, że przypłacisz to życiem.
Fett odwrócił się i wyszedł. Drzwi się otworzyły i zaczął iść długim korytarzem do lądowiska. Po drodze spotkał człowieka w zbroi takiej samej w jakiej on był. A więc jednak Vader chce dać jakieś zadanie Kastowi, pomyślał. Gdybym teraz nie był zajęty, to bym go od razu wyeliminował, już za długo psuł mi reputację. Jodo odwrócił swój zielony hełm w stronę Fetta i popatrzył w jego wizjer. Jednak Boba nie popatrzył się na niego, tylko szedł dalej. Nagle drzwi koło Fetta się otworzyły i wyszedł z nich jakiś inny dowódca. Zwrócił się do dwóch Mandalorian:
- Który z was do Jodo Kast?
- Ja. – odpowiedziała istota za Fettem.
Boba szedł dalej, lecz usłyszał rąbek ich rozmowy, który brzmiał: ,,...polecisz na Korelię...”. Widocznie to tam miał jakieś zadanie, a Vader nie miał już czasu, aby mu to powiedzieć. Doszedł wreszcie do drzwi hangaru, gdzie stał jego statek. W hangarze zobaczył także statek Kasta. Popatrzył się krótką chwilkę na niego i podszedł do swojego, po czym wszedł po opuszczonej klapie na pokład. No to teraz lecimy na Tatooin, pomyślał Boba Fett...
Rozdział 3
Statek Fetta właśnie lądował w jednym ze starych i zakurzonych hangarów w kosmoporcie Mos Eisly na Tatooin. Wokół było ich pełno, a w jednym z nich był ,,Sokół Milenium”. Wyszedł po opuszczonej klapie i ruszył w stronę wyjścia z hangaru. Na zewnątrz było pełno glinianych domów również zakurzonych. Wzdłuż rozciągała się ulica, po której chodziły istoty różnych ras a także szturmowcy, którzy musieli czegoś szukać. Niektóre z zaciekawieniem przyglądały się łowcy nagród. Był on znany w całej galaktyce, ale też miał pełno wrogów. Ruszył w stronę niedaleko położonej kantyny, gdzie miał się spotkać z istotą razy Rodiańskiej o imieniu Greedo. On także był łowcą nagród, ale raczej niedoświadczonym. Nie mógł się równać z Fettem. Po pięciu minutach doszedł do zapadłej kantyny, z której dobiegały dźwięki przypominające muzykę. Z tyłu kantyny zobaczył jakąś zieloną postać i domyślił się, że jego informator już na niego czeka. Podszedł do niego i zaczął rozmowę niezbyt uprzejmym tonem:
- Mów gdzie on jest, Greedo.
- Boba Fett, miło cię widzieć. Jak tam interesy? – zapytał uprzejmie Rodianin.
- Nie mam czasu na bezsensowne gadanie insekcie, mów gdzie jest Mandalorianin. – powiedział Boba z lekką nutą groźby.
- Mandalorianin? W tej galaktyce znać tylko jednego. Szanownego Boba Fetta.
- Liczę do trzech, a gdy nie usłyszę odpowiedzi, zmiażdżę ci krtań, czy co to tam masz w tym swoim gardle. – słowa zabrzmiały tak, że na pewno ten kto je powiedział nie żartuje.
- Fett się nie wściekać, ja powiedzieć! – po twarzy Greeda można było zobaczyć przerażenie. – Ostatnio go widzieć Dantooin! Ja nie kłamać!
- Jeśli to kłamstwo, wrócę po ciebie. – powiedział i zamierzał już odejść, lecz Rodianin go zatrzymał.
- A co z zapłatą? Przekazałem ci informację wartą fortuna.
- Ciesz się, że żyjesz robalu. – powiedział to i zamierzał się teraz udać do hangaru, gdzie czekał już na niego zapewne Jabba Hutt.
Fett kątem oka zobaczył, jak Greedo wchodzi do kantyny. Doszedł wreszcie do hangaru podobnego do tego, w którym stał jego ,,Niewolnik 1”. Wszedł powoli przez otwarte drzwi i w środku ujrzał ,,Sokoła Milenium”, a przed nim kilkoro ludzi i samego Jabbę rozmawiającego z jakimś osobnikiem w kapturze. Ów osobnik odwrócił się i zmierzał do wyjścia. Fett zauważył, że istota miała coś podobnego do trąby i jakieś gogle na oczach. Jakiś szpieg, pomyślał. Istota wyszła z hangaru, a Boba podszedł do Jabby.
- Cóż za miła niespodzianka, Fett. – z wielkiego cielska istoty podobnej do ogromnego ślimaka wydobył się głos.
- O co chodzi Jabbo? – zapytał Mandalorianin.
- Na razie o nic. Czekam, aż Greedo przyniesie mi zapłatę od Solo za ,,Sokoła”.
Po chwili do hangaru wszedł nie Rodianin, a sam Han Solo. Podszedł do Hutta i zaczęli rozmawiać. Fett przyglądał im się z boku. Z ich rozmowy usłyszał, że Solo zabił Greedo, i że dostanie pieniądze, za które spłaci ,,Sokoła Milenium”. Po rozmowie człowiek wyszedł i Jabba odezwał się znów do Boby.
- Nie ufam mu. Fett, jeśli nie przyniesie pieniędzy, masz go złapać i przynieść go mnie. Sowicie cię wynagrodzę. – po chwili padło pytanie. - A może myślałeś o sprzedaniu swojego statku?
- Nie. – powiedział Mandalorianin i udał się w stronę wyjścia.
Doszedł do hangaru, w którym stał jego statek, gdy zaczepił go inny łowca nagród. Był to Bossk. Istota rasy Trandoszan. Te poczwary przypominały wielkie jaszczury, które bardzo lubiły zabijać. Ten łowca nagród miał prawie tyle samo wrogów co Boba Fett.
- Fett, wiedziałem, że cię tu spotkam. Jest pewne zadanie, które da się wykonać tylko w zespole. Co ty na to?
- Czemu niby miałbym się zgodzić? – zapytał Fett z lekką oznaką znudzenia.
- Wiesz jaka jest nagroda za tego szturmowca, który ukradł krążownik imperium. Moglibyśmy go dostarczyć Imepratorowi i podzielić się nagrodą.
- Pomyśle nad tym. Na razie mam na głowie inne sprawy.
- Więcej informacji prześle ci na statek. Dam ci też nazwę planety, na której się spotkamy. – powiedział Bossk i udał się w stronę hangaru, gdzie przed chwilą był Boba Fett i Jabba Hutt.
Fett nie rozmyślając długo nad propozycją Trandoszanina, wszedł po klapie na statek, po czym uniósł go w górę i poleciał w stronę atmosfery planety. Gdy już wyleciał zaczął wytyczać współrzędne skoku w nadprzestrzeń, aby się znaleźć koło planety Dantooin...
No opowiadanie średnie, szczerze mówiąc spodziewałem się czegoś lepszego, ale cóż...
nie dużo błędów, ale nie ma wciągającej fabuły, być może dlatego, że te klimaty mnie nie bawią, dużo rzeczy jest nie dopowiedzianych, np.: z tymi klonami tego Fletta, jaka rola jest Drina.
Wogóle te myśli głónego bohatera nie są dobrze ujęte.
Nota 6,5/10
NaRka
Rozdział 4
,,Niewolnik 1” był już blisko planety. Fett czekał, aż jego ofiara pojawi się w zasięgu wzroku i wpadnie w jego pułapkę. Na razie nic. Musiał być cierpliwy. Cierpliwość, to cecha u łowców nagród, bez której na pewno by się było dobrym myśliwym. Wielu łowców, takich jak Bossk wolała wszystko zrobić na szybko i siłą, lecz Boba Fett był cierpliwy i zawsze czekał, aż jego ofiara wpadnie w zasadzkę, zamiast ścigać ją i używać siły. On najpierw wolał osłabić swoją ofiarę, potem ,,dobić”. I tak było tym razem. Gdy tylko imperialny statek klasy ,,Lambda” pojawi się za szybą, on do niego strzeli z pocisków jonowych, które unieruchomią statek. Wtedy on wejdzie na pokład i spróbuje wziąć żywcem swoją ofiarę. Ofiarę, którą kilka dni temu uwolniła ze szklanego pojemnika na planecie Kamino. Fett nie wiedział, czemu jego brat działał na szkodę Imperium. Przecież w kodeksie łowców nagród jest mowa, że zabrania się działać na szkodę Imperium. Drino jednak miał swój powód i złamał zakaz. Ale nie musiał go koniecznie złamać. Klon w niebieskiej zbroi nie musiał koniecznie wtedy pójść do biura gildii łowców nagród, mógł wtedy pójść gdzie zechciał. To samo tyczyło się pieniędzy, które mu dał. Może dalej myślał, że służy już nieistniejącym Jedi i chciał jak najbardziej szkodzić Imperatorowi? Może chciał się przyłączyć do Rebeliantów i im pomagać? To już Fetta nie obchodziło. Obchodziła go tylko zapłata za jego brata i za ten porwany statek.
Długo nie czekał, biały statek, który miał dwa skrzydła z boku, a trzecie wyrastające do góry pojawił się niedaleko ,,Niewolnika 1”. Boba zrobił wszystko, by statek pilotowany przez Drina nie zauważył go i nie wykrył. Ze średnią prędkością, imperialny statek przeleciał niczego się nie spodziewając i kierował się w stroną pobliskiej planety. Fett powoli włączył silniki i skierował swój statek przodem do tyłu statku Drina. Mandalorianin zaczął wciskać przyciski na konsolecie, a na koniec wcisnął guzik kolory niebieskiego. Cztery niebieskie wiązki energii poszybowały do pobliskiego wehikułu. Jednak tamten wykonał szybki zwrot i tylko jeden pocisk trafił. Pułapka nie wyszła. On się musiał tego spodziewać. Statek klasy ,,Lambda” przyspieszył i dalej kierował się w stronę planety. Fett nie odpuszczał. Znów wystrzelił wiązki energii, lecz i tym razem nie trafił. Przełączył strzał na normalne lasery i zaczął atak. Kilka wiązek energii trafiło, ale nie tyle, by zniszczyć statek. Statek nie mógł być zniszczony. Uszkodził tylko prawy silnik statku. To wystarczyło. Drino już mu nie mógł uciec, przynajmniej w nadprzestrzeń. Jego ostatnim ratunkiem była zielona Dantooin. Cały czas się na nią kierował. ,,Niewolnik 1” wyprzedził go i zaczął mówić do komunikatora.
- Drino, wiesz, że już jesteś mój. Zatrzymaj statek i poddaj się.
- Nie tym razem Boba. – z tej odpowiedzi Fett był niezbyt zadowolony. Drino robił po prostu kłopoty i tylko opóźniał jego schwytanie.
Nagle działka imperialnego statku ożyły i zaczęły wystrzeliwać wiązki czerwonej energii w stronę ,,Niewolnika 1”. Tylko jeden strzał trafił i za bardzo nic nie uszkodził, bo uży tym razem sztuczki swojego brata i odleciał na bok, a po chwili siedział już mu na ogonie. Gdyby tak nie zależało Imperium na tym statku, to by już dawno go rozniósł w pył. Nie cackał by się żadnymi laserami jonowymi, tylko od razu posłałby mu torpedę. Ale w tym wypadku był zmuszony lecieć za Drinem na zieloną Dantooin...
Wziełem się za czytanie twego opka z nadzieją, że bedzie to przełom jakim był "Samotny Łowca", ale niestety nie jest
Opowiadanie gramatycznie dobre nawet błędów nie wykryłem, aż takich.
Co do samej treści to jeste ona dobra fajny klimat i miło się czyta Jest jedno ALE fabuła, tak nieodpowiada mi ona z tego powodu, gdyż jest jakaś dziwna, małostkowa, w ogóle nie wciaga. Fabuła powinna nurtować, wciągac, snuc domysły. A w twoim przypadku tak nie jest.
Mam nadzieje, ze kolejne mnie zaskoczy