Rzyg kulturalny
ZBIEŻNOŚĆ OSÓB I ZWIERZĄT JAK NAJBARDZIEJ NIE JEST PRZYPADKOWA!
GUPoland - czyli o dwóch takich co niczego nie ukradli ( jeszcze )!
Rozdział I - " Karczma "
Był ciepły, letni dzień. W królestwie GUPoland ludzie w spokoju wykonywali swoje obowiązki. Panowała bloga cisza. No, może z jednym wyjątkiem. Mowie tu o karczmie " Pod zdechłym wieprzem ". Budynek ten nigdy nie przyciągał wzroku. Stary i obdarty, a do tego gromadzący w swoim wnętrzu najgorszych z najgorszych. Ot co - kolejna szumowina z hukiem została wyrzucona za drzwi na zbity pysk. Zdarza sie to dosyć często, dlatego nikt z miejscowych już praktycznie nie zwraca na to uwagi. Przeszkadzać może jedynie hałas oraz smród, ale cóż, do wszystkiego w końcu można sie przyzwyczaić. Wystrój karczmy także nie był nadzwyczajny. Poniszczone krzesła i stoły - już w sumie nie wiadomo, czy czas je tak poniszczył, czy może ucierpiały w burdach, które zapchlone pijocyny często tu wszczynają- no i lada, za która stal rosły barman ubrany w biały fartuch. Cuchnęło od niego na kilometr, ale i tak lepsze to niż widok jego paskudnej gęby. Musiał mieć chyba trudne dzieciństwo - matka karmiła go zapewne patelnia, bo z takim ryjem to sie urodzić nie można - nie licząc SAM NIE WIEM KOGO. Ludzie pili, jedli, zygali lub spali pod stołem po zaliczeniu - w naszych realiach powiedzielibyśmy - zgona. Typowy widok w karczmie. Nic nie wskazywało na to, że za niedługo wydarzy się coś, co zmieni losy świata na zawsze...
Nagle drzwi karczmy otworzyły się. Do środka wszedł wysoki paladyn odziany w połyskująca zbroje wykonana z czystego złota. Na plecach miał wieli miecz. W rękojeści błyszczały diamenty. W budynku zrobiło sie cicho. Każdy skierował swój przepity wzrok na niego. Bryl on na pewno potężnym, niemalże niezwyciężonym wojownikiem. Jego widok aż zapierał dech w piersiach - chociaż może to tylko dym z fajek powodował krztuszenie sie. Paladyn rozejrzał sie i powoli ruszył przed siebie. Minął pierwszy stolik, drugi - aż w końcu dotarł do trzeciego pod którym to w dziwnej pozie leżał jeden z naszych bohaterów. Na imię było mu MadMack. Wszyscy w okolicy znali ta mendę. Miał ciemne oczy i długie, aczkolwiek poniszczone włosy - w końcu nie używał Head&Shoulders - co ja plotę - on w ogolę sie nie mył. Paladyn spojrzał na niego, splunął i poszedł dalej. Maddy - ależ to słodko brzmi..., ekhmm..., wróćmy do tematu - Maddy obudził się. Podniósł powoli głowę i zaczął rozglądać sie dookoła. Miał mgle przed oczami. Wstał i chwiejnym krokiem przeszedł kilka metrów, aż zobaczył przed sobą twarz.
- Co ja widzę..., hyp..., eee..., proszę pani..., hyp..., pani jest na prawdę piękna..., hyp..., i myślę, że chcę panią pocałować.
Mad kompletnie zalany chwycił postać stojącą przed nim za głowę i zaczął ja namiętnie całować.
Chwile później drzwi karczmy otworzyły sie i MM z hukiem wyleciał z karczmy zaliczając pokaźną glebę. W drzwiach stał barman wycierając swoja twarz z śliny Madusia.
- Tu jesteś łajzo! Miałeś przynieść trochę żelaza! - wykrzyczał kolejny obdartuch, który gorączkowo przybiegł pod karczmę po tym, jak Mada wyrąbano za próg.
- No, ale ja przecież przyszedłem po żelazo..., hyp..., ale go nie było..., hyp..., to z rozpaczy sie winka napiłem.
- Zul pieprzony. Wstawaj idioto i idziemy...
- Nie tak glooośno, w głowie mi..., hyp..., huczy.
- Długo mam czekać?
- Dobra, Crisis dobra, już die... - MadMack podniósł sie z ziemi.
- No cepie jeden, to teraz idziemy coś zjeść - Cris odwrócił sie w kierunku domu, zrobił krok i...
...i potykając się o własne nogi zarył gęba w błoto...
C.D.N
--> Teraz pisze Crisis
PS: Przepraszam za brak Polskich znaków
Pozdrawiam
Mam nadzieję, że się nie obrazisz, za to, że poprawiłam polskie znaki Nic innego nie poprawiałam - żadnych literówek, słów itd. Wszystko po staremu, tyle, że z polskimi znakami