Rzyg kulturalny
"Wybraniec"
Prolog
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce…
Był to dopiero początek wojny Republiki z separatystami…
Na wojnę wysłano prawie wszystkich rycerzy Jedi…
Część z nich przepadała bez śladu…
Więc rada Jedi zmuszona była wysyłać padawanów bez swoich mistrzów…
Co narażało młodych Jedi na jeszcze większe niebezpieczeństwo…
Za to mistrzowie wysyłali byli w celach szukania chłopców w których moc była niezwykle silna…
Jednego z nich właśnie odnaleziono…
Planeta Tatooine, jedno z najgorszych miejsc w całej galaktyce -myślał niewysoki mężczyzna w brązowym płaszczu sunąc po jednym z wielu bazarów- , a jeśli to rada się pomyliła? Nie, Yoda nie mógł się mylić…
Przemyślenia mężczyzny przerwał podstawiony pod jego gardło blaster.
- Ty oddać wszystko co mieć, a my pójść gdzie indziej !- powiedział niezbyt wysoki przywódca bandy riodran.
Mężczyzna przypatrzył na niezbyt inteligentne istoty. Nie wyjmując rąk z rękawów zmierzył przywódcę groźnym wzrokiem.
- Zostawicie mnie w spokoju i odejdziecie oddając swoją broń tamtemu handlarzowi -powiedział lekko poruszając ręką.
Niespodziewanie grupka niespełnionych przestępców posłuchała się go i odeszła. Jedi uśmiechnął się i podążył dalej wąską uliczką.
Po 10 minutach marszu doszedł do niewysokiej lepianki. Rozejrzał się dookoła, zobaczył tylko kilku jawów rozmawiających z twil’ekiem i stojącego na rogu mężczyznę w dziwnym czerwono czarnym ubraniu. Sith ? -pomyślał- Nie to niemożliwe.
Podszedł do drzwi lepianki i zapukał. Drzwi lekko zakołysały w nawiasach po lekkim puknięciu nikt nie odpowiedział. Mężczyzna zapukał jeszcze raz. Tym razem również nikt nie odpowiedział. Dziwne. Jedi popchnął lekko drzwi, które otworzyły się lekko skrzypiąc. W środku panował półmrok. W okrągłej Sali dało się dostrzec stoliczek i dwa krzesła, oraz koc na ziemi, który zdawał się być posłaniem. Mężczyzna zamknął za sobą skrzypiące dzrziw i zdjął usiadł na krześle postanowiał poczekać na domniemanego „wybrańca”….
CDN.
Proszę oceniać moje opowiadanie w skali od 1 do 10.
Hmm za krótkie, moje opa przy tym to prawdziwe trylogie(a to już przynajmniej dziwne ), ale to jest mimo wszystko w realach SW, co zalizcam jako wielki plus no i zapowiada się ciekawie. Gdyby było o pół strony dłuższe byłoby 8/10 a jest 7/10.
Spotkanie
No nareszcie w domu -pomyślał 7 letni chłopiec zmierzając w kierunku lepianki. Lepianka ta była obskurna, lecz nie ma się co dziwić wystrojom tutejszych domów, gdyż jest to najbiedniejsza dzielnica Mos Espy. Gdy chłopiec doszedł już do drzwi i miał zamiar je otworzyć coś go „tknęło”. Spojrzał na drzwi były jakieś takie inne, zawsze je dobrze zamykał, a teraz, wydawało się jakby ktoś je otworzył? Nie to tylko -wyobraźnia pomyślał chłopiec i wszedł ośrodka…
Zamurowało Go, gdy zobaczył, że jakaś zakapturzona postać siedzi przy jego stole. Był sparaliżowany strachem. Co on to robi? Po co tu jest? Przecież jestem biedny nie mam nic wartościowego -takie i wiele innych myśli kłębiło się w głowie chłopca.
- Edgar? Edgar Gloomoor? -zapytał siedzący przy stole mężczyzna.
- Tak -odpowiedział chłopiec i przyjrzał się dokładniej postaci.
Mężczyzna był wysoki. Jego twarz przysłaniał brązowy jak reszta jego stroju kaptur. Chłopiec dostrzegł pod płaszczem coś metalicznego. Nie to nie blaster -pomyślał- klastery zawsze mają rączkę, a jeśli to… nie to niemożliwe, to na pewno jakaś pałka energetyczna jakiej używa milicja.
Jego przemyślenia przerwał mężczyzna :
- Jestem Orion Dale i przybyłem z rozkazu rady Jedi, musisz się ze mną udać…
- Co?! Jedi?! Tutaj?! -pytał niedowierzając chłopiec.
- Tak Jedi i do tego tutaj -powiedział lekko uśmiechając się mężczyzna. Zawsze lubił zadziwić nowych adeptów.
- Nie wieżę Ci pokaż, ze jesteś Jedi. Na przykład podnieś coś mocą -powiedział dumny z siebie chłopak, gdyż myślał, zę to nie jest Jedi tylko oszust, który właśnie wpadł.
Nagle krzesełko i stół zaczęły dygodać i podniosły się z ziemi i zaczęły wirować po pomieszczeniu.
- Teraz wierzysz? -zapytał Jedi.
- Tak -odpowiedział nieśmiało chłopiec.
- A więc chodź na Corruscant długo się leci -odpowiedział wstając mężczyzna.
Chłopiec ciągle nie mógł dojść do siebie. Jedi? -myślał- Ja będę Jedi, takim jak ten?
Dopiero upomnienie Oriona uświadomiło chłopcu, że ciągle stoi w miejscu zamiast iść za swoim przyszłym mistrzem Jedi…
No, fajnie, że ktoś się pokusił o napisanie opowiadania o Dżedajach (to aluzja do Boba Fett'a). Miła odmiana to tych wszystkich bezmyślnych opach w uniwersum Gothic'a, a że bardzo lubię świat SW to masz u mnie plusa .
Co do samego opa: jak dla mnie zbyt krótkie dajesz rozdziały, ledwo zaczynam się "zaczytywać", a Ty już kończysz . Łącz poszczególne fragmenty w dłuższe części.
Drugą wadą jest to, że trochę zbyt szybko wszystko się dzieje. Nagle zjawia się Jedi zabiera ni stąd ni zowąd dziecieka i bye bye. Przydałoby się więcej opisów, dialogi również mógłbyś nieco rozwinąć. To tyle
Ocena : 6/10 jak się poprawisz będzie więcej.
PS. Mam nadzieję, że będą jacyś Sith'owie tutaj.
PS2. Mam nadzieję, że ten dzieciak stanie się Sith'em .
Opowiadanie bardzo ciekawe.... dobre opisy i dialogi.... tylko tak dalej a będzie to jedno z lepszych opowiadań które czytałem.... Wielkim plusem jest to że wszystko dzieje sie w realich gwiezdnych wojen.... Tylko jeśli dzieje sie to podczas wojny republiki z separatystami to los bohatera może być jeden bo przecież wszyscy Jedi poza Yodą i Obi Wanem zgineli a lordów sithów było dwuch... imperator i Vader... No chyba że masz własną wizje tego co sie stało po powstaniu imperium i "sprawisz" że przetrwa jeszcze jeden Jedi...
Ale to już twoja decyzja... powodzenia w dalszym tworzeniu... 8+/10 (dlatego że tak krótko)
Problemy…
Edgar jeszcze nie mógł uwierzyć, że będzie Jedi. I gdy szedł taki zamyślony potrącal wielu ludzi, którzy na niego krzyczeli, lecz on sobie nic z tego nie robił, ciągle myślał o tym jaki będzie miał miecz i tym podobne. Za to Orion ciągle się rozglądał. Jakiś wewnętrzny głos mówił mu, że będzie źle. Zatrzymał się. Rozejrzał się dookoła. Po ulicy szły różne stwory i ludzie, po obu stronach były kwadratowe lepianki, mniej więcej wysokości 5 metrów, każda z nich była żółta i tak samo brudna. Każda miała 4 kwadratowe okienka bez szyb i jedne metalowe drzwi. Zamknął oczy. Pozwolił, żeby przepłynęła przez jego umysł fala mocy. Musnął każdego przechodnia mocą, gdy zrobił to pewnemu stojącemu pod ścianą człowiekowi dostał odpowiedź. Bolącą odpowiedź. Przez jego umysł przepłynęła fala bólu. Otworzył oczy i krzyknął. Rozejrzał się zobaczył go. Tak ciągle tam stał i się perfidnie uśmiechał. Nikt nie będzie sobie ze mnie robił żartów -pomyślał Jedi- zaraz zobaczy co to.. o czym ja myślę, jestem Jedi, powinienem hamować gniew, załatwię to „pokojowo”. Zaczął iść w kierunku podejrzanego człowieka. Zatrzymał się przed nim i powiedział :
- Jesteś aresztowany Sith, w imieniu…-nie dokończył zdania, gdyż otrzymał potężny kopniak w brzuch.
- Co? Chyba nie dosłyszałem rycerzyku -powiedział Sith z perfidnym uśmiechem.
Młody Edgar podbiegł do Oriona.
- Nic Ci nie jest? -pytał stroskany młodzieniec.
- Nic, a teraz idź do hangaru Mg-5 -powiedział Jedi- szybko !
Edgar spojrzał na rycerza jeszcze raz i pobiegł do hangaru.
Teraz byli sami. Jedi i Sith, ciekawe, który wygra -pomyślał Orion. Podniósł się z ziemi. Znowu pozwolił przypłynąć przez jego ciało mocy. Całkowicie się w niej zatracił. W uliczce zabuczały klingi włączanych mieczy. Szarą uliczkę rozświetliły czerwone i fioletowe światła.
Zaczęła się walka…
Potyczka
Sith zadawał silne i bardzo szybkie ciosy, lecz Orion z jeszcze większą szybkością i precyzją je blokował. Ich klingi zderzyły się, można było usłyszeć przeciągły świst.
- Nie wygrasz Jedi -powiedział Sith, gdy ich klingi były skrzyżowane- dzieciak będzie nasz!
- Nie byłbym tego taki pewien -odpowiedział Jedi.
Orion odepchnął Sitha, który wpadł na stragan z owocami i przewrócił go razem z sobą. Jedi podszedł do wywróconego straganu. Spojrzał w dół. Gdzie jest ten cholerny Sith? -pomyślał.
Rozejrzał się i nigdzie go nie było, postanowił użyć mocy… i wyczuł go tuż za sobą, szybko odskoczył na bok, Sith się zamachnął i Jedi to wykorzystał, szybkim ciosem odcinając głowę napastnika. Naokoło rozlała się czarna krew. Ile narkotyków musiało być w jego krwi, że zmieniła kolor? -pomyślał Orion patrząc z obrzydzeniem na zwłoki napastnika- No cóż takie jest życie. Podniósł miecz świetlny swego martwego wroga i ruszył w stronę hangaru…
No wprost świetne. Przeczytałem odrazu wszystkie części i wrażenia są spewnością dużo lepsze niz przy czytanieu każdej z osobna. Opowiadanie bardzo mi się podobalo (też lubie świat SW). Błędów jako tkaich nie było. Ma w sobie ono coś, fajna historia, mam nadzieje że napiszesz jesze kilka rozdiałów.
Ocena 9/10
Cześć !
Powiem wprost opowiadanie wręcz świetne, bardzo ładna kompozycja opowiadania. Opowiadanie wciągające. Widze, że masz talent, powinneś pisać opowiadania o rycerstwie lub oczymś innym.
~Kompozycja 10/10
~Klimat 10/10
~Ortografia 9/10
~Fabuła 10/10
~Dialogi 9/10
~Historia 10/10
Ocena 9++/10 dał bym 10 ale nie lubie za bardzo Coś o ,,Star Wars" chyba to się tak zwie.
Pozdro:Rod_
Teraz wróciłem z wakacji i znowu zabiorę się za opowaidanie, ale muszę zaczynać rozdział 5 od początku, gdyż miałem foramacik, ale cd na pewno nastąpi .
Pozdro all
PS. Proszę nie kasować tego posta, gdyż zedytuję go i zamieszczę w nim 5 rozdział. Z góry THX.
Edit no to zamieszczam całe opowoadanie razem z nowym 5 rozdziałem .
"Wybraniec"
Prolog
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce…
Był to dopiero początek wojny Republiki z separatystami…
Na wojnę wysłano prawie wszystkich rycerzy Jedi…
Część z nich przepadała bez śladu…
Więc rada Jedi zmuszona była wysyłać padawanów bez swoich mistrzów…
Co narażało młodych Jedi na jeszcze większe niebezpieczeństwo…
Za to mistrzowie wysyłali byli w celach szukania chłopców w których moc była niezwykle silna…
Jednego z nich właśnie odnaleziono…
Planeta Tatooine, jedno z najgorszych miejsc w całej galaktyce -myślał niewysoki mężczyzna w brązowym płaszczu sunąc po jednym z wielu bazarów- , a jeśli to rada się pomyliła? Nie, Yoda nie mógł się mylić…
Przemyślenia mężczyzny przerwał podstawiony pod jego gardło blaster.
- Ty oddać wszystko co mieć, a my pójść gdzie indziej !- powiedział niezbyt wysoki przywódca bandy riodran.
Mężczyzna przypatrzył na niezbyt inteligentne istoty. Nie wyjmując rąk z rękawów zmierzył przywódcę groźnym wzrokiem.
- Zostawicie mnie w spokoju i odejdziecie oddając swoją broń tamtemu handlarzowi -powiedział lekko poruszając ręką.
Niespodziewanie grupka niespełnionych przestępców posłuchała się go i odeszła. Jedi uśmiechnął się i podążył dalej wąską uliczką.
Po 10 minutach marszu doszedł do niewysokiej lepianki. Rozejrzał się dookoła, zobaczył tylko kilku jawów rozmawiających z twil’ekiem i stojącego na rogu mężczyznę w dziwnym czerwono czarnym ubraniu. Sith ? -pomyślał- Nie to niemożliwe.
Podszedł do drzwi lepianki i zapukał. Drzwi lekko zakołysały w nawiasach po lekkim puknięciu nikt nie odpowiedział. Mężczyzna zapukał jeszcze raz. Tym razem również nikt nie odpowiedział. Dziwne. Jedi popchnął lekko drzwi, które otworzyły się lekko skrzypiąc. W środku panował półmrok. W okrągłej Sali dało się dostrzec stoliczek i dwa krzesła, oraz koc na ziemi, który zdawał się być posłaniem. Mężczyzna zamknął za sobą skrzypiące dzrziw i zdjął usiadł na krześle postanowiał poczekać na domniemanego „wybrańca”….
Spotkanie
No nareszcie w domu -pomyślał 7 letni chłopiec zmierzając w kierunku lepianki. Lepianka ta była obskurna, lecz nie ma się co dziwić wystrojom tutejszych domów, gdyż jest to najbiedniejsza dzielnica Mos Espy. Gdy chłopiec doszedł już do drzwi i miał zamiar je otworzyć coś go „tknęło”. Spojrzał na drzwi były jakieś takie inne, zawsze je dobrze zamykał, a teraz, wydawało się jakby ktoś je otworzył? Nie to tylko -wyobraźnia pomyślał chłopiec i wszedł ośrodka…
Zamurowało Go, gdy zobaczył, że jakaś zakapturzona postać siedzi przy jego stole. Był sparaliżowany strachem. Co on to robi? Po co tu jest? Przecież jestem biedny nie mam nic wartościowego -takie i wiele innych myśli kłębiło się w głowie chłopca.
- Edgar? Edgar Gloomoor? -zapytał siedzący przy stole mężczyzna.
- Tak -odpowiedział chłopiec i przyjrzał się dokładniej postaci.
Mężczyzna był wysoki. Jego twarz przysłaniał brązowy jak reszta jego stroju kaptur. Chłopiec dostrzegł pod płaszczem coś metalicznego. Nie to nie blaster -pomyślał- klastery zawsze mają rączkę, a jeśli to… nie to niemożliwe, to na pewno jakaś pałka energetyczna jakiej używa milicja.
Jego przemyślenia przerwał mężczyzna :
- Jestem Orion Dale i przybyłem z rozkazu rady Jedi, musisz się ze mną udać…
- Co?! Jedi?! Tutaj?! -pytał niedowierzając chłopiec.
- Tak Jedi i do tego tutaj -powiedział lekko uśmiechając się mężczyzna. Zawsze lubił zadziwić nowych adeptów.
- Nie wieżę Ci pokaż, ze jesteś Jedi. Na przykład podnieś coś mocą -powiedział dumny z siebie chłopak, gdyż myślał, zę to nie jest Jedi tylko oszust, który właśnie wpadł.
Nagle krzesełko i stół zaczęły dygodać i podniosły się z ziemi i zaczęły wirować po pomieszczeniu.
- Teraz wierzysz? -zapytał Jedi.
- Tak -odpowiedział nieśmiało chłopiec.
- A więc chodź na Corruscant długo się leci -odpowiedział wstając mężczyzna.
Chłopiec ciągle nie mógł dojść do siebie. Jedi? -myślał- Ja będę Jedi, takim jak ten?
Dopiero upomnienie Oriona uświadomiło chłopcu, że ciągle stoi w miejscu zamiast iść za swoim przyszłym mistrzem Jedi…
Problemy…
Edgar jeszcze nie mógł uwierzyć, że będzie Jedi. I gdy szedł taki zamyślony potrącal wielu ludzi, którzy na niego krzyczeli, lecz on sobie nic z tego nie robił, ciągle myślał o tym jaki będzie miał miecz i tym podobne. Za to Orion ciągle się rozglądał. Jakiś wewnętrzny głos mówił mu, że będzie źle. Zatrzymał się. Rozejrzał się dookoła. Po ulicy szły różne stwory i ludzie, po obu stronach były kwadratowe lepianki, mniej więcej wysokości 5 metrów, każda z nich była żółta i tak samo brudna. Każda miała 4 kwadratowe okienka bez szyb i jedne metalowe drzwi. Zamknął oczy. Pozwolił, żeby przepłynęła przez jego umysł fala mocy. Musnął każdego przechodnia mocą, gdy zrobił to pewnemu stojącemu pod ścianą człowiekowi dostał odpowiedź. Bolącą odpowiedź. Przez jego umysł przepłynęła fala bólu. Otworzył oczy i krzyknął. Rozejrzał się zobaczył go. Tak ciągle tam stał i się perfidnie uśmiechał. Nikt nie będzie sobie ze mnie robił żartów -pomyślał Jedi- zaraz zobaczy co to.. o czym ja myślę, jestem Jedi, powinienem hamować gniew, załatwię to „pokojowo”. Zaczął iść w kierunku podejrzanego człowieka. Zatrzymał się przed nim i powiedział :
- Jesteś aresztowany Sith, w imieniu…-nie dokończył zdania, gdyż otrzymał potężny kopniak w brzuch.
- Co? Chyba nie dosłyszałem rycerzyku -powiedział Sith z perfidnym uśmiechem.
Młody Edgar podbiegł do Oriona.
- Nic Ci nie jest? -pytał stroskany młodzieniec.
- Nic, a teraz idź do hangaru Mg-5 -powiedział Jedi- szybko !
Edgar spojrzał na rycerza jeszcze raz i pobiegł do hangaru.
Teraz byli sami. Jedi i Sith, ciekawe, który wygra -pomyślał Orion. Podniósł się z ziemi. Znowu pozwolił przypłynąć przez jego ciało mocy. Całkowicie się w niej zatracił. W uliczce zabuczały klingi włączanych mieczy. Szarą uliczkę rozświetliły czerwone i fioletowe światła.
Zaczęła się walka…
Potyczka
Sith zadawał silne i bardzo szybkie ciosy, lecz Orion z jeszcze większą szybkością i precyzją je blokował. Ich klingi zderzyły się, można było usłyszeć przeciągły świst.
- Nie wygrasz Jedi -powiedział Sith, gdy ich klingi były skrzyżowane- dzieciak będzie nasz!
- Nie byłbym tego taki pewien -odpowiedział Jedi.
Orion odepchnął Sitha, który wpadł na stragan z owocami i przewrócił go razem z sobą. Jedi podszedł do wywróconego straganu. Spojrzał w dół. Gdzie jest ten cholerny Sith? -pomyślał.
Rozejrzał się i nigdzie go nie było, postanowił użyć mocy… i wyczuł go tuż za sobą, szybko odskoczył na bok, Sith się zamachnął i Jedi to wykorzystał, szybkim ciosem odcinając głowę napastnika. Naokoło rozlała się czarna krew. Ile narkotyków musiało być w jego krwi, że zmieniła kolor? -pomyślał Orion patrząc z obrzydzeniem na zwłoki napastnika- No cóż takie jest życie. Podniósł miecz świetlny swego martwego wroga i ruszył w stronę hangaru…
Opuszczenie Tatooine
Kiedy Orion doszedł do hangaru Mg-5 zauważył młodego Edgara, który posłuchał się go i ogląda teraz jego myśliwiec typu ARC-170 fighter. Hehe - zaśmiał się w myślach Jedi – chłopak nawet nie wie jaka to świetna maszyna… zaraz mu o niej opowiem.
- Hej wiesz co to za statek ?
- Chyba tak… jeśli się nie mylę to jest to republikański myśliwiec typu RSC-fighter, lecz nie jest on zwykły – odpowiedział z fascynacją chłopiec.
- Skąd to wiesz ? – spytał ze zdziwieniem, gdyż to on chciał zrobić wrażenie specjalisty od mechanizacji, a zarazem cieszył się, że Edgar nie zadaje pytań na temat sitha…
- Interesuję się tym, statki kosmiczne to był mój sposób na oderwanie się od mojego szarego życia…- powiedział ze smutkiem chłopiec widocznie przypominając sobie przeszłość.
- A chcesz, żebym opowiedział ci o nim więcej ? –spytał zadowolony z siebie Orion, gdyż znowu On będzie na miejscu specjalisty.
- Oczywiście ! –chłopakowi znowu wrócił dobry humor.
- A więc to jest specjalnie zmodyfikowany model statku kosmicznego ARC-170 fighter na potrzeby zakonu. Każdy rycerz Jedi w zakonie otrzymuje ten specjalny statek na misje, a teraz trochę o samym statku, jak widzisz zamiast bordowych pasów na statku są fioletowe, a wiesz dlaczego ?
- Nie –odpowiedział zafascynowany statkiem chłopiec.
- A no są dlatego fioletowe, bo ja tak chciałem, każdy Jedi może wybrać kolor tych pasów i to właśnie odróżnia wizualnie ten statek od innych modeli tej samej kategorii, a naped to już prawdziwe cudo. Specjalnie wzmacniany hipernapęd ze stoczni na korelii, a jak wiesz w tej stoczni robi się najlepsze statki –powiedział Jedi z nieukrywanym zadowoleniem.
- A co z uzbrojeniem -zapytał chłopiec ?
- Podstawowe klastery, lecz trochę podrasowane, i sześć torped protonowych zamiast podstawowych czterech. No, to już chyba wszystko, teraz chodźmy wypróbować co jest prawdą a co kłamstwem w tych statystykach.
- Ok., chodźmy szybciej ! –zawołał szczęśliwy chłopiec.
Gdy wsiedli do myśliwca i zamknęli właz, który również służył jako szyba, silniki zabuczały i statek zaczął się powoli unosić w górę. Kiedy był już na w atmosferze Orion włączył główny silnik i opuścili pustynną Tatooine. Młody Edgar jeszcze przez chwilę mógł popatrzeć na rodzinną planetę zanim Orion włączył hipernapęd....
W sumie opowiadanie zapowiada się ciekawie. Może lepiej zacznę od minusów.
Bowiem tak, nie podoba mi się ten Jedi, on tak jakby się chwali przed Edgarem (przed tobą?? ), a jak wiesz, Jedi tego nie robią. Dalej, trochę za mało akcji jest. Tylko ta walka ze Sithem była jednym z lepszych momentów tego opowiadania. Także nie podoba mi się długoś. Jest to krótkie, a widzisz po niektórych moich powieściach, że próbuję coś długiego dać, zamiast po kilka mniejszych rozdziałów.
Teraz plusy. Dla fanów Star Wars, a szczególnie wielbicieli Jedi to, co jeszcze zamierzasz nam przedstawić, może się okazać bardzo dobrym przykładem, jak się pisze opowieści Star Wars. Także pisownia jest bardzo dobra, a powtórzeń prawie żadnych. Na tym kończę ocenianie z wynikiem 8+/10. Spróbuj napisać dluższe rozdziały i dać w nich więcej akcji, a ocena wzrośnie do 9+/10, a może nawet 10/10.